Chcesz zobaczyć "narciarza" w środku lata i to w centrum dużego miasta?! Jeśli tak, to proponuję wybrać się na krótką wycieczkę po katowickim rynku, ulicy 3 maja, czy też po "cudzie architektury socrealistycznej", czyli dworcu PKP. I mimo, że amatorów "białego szaleństwa" jest w tych miejscach z roku na rok coraz mniej, to jednak od czasu do czasu jakiś zawodnik "przemknie" nam przed nosem. Znalezienie letniego narciarza w tłumie w godzinach szczytu jest rzeczą dość łatwą, mimo że nie posiada - wbrew naszym oczekiwaniom - nart, a tym bardziej kijków (chociaż te ostatnie bardzo by mu się przydały). Zatem, jak wygląda miejski narciarz? Otóż, przybiera specyficzną postawę: stoi na ugiętych nogach, plecy ma przygarbione, głowę pochyloną, a ręce opuszczone. W takiej pozycji jest przygotowany na różne szalone ewolucje. Narażony jest na liczne upadki, ale - jak przystało na prawdziwego sportowca - nie poddaje się i prędzej czy później powstaje, aby wrócić do treningu.
Jeśli dalej masz kłopoty z rozpoznaniem miejskiego narciarza to podpowiem, że jest zaopatrzony w charakterystyczny i niepowtarzalny strój: zabrudzony i dziurawy. Zazwyczaj ma na sobie więcej ubrań niż to jest konieczne, a smród jaki się za nim ciągnie przyprawi Cię o nudności. Gdy Cię zaczepi, wyciągnie w Twoim kierunku dłoń i zacznie coś bełkotać pod nosem, pewnie go nie zrozumiesz, lecz będziesz wiedzieć, że właśnie prosi Cię o kilka groszy na chleb czy bułkę. A Ty pewnie nie dasz mu tej jałmużny (może i dobrze, bo pewnie przeznaczyłby tę kwotę na zupełnie inną, pilniejszą potrzebę) tylko przejdziesz obojętnie i pomyślisz: Ale ćpun, margines społeczny, takich powinno się zamykać, ktoś musi zrobić porządek z tym bagnem…Wieczorem trafisz na imprezę. Ktoś przyniesie skręta marihuany. Poczęstuje Cię. Ty z chęcią weźmiesz, zaciągniesz się i przypomnisz sobie dzisiaj napotkanego narkomana. No i co z tego - myślisz - przecież ja nie jestem narkomanem, dlaczego miałbym się tym przejmować, nie wyglądam jak on, skończyłem studia, mam pracę, dziewczynę, wszystko jest ok, ja tylko palę maryhę nic więcej. Ale prawda okazuje się całkiem inna. Dowiadujesz się, że on był podobny do Ciebie, tak jak Ty nie pochodził z patologicznej rodziny, skończył studia, miał pracę, narzeczoną i - tak jak Ty - palił tylko marihuanę, ale któregoś dnia to nie wystarczyło i sięgnął po coś mocniejszego. Teraz jest sam i nie ma nic. Zaraz, zaraz! Chyba trochę przesadziłem. Jak to? Nie ma nic? Ależ oczywiście, że ma. Ma wirusa HIV, uszkodzoną wątrobę, mózg i serce, ma również stany lękowe, depresje, częste myśli samobójcze itd. Przez lata to wszystko nabył. Teraz Twoja kolej.
Publiczność zgromadzona w auli im. Mieczysława Sośniaka WPiA |
Czy powyższy obrazek nie jest czasem naciągany?! Nie sądzę. Na początku czerwca telewizja TVN w programie "Uwaga" poruszyła problem narkomanów. W pamięci utkwił mi obraz młodego, dwudziestoparoletniego człowieka, który - ku memu zdumieniu - pochodził z tzw. dobrego domu, w którym nigdy pieniędzy nie brakowało. Na szczególną uwagę zasługuje też fakt, że jego rodzice są wykładowcami WAT-u, a on sam był studentem. Od ok. 10 lat jest w nałogu. Oto coraz częstszy obraz polskiego narkomana.
