Opowiada mgr Giga Gogosashvili, stypendysta Rządu RP, specjalista ds. rekrutacji studentów międzynarodowych, absolwent zarządzania na Uniwersytecie im. Ilji w Tbilisi oraz filologii polskiej na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach

Śląski żurek i ხაჭაპური

Gdy mgr Giga Gogosashvili podczas studiów licencjackich na Uniwersytecie im. Ilji w Tbilisi (Gruzja) mógł rozpocząć lektorat drugiego języka obcego, zdecydował się na naukę języka polskiego. Po trzech miesiącach, w ramach semestralnej wymiany studentów, po raz pierwszy przyjechał do Katowic. Śląskie miasto tak bardzo go urzekło, że postanowił podjąć studia magisterskie na Uniwersytecie Śląskim jako stypendysta Rządu RP. W rozmowie wskazuje różnice i podobieństwa między Polakami i Gruzinami, podkreślając jednak, że nigdy nie czuł się na Śląsku obco. – Te dwa narody naprawdę się lubią! – dodaje z przekonaniem.

Mgr Giga Gogosashvili, absolwent Wydziału Filologicznego UŚ
Mgr Giga Gogosashvili, absolwent Wydziału Filologicznego UŚ

Podczas mojego pierwszego pobytu w Polsce potrafiłem zaledwie powiedzieć: „Dzień dobry, mam na imię Giga, jestem z Gruzji”. Dopiero tutaj tak naprawdę zacząłem uczyć się języka polskiego w Szkole Języka i Kultury Polskiej UŚ. Dlatego postanowiłem zmienić kierunek studiów i wybrałem specjalność dyskurs publiczny na UŚ. Prawie wszyscy studenci z Gruzji, którzy razem ze mną przyjechali na wymianę, wrócili potem, by kontynuować studia w Polsce. Ja zawsze mówię, że warto tu przyjechać, nawet jeśli na początku będzie trudno. Wszystko było nowe, szczególnie język, z którym do tej pory mam problemy. Zdarza się, że zgaduję końcówki, odmieniając wyrazy. Zresztą Polacy też czasem zgadują (śmiech).

Na początku czułem dystans. Teraz myślę, że wy, Polacy, tacy jesteście – pierwszy kontakt nie jest łatwy, ale potem, gdy się bliżej poznajemy, zaczyna być wspaniale. W Gruzji jest odwrotnie. My jesteśmy otwarci na każdego człowieka, a potem, przy dłuższej relacji, możemy nagle wytworzyć dystans. Ostatecznie wolę jednak „wersję” polską. Nigdy zresztą nie czułem się traktowany inaczej, może właśnie dlatego, że Polacy i Gruzini się lubią!

Gdybym miał porównać sposób nauczania w obu krajach, zwróciłbym uwagę na rewolucję, która dokonała się w Gruzji w 2003 roku. Wybraliśmy ścieżkę amerykańską, odczuwalną na moim uniwersytecie w Tbilisi. Myślę, że mamy tam realny wpływ na zajęcia i prowadzących. Poza tym wydaje mi się, że mieliśmy bardziej bezpośredni kontakt z nauczycielami. W Polsce granica między studentem i wykładowcą jest większa. To nie znaczy oczywiście, że jest źle, ale chyba nie było jeszcze rewolucji.

Ligota to w ogóle inny świat. Nawet nie czujesz, czy jesteś w Polsce, czy w jakimikolwiek innym kraju! Szczególnie jeśli mieszkasz w akademiku nr 7 zdominowanym przez obcokrajowców... Był tam klub studencki Straszny Dwór, który za dnia stawał się stołówką. Czasem brakowało mi gruzińskiej kuchni, dlatego razem ze znajomymi zaczęliśmy z klubem współpracować i tak powstała pierwsza gruzińska stołówka na Śląsku. Gotowaliśmy tradycyjne potrawy, takie jak szkmeruli (gruz. შქმერული), czyli kurczaka w sosie czosnkowym oraz lobio (gruz. ლობიო) – zupę z czerwonej fasoli, a oni je sprzedawali. Przyprawy sprowadzaliśmy z Gruzji, z innymi produktami był czasem problem, jak chociażby ze specjalnym serem używanym do przygotowania słynnego chaczapuri (gruz. ლობიო), ale zawsze udawało się znaleźć odpowiedni zamiennik. Największym zainteresowaniem, oprócz wspomnianego placka z serem, cieszyły się również pierogi zwane chinkali (gruz. ხინკალი). Zdarzało się, że przyjeżdżali mieszkańcy z centrum Katowic czy z innych miejscowości województwa śląskiego, by próbować naszych potraw. Jeszcze dziś czasem ktoś pyta, czy nadal działamy. Być może jest to znak, że warto pomyśleć o gruzińskiej restauracji w Katowicach.

Jeśli chodzi o kuchnię w Polsce, to zdecydowanie wybieram kotlet schabowy i żurek śląski! Na początku trudno było się przyzwyczaić na przykład do sposobu podawania dań: najpierw zupa, potem drugie danie, deser... W Gruzji wszystkie potrawy podawane są jednocześnie i każdy wybiera, co i w jakiej kolejności będzie jadł.

A jeśli rozmawiamy o jedzeniu, to warto również powiedzieć kilka słów o naszych świętach. W Gruzji Boże Narodzenie będzie obchodzone 7 stycznia, natomiast sylwester i Nowy Rok – 13 i 14 stycznia według kalendarza gregoriańskiego. W dzień Bożego Narodzenia pościmy (zauważyłem, że w Polsce jest inaczej) i spędzamy czas w cerkwi na modlitwach. Mamy też kilka tradycyjnych noworocznych potraw. W każdej gruzińskiej rodzinie musi pojawić się na stole indyk w sosie orzechowym saciwi (gruz. საცივი) oraz tolma (gruz. ტოლმა) – potrawa przypominająca polskie... gołębie? Gołąbki!

Sylwestra spędzam z przyjaciółmi co roku w innym europejskim mieście. Zaczynaliśmy od Krakowa, potem był Wiedeń, Paryż, a w tym roku będzie Budapeszt. W każdym z tych miast mieszka któryś z moich rodaków. Dzięki temu możemy się spotykać i wymieniać doświadczenia. To nasza tradycja.

W 2014 roku rozpocząłem studia doktoranckie na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Oczywiście widzę różnicę. Ludzie wydają się jeszcze bardziej otwarci, być może ze względu na większą liczbę obcokrajowców. Wolę jednak zostać w Katowicach. To jest mój drugi dom, tu mieszkają moi znajomi i przyjaciele, i oni są najważniejsi.

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Agnieszka Szymala