STYPENDYŚCI MEN

WERONIKA ŚLĘZAK I MARIA ŚWIĄTKIEWICZ
Obydwie są studentkami III roku Międzywydziałowych Interdyscyplinarnych Studiów Humanistycznych. Razem brały udział w pracach badawczych w ramach projektu pt. : "Rodzina katowicka 2000" realizowanego przez Instytut Socjologii UŚ oraz w licznych seminariach i konferencjach naukowych. W ramach MISH uczestniczyły w zajęciach na Uniwersytecie Jagiellońskim, Papieskiej Akademii Teologicznej i Akademii Muzycznej w Katowicach. Jako stypendystki Centro di Lingua e Cultura Italiana Giacomo Leopardi zaliczyły kurs kultury i języka włoskiego w Belforte all'Isauro we Włoszech.

fot. 1

Maria brała udział, już samodzielnie, w realizacji badań terenowych nad postawami "starych" Górnoślązaków wobec pracy, prowadzonych przez Instytut Socjologii UŚ. W ramach MISH studiuje socjologię jako kierunek wiodący, a także filozofię, kulturoznawstwo i psychologię, uczestniczy także w kursie języka angielskiego w British Council oraz w kursie Przewodników Tatrzańskich, jest pomocnikiem instruktora narciarstwa i prowadzi gimnastykę zdrowotną w "Klubie Puszystych" w Rudzie Śląskiej.

Weronika tymczasem studiuje w ramach MISH politologię, filozofię, kulturoznawstwo i psychologię oraz socjologię jako kierunek wiodący. Ze względu na swoje zainteresowania orientem nawiązała kontakt z naukowcami Muzeum Azji i Pacyfiku, współpracuje także z Teatrem Zagłębia oraz Fundacją Batorego, jest członkiem Stowarzyszenia Wychowanków Liceum im. St. Staszica w Sosnowcu.

Ostatnio właściwie ciągle są razem, mniej więcej od jakichś trzech lat. Poznały się na egzaminach wstępnych na studia i polubiły natychmiast. Razem chadzały na te same zajęcia, zdawały kolejne egzaminy - to zbliża. Trafiły na pierwszy rok działalności MISH-u, bo Marii "zabronił" zdawać na socjologię ojciec, który jest pracownikiem naukowym na tym wydziale, a Weronikę zawsze interesowało mnóstwo rzeczy, często na pozór zupełnie nie związanych ze sobą. Jeszcze w połowie maja nie wiedziała do końca gdzie chciałaby studiować. Myślała o wielu najprzeróżniejszych kierunkach i uczelniach, poczynając od studiów prawniczych a na aktorskich kończąc. Na lakonicznie zwięzłą informacje o MISH-u natknęły się obydwie niemal zupełnie przypadkowo (i niezależnie od siebie), przeglądając Informator dla kandydatów na studia w UŚ. Znalazły ją na ostatniej stronie.

Od trzech lat uczestniczą w zajęciach na różnych wydziałach UŚ, w cieszyńskiej filii i w Krakowie. Na każdym wydziale stykają się z zupełnie innym podejściem do studenta, inne są obyczaje, ludzie się inaczej ubierają, inaczej wyglądają. Największa różnica jest chyba pomiędzy Katowicami a Cieszynem. Tam zajęcia mają charakter bardziej warsztatowy i kontakt pomiędzy studentem a Mistrzem oparty jest na zupełnie innych zasadach. Z Mistrzem można porozmawiać o najprzeróżniejszych rzeczach, pójść do herbaciarni. Cieszyn to Campus uniwersytecki z prawdziwego zdarzenia, można przychodzić w kapciach na uczelnię i przesiadywać tam następnie do wieczora. Na miejscu jest kino, sala koncertowa, galeria sztuki. Żyje się zupełnie inaczej niż w Katowicach, gdzie ludzie przychodzą "i tylko patrzą jak stąd uciec".

Pewnych stereotypów nie da się przełamać. Na WNS-ie ludzie są dosyć zróżnicowani, zarówno pod względem zainteresowań i przede wszystkim płciowo (w odróżnieniu od filologii czy PiPs-u) - i to jest właśnie bardzo ważne. Inne jest wtedy życie studenckie, inaczej wyglądają rozmowy na korytarzach, pewnie dlatego akurat ten wydział najbardziej przypadł im do gustu - także pod względem zainteresowań - obydwie wybrały socjologie jako kierunek wiodący. Tam czują się także najserdeczniej przyjmowane przez grono studentów, gdzie indziej zdarza się nawet, że nikt nie chce im nawet pożyczyć notatek, takim kosmitkom nie wiadomo skąd. Niezwykle trudny bywa czasami proces integracji z grupą - tym bardziej, że często biorą udział tylko w jednych wspólnych ćwiczeniach. Czasem miały wręcz wrażenie, że ich obecność wręcz dezintegruje jedność grupy, dążącej naturalnie do zamknięcia. Nie było natomiast nigdy większych problemów z prowadzącymi, pomijając fakt, że nawet teraz, po trzech latach działalności MISH-u, sporo osób nadal nie wie co to za studia, nawet szacowni profesorowie.

