WROCŁAWSKI BAL SPORTOWCA

W poniedziałek 17. stycznia punktualnie o godzinie 19. 00 rozpoczął się we wrocławskim Klubie Związków Twórczych VII Bal Sportowca. Jego pomysłodawcą i organizatorem jest od samego początku świata redakcja "Życia Akademickiego", od lat wielce zaprzyjaźnione z nami pismo Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Prawdziwie karnawałowy bal połączony jest tradycyjnie z ogłoszeniem wyników Plebiscytu na najpopularniejszych sportowców i trenerów AWF Wrocław.

fot. 1 Od pierwszych minut do samego końca imprezy czuliśmy się otoczeni wielką troską i atencją organizatorów i miłych naszych gospodarzy zarazem. Szczególnie wdzięczni jesteśmy za posadzenie nas przy stoliku "zarezerwowanym dla władz uczelni" - doceniamy ten gest.

W czynnej odpowiedzi na przeuprzejme zaproszenie, parzysta, mieszana płciowo delegacja wyruszyła w karnawałowo - rewolucyjnych nastrojach z Katowic wprost na wrocławski rynek i do wymienionego powyżej Klubu Związków Twórczych zaraz potem. Wnętrze klubu wypełniał już powoli i po brzegi kilkusetosobowy tłum balowiczów. Ze względu na ograniczona pojemność sali liczba biletów została też ograniczona do pięciuset. Dodatkowo rozdano ponad dwieście zaproszeń. A wszystko to aby zapobiec katastrofie, która wydarzyła się rok wcześniej - goście wypełnili wtedy wnętrze klubu (niemałe) swoimi niemal dziewięciuset osobami tak szczelnie, że nie tylko taniec, ale nawet zwykła towarzyska rozmowa (taka z zachowaniem odpowiedniego dystansu wobec rozmówcy) okazała się niemożliwa.

Wrocławski Klub Związków Twórczych to w zasadzie nie jedna ale cały labirynt sal i pomieszczeń, w których się kolejno jadło, piło (bezalkoholowe oczywiście) podziwiało zwycięzców plebiscytu i tańczyło (Jakże pełna trudów i wyrzeczeń bywa czasem praca redaktora GU, nieprawdaż? ). Podziwialiśmy nieustannie własną wytrwałość na parkiecie i w rozmowie oczywiście, ale przede wszystkim chodziło przecież o sportowców - laureatów plebiscytu.

VII plebiscyt na najpopularniejszego sportowca AWF Wrocław w 1999 roku wygrała ubiegłoroczna mistrzyni świata w judo - Beata Maksymow, na dalszych miejscach uplasowali się: Rafał Kubacki (judo) i Urszula Włodarczyk (lekkoatletyka). Wśród trenerów plebiscyt wygrał już po raz drugi Wiesław Błach (judo). Drugie i trzecie miejsce przypadło kolejno Kazimierzowi Witkowskiemu (judo) i Tomaszowi Jankowskiemu (koszykówka - drogi redaktorze naczelny "Życia Akademickiego", cała redakcja GU gratuluje lub wręcz zazdrości Panu faktu posiadania TAAAKIEGO syna!).

Teraz jeszcze bardziej zaprzyjaźnionej redakcji "ŻA" dziękujemy uprzejmie za zaproszenie, jednocześnie składając solenną obietnicę rewanżu, kiedy tylko uda się doprowadzić do organizacji równie prestiżowej imprezy w Katowicach.

Beata Maksymow
- Sportowiec Roku 1999 w plebiscycie organizowanym przez "Życie Akademickie" i AWF Wrocław.

MK: Pani Beato, na początku pragnę pani pogratulować zdobycia tytułu Sportowca Roku 1999 AWF Wrocław.

Beata Maksymow: Bardzo dziękuję.

MK: Czy nie czuje się pani trochę zmęczona tym zgiełkiem wokół pani osoby.

BM: Tak, jestem tym trochę zmęczona. Jest to jednak wpisane w mój zawód, w zawód sportowca. Ale nie jestem fanem takich zlotów. Wolę imprezy w bardziej kameralnym gronie.

MK: Może powinien chronić panią przed licznym tu gronem dziennikarzy, pani trener. Właśnie o rolę trenera chciałbym panią zapytać. Jaka ona jest i jaka powinna być rola trenera?

