FOLKLOR, PLAŻA I SARDYNKI (2)

Miasto Figueira da Foz jest znane, jako jedno z najstarszych i najchętniej odwiedzanych kąpielisk Portugalii. Pod koniec czerwca jednak, gdy świętowało miasto i trwał festiwal, zimna woda Atlantyku, chłodny, oceaniczny wiatr, chmury często zasnuwające słońce a także zajęcia festiwalowe nie sprzyjały plażowaniu. Przyjemność sprawiały za to długie spacery wzdłuż plaży z dzielnicy Buarcos Fort (gdzie ulokowano zespoły folklorystyczne) do centrum miasta. Zawód taksówkarza jest tam widać nieopłacalny, gdyż ten środek lokomocji był niedostępny.

Spośród zabytków szczególnie interesujące są zwykle te, związane ze znaczącymi periodami historii. Do panowania arabskiego i rekonquisty na Półwyspie Iberyjskim nawiązuje np. historia kościoła św. Juliana w Figueira da Foz (z najstarszą dokumentacja datującą się rokiem 1096), który zbudowany został na ruinach świątyni chrześcijańskiej zniszczonej przez Maurów. Z czasami kolonialnymi zaś wiąże się pałac Joachima Sotto Mayora, który dzięki zdobytemu w Brazylii majątkowi, stał się znanym dobroczyńcą.

Fatima -  kościół
Fatima - kościół

Niezbyt odległa od Figueira da Foz Fatima jest miastem szczególnym, jako miejsce objawień Matki Boskiej, nawołujących do różańca i zapowiadających niejako przemiany, jakie miały się dokonać w ciągu XX wieku. Hiacyntę i Franciszka - dwoje z trojga świadków objawień - ogłosi niebawem papież błogosławionymi.

Miejscem innego "kultu" wywodzącego się z tradycji są dla Portugalczyków korridy. Widowiska te, podobnie jak w Hiszpanii, przyciągają stale jeszcze wielu widzów, choć znaczna ich część, to turyści. Na arenie, która poprzedniego dnia służyła, jako scena festiwalowa, zaprezentowano walki człowieka z bykiem na oczach żądnej wrażeń publiczności. Nie była to wprawdzie walka na śmierć i życie ale byk i tak skazany był na śmierć w rzeźni nazajutrz po korridzie. W drugim spektaklu mógłby być już zbyt groźny dla cavaleiros, bądź bandarilheiros. Bohaterowie korridy, to zwykle przystojni, obdarzeni refleksem i zręcznością młodzi mężczyźni, zarabiający na tradycji. Gdyby ich przeciwnikiem był mechaniczny byk - robot, zmagania te byłyby niczym innym, jak zwykłym rzucaniem ostrych narzędzi do ruchomego celu. Kiedy jednak na grzbiecie byka pojawia się krew a on sam z wściekłości tłucze łbem o bandę, poza którą nie potrafi uciec... W przeszłości na tym terenie figurki byków i dzików były obiektem kultu. Obecnie zwierzęta służą zaspokojeniu potrzeby gwałtownych podniet albo zapełnieniu pustki wewnętrznej. Tak właśnie skomentował motywacje kibiców walk na ringu Sławomir Mrożek w opowiadaniu "Interwał". W "Indyku" zaś pisze : "... śmierć gladiatora piękną jest dla widzów. Ale nikt nie wie co się dzieje w (jego) duszy... ". Trudno mówić o duszy zwierzęcia, za to łatwo zrozumieć furię byka, gdy podniecony czerwoną muletą i rozjuszony ukłuciami pik szarżuje na konia, bądź torreadora. Ale co kraj, to obyczaj !

Barwne korowody, koncerty na świeżym powietrzu dostępne dla szerokiej publiczności, trochę turystyki i... czas wracać. Przemierzanie autobusem Europy od Polski do Atlantyku i z powrotem wymaga prawie tygodnia czasu, a więc praktycznie tyle samo, ile trwało uczestnictwo w festiwalu. Dlatego też trzeba było zdyskontować tę długą podróż choć krótkim pobytem na kuszącej słońcem hiszpańskiej riwierze. Gorąca plaża w Pineda del Mar potraktowana, jak patelnia jednego dnia nie zachęcała do kąpieli słonecznych w kolejnym dniu relaksu. Atrakcją była natomiast wycieczka do wesołego miasteczka "Wodny Świat ", gdzie główną rozrywką były zjeżdżalnie, znacznie dłuższe, niż te w ogródkach jordanowskich, a jazda na plecach, bądź pontonie kończyła się pluśnięciem do wody i zalewającą oczy kąpielą w basenie.

