Lustracja doktora Wacka

Zdarzyło się to już dawno, w trakcie zajęć w Studium Wojskowym Śląskiej Akademii Medycznej. Prowadzący wykład oficer, wybitny teoretyk sztuki wojennej postawił arcytrudne pytanie i wyrwał do odpowiedzi wyraźnie niedospanego przyszłego lekarza. Student, mimo wszystko, regulaminowo poderwał się do odpowiedzi. Prowadzący do niego: - Wasze nazwisko?! - Podchorąży Drząszcz. Chwila ciszy i wyraźny, trzeszczący wysiłek na obliczu oficera: - Siadajcie, za trudne...

Ale to nie trudności z nazwiskiem sprawiły, iż tak wielu pracowników UŚ o Doktorze Drząszczu mówi po prostu: Wacek. Doktor Wacek (pozostaniemy przy formie pośredniej) lubi ludzi. Nie: pacjentów, a wszystkich. A że części z nas zdarza się zachorować - trudno. Wtedy Doktor Wacek też nas lubi, ale tylko dlatego, że tak samo lubi nas jako zdrowych.

"JA JAKO LEKARZ"

Z całej wstępnej najprawdziwszej historyjki pewne jest tylko to, że Doktor Wacek jest absolwentem rodzimej - śląskiej kuźni lekarzy, dodajmy - anno domini 1957. Jego pierwszymi miejscami pracy były Łabędy i katowicki szpital. Potem, jak się to w tamtych czasach lekarzom często zdarzało, powołany został do wojska, aż do Szczecina gdzie, mimo wcześniejszych kłopotów z nazwiskiem dorobił się oficerskich szlifów. Gdy wrócił na Śląsk podjął pracę w Klinice Neurologii ŚLAM w Zabrzu, wieńcząc ten okres uzyskaniem doktoratu nauk medycznych. Wcześniej zaś zrobił specjalizację neurologiczną. Później kwalifikacje swe, w sposób urzędowy potwierdzone, rozszerzył o specjalizację, pardon, seksuologiczną, co w żadnym wypadku nie powinno wywoływać uśmieszków, bo sprawa jest bardzo poważna. Niestety, wyznajemy ze skruchą, w tej materii trudno nam coś o Doktorze Wacku napisać bo nie byliśmy jego pacjentami, a co gorsze mimo usilnych starań, nie udało nam się znaleźć nikogo kto by o swych doświadczeniach pacjenta u Doktora Wacka - seksuologa zechciał opowiedzieć. Czy to nie dziwne?

Doktor Wacek należy do stosunkowo rzadkich przypadków medyków, którzy w pacjencie widzą "całego człowieka". Może to dzięki Jego lekarskim specjalnościom (dodajmy - dla studentów prawa wykładał tzw. psychiatrię sądową) a może "tylko" dlatego, że jak już napisaliśmy - jest przyjazny ludziom. Fakt: ordynuje sumiennie. Wychodzimy od Niego z plikiem recept, ale zarazem z przeświadczeniem, że "dać se luz". Wizyty u Doktora Wacka trwają długo, co oczywiście ma złą stronę w postaci długotrwałych kolejek. A jednak godzimy się czekać.

"JA JAKO ŻOŁNIERZ"

Zaskakujące, ale Doktor Wacek lubił i lubi wojsko. Jedna z wersji tłumaczących Jego sentyment do wojska głosi, iż stało się to w następstwie osobistego spotkania z wybitnym dowódcą, miłośnikiem wojska zarówno w stanie pokoju jak i stanie wojennym - gen. Wojciechem Jaruzelskim. Otóż Dr Wacek odbywał swą służbę wojskowo-medyczną w Szczecinie, w sławetnej dywizji dowodzonej przez gen. Jaruzelskiego. Zdarzyło się, że Generał musiał się poddać... badaniu lekarskiemu porucznika (może już kapitana - trudno ustalić) Drząszcza. Badanie trwało tak długo, iż po jego zakończeniu pacjent stwierdził: - No, Doktorze, bywałem już u lekarzy, ale tak długo jeszcze mnie nie badano. Doktor na to: - Ja też badałem wielu pacjentów, ale generała - po raz pierwszy. Wiec rozumie Obywatel Generał, że chciałem tak rzadki przypadek potraktować szczególnie.

