Była wiosna 1968 roku. W Wyższej Szkole Pedagogicznej toczyło się zebranie, poświęcone organizacji pracy w kolejnym roku akademickim. Wszyscy byli już pochłonięci myślami o nadchodzących wakacjach. Nagle, a było to już pod koniec zebrania, weszła urzędniczka z sąsiadującej Wyższej Szkoły Ekonomicznej i w krótkim, zwięzłym, prawie żołnierskim stylu oznajmiła: powstał Uniwersytet Śląski. W sali zapanowała cisza jak makiem zasiał...
- Powstaniu Uniwersytetu towarzyszyły zapewne emocje...
- Do przyjazdu do Katowic skłonił mnie profesor Kazimierz Wyka. Był on wielkim orędownikiem polonistyki na Śląsku, kierował absolwentów Uniwersytetu Jagiellońskiego do Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Katowicach. Dzięki niemu przybyli tu wcześniej Zbigniew Jerzy Nowak, Barbara Łopatkówna. Już wówczas, czyli we wczesnych latach sześćdziesiątych, pojawiały się pogłoski o powstaniu uniwersytetu, ale mijały kolejne lata i nic się nie działo. Wreszcie przyszła wiosna 1968 roku. Tak jakoś przyjęło się przekonanie wśród kolegów, że pierwszego maja po pochodzie kończył się właściwie rok akademicki. Wręcz nieprzyzwoitością było po tej dacie prowadzenie normalnych zajęć. To był już tylko czas zaliczeń, podpisów w indeksie, egzaminów... W czerwcu odbywało się kolejne zebranie w Zakładzie Historii Literatury Polskiej WSP, które prowadził docent Jan Zaremba. Poświęcono je organizacji pracy w kolejnym roku akademickim, podziałowi obowiązków dydaktycznych i innych. Doktor Nowak omawiał plan zajęć. Tu pozwolę sobie na małą dygresję o tym niezwykłym człowieku. Był on nie tylko wspaniałym uczonym, filologiem, ale i znakomitym organizatorem, to on współtworzył pierwszy Wydział Humanistyczny Uniwersytetu Śląskiego, wnosił i umacniał przyniesione z UJ zwyczaje uniwersyteckie, umiejętnie wykorzeniając panujące tu trochę szkolne zwyczaje. Wracając do owego czerwcowego popołudnia - wszyscy pochłonięci byliśmy już myślami o wakacjach. Nagle, a było to już pod koniec zebrania, weszła urzędniczka z sąsiadującej z nami Wyższej Szkoły Ekonomicznej i w krótkim, zwięzłym, prawie żołnierskim stylu oznajmiła: ...powstał Uniwersytet Śląski. W sali zapanowała cisza jak makiem zasiał, dopiero po dłuższej chwili zerwał się prorektor Zaremba i pobiegł do rektora Pietera na Bankową.
- Skąd takie zaskoczenie, o powstaniu uniwersytetu było przecież głośno od wielu lat.
- Otóż to. Gdzieś pod koniec lat sześćdziesiątych, zupełnie przypadkowo, w jednym z krakowskich antykwariatów, zakupiłem za jakieś dwa złote, dwudziestosiedmiostronicową broszurkę pod tytułem "Memoriał w sprawie założenia uniwersytetu w województwie śląsko-dąbrowskim, Katowice 1945." Wykonano ją w drukarni Wojewódzkiego Urzędu Informacji i Propagandy w Katowicach. Do broszurki dopięty był dokument Komitetu Organizacyjnego, skierowany do rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego Tadeusza Lehra-Spławińskiego. Broszura ukazała się 9 czerwca 1945 roku, czyli po konferencji Obywatelskiego Komitetu Przygotowawczego Uniwersytetu Śląskiego, która odbyła się 2 czerwca, pod przewodnictwem doktora Józefa Lisiaka - dyrektora Wyższego Studium Nauk Społeczno-Gospodarczych w Katowicach i przewodniczącego Komitetu - z udziałem ówczesnego ministra oświaty doktora Stanisława Skrzeszewskiego. Memoriał zawierał informacje o założeniach formalnych, koncepcjach i zadaniach uniwersytetu. A jednak pomysł trafił do szuflady, choć temat często powracał. Kiedyś, chyba w 1966 roku, gdzieś na korytarzu uniwersyteckim, profesor Wyka biegnąc powiedział do mnie: będziecie mieli wnet uniwersytet. Pomyślałem wówczas - chce mnie pocieszyć i tyle.
- Zapewne zaskoczenie przerodziło się w radość a o wakacjach wszyscy zapomnieli.