Jak powiedział Jacek Stelmach - terapeuta z Wojewódzkiego Ośrodka Zapobiegania i Leczenia Uzależnień, podczas debaty zatytułowanej Problemy narkomanii w świecie współczesnym ("za" i "przeciw" legalizacji marihuany), która odbyła się 14 maja w budynku Wydziału Prawa i Administracji - Wizerunek narkoman powolutku staje się być fałszywy. Za niedługo będziemy mogli przejść ulicami naszego miasta i nie wykryjemy żadnego słaniającego się na nogach narkomana, potocznie zwanego narciarzem. Rzecz jasna, narkomani nie znikną, tyle tylko, że ich wygląd będzie nieco schludniejszy od wyżej przedstawionego modelu. To, że narkotyki trafiają pod różne adresy, nawet te lepsze, wiadomo nie od dziś. Przypomniał mi się pewien artykuł zamieszczony w "Polityce" gdzieś z połowy lat 90-tych o młodych, ambitnych ludziach, łaknących sukcesu i sławy, przed którymi każde drzwi stały otworem. Nic, tylko działać. No, więc działali. Ale ile człowiek wytrzyma, jeśli codziennie spędza w pracy po kilkanaście godzin. Kiedyś ta "idylla" się kończy, bo organizm dopomina się o swoje i będzie musiał odpocząć. Lecz taki młody wilk nie może pozwolić sobie na chwile słabości, gdyż może odpaść z gry, zostać w tyle. I co wtedy? Nic innego nie pozostaje jak tylko wziąć dopalacz dla ambitnych - amfetaminę! I tak właśnie chłopcy robili. Wzięli, aby nie odpaść z gry. Niestety dla nich, wypadli z niej szybciej niż myśleli. Amfa zrobiła swoje. Są narkomanami.
Skoro jesteśmy przy amfetaminie to należy wspomnieć o "zbawiennym" działaniu amfy na organizm. Silnie pobudza, zmniejsza odczuwanie zmęczenia fizycznego i psychicznego. Zwiększa aktywność umysłową, ułatwia koncentrację i percepcję. Po prostu cudo na sesję egzaminacyjną. Nic bardziej mylnego. Amfetamina, mimo swojego pobudzającego działania, wcale nie sprawia, że można się więcej nauczyć. Fakt, że nad książkami można bez zmrużenia oka spędzić całą noc. A ile się z tego zapamięta? Niewiele! To, że zmarnowało się całą noc na nie przynoszącej efektów nauce to jeszcze nic w porównaniu z tym, co nastąpi, kiedy amfetamina przestanie działać i organizm przejdzie w fazę zejściową (poamfetaminową). Wówczas nastaje naprawdę długie odsypianie i złe samopoczucie. Jednakże faza zejściowa po heroinie to dopiero przeżycie. Kac alkoholowy jest niczym w porównaniu z kacem poopiatowym. Kilkanaście godzin wymiotów, bólów brzucha, żołądka, a przy tym kilkunastogodzinne rozwolnienie. I pomyśleć, że miało być tak przyjemnie i zabawnie. Zabawa zabawą, a Krajowe Biuro ds. Zapobiegania Narkomanii zupełnie niedawno przeprowadziło kampanię antynarkotykową, przedstawiającą narkomanów na stołach prosektoryjnych. Koncepcja całkiem interesująca, ale nieskuteczna, a nawet szkodliwa - jak twierdzi terapeuta Jacek Stelmach - moi pacjenci uważają, że ktoś ich okłamał. Uważają, że nie są takimi narkomaniami jak przedstawia to telewizja, oni przecież "tylko palą trawkę". W takiej sytuacji dochodzą do wniosku, że telewizja oszukuje.
