Po raz kolejny w tym roku (a drugi w marcu) parę tysięcy osób zamieszkujących w okolicy osiedla studenckiego UŚ w Ligocie zostało odciętych na osiem dni od sieci telefonicznej.
Połączenie przerwali złodzieje dwustu metrów kabla, aktywni nocą z czwartku na piątek w rejonie zatoki autobusowej przy ulicy Studenckiej. Wiadomo, że do wyciągnięcia z podziemnego kanału łupu ważącego ponad tonę musieli posłużyć się specjalną nawijarką i ciężkim samochodem z otwartą skrzynią ładunkową. Ligota by night patrolowana jest w ramach ćwiczeń przez adeptów szkoły policyjnej w Piotrowicach. 500 m od feralnej studzienki zatrzymują oni zwykle kierowców w poszukiwaniu skradzionych samochodów. Po kradzieży uwaga organów ścigania skoncentrowała się na rzemieślnikach przetwarzających miedź i cynę na przedmioty użytkowe i ozdoby. Legalny skup tych drogich metali jest ściśle nadzorowany w składnicach złomu, ponieważ moda na patroszenie linii kolejowych i telefonicznych panuje już kilka lat.
Niestety kradzieże kabli nie są jedyną przyczyną fatalnego stanu połączeń telekomunikacyjnych pomiędzy ,światem a położonym wśród lasu osiedlem. Średnio przez tydzień każdego miesiąca ligockie telefony milczą a poszukiwanie najbliższego sprawnego automatu w praktyce kończy się na Poczcie Głównej - po 40 minutach jazdy autobusem. Większe rozterki przeżyła matka jednej ze studentek koczując w urzędzie pocztowym koło Kielc dwa dni, przekonana, że centrala dla 2000 osób musi się w końcu zgłosić. Uparcie zamawiała rozmowy na pięć kolejnych numerów zwlekając z wysyłką depeszy.
Pracownice Telekomunikacji Polskiej SA z lokalnego biura badań i napraw nie ukrywają, że firma nie myśli w takich wypadkach o uruchomieniu np. automatycznej informacji o uszkodzeniu. Zbyt kosztowna byłaby też ich zdaniem instalacja systemu, który za granicą alarmuje o tym, że ktoś niepowołany usiłuje się dobrać do łącz komunikacyjnych (a są takie systemy!).
Za miesiąc dzielnica zostanie zaopatrzona w komputerową centralę Siemensa, dzięki której nareszcie skończy się plaga fałszywych połączeń, mylnych sygnałów i głuchych telefonów. Oby na zawsze. Obecne elektromagnetyczne urządzenia eksploatowane są od początku lat osiemdziesiątych.
W jedno z nich - system Pentaconta - wyposażono przed kilku laty centralkę osiedla akademickiego. Nabyte za pół darmo z demobilu milicji obywatelskiej miało zastąpić aparaturę ręczną. W końcu lutego centrala uległa samozapłonowi wzniecając pożar na parterze najludniejszego z DS-ów. Potężne blaszane szafy mieszczące transformatory, pęki przewodów i szeregi buczących magnetycznych szufladek, wymagające czteroosobowej obsługi na dwie zmiany, umożliwiają połączenie z zaledwie 70 numerami wewnętrznymi. Zatrudnione tu operatorki twierdzą, że nowy sprzęt komputerowy podobno czeka już w magazynach uniwersytetu. Montaż doskonałego urządzenia o dużej pojemności nie zwiększy jednak wcale możliwości osiedlowej centrali. "Mamy już instrukcję, że przed dotychczasowymi numerkami będzie się tylko dodawać 1, tzn. numer tysiąc ileśtam" - mówią telefonistki. Studenci nadal po usłyszeniu dzwonka wybiegać będą zbiorowo na korytarz.
W ligockich DS-ach na każdym piętrze założono po jednym aparacie, ale kilkanaście już nie działa. Wyrywanie przewodów i rozbijanie aparatów o posadzkę w korytarzach było dotąd ulubioną rozrywką pijanych mieszkańców lub ich gości, szczególnie podczas nasilenia " imprez". Z tego powodu od ostatnich wakacji aż do stycznia br. aparaty w większości domów przezornie schowano i zamknięto. Przeważa opinia, że owa lękliwość administratora byłaby bezzasadna, gdyby podłączyć je studentom w pokojach (w akademiku AM przy Franciszkańskiej nie notuje się zniszczeń a użytkownicy mogą także sami - za opłatą telefonować na zewnątrz). Niestety przed 30 laty architekt budynków w osiedlu US nie dostrzegł takiej potrzeby. Podobnie zresztą jak wykonawcy kapitalnego remontu w DS 3 przed patdziernikiem ub.r.
Nieoficjalnie powodem wymiany przez Telekomunikację Polską SA wadliwych central na komputerowe jest rachunek ekonomiczny. Nawał rozmów realizowanych dzięki studentom w Ligocie przyniesie spore dochody. Jednakże tylko pod warunkiem, że oblężona od rana do nocy centrala będzie je... łączyć. W czasie ostatniej awarii telefonistki po przyjściu do pracy codziennie rano szły do kolejki przed biurem napraw, by prosić o interwencję. Awarię usunięto wreszcie w nadgodzinach.
Część linii z Katowicami zakopano jeszcze w latach dwudziestych. Miedziane kable zbyt często grzeją się do czerwoności tylko po stronie tych, którzy bezskutecznie usiłują dodzwonić się do Ligoty niby na koniec świata. Tu, za rzeczką, przeprawiwszy się po rurze ciepłowniczej tam, gdzie urywa się asfalt przy ulicy Poziomkowej, można odkryć domostwa, których mieszkańcy, jak przed kilkudziesięciu laty troskliwie hodują gołębie pocztowe.