W grudniu 2011 roku zakończył się międzynarodowy projekt badawczy SPHERE finansowany w ramach VII Programu Ramowego Unii Europejskiej. Socjologowie badali przemiany kultury i tożsamości społecznej w starych regionach przemysłowych poddawanych procesom rekonwersji w różnych krajach Europy.
Na czym polegały główne badania i jakie były cele projektu SPHERE?
– Istotą projektu była obserwacja i analiza przeobrażeń zachodzących w regionach poprzemysłowych, poddawanych procesom rewitalizacji w różnych krajach Europy: Francji (Corbeil-Essonnes), Hiszpanii (Elda, Alcoy), Niemczech (Norymberga), Wielkiej Brytanii (Dearn Valley – płd. Yorkshire), Turcji (Zonguldak – górnicze miasto na wybrzeżu Morza Czarnego) oraz w Polsce. Polski zespół – socjologów z Zakładu Badań Kultury Współczesnej Instytutu Socjologii UŚ – analizował przeobrażenia społeczności lokalnych i krajobrazu kulturowego w województwie śląskim. Celem badań było stworzenie wielowymiarowego, interdyscyplinarnego opisu zmian oraz ich skutków, towarzyszących restrukturyzacji ekonomicznej badanych dzielnic.
Badania były prowadzone tylko w dwóch miastach: osiedle Kaufhaus i Godula w Rudzie Śląskiej oraz Koszelew i Ksawera w Będzinie…
– Tak, ale takich dzielnic jest bardzo dużo, np. Świętochłowice Lipiny, Załęże w Katowicach, Bobrek w Bytomiu. Myślę, że nie ma miasta w województwie śląskim, gdzie nie byłoby takiego miejsca. Często chodzi o bardzo dużą społeczność – dzielnicę, miasto, gdzie jedynym zakładem pracy była np. kopalnia lub huta, która zatrudniała kilka tysięcy osób i była podstawą egzystencji całej społeczności. Nietrudno sobie wyobrazić, jak dramatyczne konsekwencje dla mieszkańców tych osiedli miało zamknięcie kopalni czy huty . Wielu z nich nie poradziło sobie z nową sytuacją. Dlaczego wybraliśmy do badań akurat te miejsca? Bo są bardzo typowe, spełniają najistotniejsze dla nas kryteria, czyli pokazują przebieg procesu restrukturyzacji. Badania prowadziliśmy w województwie śląskim, ale projekt miał charakter międzynarodowy. Okazało się, że niezależnie od tego, gdzie były przeprowadzane badania, mieszkańcy w podobny sposób opisują swoje doświadczenia – dominuje poczucie porzucenia, pozostawienia samym sobie, rozżalenia, nostalgia za przeszłością.
Co się stało z tymi społecznościami?
– To jest proces, który zaczął się ponad trzydzieści lat temu, a może nawet jeszcze wcześniej, bo przecież nie możemy zapominać, że po 1945 roku na Śląsku nastąpiła ogromna wymiana ludności, przerwanie ciągłości, wykorzenianie ludzi na siłę. Część z nich została brutalnie rozdzielona, a społeczność porozrywana przez procesy historyczne (wojna, okres powojenny). Następnie łączenie rodzin, a także napływ ludności z innych regionów Polski – wszystko to przyczyniło się do osłabienia lokalnych więzi społecznych. Fenomenem na pewno były familoki, nie jeden czy dwa, ale duże osiedla przyzakładowe. Bardzo specyficzne dla Śląska, ale z drugiej strony, jeśli weźmiemy pod uwagę np. Zagłębie, to też znajdziemy takie skupiska – chociaż nie w takim natężeniu. Te osady przyfabryczne czy przykopalniane były realnymi wspólnotami, połączonymi nie tylko miejscem pracy i zamieszkania, ale także – podobieństwem położenia społecznego. Były to typowe społeczności robotnicze, spojone wspólnym codziennym funkcjonowaniem, którego rytm wyznaczany był przez pracę w kopalni czy hucie. Opisy takich wspólnot znajdziemy u Kutza, Janoscha czy Bienka, a są one wiarygodne, bo ich autorzy wywodzą się z podobnych środowisk. Dzisiaj te społeczności na naszych oczach się rozpadają. Młodzi uciekają, zostaje starsze pokolenie, a domy popadają w ruinę…
Jak zatem wygląda sytuacja ludzi, którzy tam zostali?
