Pamiętamy o historii, ale myślimy o przyszłości - powiedział JM Rektor UŚ prof. zw. dr hab. Wiesław Banyś, otwierając konferencję. Jej współorganizatorami byli: Polska Akademii Nauk, Muzeum Historii Katowic, Miasto Katowice, Polskie Towarzystwo Historyczne. Publikujemy referat prof. dr. hab. Macieja Salamona.
Kiedy przed czterdziestu laty powstawał pierwszy na Górnym Śląsku uniwersytet, towarzyszyły temu wydarzeniu dyskusje znajdujące tylko częściowe odbicie w słowie drukowanym, choć utrwalone w pamięci świadków owych czasów. Dyskusje powracały także później, zwłaszcza od lat osiemdziesiątych, jednak to nie one, lecz prace historyków publikujących źródła i wzbogacających wiedzę o najnowszej historii Polski, zwłaszcza badaczy z samego Uniwersytetu, przyczyniają się w największej mierze do stopniowego wyjaśniania genezy i okoliczności powołania Uczelni. Tymczasem, z upływem czasu, zmienia się perspektywa, z której postrzegamy to wydarzenie, perspektywa nie tylko regionalna, śląska, lecz także uwzględniająca rozwój wyższej edukacji w całym kraju.
Idea uniwersytetu dla Górnego Śląska pojawić się mogła dopiero w momencie emancypacji regionu, znajdującej wyraz w powołaniu województwa śląskiego (1922 r.). Postulat stworzenia uczelni sformułowano po raz pierwszy w czasie powstań śląskich. W latach dwudziestych jego realizacja wydawać się jednak musiała nierealna, liczba osób z cenzusem akademickim była znikoma, a duża część mieszkańców regionu nie doceniała potrzeby wykształcenia wyższego. Dla przyszłości śląskiej edukacji pomyślnym czynnikiem był rozwój wyższych uczelni w odrodzonej Rzeczypospolitej, która w krótkim okresie dokonała ogromnego dzieła budując szkolnictwo wyższe na niezłym poziomie. Z pomocą kadry dwóch uniwersytetów galicyjskich (pomijam szkoły techniczne) oraz powracających emigrantów, zwiększono trzykrotnie liczbę uniwersytetów. Kształcili się na nich także młodzi adepci nauki z Górnego Śląska. To jeden z nich, Józef Pieter, ogłosił w 1929 r. apel o powołanie uniwersytetu. Myślał o tej sprawie wojewoda Michał Grażyński, tak utrzymują współcześni, choć brak w tej sprawie jednoznacznego świadectwa dokumentów. Powołane z inicjatywy wojewody placówki naukowe: Instytut Pedagogiczny (1928) i Instytut Śląski (1934) zmierzać miały do budowania w Katowicach humanistycznego środowiska naukowego, a w dalszej perspektywie - wszechnicy. Wg Józefa Pietera na polskich uczelniach studiowało ok. 1929 r. tylko 500 studentów ze Śląska, nie było to wiele, ale dzięki temu wzrastała już stopniowo liczba ludzi wykształconych. Oczywiście nie wszyscy śląscy studenci wybierali karierę naukową. W całym kraju jednak wzrastała liczba uczonych, którzy, zgodnie z ówczesną praktyką, szukali zatrudnienia nie tylko w swych macierzystych uczelniach. Młodzi adepci nauki pochodzący ze Śląska, pracowali w różnych miastach, część z nich także w pierwszych wyższych szkołach zawodowych, które pojawiły się w okresie międzywojennym w Katowicach. Niektórzy wywodzący się ze Śląska uczeni zbliżali się już do habilitacji. Tymczasem pod koniec lat trzydziestych poprawiała się sytuacja ekonomiczna Polski i zwiększały nakłady na naukę. Jeśli w 1938/39 r. przygotowywano w Toruniu powstanie pierwszego wydziału uniwersyteckiego, to także w Katowicach, gdzie działania na rzecz podobnej inicjatywy trwały już od dłuższego czasu, zamiar założenia uczelni miał szanse realizacji w kolejnych latach. Tymczasem w 1938-1939 r. sytuacja polityczna Górnego Śląska skomplikowała się mocno i to stało się przypuszczalnie główną przeszkodą w urzeczywistnieniu planów rozwoju wyższej edukacji, ostatecznie zaś pogrzebał je wybuch II wojny światowej.