Hiszpański dzień wypadało zakończyć wieczorem z flamenco w wykonaniu miejscowych artystów pełnych wigoru, nie żałujących w tańcu obcasów i kastanietów. Rozsuwany dach sali koncertowej nie zmniejszał wysokiej temperatury tego spektaklu, ale przydawał mu romantyzmu blaskiem księżyca i gwiazd.

Jeszcze tylko wizyta w niedalekiej Barcelonie i znowu "powrót do przyszłości". Długą drogę do domu urozmaicała swoista autobusowa giełda przeżytych wrażeń, zwiedzonych w Barcelonie obiektów. Prym bez wątpienia wiodła niedokończona jeszcze świątynia pod wezwaniem Sagrada Familia czyli Świętej Rodziny, której architektem był Antonio Gaudi (1852-1926) autor także kilku innych, baśniowych w swym charakterze budowli Barcelony. Zawsze jednak pozostaje tyle nie poznanych zabytków i miejsc, jak sąsiadujące z Barceloną Monserrat z ogromnym klasztorem benedyktynów, sanktuarium de Sainte Marie de Monserrat, muzeum sztuki oraz siedzibą najstarszego w Europie dziecięcego chóru. Ale to już innym razem... Za to półgodzinny postój w Cannes o bladym świcie: ledwo co widoczne w świetle latarni odciski rąk aktorów i reżyserów na płytkach chodnikowych w Alei Gwiazd, niezbyt atrakcyjna bryła festiwalowego pałacu, majaczące w szarości odchodzącej nocy maszty w przystani jachtowej bogaczy tego świata, i dalej w drogę.

Pachnący od kwiatowych olejków poranek w Grasse tuż za Niceą, gdzie zwiedzić można Muzeum Perfumerii i gdzie pachnie różami nawet woda w fontannie, zakończył się drobnymi zakupami "orientalnych, owocowych, kwiatowych, naturalnych... " zapachów uwięzionych w "cennych" flakonikach. Ostatnie pieniądze wydane, a tu jeszcze gościnne progi Księstwa Monako i kasyna Monte Carlo. Brak mamony ograniczył na szczęście hazard do minimum ( trochę strat własnych w automatach do gry).

I tak od Fatimy po Monte Carlo i dalej, toczył się po Europie autobus, jak wóz cygański, wioząc do domu amatorów folkloru. Pozostały wrażenia artystyczne, turystyczne, a także towarzyskie po spotkaniach z ludźmi różnych nacji i kultur. Zostały wspomnienia o tym, jak restaurator w Portugalii zauroczony polskimi strojami ludowymi w czasie koncertu galowego, zaprosił kilku członków Zespołu na sardynki. Pozostała w pamięci historia o przydrożnym hiszpańskim barze La Barca, gdzie Zespół "Katowice" zatrzymał się "na popas" i zaimprowizował minikoncert polskiej ludowej piosenki. Właścicielowi baru widać spodobał się polski folklor muzyczny, gdyż przyniósł naręcze czerwonych goździków aby je wręczyć polskim dziewczynom.

Festiwalowe spotkania zaowocowały także w inny sposób. Grupa Czechów natychmiast po powrocie z Portugalii wysłała Zespołowi "Katowice" zaproszenie na koncerty do swojego kraju. Tyle ludzi, tyle spotkań i gestów przyjaźni!

Przełom wieków jest czasem najlepszym aby jeszcze raz uświadomić sobie potrzebę przyjaźni, pokoju i tolerancji nie wszędzie jeszcze panujących w Europie i w świecie, do których drogą może być wzajemne poznanie dzięki podróżom. Dlatego też do adekwatnych dla podróży z folklorem haseł, że muzyka łagodzi obyczaje a podróże kształcą, można dodać wynikające z obserwacji i przeżytych wrażeń hasło ogólniejsze, nie dość jeszcze wykorzystywane, iż podróże umożliwiające poznanie szerokiego świata i ludzi, rodzić mogą zrozumienie i tolerancję, przyjaźń i pokój.