- To, co się wówczas działo, przeszło już do folkloru uniwersyteckiego. W ciągu kilku dni wszystko zaczęło się rozpadać, pieczołowicie skonstruowana organizacja Wyższej Szkoły Pedagogicznej legła w gruzach. I co ciekawe, my wówczas młodzi ludzie - Kucianka, Jendrysik, Łopatkówna, Jarosz - świeżo po doktoratach, byliśmy pełni entuzjazmu, patrzyliśmy na uniwersytet z ogromną radością i nadzieją. Niestety, nie podzielali tych emocji starsi koledzy uważając, że WSP była szczytem możliwości śląskiej edukacji humanistycznej. W czasie tych niezapomnianych wakacji z wielkiego chaosu zaczęła się wyłaniać konstrukcja władz uniwersyteckich. Przybywali nowi wykładowcy, rektor prof. Kazimierz Popiołek ściągał ich głównie z Uniwersytetu Wrocławskiego, ponieważ Kraków z dużą nieufnością przyjął tę decyzję.
- Czy pracownicy filii Uniwersytetu Jagiellońskiego także nie podzielali entuzjazmu?
- My z WSP byliśmy większością, ponieważ jako samodzielna uczelnia wyższa, która posiadała prawo doktoryzowania na wydziałach: matematycznym, fizycznym, chemicznym, humanistycznym, co w tamtych czasach miało duże znaczenie, dysponowaliśmy zwłaszcza średnią kadrą pedagogiczną, w przeciwieństwie do filii, która miała bardzo ograniczone możliwości, nawet ich władze mieściły się daleko, bo na Gołębiej w Krakowie. Mimo tych znacznych dysproporcji, nastąpiła bardzo sympatyczna symbioza, szczególnie między młodymi. Te pamiętne wakacje to był czas wielkiej przeprowadzki, tworzenia się nowych struktur, powoływania niezliczonej liczby komisji, zakładów naukowych... bardzo nas ucieszyła wiadomość, że docentem i dziekanem Wydziału Humanistycznego został Zbigniew Jerzy Nowak, niezwykle prawy człowiek, który nie manifestował swoich poglądów politycznych - były akowiec, bezpartyjny, ale zachowywał się jak bohaterowie Dąbrowskiej - budował.
- Zbliżał się dzień najważniejszy, inauguracja...
- To także niezwykła historia. Moim wspomnieniom towarzyszą dosyć różnorodne emocje, ponieważ byłem bezpośrednio zaangażowany w tworzenie wydawnictwa nowej uczelni - powierzono mi funkcję kierownika sekcji porządkowej, czyli nadzorowanie całej ceremonii w jej finale. Uroczystość odbywała się w Hali Parkowej przy ulicy Kościuszki. Musiałem zadbać nie tylko o zorganizowanie sprzętu, ale przede wszystkim o dobre kontakty z kłótliwymi i despotycznymi panami z komitetu wojewódzkiego. I to okazało się najtrudniejszym zadaniem. Sytuacja stale się zmieniała, szczególnie dotyczyło to rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego Mieczysława Klimaszewskiego, który był jednocześnie wiceprzewodniczącym Rady Państwa, a więc osobą niezwykle ważną. Władzom wojewódzkim w Katowicach nie spodobało się stanowisko UJ w sprawie utworzenia Uniwersytetu Śląskiego (29 maja 1968 r., w Filii w Katowicach odbyło się posiedzenie Senatu UJ, w protokole zanotowano, że ta przykra, bolesna dla UJ decyzja została podjęta bez porozumienia z UJ, przyp. red.). Tak więc, gdyby to tylko było możliwe, w ogóle by go pominięto. Ale członka Rady Państwa nie można było zignorować. Kolejnym bardzo drażliwym tematem okazała się zasadność korowodu, który bagatela, miał przejść z Bankowej przez ulicę Pocztową do Hali Parkowej. Mimo wielu wątpliwości uznaliśmy, że miastu potrzebna jest taka manifestacja nowo powstającej uczelni. Anegdota głosi, że ludzie żegnali się na widok orszaku rektorów, biorąc ich za biskupów, stąd przylgnęła do tego przemarszu nazwa - procesja. Tuż przed przybyciem do Hali oczekiwanego orszaku, niespodziewanie nastąpiła kolejna zmiana scenariusza. W prezydium zasiedli już: Cyrankiewicz, Gierek, Jabłoński, Ziętek, a także rektor UJ Mieczysław Klimaszewski. Sala była dokładnie podzielona. Tasiemkami oznaczyliśmy miejsca przeznaczone dla władz, śląskich rektorów, nauczycieli akademickich, gości i studentów... Korowód zmierzał do wejścia, a tu nagle wpadło kilkudziesięciu członków i pracowników komitetu wojewódzkiego PZPR. Mimo naszych próśb, zajęli oni pierwsze rzędy. Tymczasem na salę wkroczył orszak prowadzony przez prorektora Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Mieczysława Karasia, według scenariusza miał on poprowadzić wszystkich do owych pierwszych rzędów, widząc jednak zajęte miejsca, pewnym krokiem wszedł na podium i nie bacząc na strefę zakazaną, przedefilował wokół prezydium, po czym spokojnie opuścił podium i zaczęło się poszukiwanie wolnych miejsc na sali. Siedziałem za kulisami, ściskając z przerażenia dłońmi głowę. Katastrofa jednak przemieniła się w sukces, wszyscy byli zachwyceni prezentacją z podium delegacji uniwersytetów, a zaskoczeni ochroniarze rządowych notabli osłupieli, nie interweniowali. Brałem w życiu udział w kilkudziesięciu inauguracjach, w Krakowie i w Katowicach, ale tej nigdy nie zapomnę...