A dlaczego wybrały właśnie socjologię? A dlatego, że jest to nauka, która dotyczy wszystkich możliwych dziedzin życia człowieka, sięga do każdego pokładu ludzkiego życia, rzeczywistości ludzkiej pojmowanej najszerzej. Poza tym pomaga zdecydowanie znaleźć się w społeczeństwie, uczy różnych potrzebnych zachowań, umiejętności przewidywania. Maria miała początkowo zamiar zdawać na matematykę, skończyła przecież liceum w klasie o profilu matematyczno-fizycznym, ale nagle wydało jej się, że jest to nauka nazbyt hermetyczna, nie dla ludzi, mało użyteczna.

Kiedy nie są stypendystkami MEN, w cywilu (a najczęściej tak się właśnie widzą i czują) najchętniej uprawiają sporty i chodzą po górach, poza tym pływają, jeżdżą na nartach, rowerach, rolkach i łyżwach, wspinają się na skałkach. W zasadzie nie rozgraniczają czasu na wolny od nauki i zajęty. Całe ich życie jest właściwie jednym radosnym studiowaniem, bo "człowiek nawet jeżdżąc na nartach wciąż zastanawia się nad różnymi rzeczami, obserwuje grupy narciarzy, ich zachowania, ubiór, w różnych miejscach kraju i świata - łatwo wtedy wyróżnić wszelkie mody, charakterystyczne zachowania konsumenckie. To jest bardzo śmieszne. " Studia to dla nich pasja, choć nie traktowana ze śmiertelną powagą, raczej z dystansem. Studia nie są po to, żeby zrobić dyplom, ale żeby zobaczyć i poznać ciekawe miejsca i ludzi.

Ostatnio bardzo intensywnie wybierają się do Nepalu. A jest to kolejny czynnik konstytuujący ich wzajemne stosunki, podstawa wspólnych zainteresowań. Intryguje je szczególnie nepalski teatr - a to dzięki temu, że liznęły także trochę kulturoznawstwa. Początkowo Nepal znaczył dla nich przede wszystkim bardzo wysokie góry - Himalaje - szczyt marzeń. Teraz plany uległy nieznacznej modyfikacji: "Pojedziemy w Himalaje, a przy okazji może zrobimy coś pożytecznego, czyli zbadamy tamtejszy teatr. " Zaczęły już dosyć intensywnie działać w tym kierunku. Brały udział w konferencjach naukowych, słały listy, nawet zaprzyjaźniły się z jednym sympatycznym Hindusem. Jeździły także do Krakowa na zajęcia na indianistyce (o Indiach oczywiście, a nie Indianach). Spotkania odbywały się na IX piętrze, dmuchał tam zawsze wiatr. Grupa liczyła 10 osób. Większość znalazła się na tym kierunku, bo nie dostali się na inny. Czuły się tam dość egzotycznie. Nieustannie poszukują sponsora wyprawy. Niestety przed zamkniętymi drzwiami opanowuje je zazwyczaj lęk wielki jak Himalaje.

Kolejną płaszczyzną porozumienia jest fakt, że obydwie ukończyły szkoły muzyczne. Teraz, kiedy Maria gra na flecie, Weronika akompaniuje jej na fortepianie. Wybrały się więc na Akademię Muzyczną w Katowicach na zajęcia z historii muzyki z literaturą. Znowu malutka, sześcioosobowa grupa i one dwie - i czterogodzinne ćwiczenia. I ustawicznie ktoś się spóźniał, jeden godzinę, a inny trzy. Rewelacja.

Stoją na stanowisku, że wszelkie ich - tak zwane - osiągnięcia są wynikiem przede wszystkim dystansu i pozytywnego podejścia do materii studiów i studiowania jako takiego. Trochę to może niesamowite, niezrównoważone i wariackie, ale pędzi je do przodu jakaś ciągła chciwość świata i nienasycenie.

A co potem? Maria jeszcze nie wie, Weronika chciałaby mieć męża i dzieci.

MONIKA DEREK
Studentka V roku filologii polskiej. Aktywnie działa w Kole Naukowym Językoznawców, bierze udział w badaniach dotyczących językowego obrazu świata (stereotypów) w Zakładzie Współczesnego Języka Polskiego. Jest autorką artykułów o charakterze publicystycznym i naukowym na temat stereotypu językowego kobiety. Współpracuje ze Szkołą Języka i Kultury Polskiej UŚ, gdzie uczestniczyła w cyklu seminariów z zakresu metodyki nauczania literatury polskiej i języka polskiego jako obcego, uczestniczyła i współorganizowała konferencję naukową: "Multimedia w nauczaniu języka rodzimego jako obcego". Niedawno wyszła za mąż. Wszelkiej pomyślności na nowej drodze życia życzy najserdeczniej cały zespół redakcyjny GU.