– Dramatycznie. Chociaż oczywiście te procesy nie wszędzie tak samo przebiegają. Mamy społeczności, które mimo wszystko jakoś próbują sobie radzić, znaleźć nowy sposób na życie, np. katowicki Nikiszowiec. Tam się coś dzieje. Nawet jeśli dawne formy życia wspólnotowego nie istnieją, to pojawia się coś innego, Niestety, największy problem jest tam, gdzie mamy do czynienia z kumulacją negatywnych czynników demograficznych (starzenie się populacji, migracje zewnętrzne i wewnętrzne), ekonomicznych (upadek zakładu pracy, z którym sprzężone było życie lokalnej społeczności) czy też materialnych (degradacja substancji mieszkaniowej, zaniedbania i zniszczenia otoczenia). Czasem takie umierające dzielnice na chwilę ożywają, na przykład z okazji Barbórki, która na moment przywraca poczucie wspólnoty, ale potem wszystko wraca do punktu wyjścia, czyli do marazmu. To jest podstawowe wrażenie – stagnacja, odrętwienie, rozkład. Dzisiaj te społeczności wymagają pomocy w postaci zintegrowanych programów rewitalizacji społecznej. Bez wsparcia te negatywne procesy doprowadzą do sytuacji nieodwracalnych.
Gdy rozpoczynaliście badania, to wychodziliście zapewne z jakimiś założeniami. Teraz gdy projekt jest zakończony, czy można już wyciągnąć pewne wnioski?
– Projekt miał charakter wieloaspektowy. Pierwszą rzeczą było poszukiwanie wspólnych wzorów, a może raczej – podobnych, transformacji regionów poprzemysłowych. Badania były prowadzone w miejscach, gdzie dominował przemysł ciężki (który często miał korzenie dziewiętnastowieczne), ale nie zawsze, bo w dwóch miastach badanych przez naszych kolegów Hiszpanów, wiodącym był przemysł lekki – włókienniczy i obuwniczy. Niemniej jednak, podobieństwo w tych przypadkach polegało na tym, że w ciągu ostatnich 20–30 lat dokonała się tam radykalna restrukturyzacja. Pojawiła się ostra konkurencja spoza Europy – Azji, która doprowadziła do zniszczenia tego przemysłu. Chcieliśmy zobaczyć, jak przebiega proces restrukturyzacji w różnych krajach, odmiennych kulturowo, gdzie bardzo istotnym elementem, modyfikującym, są np. tradycje w zakresie aktywności związków zawodowych, polityki społecznej, ale i tradycje kulturowe. Drugą istotną kwestią, na którą zwracaliśmy uwagę, było to, w jaki sposób ludzie odpowiadają na te zmiany, jak reagują, czy i na ile rozumieją to, co się dzieje, jak siebie samych w tym procesie widzą i czy mają jakieś pomysły na życie w nowej sytuacji. Bardzo ważnym elementem były też przekształcenia przestrzeni materialnej. Co się dzieje z tymi budynkami – fabrykami czy kopalniami? W jaki sposób są one lub nie są traktowane jako element dziedzictwa kulturowego? Interesowało nas również, jak ludzie sobie radzą z utratą podstaw materialnych, ale trzeba pamiętać, że praca ma wymiar nie tylko materialny. Jest także elementem, który sytuuje ludzi w strukturze społecznej, daje pozycję społeczną, z tym się wiąże wiele innych zjawisk, np. etos zawodowy, identyfikacja z własną grupą, tradycje. Dlatego ważny był dla nas sposób życia we wspólnocie, utożsamienie ze społecznością lokalną, na ile to się zmieniło i czy na to miejsce pojawiły się inne odniesienia, nowe identyfikacje z innymi grupami społecznymi. Tu ujawniły się bardzo interesujące tendencje, ale nie są one aż tak uniwersalne, bo w dużej mierze są uwarunkowane lokalnie, związane z tradycją i kulturą. Jeżeli ta kultura jest wyrazista, to w wielu przypadkach mamy do czynienia z powrotem do tradycji utraconej, do tego, co często jest przedmiotem mitologizacji. I są ludzie, którzy próbują znaleźć nowe pomysły na życie.
