Rozmowa z dr. hab. prof. UŚ Dariuszem Kubokiem, dyrektorem Instytutu Filozofii UŚ

Filozofia uświadamia nam to, czego nie wiemy

Kiedy w mediach pojawiły się informacje o decyzji dotyczącej likwidacji kierunku filozofia na Uniwersytecie w Białymstoku, towarzyszyły im dramatyczne nagłówki w polskiej prasie o wygnaniu, pożegnaniu czy wręcz końcu filozofii. Ponad stu profesorów, ludzi kultury, publicystów i historyków podpisało list w jej obronie skierowany do minister nauki i szkolnictwa wyższego, prof. dr hab. Leny Kolarskiej-Bobińskiej.

Dr. hab. prof. UŚ Dariusz Kubok, dyrektor Instytutu Filozofii UŚ
Dr. hab. prof. UŚ Dariusz Kubok, dyrektor Instytutu Filozofii UŚ

Trzy lata funkcjonowania kierunku filozofia na Uniwersytecie w Białymstoku okazały się wystarczające dla członków tamtejszej Rady Wydziału Instytutu Socjologii, którzy złożyli wniosek o likwidację kierunku ze względu na jego „nierentowność”. Czy jest to jednostkowy przypadek, czy raczej pierwszy krok niepokojących zmian w przestrzeni polskich uczelni wyższych?

– Myślę, że istnieją pewne powody do niepokoju. Musimy sobie odpowiedzieć przede wszystkim na podstawowe pytanie: w jaki sposób będziemy myśleć w przyszłości o uniwersytecie? Jest to zresztą pytanie natury filozoficznej, dotyczy bowiem przyjętej hierarchii wartości. Jeśli zaczynamy traktować kierunki studiów tylko „rynkowo”, to znaczy jeśli decydujemy się na ich likwidację w przypadku nierentowności, to powiedzmy to wreszcie głośno. Jeśli natomiast przyjmujemy pewne priorytety, w tym zespół zagadnień, bez których trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie uniwersytetu w ogóle, wówczas muszą istnieć określone narzędzia, które pozwolą tym kierunkom przetrwać. Kiedy spotykaliśmy się przed tak zwanym Okrągłym Stołem w sprawie humanistyki z dyrektorami innych instytutów filozofii, to jednym z postulatów było dofinansowanie wybranych kierunków, których nie możemy oceniać na podstawie prostego rachunku ekonomicznego. Jeśli chcemy postrzegać uniwersytet jako firmę, powtórzę raz jeszcze – powiedzmy to głośno, wówczas przynajmniej nie będziemy mieć złudzeń.

W ostatnim czasie coraz częściej organizowane są, także na naszym uniwersytecie, debaty poświęcone przyszłości i roli szeroko rozumianej humanistyki. Z jednej strony można odnieść wrażenie, że znalazła się ona w kryzysie, z drugiej – że w owym kryzysie była od zawsze... Stąd nieustająca walka, by własnymi metodami udowadniać swoją wartość.

– Dylemat zawarty w tym stwierdzeniu znów ma naturę filozoficzną. Nie pamiętam dłuższego okresu w historii, który charakteryzowałby się bezgranicznym szacunkiem dla wolności rozważań filozoficznych. Albo komuś przeszkadzały, albo były ideologizowane. Istnieje pewna teoria, która głosi, że jeśli człowiek nie musi się intelektualnie bronić, wówczas następuje uwiąd. Jeśli stan obecny jest przejawem tej tendencji, powinniśmy sobie z nim poradzić i nie ma powodów do obaw. Myślę, że zawsze warto dyskutować sensownie, opierając się przede wszystkim na faktach.

Kogo pan profesor zaprosiłby do takiej dyskusji?

– Na pewno nie samych filozofów, bo wiem, co by powiedzieli (śmiech). Z każdym warto rozmawiać, ale wszystkie strony muszą zgodzić się na wyjściowe warunki owej dyskusji. Mam na myśli gotowość do zrewidowania swoich poglądów w trakcie debaty oraz koncentrację na dobru przyszłych pokoleń i uniwersytetu, czyli perspektywę długodystansową. Inaczej dyskusja nie ma sensu. Zaprosiłbym przede wszystkim ludzi, którzy mają realny wpływ na rzeczywistość, osoby decyzyjne, przedsiębiorców, samorządowców, którzy często nie zdają sobie sprawy z naszego lokalnego bogactwa. To jest dobry czas do organizowania debaty i pokazywania tego, jak wartościowi są nasi absolwenci.