Monika Derek

Taką już ma skrzywiona osobowość - i dotyczy to nie tylko i wyłącznie studiowania, ale wręcz wszystkiego, czego się tylko tknie - że cokolwiek robi, to musi to być zrobione dobrze i do końca, zupełnie niezależnie od tego, co by to miało być. Sprawy mają się oczywiście jeszcze lepiej, jeśli przedmiot działania jakkolwiek ja pociąga i interesuje. I oczywiście nigdy nie zdawała sobie sprawy, że robi o wiele więcej niż inni, i że w ogóle robi cokolwiek więcej - ona po porostu tylko robi swoje "nic nadzwyczajnego" (jak sama uporczywie uważa).

Przyznanie stypendium MEN stanowi dla niej przede wszystkim szalenie duże wyróżnienie, była zresztą tym faktem dość mocno zaskoczona. Poza tym jest to w jej życiu wydarzenie o wielkim znaczeniu terapeutycznym - pozwala zapomnieć na chwile o swoich wielu kompleksach (powodów do których nie stwierdzono - przyp. red. ). No i jest to także po prostu niezmierna przyjemność dowiedzieć się, że ktoś zauważa i docenia to, co właśnie robi, a dzięki dodatkowej ilości pieniędzy może sobie kupić więcej książek!

Kiedy zaczynała studia wydział nie zaskoczył jej w żaden sposób, ani negatywnie, ani pozytywnie. A to chyba dlatego, że nigdy nie usiłowała sobie wyobrażać jak powinna wyglądać jej edukacja w murach uczelni wyższej, a przynajmniej żadnych konkretów. Oczywiście jedne przedmioty przypadły jej do gustu duuużo bardziej niż inne, ale nawet te mniej lubiane starała się traktować jako potrzebne, każdy rodzaj wiedzy bywa przecież kiedyś tam w życiu użyteczny, tylko nigdy nie wiadomo kiedy.

Mimo tej jakże kompromisowej postawy, gdyby ktoś wetknął jej w rękę czarodziejską różdżkę, to życzyłaby sobie i wszystkim tym, którzy tu studiują i kiedykolwiek będą studiować, żeby mieli jednak większe prawo wyboru tego, czym chcieliby się zajmować i żeby było więcej zajęć fakultatywnych, z których można wybrać coś najlepszego dla siebie.

Na miejsce swoich studiów wybrała Uniwersytet Śląski, bo po prostu mieszka tu, blisko - i kryterium to okazało się zaiste doskonałe, bo swojego wyboru nie żałowała nigdy, ani przez chwilę. O wyborze kierunku studiów zadecydowała dosyć wcześnie, a duży w tym udział jej nauczyciela języka polskiego w szkole średniej, który namówił ją do wzięcia udziału w olimpiadzie literatury i języka polskiego. Powiodło jej się "nie najgorzej" i ten fakt właśnie dał jej najpierw do myślenia i zrozumienia, a ostatecznie utwierdził ją w swoich przekonaniach i planach.

Ideał nauczyciela - polonisty to dla niej człowiek otwarty na świat i innych ludzi i nigdy ale to nigdy nie może zapominać o tym, że w tym zawodzie należy się nieustannie doskonalić. Nie wolno absolutnie poprzestawać na tym, co się już kiedyś osiągnęło. Kiedy człowiek przestaje pracować nad sobą, rozwijać się - wtedy się cofa.

Nie jest niestety osobą jakoś specjalnie systematyczną, nad czym od dłuższego czasu szczerze acz bezskutecznie boleje. Nigdy zawczasu nie potrafi zabrać się do wykonania swoich zobowiązań - które zwyczajowo odkłada niestety na ostatnią chwilę. I tym właśnie sposobem po kilku dniach zupełnego lenistwa nastaje okres maksymalnie wytężonej pracy, nagle trzeba przecież zdążyć z napisaniem pracy lub nauką do egzaminy w niemożliwie krótkim terminie i koniec, wtedy nic już nie da się odłożyć na potem.

Za to w czasie wakacji gustuje przede wszystkim w wyjazdach ze Śląska, w jakimkolwiek kierunku. Najlepiej odpoczywa zmieniając miejsce pobytu. Bardzo lubi towarzystwo ludzi, ale raczej jest to stałe, dość kameralne grono, garstka wypróbowanych przyjaciół, z którymi często wspólnie spędza czas. Szczególnym sentymentem darzy góry i Mazury.

Trochę grywa sobie, tak zupełnie amatorsko, na pianinie. Pozwala jej to na oderwane się od czasu do czasu od tego... co jest w zasadzie przyjemne, ale w nadmiarze może zaszkodzić (? ). Niestety "koncertować" waży się jedynie w ścisłym gronie najbliższych. Po prosu nie robi tego wystarczająco dobrze jak ja własne wymagania. Lubi Szopena - jest jednak tak bardzo skomplikowany i wymagający technicznie...

Niczego jeszcze dokładnie nie wie, ale chyba jednak, najprawdopodobniej, tak jej się wydaje, że nie chciałaby kończyć już swojej edukacji. Plany te są jednak dla niej jak na razie zbyt dalekosiężne i nie poczuła się jeszcze przyparta do muru w kwestii podejmowania jakiejkolwiek ostatecznej decyzji w tej materii.