- Wyższa Szkoła Pedagogiczna przeszła do historii...
- Na szczęście rektor Popiołek nie tylko zaaprobował, ale także osobiście zaangażował się w wydanie publikacji o WSP. Już w 1971 roku ukazała się obszerna księga jubileuszowa, opisująca historię tej ważnej na Śląsku placówki naukowo-dydaktycznej. Szkoda, że podobnej publikacji nie doczekała się filia Uniwersytetu Jagiellońskiego w Katowicach, byłaby na pewno cennym materiałem dla badaczy rozwoju edukacji akademickiej na ziemi śląsko-dąbrowskiej. Pamiątkowa Księga poświęcona Wyższej Szkole Pedagogicznej doczekała się nawet, co niestety należało do rzadkości, recenzji, którą napisał w krakowskich "Studiach Historycznych" prof. Wiesław Bieńkowski.
- Kierownik Działu Wydawnictw stał się współorganizatorem nowego kierunku studiów uniwersyteckich - bibliotekoznawstwa.
- To duży skrót, ale rzeczywiście w 1974 roku stanąłem na czele Zakładu Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej, który działał w obrębie Instytutu Filologii Polskiej. Tworzyliśmy ten kierunek błyskawicznie, odpowiadając na ogromne zapotrzebowanie na wykształconych specjalistów w tej dziedzinie. Sieć bibliotek stale rosła a bibliotekarze kształcili się w Krakowie czy Wrocławiu. W październiku 1974 rozpoczęto kształcenie studentów w systemie zaocznym, a rok później ruszyły studia stacjonarne. Chętnych było kilkakrotnie więcej niż miejsc. Początki były niezwykle trudne, ponieważ brakowało kadry pedagogicznej, liczba etatów była ograniczona. Tamten czas wspominam jako pasmo udręk. O tym, że powstają studia dzienne, dowiedziałem się z gazet... Zajęcia prowadzili między innymi dyrektorzy i pracownicy naukowi bibliotek. Udało mi się namówić doktora Henryka Sawoniaka z Biblioteki Narodowej w Warszawie, to jeden z najwybitniejszych teoretyków bibliografów. Uzyskał u nas etat docenta. Pracownicy naukowi z Biblioteki Śląskiej pozostali, niestety, na uboczu. Kilka lat później dołączył do nas profesor Bronisław Zyska, pracownik naukowy Głównego Instytutu Górniczego, który zajmował się problematyką ochrony zbiorów bibliotecznych przed niszczącym działaniem środowiska. Wielkim osiągnięciem bibliotekarstwa polskiego było utworzenie sieci bibliotek - począwszy od najmniejszej nawet gminy, po narodową, była to realizacja marzeń światłych bibliotekarzy od czasów przedwojennych. Szkoda, że ten wielki wysiłek obecnie ulega ograniczeniom. Najbardziej jednak boleję nad tym, że do dzisiaj Uniwersytet nie dorobił się prawdziwej biblioteki, że w piwnicach przechowuje się wiele cennych książek. Żadne nowoczesne techniki nie są w stanie zastąpić bibliotek, one są podstawą nauczania i studiów. Pewnie czeka nas wielka modernizacja, ale biblioteki przetrwają...
ROZMAWIAŁA
MARIA SZTUKA
Dr Adam W. Jarosz, historyk literatury polskiej, biografista, bibliograf i edytor, długoletni nauczyciel akademicki (UJ, WSP w Katowicach, UŚ), organizator bibliotekoznawstwa uniwersyteckiego na Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim (w latach 1973-1991), historyk literatury staropolskiej i piśmiennictwa regionalnego na Śląsku i w Zagłębiu, redaktor Materiałów do księgi życiorysów ludzi kultury literackiej Zagłębia Dąbrowskiego. Od 1974 roku kierował Zakładem Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej, od 1990 roku Zakładem Nauk Pomocniczych Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej, od 1991 roku był wicedyrektorem Instytutu Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej. Od października 1994 roku pozostaje na emeryturze. W 2007 r. wydał tom W Trójkącie Przemszy. Z Krakowa na Śląsk i do Zagłębia Dąbrowskiego, przynoszący wiele faktów z dziejów Uniwersytetu Śląskiego i polonistyki katowickiej. |
25 maja br. doktor Adam Władysław Jarosz obchodził 80. urodziny. Dla wielu jego studentów utrwalił się w pamięci jako profesor-piła od "staropolskiej". Mimo że egzamin odbywał się już na pierwszym roku, była to przepustka do magisterki. Życzymy wielu lat w zdrowiu i pomyślności! |