Tytuł jest zapożyczony, czyli ściągnięty z książki
Temat leżał na ulicy, ale trzeba go było podnieść… Mroczna noc okupacji, Warszawa. W swym mieszkaniu zostaje zamordowana prostytutka. Sąsiedzi słyszą krzyki dziewczyny, jeden z nich widzi przez dziurkę od klucza tylko tyle, że zbiegający ze schodów mężczyzna ma spodnie z amarantowymi lampasami… To w Wehrmachcie przysługiwało tylko generałom. W owym czasie w Warszawie jest ich dwóch… Który zabił?
Wiodłem nieciekawy żywot miejskiego sprawozdawcy w agencji prasowej.
Artykuły Lucjana Wolanowskiego w "Przekroju", z lat 40-tych i 50-tych ubiegłego stulecia... |
Ja, młody chłopaczek zobaczyłem, jak pracują wygi dziennikarstwa. Warszawa była jakby przedsionkiem do dalszej kariery. Sydney Gruson, Flora Lewis, Rosenthal - gdy wrócili do Stanów, to na znaczące, opiniotwórcze stanowiska. Vincent Buist z Reutera do końca swych dni był wielkim autorytetem w sprawach tej części Europy. Immanuel Birnbaum ze "Svenska Dagbladet" dawał sobie radę nie tylko z językiem polskim... Gdy prowadzący konferencję powiadomił, że powódź przerwała linię kolejową na północy Polski, ale nie umiał zlokalizować miejsca, Szwed zaoferował mu swoją pomoc, wymieniając z pamięci po kolei wszystkie stacje kolejowe na całym szlaku Bydgoszcz - Gdynia. Larry Allen z Associated Press przyjechał do Warszawy już jako "żywa legenda". Czy była prawdziwa? Raczej nie. Ale że czasy były ciekawe, sprzyjały dziwnym opowieściom, więc warto o tym wspomnieć.
Larry chodził po Warszawie w mundurze z oznakami amerykańskiego korespondenta wojennego.
Typowa konferencja prasowa w siedzibie polskiego MSZ, kilka lat po II wojnie światowej |
Larry miał w kieszeni warszawskie wyścigi konne. Dostawał
Rzecznik ówczesnego rządu - minister Wiktor Grosz |
Ed Morrow z New York Times'a nauczył się polskiego, gdy leżał z rannymi Polakami w szpitalu polowym po inwazji w Normandii. Doprowadził mnie do rozpaczy, kiedy omówił jeden z mych wczesnych reportaży w "Przekroju": "Lucjan, jak ja czytałem to, co ty piszesz, zdałem sobie sprawę, jak ty byś pisał, gdybyś sam wierzył w to, co piszesz..."
Otakar Martinek, Czech, poliglota. Byliśmy z innymi dziennikarzami akredytowanymi w Warszawie na ostatniej już chyba konferencji prasowej Jana Masaryka, ministra spraw zagranicznych Czechosłowacji, przed przejęciem władzy przez zdalnie kierowany z Moskwy rząd. Wtedy w Warszawie ktoś zapytał ministra, dlaczego wybrał karierę dyplomatyczną. - Sam nie wiem - odpowiedział Masaryk. - Pewnie dlatego, że lubię kobiety i władam biegle kilkoma językami...
Roześmieli się wszyscy. Spojrzałem na korespondentów TASS-a,
Redaktor Larry Allen (Associated Press) |
Pierre Maréchal, Francuz o tajemniczym uśmiechu. Dziś może bym uznał, że był to uśmiech zdziwienia czy zakłopotania wobec tego, co widział wokół siebie. Jego syn, Alain, urodził się we Francji, ale bliźnięta - obaj chłopcy - już w Polsce. Alain mówił ładną francuszczyzną, bliźniaki nie mówiły właściwie ani po polsku, ani po francusku. Mówiły kuchenną polszczyzną, nabytą pewnie od służby. Ich mama nie bardzo mogła zrozumieć, co chłopcy mieli do powiedzenia.
Spotkałem rodzinę na Krupówkach w Zakopanem, spacerowaliśmy razem, gdy nagle jedno z bliźniąt przyhamowało:
- Mamo, mama kupi pajaca!
- Tu dis, mon chou? (Co mówisz moja kapustko? - pieszczotliwa forma zwracania się do małych dzieci)
- Mama kupi pajaca!
Nie zorientowałem się w sytuacji i pospieszyłem z przekładem,
Od lewej: Vincent Buist ("Reuter"), red. G. Ormon ("United Press") i Lucjan Wolanowski (PAP). Warszawa, 1948 r. |
Wspominam tych ludzi, bo nauczyłem się od nich wiele. Jak dynamicznie zaczynać tekst, zaciekawiając czytelnika. Jak notować nie tylko słowa, ale i nastrój ważnej wypowiedzi.