Okupacja hitlerowska spowodowała ogromne straty wśród polskiej inteligencji, jednak wśród tych, który przetrwali, byli także uczeni związani z regionem, jak Józef Pieter, niegdyś inicjator dyskusji nad powołaniem uniwersytetu, który stanął na czele odrodzonego Instytutu Pedagogicznego, gdzie wykładał już przed wojną, czy Kazimierz Popiołek, przedwojenny nauczyciel licealny i metodyk w Katowicach, obecnie wicedyrektor odrodzonego Instytutu Śląskiego. Pojawili się też, gotowi osiąść w Katowicach, uczeni przesiedleni z ziem wschodnich, zwłaszcza ze Lwowa. Ostatecznie skierowano ich jednak do innych ośrodków. W Katowicach, gdzie nie zapominano przedwojennych inicjatyw, powstał wiosną 1945 r. realny projekt założenia uniwersytetu, wsparty przez wojewodę Aleksandra Zawadzkiego. Plan został jednak odrzucony stanowczo przez stolicę. Władze państwowe przytaczały szereg argumentów, zwłaszcza niedostatek kadry naukowej, potrzebnej dla odtworzenia struktury szkolnictwa w całym kraju oraz istnienie w sąsiedztwie innych ośrodków akademickich. Jednak w świetle dalszych losów szkolnictwa wyższego ta argumentacja nie przekonuje. Dwa całkiem nowe uniwersytety, w Lublinie (UMCS) i Łodzi, początkowo zastępujące uniwersytecki ośrodek warszawski, utrzymały się i rozwijały samodzielnie, hołubione przez władze. Tymczasem w Katowicach nie tylko nie powołano uniwersytetu, ale nawet zlikwidowano oba Instytuty o sanacyjnej proweniencji (1949-50), które miały niegdyś przygotowywać jego powstanie. Zaakceptowano wyższą szkołę pedagogiczną, ale nie zaraz, po jej utworzeniu w 1946, lecz dopiero w 1950 r., po trzech latach funkcjonowania w Łodzi. Władze preferowały szkoły pedagogiczne obsadzane przez nauczycieli-praktyków, nie zaś przez uczonych. Placówki te były ściśle kontrolowane przez partię, a kadra akademicka, zwłaszcza wypromowana przed wojną, nie była mile widziana.
