Chociaż rok akademicki trwa od października do końca września, to reszty świata nie da się do tej jedynie słusznej miary czasu przekonać i dlatego sprawozdania musimy składać w grudniu, a plany w styczniu. Jest to kompletnie bez sensu, bo semestr jeszcze się nie skończył, więc nawet trudno zaplanować, ile dwój wpisanych zostanie do indeksów (jak wiadomo, najlepiej planować to, co się już wykonało - jest to ważne w dydaktyce, ale może jeszcze bardziej w nauce; jeśli bowiem ktoś wie z góry, jakich dokona odkryć, to powinien zająć się raczej wróżbiarstwem niż pracą naukową).
W każdym razie siedziałem właśnie przy komputerze, aby podzielić się z czytelnikami niektórymi z moich planowanych posunięć, gdy oto zawiał wiatr historii (albo czegoś innego, w każdym razie jakoś tak od Wydziału Nauk Społecznych wiało) i rzucił na biurko wycinek z zeszłorocznej gazety. Nawyk czytania wszystkiego, co się tak natrętnie pcha pod oczy, zmusił mój wzrok, by ten przekazał do mózgu informację, , Rodzi się kolejny ośrodek akademicki. Czeladź uniwersytecka. " Ho, ho! Myślę sobie: po cóż ja będę planował, skoro otwierają się nowe możliwości, których nie brałem dotychczas pod uwagę. Jest już USK (University of Silesia - Katowice), USS (University of Silesia - Sosnowiec), USCi (University of Silesia - Cieszyn), czas na USCz (University of Silesia - Czeladź). Zwłaszcza, że ostatnio Czeladź, która podobnie jak Betlejem jest miastem nie bardzo podłym, stała się polskim Hongkongiem, zagłębiowskim Klondike, perłą w koronie, a wszystko dzięki założeniu na rogatkach supermega-hiper składów sukien i artykułów kolonialnych. Czeladź opływa teraz we wszystko, vita stała się tam tak dolce, że nazwę już, już zmieniać będą na, , Czekoladź". Czeladzi brakuje już tylko dworca kolejowego i miana ośrodka akademickiego. Dobra nasza, myślę, Czeladź dostanie, czego chce (no, może poza dworcem), zaś Jego Magnificencja do licznych ziem, na których stopę postawili profesorowie, dołączy teraz ziemię czeladzką. Rzuciłem się czytać szczegóły, szukając, czy z tej okazji powstanie czeladzka mutacja, , Gazety Uniwersyteckiej" i... zamarłem. , , Pierwszego października w Czeladzi rozpoczną zajęcia studenci Uniwersytetu Warszawskiego. (... ) Współpracy z Czeladzią odmówił Uniwersytet Śląski i Uniwersytet Jagielloński. (... ) [Wiceburmistrz Lasota twierdzi, że] akademicy z Krakowa i Katowic właściwie nie chcieli z nami rozmawiać, traktując nasze propozycje jako żart. "} (Dziennik Zachodni, 12 grudnia 1997 r. ) Akademicy z Warszawy nie mieli poczucia humoru i propozycję władz miejskich wzięli na poważnie. A propozycja rzeczywiście jest poważna, bo Czeladź ma forsy jak lodu i wszystko płaci, łącznie z dojazdami (oczywiście nie koleją, bo dworca jeszcze nie ma). Żarty żartami, jednak w okolicy usadowi się Uniwersytet Warszawski, na razie tylko wieczorami i to za słone pieniądze, ale zawsze. Prawdę mówiąc, obserwując w ostatnich latach burzliwy rozwój wszelkich form kształcenia, jakie nasza uczelnia oferuje za pieniądze, byłby, się gotów założyć, że każdą nową propozycję zwiększenia dochodów akademicy z Katowic przyjmą z radością. Czyżby opisywane szeroko w prasie wyniki kontroli NIK-u dotyczącej jakości tych form kształcenia wpłynęła na żartobliwy nastrój wobec oferty wiceburmistrza?
Niestety dziennikarz, który widocznie nie studiował dziennikarstwa nad Rawą, nie był dociekliwy i nie spytał, dlaczego Uniwersytet odmówił usadowienia się w miejscowym Kuwejcie. Coś musiało być, , na rzeczy", skoro nawet żaden krakus się nie skusił na pieniądze. Tego się z wycinka nie dowiedziałem. Ale pomyślałem sobie, że w województwie jest kilkadziesiąt gmin i tylko jeden uniwersytet (no, teraz będą dwa). Koncepcja wyższej uczelni w każdej miejscowości jest niewątpliwie śmiała i stanowiłaby cenny wkład w dzieje rozwoju szkolnictwa wyższego w Europie. Tylko czy to naprawdę o to chodzi? Z jednej strony dobrze, że uczelni wyższych jest dużo (chociaż czasem sobie myślę, iż ze względu na pewne preferencje w rozdziale środków finansowych niegłupio byłoby wstąpić do Uniwersytetu Warszawskiego, jak Polska do Unii Europejskiej). Z drugiej strony, za dużo uczelni to też niedobrze. Oczywiście można ściągnąć jeszcze paru naukowców do wieczorowej pracy dydaktycznej, którą będą wykonywać za niezłe pensje kosztem swej pracy badawczej. Dydaktyka bez nauki nie ma szans uzyskania naprawdę wysokiego poziomu i będzie to zawsze tylko ersatz. Dlatego ongiś fundowano uniwersytety, a nie sprowadzano uczonych parę razy do roku, aby wygłosili kilka wykładów. Jeśli władzom gmin Śląska i Zagłębia naprawdę zależy na awansie edukacyjnym ich obywateli, to powinny potraktować Uniwersytet Śląski jak zbiorowy obowiązek całego społeczeństwa. Jeśli mają środki na edukację wyższą, to powinny wzmacniać nimi te ośrodki, które już istnieją - tylko w nich bowiem może powstać masa krytyczna gwarantująca intelektualny wybuch w okolicy. Szkoda za duże pieniądze produkować niewypały.