Tajemnica lekarska nie pozwala ustalić czy wówczas lekarz wykrył u swego pacjenta symptomy jakiejś choroby. Miłość do wojska, w każdym razie, pozostała u obu z tym, że u lekarza - co poświadcza jego dalsza droga życiowa - jest to uczucie zdrowsze - raczej na dystans. Ale jednak w jakiś sposób uczucie wzajemne skoro Dr Wacek dziś jest podpułkownikiem - rezerwy.

"JA JAKO OPOZYCJONISTA"

Teraz będzie najprawdziwsza rewelacja w dziedzinie historii najnowszej: Doktor Wacek jest najstarszym w Polsce KOR-owcem! Do tego stopnia najstarszym, iż starszym od samego kuroniowego KOR-u. W dodatku, jest wiele świadków tego, iż Doktor Wacek wcale tego nie ukrywał. A tak! I nikt mu tego nie odbierze. Nic to, że w przypadku Doktora Wacka chodzi o jakiś tam klub oficerów rezerwy. Liczy się skrót, nazwa i intencje. Intencje nasz bohater zawsze miał dobre: aby było lepiej. I czyż nie jest lepiej? Nie wyrzekając się miłości do wojska Doktor Wacek - KOR-wiec ostatecznie doprowadził do tego, że mamy armię naszą, suwerenną i że przy jej płaszczach nie brak ani guzika. A wszystko to prawie bez wystrzału.

Piękną kartę Dr Wacka - opozycjonisty trzeba koniecznie uściślić: zawsze był i pozostaje w nieprzejednanej opozycji do ponuractwa i oszołomstwa.

"JA JAKO KLERYKAŁ"

No, klerykał to może, jak na Doktora Wacka, za mocno powiedziane. Bezspornym i na obecne czasy niewątpliwie korzystnym pozostaje fakt, że ma nasz Doktor przynajmniej jednego przyjaciela wśród kleru. A było tak: był okres kolędy czyli tzw. kolędowych odwiedzin duszpasterskich. W mieszkaniu u Państwa Drząszczów doborowa czwórka bridżowa skracała sobie czas oczekiwań na księdza kolejnymi roberkami. I tak bardzo się w owym oczekiwaniu pogrążyli, iż nie zauważyli gdy przez uchylone drzwi nadszedł kapłan. Ksiądz był taktowny i nie bardzo narzucał się ze swoją posługą, a że był w dodatku wrażliwy na zieleń stolika i inne kolory w talii więc niepostrzeżenie, jak by to powiedzieć, uwikłał się w pewne problemy jakie nastręczała rozgrywka. Ktoś musiał towarzystwo opuścić, księdzu nie wypadało pozostawać bezużytecznym, więc na chwilkę, tylko dla potrzymania kart w zastępstwie zasiadł do stołu. Wyszła z tego partyjka, potem roberek i następne itd. Dość na tym, że wizyty kolędowe w reszcie "nieobsłużonych" mieszkań trzeba było dokończyć dnia następnego. Grano towarzysko, czyli symbolicznie - bodaj "za Trybunę" -1 pkt za 1 zł. Grubo po północy zakończyła się kolęda u Doktora Wacka. Ksiądz odszedł zadowolony choć nieco materialnie lżejszy, za to duchowo niewątpliwie bogatszy - o przyjaźń z Doktorem.

JA JAKO AUTOR...

... Drogi Doktorze - na Twe przypadające 25 maja 60 urodziny oraz na trzydziestopięciolecie pracy lekarskiej; które obchodziłeś w styczniu, a wreszcie na przyszłoroczny jubileusz Twego 25-lecia związku z nami czyli USiem - życzę Ci trwania na posterunku w niezmiennej pogodzie ducha i w najlepszym zdrowiu. I myślę, że tego Samego a może jeszcze lepiej i więcej życzy Ci wielkie grono przyjaciół których masz w naszej akademickiej wspólnocie.

Zdrowie nasze w... ręce Twoje