Dopiero rok 1956 r., podobnie jak w wielu innych dziedzinach, otworzył nowe perspektywy przed katowickim szkolnictwem wyższym. Były dyrektor Instytutu Pedagogicznego Józef Pieter został rektorem WSP. W 1957 r. odrodził się, choć pod inną nazwą, Instytut Śląski (obecnie Śląski Instytut Naukowy). Do jego prac włączył się Kazimierz Popiołek, jako przewodniczącego Rady Naukowej. Myśl o uniwersytecie formułowano znów publicznie, jednak w Polsce Gomułkowskiej preferowane były nadal szkoły pedagogiczne, jako placówki przygotowujące do zawodu nie zaś kształcące w duchu uniwersyteckim. Na szczęście ówczesne władze regionu, starając się realizować bardziej ambitną od władz centralnych strategię rozwoju, nie obawiały się nawiązać do wzorów sprzed 30 lat. Wkrótce wyłoniły się dwie wersje drogi do uniwersytetu dla Górnego Śląska. Symbolicznie kojarzą się one z dwoma katowickimi uczonymi i zarazem rektorami szkół wyższych, profesorami Józefem Pieterem i Kazimierzem Popiołkiem. Obaj pochodzili ze Śląska Cieszyńskiego, byli wychowankami Uniwersytetu Jagiellońskiego, obaj pełnili eksponowane stanowiska w szkolnictwie wyższym będąc bezpartyjnymi. Wydaje się, że prof. Pieter zachowywał większy dystans do władz politycznych niż prof. Popiołek, który po wojnie zdecydował się na daleko posuniętą współpracę z rządzącą lewicą, co ułatwiło mu uzyskanie wpływowej pozycji w świecie akademickim. Kompetentny znawca historii Śląska, syn cenionego badacza dziejów regionalnych był przychylnie traktowany przez władze katowickie chętnie wiążące rozwój humanistyki z tradycjami regionu. J. Pieter, jakkolwiek posiadający też wykształcenie historyczne, był jednak znany i ceniony jako psycholog. Kierując katowicką WSP zabiegał o podwyższenie jej poziomu naukowego, napotykał jednak na trudności w środowisku niewielkiej uczelni, w której niemała część kadry nie wyrastała w tradycjach akademickich. Dostrzegał słabe strony swej placówki, jednak jako jej rektor pragnął oprzeć przyszły uniwersytet na uczelni pedagogicznej. Odmiennie prof. Popiołek, który nieprzerwanie, od okresu międzywojennego, związany był z Górnym Śląskiem i Katowicami, nie identyfikował się jednak z WSP. Zatrudniony był we Wrocławiu, w dużym uniwersytecie, nic dziwnego, że zmierzał ku tworzeniu całkiem nowej uczelni opartej na kadrze z innych ośrodków. Swą koncepcję przygotowywał w Śląskim Instytucie Naukowym, który decyzją władz, powziętą w 1961 r. stać się miał zalążkiem uniwersytetu. ŚIN uczelnią jednak nie był, co uniemożliwiało tworzenie w nim struktur służących celom dydaktycznym. W Instytucie pojawiła się jednak w 1962 r. użyteczna formuła autorstwa prof. Mieczysława Gładysza powołania Filii Uniwersytetu Jagiellońskiego jako instytucji przygotowującej drogę do nowej wszechnicy. Tę właśnie koncepcję realizował K. Popiołek zyskując poparcie Jerzego Ziętka i sekretarzy KW Edwarda Gierka i Zdzisława Grudnia. Szukanie oparcia dla uczelni poza Katowicami musiało budzić niechęć w środowisku WSP, które czuło się niedocenione. Jednak Filia związana z krakowską wszechnicą miała ewidentne zalety: łatwiej mogła pozyskiwać wybitnych specjalistów, nie musiała się też ograniczać do tworzenia kierunków nauczycielskich, lecz mogła np. tworzyć zaczątki przyszłego wydziału prawa mającego kształcić specjalistów bardzo potrzebnych województwu. Wobec istniejącej wówczas sztywnej struktury szkolnictwa wyższego, WSP nie mogła zaspokoić potrzeb w tej dziedzinie. W dalszej kolejności oczekiwano otwarcia socjologii, psychologii i in. Rozwój powołanej oficjalnie w 1966 r. Filii napotykał jednak na przeszkody wynikające ze skomplikowanej struktury katowicko-krakowskiej uczelni, nie dość sprawnej komunikacji między władzami, rozbieżności interesów w pewnych sprawach. Mimo związku z silnym naukowo uniwersytetem, Filia nie wzbudzała entuzjazmu w Ministerstwie, którego reprezentanci wyrażali wątpliwości, czy stanie się ona w uczelnią o należytym poziomie i randze naukowej. Rozwój Filii trwał zaledwie kilka lat, nic zatem dziwnego, że pozostała ona mniejsza od WSP, w której dobrze rozwinęły się zresztą pewne kierunki nieobecne na Filii (np. polonistyka).