Jacek Stelmach - terapeuta na co dzień zajmujący się narkomanami |
Zatrzymajmy się na moment przy przeciwnikach narkotyków, a w szczególności przy przeciwnikach legalizacji marihuany. Często przy rozpatrywaniu kwestii legalizacji pojawia się następujące pytanie: Czy marihuana jest narkotykiem? Postawienie takiego pytania wydaje się być absurdalne i porażające. Podobnie rzecz się ma z równie absurdalnym stwierdzeniem, że marihuana należy do lekkich narkotyków, czy też jest lepszym narkotykiem. No, to już zupełna paranoja, żeby mówić o jakichkolwiek lepszych narkotykach. Obecnie na polskim rynku można znaleźć marihuanę wzmacnianą chemicznie o różnych smakach np. o bananowym, czy też moczoną w polskiej heroinie. Producenci tych produktów, widocznie do serca wzięli sobie podstawowe idee kapitalizmu, że "klient nasz Pan i trzeba mu wyjść naprzeciw". Kapitalizm pełną gębą. Wszystkim zwolennikom legalizacji marihuany i miłośnikom narkotykowych odlotów dedykuję wypowiedź Jacka Stelmacha na zadany temat: To jakaś herezja z tymi wizjami ponarkotycznymi. Oczywiście wizje się przytrafiają, ale mają negatywny charakter. Jedną z ostatnich wizji, która przytrafia się ludziom dość często jest wyobrażenie, że pod skórą mają robaki. Do tego stopnia jest tak realistyczna, że potrafią rwać pazurami własną skórę, żeby te zwierzątka powybierać.
Argumentów za legalizacją maryhy przytaczanych jest tymczasem bardzo wiele. Jeden z nich wkracza nawet w sferę rolnictwa. Gdyby marihuana była legalna, wówczas wielu rolników mogłoby na tym przedsięwzięciu sporo zarobić (zamiast mafii, rzecz jasna), zważywszy na fakt, iż na wsi się nie przelewa. I przy okazji podatki z tego tytułu odprowadzane byłyby do budżetu państwa, a nie do kieszeni grup przestępczych. Skoro jesteśmy już przy rolnikach to może tak i działkowcom coś takiego zaproponować. Jeśliby marihuana była legalna, to dlaczegóż działkowcy nie mogliby poświęcić kilka grządek na tę roślinkę, oczywiście na własne potrzeby, zamiast sadzić jakieś tam kartofle czy siać marchew? Cóż za pomysłowość, nieprawdaż? "Gratuluję" inwencji twórcom tej farsy. Nawet Andrzej Lepper, nota bene też rolnik, mógłby się od nich sporo nauczyć. W końcu doczekalibyśmy się własnych plantacji konopi indyjskich, a wtedy wielkim kartelom narkotykowym z Kolumbii czy Boliwii moglibyśmy śmiało pokazać niezapomniany gest Kozakiewicza. Jeżeli, nie daj Boże, ziściłaby się ta utopia, to chciałbym mieć w tym swój mały wkład: proponuję przyszłym hodowcom marihuany wyhodować liście tej roślinki w kształcie orła białego. To byłby dla całego świata taki znak rozpoznawczy. Coś w stylu "Teraz Polska".
Innym również żałosnym argumentem legalizacji maryśki jest powoływanie się jej zwolenników na alkohol, który wywołuje znacznie więcej powikłań zdrowotnych, a mimo to jest powszechnie dostępny! W takiej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zacytować Marka Staniszaka, który w pracy pt. Polska scena narkotyczna pisze tak - Pragnę podkreślić, ze opinie o nieszkodliwości marihuany są całkiem błędne, gdyż palenie konopii szybko doprowadza do uzależnienia (zwłaszcza psychicznego). Choć bezpośrednie skutki zdrowotne są mniej widoczne i szkodliwe niż przy użyciu opiatów, to jednak często pojawiają się różne zaburzenia psychiczne… Ponadto uszkodzone bywają komórki genetyczne, czego konsekwencje mogą ujawnić się w następnym pokoleniu. Pozostawiam to bez komentarza, ale skuszę się przy tej okazji na jeszcze jeden cytat. Tym razem zacytuję Jacka Stelmacha - marihuana jest najlepszym narkotykiem inicjacyjnym, ok. 80% narkomanów zaczyna od marihuany. Skoro jednak już jesteśmy przy cytatach to warto może przytoczyć inną istotną wypowiedź pana Jacka: Kto chce legalizacji marihuany? 2,7% społeczności. Czy to jest, aż tak silny głos, że powinno się tak stać? 2,7% to doprawdy imponująca część społeczeństwa, prawdziwe pospolite ruszenie. Ale jak zauważył jeden z uczestników majowej debaty Kopernik też był sam. Jednak w tym przypadku mamy chyba do czynienia z innego rodzaju osamotnieniem.