W idealnym państwie Platona nie było miejsca dla poetów, władza natomiast miała spoczywać w rękach filozofów. Tymczasem żyjemy w społeczeństwie, w którym ani poetom, ani filozofom nie żyje się łatwo... Kilka dni temu moja znajoma powiedziała, że jej brat, wybierając studia, zdecydował się na filozofię. Rodzice zareagowali negatywnie, stwierdzając jednogłośnie, że nie znajdzie pracy i w przyszłości będzie miał trudności z utrzymaniem rodziny.

– Jest to jeden z mitów, który wciąż utrzymuje się w naszym społeczeństwie. Ja swoje studia wybierałem już jakiś czas temu, ale podobne słowa usłyszałem od moich rodziców. Mamy więc różnicę pokoleniową, a problem pozostaje ten sam. Zdaniem wielu osób studiowanie filozofii prowadzi prostą drogą do bezrobocia. Zakres kompetencji naszych absolwentów pozwala sądzić, że ich status na rynku pracy będzie zdecydowanie lepszy niż tych, którzy są wąsko specjalizowani. Polecam uwadze stronę www.studiujfilozofie.pl. O wiele większy problem stanowią jednak osoby publiczne, które w swoich wypowiedziach niejednokrotnie ów mit nieprzydatności filozofii wzmacniają. Może oszczędzę nazwiska, ale jedna z ważnych osobistości polskiego życia publicznego podczas debaty poświęconej właśnie likwidacji kierunku filozoficznego w Białymstoku, powiedziała, że nie jest zaskoczona zaistniałą sytuacją. W opinii tego człowieka nikt nie wybierze filozofii, ponieważ nie znajdzie potem zatrudnienia. Jeśli mówią to rodzice do swojego syna, który zamierza studiować filozofię, ja na to mogę przymknąć oko, ale ktoś, kto ma wpływ na to, co dzieje się w społeczeństwie, powinien przynajmniej zmierzyć się z faktami, które tej opinii przeczą.

Jakie są wobec tego fakty?

– Zupełnie niedawno zostały przeprowadzane badania na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, dotyczące stopnia bezrobocia wśród absolwentów różnych kierunków humanistycznych. Okazało się, że jeden z najniższych odsetek liczby osób, które nie mają pracy, odnosił się do absolwentów filozofii. Zawsze rozmawiam ze studentami pierwszego roku, pytając ich o powód wyboru właśnie tego kierunku. Pojawiają się głosy osób, które studiują na przykład psychologię i wybrały filozofię jako swój drugi kierunek, aby pogłębić wiedzę, by poszerzyć horyzonty. Myślę, że filozofia uświadamia nam to, czego nie wiemy. Najważniejsza jest umiejętność zadawania właściwych pytań. Trzeba wiedzieć również, gdzie szukać odpowiedzi, świat z pewnością nie jest otwartą księgą pełną gotowych rozwiązań. Nasi studenci uczą się także myślenia analitycznego, krytycznego, holistycznego. Potrafią szybko odnajdywać się w nowych sytuacjach, dlatego można ich znaleźć potem w różnych branżach, w instytucjach, w bankach... Pamiętam słynny list, opublikowany w „Gazecie Wyborczej”, w którym prezes PZU Andrzej Klesyk pisał, że nie może znaleźć odpowiednich pracowników wśród absolwentów kierunków związanych z finansami, zarządzaniem czy ekonomią. Wymienił wówczas brakujące umiejętności, wspominając o samodzielnej pracy intelektualnej, myśleniu analitycznym oraz samodzielnym poszerzaniu swojej wiedzy. Przeczytawszy artykuł, mógłbym panu prezesowi odpowiedzieć bardzo krótko: niech pan poszuka wśród absolwentów filozofii.

