Mija kolejny rok, choć akurat w tym roku trudno się zorientować, że czas przemija. Zazwyczaj zmiana roku kojarzyła się z długimi, zimowymi wieczorami…
Wieczory są długie, to prawda, tyle, że zimy jakoś nie widać. Wiem, że to ryzykowne pisać, iż czegoś nie ma – z uwagi na proces produkcyjny ,,GU” może się zdarzyć, że gdy Państwo czytają te słowa, wokół szaleją zamiecie, gołoledź pokrywa drogi, a przez zaspy nie można się przebić. I pełno zbójców na drodze, jakby dodał wieszcz (tylko teraz nie ma to sensu, ponieważ trudno znaleźć powód, dla którego zbójcy mieliby marznąć po zagajnikach i zaułkach, skoro nikt, kto zdrów na umyśle, nie zaryzykuje wyjścia w taką pogodę. Nawiasem mówiąc, zawsze mnie to zastanawiało, dlaczego ludzie przestrzegają przed chodzeniem po ustronnych miejscach, bo tam ktoś się może czaić – wszak jeśli miejsce jest ustronne, to złoczyńca musiałby być niespełna rozumu, żeby tam czekać na potencjalną ofiarę).
W drugiej połowie grudnia, kiedy powstawał niniejszy tekst, nic nie zapowiadało nagłego oziębienia, już raczej nawet sceptyczni dotychczas krytycy wizji globalnego ocieplenia zaczynali się ,,łamać” i dopuszczać myśl, że coś może być na rzeczy z tymi zmianami klimatu. Co prawda, w okolicy nie widać ,,cielących się” lodowców, ale nie widać też śniegu, który zazwyczaj już tu był o tej porze.
Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma… Skoro nie ma śniegu, to zamiast wywijać na nartach ekwilibrystyczne figury (co nie jest łatwe, a teraz, po wprowadzeniu przepisów regulujących gęstość zaludnienia stoku, na pewno będzie jeszcze trudniejsze. No chyba, że nie będzie śniegu i sprawa się w naturalny sposób rozwiąże), trzeba usiąść przy herbacie – najlepiej z konfiturą, a przynajmniej z cytryną i miodem – i, zgodnie z przesłaniem widniejącym od początku bieżącego roku akademickiego obok rektoratu, wrócić do rozmowy. Wymowa dzieła Jeana Michela Alberoliego teraz ma szansę stać się wyrazista, jak nigdy dotąd. Czy może być zajęcie bardziej inspirujące, bardziej relaksujące i bardziej przyjemne niż rozmowa? Proszę spróbować!
Podczas jednej z takich rozmów, które toczymy z przyjacielem, zazwyczaj na tematy różne – jak w życiu, nie można się skupiać tylko na jednym aspekcie – usłyszałem dowcipną historyjkę. Nie mogę się powstrzymać przed jej zacytowaniem. Zapewne feministki poczują się urażone, ale jednak brnę… Historyjka składa się z trzech pytań, na które padają po trzy odpowiedzi. Pierwsze pytanie brzmi: co każda kobieta ma? Odpowiedzi są następujące: rację, zdolne dzieci, męża- -idiotę. Drugie: a czego nie ma? Nie ma czasu, nie ma pieniędzy, nie ma się w co ubrać. I wreszcie trzecie: a co kobieta potrafi zrobić z niczego? Sałatkę, kapelusz i… awanturę małżeńską. Jeśli się Państwu takie poczucie humoru nie podoba, to proszę wymyślić coś innego. W końcu przyszła pora długich wieczorów i trzeba wrócić do rozmowy.