Trwało zatem współzawodnictwo między WSP i FUJ, choć niekoniecznie było ono dostrzegalne na zewnątrz. Dla pracowników WSP niebezpieczny wydawał się wysunięty już w 1966 r., tj. w momencie formalnego powołania Filii, postulat włączenia ich uczelni do UJ i pozbycia się przy tym części jej kadry. Po paru latach pojawiła się kontrpropozycja - projekt Śląskiej Akademii Pedagogicznej, która wchłonęłaby Filię UJ. Było to na początku 1968, gdy myślano już bardzo konkretnie o rychłym powołaniu Uniwersytetu Śląskiego. Dla katowickiego środowiska powstanie odrębnego uniwersytetu było od początku oczywistym celem dążeń. Utrzymanie związku z UJ i dążenie do jednego wielkiego uniwersytetu w dwóch miastach, co wyobrażał sobie rektor UJ Mieczysław Klimaszewski, nie miało szans realizacji. Oficjalnie rozważane były odległe daty powstania uniwersytetu: ok. 1978 lub 1975 r., ale czynniki decydujące o polityce województwa nie zamierzały tak długo czekać i już w 1967 r., w wąskim kręgu władz regionalnych dyskutowano, z udziałem rektora Filii, na temat przyspieszenia działań, biorąc pod uwagę rok 1968 lub 1969. Nasilenie na przełomie 1967/68 r. dyskusji o przyszłości środowiska akademickiego, zwłaszcza w kręgu WSP, świadczy o dotarciu także do tej uczelni sygnałów o przyspieszeniu planów. Zachowywanie dotąd tajemnicy wynikało z obaw o sprzeciw ze strony UJ i Ministerstwa, jednak krąg wtajemniczonych rozszerzył się. Ponieważ zaś obie strony miały swych zwolenników we władzach regionu, doszło do kompromisu, zgodnie z którym powstanie Uniwersytetu nastąpić miało w oparciu o Filię, ale z włączeniem całości WSP, która nawet zyskała ostatecznie reprezentację we władzach rektorskich. Podstawowa decyzja polityczna w tych sprawach zapadła bez wątpienia w połowie marca 1968 lub niewiele wcześniej, gdyż 15 dnia tego miesiąca sekretarz KW Zdzisław Grudzień poinformował o niej rektora WSP. Przekazanie tej decyzji osobie nie zaangażowanej oficjalnie w dyskusję i poinformowanie o niej wkrótce organu kolegialnego, tj. senatu WSP, oznacza, że przywódcy województwa nie obawiali się już zdezawuowania swych planów wskutek ewentualnej odmowy ze strony stolicy. Przypomnijmy, że w tym właśnie miesiącu rozgrywały się na Górnym Śląsku, podobnie jak w całej Polsce, dramatyczne wydarzenia z udziałem studentów.
