Oto kolejni z "wielkiej dziewiątki" tegorocznych wyróżnionych stypendiami Ministra Edukacji Narodowej.

STYPENDYŚCI MINISTRA

Oto kolejni z "wielkiej dziewiątki" tegorocznych wyróżnionych stypendiami Ministra Edukacji Narodowej.

PAWEŁ PASSIERBEK V rok biologii, średnia ocen 4.6. Współpracuje z Uniwersytetem w Teksasie, odbył staż w Anglii w All Hallows High School, znakomicie zna angielski, prowadzi w tym jezyku zajęcia z biologii z młodzieżą ze swego macierzystego liceum. Znajdował czas na aktywną działalność w samorządzie studenckim - przez dwa lata był przewodniczącym na wydziale.


Paweł Pasierbek

Nagroda jest dla niego wielkim wyróżnieniem i potwierdzeniem, że biologia to był bardzo dobry wybór. Jego pierwszy, poważny sukces miał miejsce dawno, dawno temu - w pierwszej klasie szkoły podstawowej i nie był związany z nauką. Piękna dziewczyna z klasy umówiła się z nim i chodzili ze sobą dwa tygodnie. W tamtych czasach Paweł był bardzo nierozgarnięty, otrzymywał mierniutkie stopnie, więc owe randki były jakimś sukcesem.

Nie ma rodzinnych, "biologicznych" korzeni, a miłość do tego przedmiotu wpoił mu nauczyciel ze szkoły, za co jest mu ogromnie wdzięczny. W jednym z czasopism przeczytał o determinacji płci u gadów, a na dole był podany adres człowieka, który się tym zajmuje. Napisał do niego, a po dwóch miesiącach( kiedy zapomniał, że wysłał jakikolwiek list) otrzymał odpowiedź i pakunek z ogromem materiałów wraz z zachętą do współpracy. Wyjechał do USA. Staż w Anglii to zasługa macierzystego liceum, skierowano go trzykrotnie, by szlifował język. Gładził go, owszem i bacznie obserwował Angielki. Z radością wracał do Polski, bo tęsknił za widokiem ładnych dziewcząt. Kiedy mówi do uczniów po angielsku i to o biologii - nie odnosi wrażenia, że siedzą jak na tureckim kazaniu. Zaczyna od życzliwego powitania i pyta o samopoczucie.

Znajomość języka zawdzięcza buntowi. Wkurzał się bardzo, kiedy słuchał pięknych piosenek i nie rozumiał, o co w nich chodzi, potem to już była siła wyższa, gdyż dostępna literatura tematyczna jest w tym właśnie języku. Studia, szkoła, język, praca społeczna..., a mimo to żyje pełnią w wieczory, weekendy i ma wystarczająco dużo czasu na relaksujący luz.

Życie - uważa - nie płynie mu jak z płatka, raczej wszystko okupuje ciężką pracą i często po drodze wiele rzeczy jest przeciwko niemu. Swoje sukcesy musiał okupić godzinami nauki i poświęcić kilka cennych znajomości. Tego jednak żałuje.....

"Zbiegi okoliczności" zdarzały się zawsze wtedy, kiedy był na samym dnie i sądził, że już nic się nie da zrobić.

Biologia nauczyła go pokory względem innych i wobec tego, co nas otacza. Obserwując naturę, zrozumiał, że gdyby ludzie brali z niej przykład, byłoby o połowę mniej problemów!

Jest mu smutno, że ludzie kończą szkoły i nic nie wynika ze zdobytej przez nich wiedzy. To wina sposobu nauczania.

Uważa się za zabawnego gościa i na tyle interesującego, by się z nim nie nudzić. Jest odpowiedzialny, ma filing, jest lojalny i uczciwy. Przyznał się też do jednej wady: jest złośliwy !

Odetchnęłam z ulgą ! A jednak normalny, bo ze skazą i to pospolitą.

SABINA BARTOSZEK, studentka V roku na wydziale MFCh. Kierunek - matematyka, specjalność teoretyczna, średnia ocen 4, 8. Jest najzdolniejszą studentką na swoim roku. Już w szkole średniej została zakwalifikowana na Ogólnopolski XI Sejmik Matematyczny.


Sabina Bartoszek

Na jej roku jest parę innych bardzo zdolnych osób, więc fakt, że po raz drugi ona została stypendystką pana ministra wprawił ją w zdumienie. Wszystko, co dotyczy matematyki, z którą spotykamy się w szkole, jest dla niej oczywiste. W tej wyższej "paru" rzeczy nie pojmuje do końca i wcale tego nie ukrywa. Matematyczne problemy, które ją naprawdę zainteresują, towarzyszą jej bez przerwy z porą nocną włącznie. Myśli i analizuje, rozstrzyga i dowodzi... To bywa pasjonujące!

Matematyka to królowa nauk. Ona - w orszaku Jej Wysokości - czuje się paziem. Jest jedynaczką, w którą rodzice zawsze wierzyli, ale nie forsowali swych nadziei na siłę, za co jest im wdzięczna. W szkole średniej nauczyciele humanistycznych przedmiotów nie musieli traktować jej ulgowo. Była dobrą uczennicą i dopiero w IV klasie zdecydowała się na studia matematyczne. Jej pięta Achillesa to rysunek techniczny, więc było coś, czym równała do poziomu ogółu. Na maturze dawała ściągać, na klasówkach także i robiła to całkiem sprytnie, skoro jej ani razu nie przyłapano. Robiła to z głową!

Głowa nie pomogła w rachunku prawdopodobieństwa, permutacje i kombinacje są dla niej.... no, mogłoby tego nie być! Ale poznawszy szanse wygrania w różnych grach liczbowych, nie wypełnia kuponów, nie śledzi losowań, nie łudzi się, że mogłaby kiedykolwiek trafić szóstkę.

W życiu jest trochę luzacka, trochę zasadnicza. Bywa jednoznaczna jak reguła albo niepoprawna jak odstępstwo od niej. Sytuacje określają postawę i podejście. Z przyjaciólmi i w górach jest szalona i o tym wiedzą ci, którzy dobrze ją znają. Jej życiowe ideały nie w pełni przetrwały próby czasu, z pokorą przyznaje, że musiała je zweryfikować, bo były nieco nieprzystosowane do trudnej rzeczywistości. Tak bywa, gdy się jest tradycjonalistką. Pojęła też, że chowanie się w sobie i ciche siedzenie w kącie jest najbardziej nierozsądnym sposobem na życie. Mężczyzna jej marzeń jest kombinacją twardo stąpającego po ziemi logicznego mózgu i wrażliwego, ciepłego humanisty. (ba, która by takiego nie chciała ? ). Z dwóch "przestępstw" - nieznajomość tabliczki mnożenia lub pisanie koHam, surowiej ukarałaby to drugie. Mimo własnej pasji i wiedzy matematycznej.

Bardzo kocha to, co robi. Bardzo. Tylko i wyłącznie dla wielkiej miłości poświęciłaby " królową nauk ". O czym marzy? O szczęśliwej rodzinie, perspektywie dobrej pracy, rozwiązaniu wszystkich problemów. Dziś na jej ducha, ciało i umysł jak balsam działa dobra książka, muzyka, czekolada i krzyżowka.

Autorzy: Lidia Tarczyńska, Foto: Wojciech Ziółkowski