BM: Trener to nie tylko szkoleniowiec na tatami. Zdecydowałam się na indywidualną współpracę z trenerem Błachem i ma ona trochę inny charakter. Z racji tego, że trenuję indywidualnie, trener jest nie tylko szkoleniowcem, ale i po trochu przyjacielem, kolega, kompanem. Indywidualna współpraca na nas to wymusza. Kontakt między zawodnikiem i trenerem w takim układzie wykracza poza sprawy czysto szkoleniowe. Kontakty te są nieco bliższe bardzo nam to pomaga nawzajem się lepiej zrozumieć i co najważniejsze efektami takiej współpracy są sukcesy jakie wspólnie odnosimy.

MK: Trener organizuje pani walki sparingowe z mężczyznami. Czy daje to pani pewien handicap przed walkami ze swoimi rywalkami na zawodach? Czy nie lekceważy ich pani później, wychodząc z założenia że to nie to co mężczyzna i krzywdy mi nie zrobi?

BM: Bardzo dużo mi dają walki z mężczyznami. Jest to na pewno walka z przeciwnikiem, który w pewien sposób jest zbliżony do mnie warunkami fizycznymi. Ze mną jest podobna sytuacja jak z Rafałem (Kubackim przyp. MK). Nie ma dla nas sparing partnerów w naszej wadze, więc trening wtedy jest nieco utrudniony. Ale to nie tak jak pan myśli. Walka taka nie jest w stanie wprowadzić mnie w stan, w którym na zawodach zlekceważę przeciwniczkę. W walce z mężczyznami jestem w uprzywilejowanej sytuacji (śmiech) gdyż są wprowadzone pewne ograniczenia i pewnych technik nie mogą oni wykonywać. Jak widać jest to w pewnym sensie walka niepełna. Ale na pewno takie treningi mi wiele pomagają w przygotowaniu się do ważnych walk.

MK: Otrzymała pani nagrodę w pewnym sensie od władz uczelni za swój dorobek sportowy w ubiegłym roku. Gdyby miała pani wybrać kierunek studiów, na jaki by się pani zdecydowała?

BM: Oj, to już trochę za późno (śmiech). Przespałam pewien okres w moim życiu i czas na studia już chyba minął. Gdybym mogła jednak go cofnąć to wybrałabym biologię lub jakąś dyscyplinę z nią związaną. Zawsze mnie to bardzo pociągało.

MK: Pani Beato, nie mogę nie zapytać o to, o co pytają wszyscy. Kiedy zdobędzie pani medal na Olimpiadzie?

BM: Tak, to pytanie bardzo często się pojawia w rozmowach z dziennikarzami. Byłam już tak blisko (dwa razy piąte miejsce - MK), ale medalowego miejsca nie udało się wywalczyć. Bardzo bym chciała to osiągnąć w Sydney. Mam takie marzenie i bardzo solidnie się przygotowuję do tej imprezy, wiadomo dla każdego sportowca najważniejszej. Jestem dobrej myśli i mam nadzieje że wrócę z medalem na piersi. Może złotym. (uśmiech)

MK: Na pewno wszyscy pani kibice będą trzymali kciuki, zwłaszcza że może to być już ostatnia szansa na przywiezienie medalu z olimpiady. Czy planuje jeszcze pani start w Atenach?

BM: To bardzo odległa jeszcze w czasie impreza. Staram się skupić na Sydney i na osiągnięciu tam jak najlepszego, medalowego, wyniku. Myślę, że jeżeli zdrowie mi dopisze i będą mnie omijać poważne kontuzje to kto wie. Może zdecyduje się na start w Atenach. Byłaby to już moja czwarta zaliczona Olimpiada. Jednak judo to sport, w którym bardzo łatwo o kontuzje i trudno przewidzieć, co może się wydarzyć w ciągu czterech lat.

MK: Dziękuje, i życzę powodzenia na tatami.

BM: Dziękuje również i pozdrawiam czytelników i kibiców "Gazety Uniwersyteckiej".

Wiesław Błach
- Trener Roku 1999 w plebiscycie "Gazety Akademickiej" i AWF Wrocław

MK: Gratuluję. Beata Maksymow Sportowcem Roku 1999 AWF Wrocław, pan Trenerem Roku. Sukcesy procentują.

Wiesław Błach: (śmiech) Dziękuje. Można tak powiedzieć. Procentują, ale też zobowiązują.

MK: Pytałem panią Beatę o to, kim powinien być trener. Czy tylko trenerem czy także przyjacielem.

