Od ostatniego mieszania sosu własnego zmieniło się to, że teraz już liczymy dni nie do, ale od referendum. Już czujemy się Europejczykami zunifikowanymi, a teraz zaczniemy powoli się zastanawiać, co to właściwie znaczy. Bo na razie to chyba do końca nie wiadomo, oprócz tego, że trzeba będzie wypełniać trochę więcej papierów. Chociaż nawet w tej sprawie nie jest jasne, czy Unia nas zaskoczy. To Unia może być zaskoczona, jak się dowie, ile razy nadużywano jej imienia nadaremno i konstruowano monstrualne procedury, rzekomo wymagane przez srogich komisarzy. Może raczej były (i są) to procedury tworzone na podstawie własnych wyobrażeń niektórych naszych urzędników, którzy brali się na tej podstawie za tworzenie nowych reguł. A co z tego wyszło? To samo, co z próby gry na skrzypcach, znanych dotąd tylko ze słyszenia. Niestety, aby zostać wirtuozem pieczątki i załącznika, też trzeba dużo się uczyć.
Tymczasem mamy jednak wakacje, więc odłóżmy naukę do jesieni. Zresztą na razie nie wiadomo, czego się uczyć, bo chyba Unia też ma problemy ze sobą i z tym całym drobiazgiem, z którym po ciężkich konwulsjach zdecydowała się na równych prawach połączyć. Dotychczas z krajów realnego socjalizmu Unia znała NRD. Ale powiedzmy sobie szczerze: NRD była pewnie demoludem przodującym, jednak brakowało jej wielu cech, których Unia nawet może nie podejrzewa, spotykając się na salonach, konferencjach i podczas imprez folklorystycznych, organizowanych w celu promocji krajów kandydackich. Unia jest niewątpliwie silnym organizmem, ale i Związek Radziecki słabeuszem nie był, co uczciwie trzeba przyznać. A jednak Związek, czego Unii nie życzymy, upadł. I być może nie najmniej istotną przyczyną tego upadku była awersja narodów środkowo-europejskich do realizacji wytycznych opracowanych przez kremlowski zespół biurokratów, od których ,,brukselczycy" mogliby się jeszcze niejednego nauczyć. Starsi akademicy na pewno pamiętają, jak to nawet za komunizmu narzekano, iż mamy najlepsze rozwiązania prawne na świecie, tylko nic z tego nie wynikało. Jakoś tak to prawo polskie, przodujące prawo świata, nie dawało się zastosować. Obserwacja zmagań europorządku z tutejszą anarchią może być bardzo interesująca. Jeśli jakiś młody adept nauk społecznych szuka przyszłościowego tematu, to niech się nad tym zastanowi w ciągu lata.
Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało jak straszenie Unii nami - wszak my już też prawie jesteśmy w Unii, więc nie będziemy się sami sobą straszyć. Jednak obawiam się, że najpierw do Unii wejdzie jakaś awangarda narodu. To znaczy ci sami, którzy zawsze są w awangardzie, gdy zwietrzą korzyść, a choćby możliwość przetrwania. Na przykład bardzo chciałbym wiedzieć, kto właściwie będzie nas w rozmaitych gremiach reprezentował i w jaki sposób będzie się odbywała rekrutacja. Są to pytania bardzo interesujące również dla przyszłości polskiej edukacji. Przykład niejasnego traktowania absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Państwowej, którzy są świetnie przygotowani do pracy w urzędach i pewnie dlatego nie chcą ich w urzędach zatrudniać. Kompetentny urzędnik jest w rzeczywistości figurą stylistyczną; w rzeczywistości jego kompetencje są groźne: a) dla jego szefa, który miewa inne priorytety niż kompetentna obsługa klientów; b) dla jego kolegów, którzy mogą się okazać niepotrzebni, gdyż ,,kompetentny" sam wszystko załatwi, c) dla klientów, którzy na urzędników narzekają, ale nader często usiłują odwieść ich od postępowania zgodnie z zasadami urzędniczej sztuki, kompetentnie uprawianej przez absolwenta KSAP. I wreszcie: d) kompetentny urzędnik jest niebezpieczny dla siebie samego, bo osoby wymienione w punktach a), b) i c) dołożą wszelkich starań, aby słuch o nim zaginął. Czy to się zmieni w zunifikowanej Polsce? A może raczej zmiany staną się udziałem spolszczonej Unii?
Pewnym testem będzie praktyczna realizacja zasad, o których dość sporo się ostatnio mówiło. Ustawa o stopniach, tytułach etc., etc., wprowadziła obowiązek deklarowania się samodzielnych pracowników, którzy mogą firmować uprawnienia tylko jednej instytucji naukowej. Ciekawe, co zrobią te wszystkie uczelnie, żyjące z uprawnień ,,zapożyczonych"? Jeżeli mimo wszystko sobie ,,poradzą", drżyj Europo. Albo ciesz się, bo dni brukselskiego reżimu są już policzone. Oczywiście radzenie sobie w niektórych trudnych sytuacjach jest dowodem na żywą inteligencję. Jednak radzenie sobie w każdej sytuacji jest dowodem na niebezpieczne rozmycie kryteriów. Wtedy co prawda można skutecznie próbować ,,wyhandlować" dobro, które nam się z tytułu przepisów nie należy, jednak z drugiej strony nie można się spodziewać, iż dostaniemy to, co nam się w świetle tych samych przepisów stuprocentowo należy. No i teraz zależy co kto woli. Albo raczej kto ma większe wpływy: ci, którzy nie narzekają na brak zasad, bo nie brakuje im koneksji i nie wahają się działać podstępnie, albo ci, którym zasad brakuje, bowiem koneksjami się brzydzą, a podstęp jest im obcy klasowo. Jako pracę wakacyjną proponuję zastanowienie się, które podejście jest bardziej zgodne z duchem Unii, a które będzie z nim zgodne za parę lat, jeśli się okaże, że to nie Unia nas, ale myśmy ją przyłączyli.