Pożyczano mi nie tylko gazety, ale i antologie dziennikarskie. Z wypiekami na policzkach czytałem, jak Jack Lait i Lee Mortimer ("Urodziliśmy się tylko po to, aby opowiedzieć wam tę sensacyjną historię") opisywali zastrzelenie przez policję słynnego gangstera Johna Dillingera: "John Dillinger dostał swoje dziś na 42 ulicy. Był sprytny i przebiegły, ale federalna policja nigdy nie chybia, gdy ma upatrzony cel..."
Ładne, prawda? Ale - jak mawiał mój dziadek - Lucjan, nie musisz
Taśma, trzymana w ręku przez tę kobietę, to urywek depeszy, przekazanej drogą radiową alfabetem kreskowym. Tak było... |
Takie to były lata mojej amatorskiej nauki od zawodowców. Wiele się wtedy nauczyłem. Gdzie jesteście teraz, przyjaciele?
W tym miejscu łza zamiast kropki padła...
* * *
Pewien włoski znawca tematu, zastanawiając się nad istotą tego zawodu,
Z aparatu radio-odbiorczego płynie drukowana taśma z tekstem ostatniego komunikatu. Biegły w swych czynnościach radiotelegrafista odczytywał jej treść, którą natychmiast przepisywał na maszynie |
To pewnie jest bliskie prawdy, ale z drugiej strony historia opisywana z dnia na dzień jest kroniką wydarzeń, pisaną przez znanych lub anonimowych sprawozdawców.
Joseph Kessel, o którym już wspominałem, gdy rozmawialiśmy o tematach interesujących lub nudnych - zrobił ciekawe spostrzeżenie: "Dla przeciętnego czytelnika wiadomość o tym, ze stróżka z naszej kamienicy spadła ze schodów i skręciła nogę jest znacznie ciekawsza, niż doniesienie, że w Hongkongu przewrócił się prom i utonęło kilkaset osób..."
Edward Behr, przez długie lata korespondent dyplomatyczny wielkiego
Aparat systemu "Syphon-Recorder", notujący drgania w eterze w postaci linii łamanej, przypominającej tajemniczy szyfr |
Bruksela, lotnisko międzynarodowe. Właśnie wylądował samolot z ewakuowanymi ofiarami agresji. Między lekarzami, sanitariuszami i ofiarami uwija się z szaleństwem w oczach korespondent BBC. Londyn go zawiadamia, ze zbliża się godzina dziennika wieczornego, a on nie przekazał jeszcze zapowiadanego reportażu o pokłosiu tragedii w Kongo...
Ta walka z czasem była szczególnie dramatyczna dla reporterów radiowych, gdy nie było jeszcze lekkich magnetofonów wysokiej jakości, ani też sprawnego systemu łączności między studiem a sprawozdawcą.
Nigdy nie pracowałem w radio, ale do legendy przeszła opowieść
Przed chwilą nadeszła depesza od nowojorskiego korespondenta, którą dyżurny redaktor dyktuje maszynistce wprost na tzw. "woskówkę" (kliszę, służącą do powielania) |
Raz jeden miałem okazję oglądania tego reportera w akcji. Byłem w Krakowie, w redakcji "Przekroju" i w niedzielny ranek wróciłem do Warszawy. To była wtedy jeszcze podróż całonocna, z postojami na każdym przystanku. Zmęczony wychodziłem z dworca, gdy z przejeżdżającego wozu Polskiego Radia zawołał mnie ów as reportażu mówionego. Zaproponował przejażdżkę na lotnisko Okęcie, gdzie - jak powiedział - ma "małą robótkę".
Chodziło o reportaż z przylotu grupki polskich dzieci,
Elektryczne powielacze odbijały komunikaty, rozsyłane następnie "listami dworcowymi" do prasy prowincjonalnej. Oddziałom PAP w większych miastach przekazywało się wiadomości przez tzw. dalekopisy |
Na horyzoncie pojawił się samolot pasażerski i usłyszałem, jak uroczyście została zapowiedziana transmisja: "Otóż, drodzy radiosłuchacze, jesteśmy teraz na warszawskim lotnisku Okęcie, gdzie za chwilę wyląduje grupa naszych milusińskich, wracających z gościnnego Związku Radzieckiego..."
Przybiegł zziajany pracownik lotniska i cicho powiedział:
Jedną z najbardziej odpowiedzialnych czynności był dobór nadesłanych przez własnych korespondentów i agencje zagraniczne telegramów i zestawienie ich w codzienny biuletyn prasowy |
Szepnąłem mu, ze jest niedaleko grupka kobiet, które przyjechały, aby odebrać swe pociechy. Mój pomysł został skwitowany wdzięcznym uśmiechem i westchnieniem ulgi reportera: "Ty to masz pomyślunek!"
Czekające matki nie dały się długo prosić.
Życie reportera "Świata" to nie tylko ciężka praca... |
"Jak Państwo słyszą, drodzy radiosłuchacze, dzieciom polskim na wakacjach w ZSRR wolno było nawet pisać listy..."
LUCJAN WOLANOWSKI
http://free.art.pl/wolanowski
e-mail: wolanowski@free.art.pl