Wiele emocji budzi od lat teza, iż dla powstania Uniwersytetu Śląskiego decydujące znaczenie miały tzw. wypadki marcowe. Oddzielenie Filii od UJ miałoby nastąpić pod hasłem "zabezpieczenia" śląskiej młodzieży przed "złym" wpływem krakowskiej uczelni i (lub), że było ono efektem "sukcesu" E. Gierka w tłumieniu protestów młodzieży. Podobnego uzasadnienia nie znajdziemy jednak w dokumentach i wypowiedziach towarzyszących powstaniu UŚ. Moim zdaniem trudno tę tezę pogodzić z faworyzowaniem przez władze regionu Filii UJ jako tej instytucji, która miała odegrać zasadniczą rolę w tworzeniu uniwersytetu. Takie "odcięcie się" od krakowskiej uczelni byłoby niewygodne dla dalszej współpracy z Krakowem, której nowo powstały Uniwersytet nadal potrzebował. Jest charakterystyczne, że w wypowiedziach na temat rozruchów marcowych w Katowicach nie eksponowano raczej krytyki Filii, mimo że w dokumentacji SB nietrudno dostrzec większe zaangażowanie w protesty studentów tej uczelni niż WSP, gdzie udało się ograniczyć akcje studentów. W materiałach SB pojawiają się wprawdzie wzmianki o rzekomych emisariuszach z Krakowa, poświadczone zresztą mizernie, ale na pierwszym planie są kontakty z Warszawą. Władzom partyjnym województwa nie było zapewne na rękę głosić, że same stworzyły instytucję, która przewodziła w protestach młodzieży, nota bene, całkiem znaczących w skali krajowej. Skarżenie się na destrukcyjny wpływ wybranego przez Katowice partnera byłoby przyznaniem się do porażki i dawało okazję do ewentualnych oskarżeń wojewódzkiej instancji partyjnej o brak "czujności ideowej", a to obniżyłoby jej wiarygodność polityczną. Analizując działania katowickich przywódców marcu 1968 r. nie można lekceważyć faktu, że w okresie gwałtownych protestów młodzieży, w sprawy szkolnictwa wyższego postrzegano w kontekście sytuacji politycznej. Jednak dla podejmowania dalekosiężnych decyzji głównym punktem odniesienia nie były raczej zmieniające się z dnia na dzień wydarzenia na ulicach miast uniwersyteckich, a ukształtowanie się nowego układu sił we władzach partyjnych, gdyż to one podejmowały decyzje o znaczeniu długofalowym.
W ówczesnych realiach dla Górnego Śląska najważniejsze było umocnienie się pozycji I Sekretarza tutejszego Komitetu Wojewódzkiego. W pracach dotyczących marca 1968 r. zwrócono uwagę na fakt, że Edward Gierek zyskał najwięcej dzięki zaaranżowaniu w dniu 14 III 1968 r. wielkiego wiecu w Katowicach, na którym udzielił zdecydowanego poparcia dla znajdującego się skomplikowanej sytuacji Władysława Gomułki. Wyraził to poparcie publicznie jako pierwszy spośród sekretarzy wojewódzkich, inni poszli jego śladem w kolejnych dniach. W tym momencie wzrósł jego autorytet w PZPR i znaczenie jako sojusznika I Sekretarza. Brutalne stłumienie protestów młodzieży było mu potrzebne do potwierdzenia opinii skutecznego przywódcy, natomiast przeciąganie się od 14 III przez kilka dni starć na ulicach nie byłoby raczej sukcesem, stąd okazywanie w kolejnych dniach siły, ale wkrótce także gesty łagodzące nastroje wśród studentów. Mocna pozycja E. Gierka miała bez wątpienia podstawowe znaczenie dla realizacji zamierzeń władz wojewódzkich, zwłaszcza tych planów, które były już mocno zaawansowane, napotykały jednak na opór we władzach centralnych.