WB: Teraz sama rola trenera w tych czasach bardziej współczesnych jest taka że nie ogranicza się tylko do przeprowadzania treningu na macie i potem po prostu nie widzimy się. Obecnie trener jest powiedziałbym i po trosze menadżerem i po trosze przyjacielem, który rozwiązuje trudne problemy i sprawy. No i oczywiście także szkoleniowcem, który bezpośrednio czuwa nad procesem treningowym. Teraz pojęcie trenera się zmieniło i jest dosyć szerokie. I ja czasami muszę być i psychologiem i dietetykiem żeby Beata stosowała tę dietę, którą ma ustaloną. Jestem więc wszystkim po trochu i dobrym duchem który czasami poklepie ale i zgani, za to co się robi. Taka jest rola trenera i trener ma coraz więcej pracy, bo ogarnąć wszystkie dziedziny, które są związane z procesem treningowym jest niezwykle trudno.

MK: Czy może pan powiedzieć że Beata jest dla pana największym osiągnięciem trenerskim? Bo można powiedzieć że trener realizuje się w jakiś sposób poprzez zawodnika. Czy myśli pan o pracy z jakąś inną zawodniczką po tym jak karierę zakończy pani Beata?

WB: Oczywiście muszę powiedzieć że Beata jest najbardziej utalentowaną zawodniczką z jaką miałem do tej pory do czynienia. Jak to się mówi trafił się diament i teraz trzeba go oszlifować. Nie zawsze się diament trafi, wtedy trafiamy na coś innego i staramy się szlifować, a to nie wychodzi. Jest naprawdę materiałem, którego mi zazdroszczą wszyscy trenerzy. Powiem panu że ciężko będzie znaleźć drugi taki talent w polskim judo jakim była Beata Maksymow. Będzie także bardzo trudno, aby jakaś zawodniczka powtórzyła zdobycze medalowe Beaty. Bo jest ich niemało. 21 razy zdobyła tytuł Mistrzyni Polski, 2 razy była Mistrzynią Świata, 7 razy Mistrzynią Europy. Naprawdę trudno powtórzyć takie sukcesy, takie wyniki. Czeka mnie wiele pracy, aby znaleźć taki podobny talent, taki kamień szlachetny jak Beata i zacząć go odpowiednio szlifować żeby przynajmniej osiągała wyniki zbliżone do Beaty. No jak zdobędzie medal olimpijski to będzie wszystko dobrze...

MK: No właśnie o ten medal chciałem zapytać. Bo jest nie pokonana w Mistrzostwach Świata i Europy, a ciągle brakuje tego najważniejszego medalu dla sportowca, no i dla trenera również.

WB: Tak. Dwukrotnie była piąta i muszę przyznać że w obydwu tych olimpiadach zabrakło jej trochę szczęścia. Jak to się mówi w życiu do trzech razy sztuka. Sądzę, że Sydney będzie ukoronowaniem jej kariery sportowej i zdobędzie w końcu medal olimpijski. Ten upragniony. Mam nadzieje że będzie to złoty medal, a nie srebrny czy brązowy.

MK: A czy planujecie jeszcze starty w Atenach?

WB: Ja bym bardzo chciał żeby Beata startowała. Ja jestem przygotowany na trenowanie jej do Aten. Niemniej zależało to będzie wszystko od niej, od jej zdrowia, od motywacji i nastawienia. Nie ukrywam że już będzie starszą zawodniczką, bo już teraz ma w tym roku 33 lata. Dla sportowca, dla kobiety jest to sporo. Jeżeli myśli o założeniu rodziny i o życiu prywatnym będzie musiała zrezygnować ze sportu. Jeżeli jednak będzie chciała to pogodzić to ja nie mam nic przeciwko temu.

MK: Chciałem zapytać o taki wspólny incydent z waszej drogi sportowej. Kiedy przestał być pan trenerem kadry narodowej i Beata powiedziała że nie będzie trenowała z nikim innym. Jak pan się do tego ustosunkował?

WB: Muszę powiedzieć że bardzo mnie zaskoczyła...

MK: Czy spodziewał się pan tego po niej, że podejmie taką decyzję?

WB: Było to bardzo miłe zaskoczenie dla mnie, że właśnie Beata, najbardziej utytułowana zawodniczka zdecydowała się na to żeby ze mną trenować indywidualnie. Przeniosła się do Wrocławia. I muszę powiedzieć, że był to z jej strony bardzo duży akt odwagi. Bardzo ja podziwiam za to i szanuję. Muszę wiązało się z tym mnóstwo kłopotów dla Beaty. I zresztą miała trochę kłopotów dzięki temu, że tak się zdecydowała ze mną trenować, a nie trenowała z kadrą. Ale sądzę że wyszło jej to na dobre. Efekt zresztą było widać w zeszłym roku.

MK: Dziękuje bardzo i życzę sukcesów

WB: Dziękuje.