Jakie pomysły, które na nowo mogą spoić społeczność, znajdowali ludzie w badanych regionach?
– Przede wszystkim kultura. Działania rewitalizacyjne często skupiają się wokół szeroko pojmowanej kultury. To też jest najmniej kosztowne. Bo mówimy tu o spontanicznych działaniach, często oddolnych. Zwykle zaczyna się od impulsu, grupki ludzi, która weźmie na siebie ten pierwszy krok, a potem pomysł zaczyna być atrakcyjny także dla innych. W wielu miejscach, gdzie były prowadzone badania, widać wyraźnie poszukiwanie nowego sposobu zakorzenienia się. I często są nim różnego rodzaju praktyki kulturowe. W hiszpańskiej Eldzie postawiono na kultywowanie tradycji festiwalu chrześcijan i Maurów. A zaczęło się od zabawy w bardzo wąskim gronie. Po latach okazało się, że stała się ona głównym elementem na nowo spajającym społeczność. Innym wariantem jest sięganie do tradycji lokalnej, np. związanej z przemysłem. Tak było w wielu miejscach na Śląsku, gdzie działania skupiły się na restaurowaniu obiektów poprzemysłowych, rewitalizowaniu terenów czy tworzeniu ścieżek dydaktycznych. Takim przykładem może być Szlak Moderny w Katowicach, Szlak Zabytków Techniki czy Kopalnia Guido w Zabrzu. Generalnie działa zasada selektywnego wyboru takiego zwornika z lokalnej kultury (jeśli jest wyrazista), do którego można sięgnąć i który można mitologizować.
Ale takiego ogniwa łączącego nie można narzucić społeczności. To chyba musi jakoś samo wykrystalizować?
– To musi być inicjatywa oddolna, ale czasami można coś podpowiedzieć społeczności. Chodzi tylko o to, żeby pomysł zaskoczył, trafił w klimat i zapotrzebowanie. W przeciwnym razie może zostać odrzucony jako obcy, nieinteresujący. Z tym się wiąże kolejny aspekt naszych badań – jak przedstawiane są te przeobrażenia w danej społeczności? Jakie są kulturowe reprezentacje – od literatury, poprzez film, inne działania kulturalne? Jak poszczególne regiony czy miasta, które podlegają tym procesom, się przedstawiają? Jakich środków używają do promocji? Dlatego też w naszych badaniach pojawiła się fotografia – która przecież stanowi ważny sposób budowania wizerunku. Okazuje się, że ruiny czy stare fabryki są niezwykle fotogeniczne. Nasz projekt zakończył się międzynarodową wystawą fotograficzną z udziałem profesjonalnych fotografików (w polskiej części mamy, między innymi, przepiękne zdjęcia Arkadiusza Goli). Wystawa w założeniach ma być eksponowana w różnych miastach województwa śląskiego. Dzięki uprzejmości profesora Jana Malickiego, po raz pierwszy pokazaliśmy ją w Bibliotece Śląskiej w grudniu 2011 roku. W lutym planujemy otwarcie wystawy w murach naszej Alma Mater, a dalej – zobaczymy…