Dlaczego, mimo upływu czasu i wspomnianych faktów, ów mit nadal jest tak silny? Wydaje się niebezpieczny. Może bowiem charakteryzować nie tylko myślenie na przykład przeciętnego mieszkańca Katowic czy niektórych osób publicznych, lecz również przedsiębiorców, którzy nie dostrzegą w absolwentach filozofii swoich potencjalnych pracowników. Czy to oznacza, że nie zdołano odpowiednio mocno „pokazać” umiejętności absolwentów tego kierunku, którzy rzeczywiście mogą być świetnymi pracownikami sektorów gospodarki, niekoniecznie kojarzących się z humanistyką?

– Najlepszym miejscem do uderzania jest oczywiście własna pierś. Powinniśmy faktycznie mocniej komunikować ogromną wartość studiów filozoficznych. Z drugiej strony mam wrażenie, że problem leży także po stronie pewnych rozwiązań strukturalnych. Obserwowaliśmy najpierw pewien trend, zgodnie z którym dokonywano przekształcania wszelkiego rodzaju szkół w uniwersytety. Potem pojawiły się głosy mówiące o konieczności utworzenia wyższych szkół zawodowych zamiast owych uniwersytetów. W tym przypadku na pierwszy plan wysuwa się tak zwane „odnalezienie się studenta na rynku pracy”. Tymczasem powinniśmy pamiętać, że praca, życie i uniwersytet to trzy różne sfery. Wyższe szkoły zawodowe są potrzebne, ale nie wyobrażam sobie społeczeństwa pozbawionego uniwersytetu w formie klasycznej.

Myślę, że warto także mówić o zmianach w naszym instytucie. Kiedy próbowaliśmy zrobić coś nowego, a mówię o kierunku doradztwo filozoficzne i coaching, pierwsze komentarze przedstawicieli różnych nauk były, delikatnie mówiąc, wstrzemięźliwe. Jest to pierwszy tego typu kierunek w Polsce. Chcieliśmy pokazać, że filozofia znajduje zastosowanie zarówno w wymiarze mądrościowym, jak i praktycznym. Była to próba odzyskania utraconego terenu i dziś możemy mówić o sukcesie. Nowy kierunek cieszy się dużą popularnością wśród kandydatów na studia.

Oby doradztwo filozoficzne nie wyparło jednak filozofii.

– Ma pani rację. Nie chciałbym dożyć czasów, w których nie byłoby filozofii. Z pewnością nie nazwałbym instytucji pozbawionej tego kierunku uniwersytetem.

Jeśli chodzi o zmiany strukturalne, wprowadzono również opłaty za studiowanie drugiego kierunku. Czy można już mówić o efektach tej decyzji?

– Zdecydowanie tak. Z pewnością zmniejszyła się liczba studentów filozofii. Dziwi mnie wprowadzony limit osób, które mogą podjąć studia w ramach drugiego kierunku bezpłatnie. Jest to jedna z decyzji podyktowana względami ekonomicznymi. Jeśli przyjrzelibyśmy się ofercie dydaktycznej takich szacownych uniwersytetów, jak Oksford czy Cambridge, zobaczylibyśmy różnorodność kierunków. Wspomnę chociażby o filozofii i matematyce czy filozofii i psychologii, traktowanych jako pewna całość. U nas próbuje się wprawdzie budować nowe międzyobszarowe kierunki, mam na myśli ISM, ale w tym przypadku musimy rozwiązywać kwestię punktów ECTS czy wyboru tak zwanych kierunków wiodących. Studia w ramach drugiego kierunku były dobrym alternatywnym rozwiązaniem, wielu studentów decydowało się na filozofię, która miała poszerzać ich spojrzenie na pierwotnie wybraną dyscyplinę naukową.

Czy w związku z debatą toczącą się między innymi wokół przyszłości i znaczenia tego kierunku na wyższych uczelniach studenci filozofii na Uniwersytecie Śląskim mogą czuć się bezpieczni?

– Biorąc pod uwagę twarde argumenty, czyli poziom naszej kadry, jakość oferowanych studiów, gamę specjalności i nowe kierunki, to myślę, że nie ma powodów do obaw. Z drugiej jednak strony – wszyscy powinniśmy być szczególnie wyczuleni na dobro uniwersytetu, którego jednym z filarów są studia i badania filozoficzne.

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Małgorzata Kłoskowicz