Podział funduszy przeznaczonych na działalność organów Samorządu Studenckiego i Kół Naukowych, tradycyjnie wywołuje wiele emocji, a posiedzenie Uczelnianej Rady Samorządu Studenckiego, podczas którego podział ten jest dokonywany, należy do najbardziej burzliwych. Podobnie było w tym roku, a z wielu przyczyn, w tym jednej najistotniejszej, czyli niewystarczającej ilości środków do podziału, prawie wszystkie Koła są niezadowolone z otrzymanych funduszy.
Jednakże zmęczeni ciężką walką o paręset złotych przedstawiciele Kół Naukowych, często nie zdają sobie sprawy z tego, że to dopiero początek dalekiej, bynajmniej nie usłanej różami, drogi do zrealizowania swoich naukowych zamierzeń.
O " walce " z administracją, jaką musiało stoczyć Koło Teorii Literatury działające na Wydziale Filologicznym, aby przyznane mu pieniądze spożytkować na wydanie książki, rozmawiałem z dr. Maciejem Tramerem, opiekunem naukowym Koła. Bogate tradycje KTL giną w mrokach przeszłości - w tym roku organizowana jest konferencja naukowa Koła. Będzie ona być może okazją do bliższego przybliżenia dorobku "kolarzy", jak sami się nazywają, teraz skupmy się na opisaniu kłopotów z wydaniem ostatniej publikacji.
Jak wspomina dr Tramer, cała sprawa zaczęła się od wizyty w kwesturze, w której Koło próbowało uzyskać potwierdzenie posiadania środków do swej dyspozycji. I już tu pojawiły się problemy, kto jest władny dokonać takiego podziału. Dział Spraw Studenckich odesłał petentów do Dziekanatu informując, że pieniądze zostały przekazane na Wydział. Reakcją Prodziekana ds. studenckich było zdziwienie, gdyż Dziekani dysponują jedynie informacją o środkach będących do dyspozycji Kół, a także sprawują merytoryczny nadzór nad ich wykorzystaniem. Nikt nie był jednak w stanie udzielić informacji, kto właściwie jest dysponentem tych pieniędzy. Z dziekanatu stropieni "teoretycy" powędrowali do rektoratu, tam skierowani zostali do Działu Spraw Studenckich, który skierował ich... na Wydział. Koło się zamknęło, wydanie książki zostało zagrożone. Problem udało się rozwiązać iście salomonowym wybiegiem. Dziekan poparł swym podpisem wniosek o uruchomienie środków, Dział Spraw studenckich zaś wystawił informację, że pieniędzmi dysponuje Wydział.
W ten dziwny, mało chyba przejrzysty sposób udało się przejść pierwszy etap przekazania funduszy wydawnictwu. Zgodnie z Ustawą o Zamówieniach Publicznych potrzebna była konsultacja kosztorysu z Głównym Specjalistą ds. Zamówień Publicznych. To udało się załatwić w miarę sprawnie. Pozostało jedynie podpisać umowę z wydawnictwem. W rzeczywistości tutaj dopiero zaczęły się schody. Radca prawny Uniwersytetu zakwestionował standardową umowę zawieraną w takich sytuacjach przez wydawnictwo. Okazało się również, że kwestura żąda zdobycia wielu podpisów - oprócz Rektora, Kwestora, Działu Spraw Studenckich, także potwierdzenia z Wydawnictwa Uniwersytetu Śląskiego. Tu pojawił się problem, dlaczego Koło nie publikuje swoich książek właśnie w uniwersyteckim wydawnictwie. Argument, iż Górnośląskie Centrum Kultury jest dużo tańsze i wykonuje bezpłatnie skład książki, czyli pracę wartą ok. 1300 złotych nie wszystkich potrafił przekonać od razu.
Nie wiadomo, jak długo ciągnęłaby się jeszcze cała sprawa (i tak trwała już sporo ponad miesiąc), gdy Rada Wydziału Filologicznego nie zobowiązała (na wniosek jednego ze swych członków - sympatyków Koła) Dziekana do zainteresowania się problemami KTL. Prawdopodobnie tylko dzięki interwencji Dziekana sprawa przyspieszyła i obeszła się bez potwierdzenia z Wydawnictwem Uniwersytetu, a z innymi potrzebnymi podpisami poszło już szybko. Uzgodnione z wydawnictwem terminy zostały jednak już dawno przekroczone, tym bardziej na gorzka ironię zakrawał zapis w nowej, przedłożonej przez radcę UŚ umowie, mówiący o karnych odsetkach nakładanych na wydawnictwo w wypadku zwłoki podczas wydawania książki.
Wszelkie sprawy związane z wydaniem książki, jak jej zredagowanie, skład itp. potoczyły się już "z górki". Obecnie książka już "się drukuje". Premiera wkrótce, na zakończenie zaś naszej rozmowy dr Maciej Tramer podzielił się ze mną gorzką refleksję, iż rola opiekuna naukowego koła, która powinna zajmować się merytoryczną jego działalnością, sprowadza się często jedynie do pełnienia funkcji gońca.