W oficjalnych wystąpieniach w czasie inauguracji 1 X 1968 r. i nie tylko w nich, podnoszono ideologiczne cele uczelni. Nie wydaje się jednak, by stanowiło to specyfikę UŚ, bo nie wykraczało poza zwykłe szablony propagandowe. Także wprowadzanie "marcowych innowacji" nie stanowiło specyfiki Katowic: ograniczenie autonomii akademickiej, powoływanie "docentów marcowych", preferowanie dzieci robotniczych i chłopskich przy egzaminach na studia dotyczyło całej Polski. Partia tworzyła instrumenty, które służyły jej celom w szkolnictwie wyższym, realizacja zależała jednak od stosunków w obrębie konkretnego środowiska. Katowice nie od razu skorzystały z możliwości nasilenia tej polityki w stopniu większym od innych ośrodków. W czasie pierwszej inauguracji rektor UJ, Mieczysław Klimaszewski, urażony wyłączeniem krakowskiej uczelni z decyzji o losie Filii, sformułował sławne zdanie o "usamodzielnieniu się córki w zbyt młodym wieku", bo zaledwie po pięciu latach. To prawda, że nie zrealizowano do 1968 r. wszystkich planów dotyczących Filii, jednak koncepcja wypracowana wspólnie z UJ, a przygotowywana znacznie dłużej niż od 5 lat, nie uległa żadnej gwałtownej zmianie. Ci sami co dotąd ludzie zabiegali nadal o tworzenie nowych kierunków i pozyskiwanie kadry na poziomie akademickim. Realizowano w miarę możności wcześniejsze zamiary i zobowiązania, modyfikując je, ale niekoniecznie na gorsze. Nie przestano przy tym nawiązywać do tradycji UJ nawet wówczas, gdy formalne kontakty uległy ochłodzeniu. Dopiero po czterech latach sytuacja się zmieniła. Wzrastał odtąd stale nacisk PZPR na większość sfer funkcjonowania Uniwersytetu osiągając szczególne natężenie niedługo przed rokiem 1980. Sytuacja układała się oczywiście różnie w poszczególnych jednostkach uniwersyteckich i to zróżnicowanie utrzymało się także później, a może nawet pozostawiło ślady trwające do dziś, temu trudno się wszakże dziwić - universitas studiorum łączyła się zwykle z varietas (różnorodnością).
Niezależnie od tego, jak potoczyły się losy samego Uniwersytetu Śląskiego po przyspieszonej inauguracji, wypada przypomnieć, że powstanie uczelni nie miało w końcu lat sześćdziesiątych znaczenia jedynie regionalnego. Oto 23 lata po ukształtowaniu w powojennej Polsce sieci szkół typu uniwersyteckiego powołano pierwszą nową wszechnicę. W oczach części środowiska akademickiego jawiło się to może jako naruszenie uświęconej tradycji, choć raczej dziwić się należało trwającej tak długo stagnacji. Dla kilku ośrodków wojewódzkich był to sygnał, że zabiegi o własną wszechnicę mogą przynieść sukces. Niemal natychmiast z wnioskiem o uniwersytet wystąpił Gdańsk i otrzymał pozytywną decyzję (1969-1970). Nie jest pozbawiona podstaw opinia, że decydującą rolę odegrała pozycja ówczesnego I Sekretarza KW Stanisława Kociołka, ale przecież także w Trójmieście społeczność akademicką budowano już od pół wieku, a Pomorze posiadało dość skromną liczbę uczelni. Niemal w tym samym czasie nasiliły starania władze rzeszowskie, próbując nawet wzorem Katowic powołać Filię UJ (zamiast Filii UMCS). Jednak tutaj ani plany nowej filii ani nadzieje na uniwersytet nie spełniły się i chyba nie tylko z powodu słabszej pozycji miejscowego I Sekretarza Władysława Kruczka. Do końca lat osiemdziesiątych, mimo zabiegów różnych ośrodków, jedynie Uniwersytet Szczeciński uzyskał pozytywną decyzję władz, z pozoru kontrowersyjną, chyba jednak dalekosiężną i słusznie popartą przez pewne autorytety akademickie.
Patrząc z perspektywy ostatnich lat, gdy powoływanie nowych uniwersytetów w najlepszym razie polega na połączeniu paru istniejących szkół, a często jedynie na zmianie nazwy, założenie Uniwersytetu Śląskiego rysuje się jako akt przygotowany znacznie bardziej solidnie. Polityczne okoliczności chwili, bez których w 1968 r. trudno byłoby przezwyciężyć opór władz centralnych, nie powinny przesłaniać wysiłku wielu lat budowania środowiska uniwersyteckiego, formułowania ambitnych strategii, zaangażowania obok regionalnych działaczy, także uczonych o autentycznym doświadczeniu akademickim. Katowice ustaliły wysoki standard wymagań stawianych nowej uczelni, do którego należałoby odwoływać się w dzisiejszej praktyce rozwijania szkolnictwa wyższego.