Dnia 23 lutego Sala Rady Wydziału Filologicznego śląskiej Alma Mater wypełniła się przedstawicielami najwyższych władz Uczelni i dostojnymi gośćmi z innych ośrodków naukowych, którzy przybyli, aby wraz z przyjaciółmi, kolegami, uczniami, rodziną oraz - pełniącymi honory gospodarzy - Dziekanem Wydziału Filologicznego, Dyrekcją i pracownikami Instytutu Nauk o Kulturze, uczcić jubileusz czterdziestolecia działalności naukowej prof. dr hab. Tadeusza Kłaka.
Właściwą wszystkim dostojnym rocznicom patetyczną celebrację tym razem opanował nieprzewidywalny duch awangardy, której grono znakomitych znawców w dziedzinie literatury polskiej otwiera osoba Profesora.
Najpierw historiofobiczny chochlik przyspieszył nieco w mowie laudacyjnej datę urodzin Jubilata. Z kolei JM Rektor prof. dr hab. Tadeusz Sławek do gratulacyjnych życzeń dołączył - wymowniej wyrażający szacunek dla imponującego (nie tylko zestawieniami statystycznymi, ale nade wszystko wagą merytorycznych sądów) dorobku Tadeusza Kłaka - apel do zebranych na uroczystości młodych pracowników o naśladowanie i tak, jak czuli, niedościgłego dla nich wzoru: adiunkta rozpoczynającego pracę na uczelni z naukowym dorobkiem liczącym dwieście pozycji! Mową, kierowaną nie tylko do profesora uniwersyteckiego, krytyka i historyka literatury, ale również do twórcy słowa, zawładnęła siła poezji, a mile zaskoczone audytorium nagrodziło gorącym aplauzem napisany ad hoc wiersz, w którym Jego Magnificencja wyraża, obok stosownych do okazji panegirycznych treści, także poczucie wspólnoty obecnych na sali bądź to ciałem, bądź duchem badaczy i poetów wywołanych nomen omen przez Jubilata. Przykład z góry płynący zachęcił do twórczości także prof. Marka Piechotę.
Od uniwersyteckiej etykiety odstąpili również zaproszeni goście, na czele z nestorką polskich literaturoznawców, prof. Ireną Sławińską, promotorem pracy magisterskiej Uczonego i zarazem mistrzem przybyłej na spotkanie grupy absolwentów i pracowników KUL-u w osobach profesorów: Marii Jasińskiej, Danuty Zamącińskiej, Stanisława Fity. W wystapieniach zdecydowanie dominował ton przyjacielskich wspomnień, które widomie zaświadczały charakterystyc4e uczniów, jakich postrzegała w nich pani profesor, obdarzając najmilszym i najbarwniejszym słowem nie tylko spotkania naukowe, ale i wspólne wakacyjne wyjazdy na turystyczne szlaki. W opowieściach - albowiem nie były to uczone mowy - wyłoniła się obok krytycznoliterackiej, literaturoznawczej, profesorskiej, także czwarta, piąta, szósta strona osobowości Tadeusza Kłaka. Można było je poznać, jak mówili przybyli goście, na spotkaniach koła naukowego, podczas wypraw w góry, przygotowując się na seminarium, pracując wspólnie nad pierwszą książką, wydając w nakładzie 5 egzemplarzy (tej ilości nie trzeba było zgłaszać do cenzury) własne czasopismo literackie, a także... mieszkając razem na stancji.
Charakterystykę Jubilata uzupełniali przedstawiciele innych ośrodków naukowych: Stefan Nieznanowski (UMCS), Wiesław Paweł Szymański, Stanisław Jaworski (UJ), Jacek Łukasiewicz (Uniwersytet Wrocławski), Grzegorz Gazda (Uniwersytet Łódzki), wyrażając przywiązanie i pamięć, których dowody odbierali dla prof. Kłaka pracownicy UŚ zawsze przy okazji spotkań na ogólnopolskich konferencjach. Usłyszeliśmy wspomnienia uchylające rąbka tajemnicy towarzyskich talentów, które zaowocowały bardzo bliskimi znajomościami z poetami i pisarzami, kiedy Jubilat jako kierownik nałęczowskiego muzeum miał okazję obcowania z literatami bywającymi w pobliskim domu pracy twórczej. Byliśmy świadkami przekomarzań, czyjej tak naprawdę rekomendacji zawdzięcza Uniwersytet Śląski jednego z najwybitniejszych pracowników. A przy tym wypowiadano w owych pełnych humoru historiach słowa uznania dla ogromnej erudycji i pasji Badacza, dla rzetelności i obiektywizmu w formułowaniu opinii Krytyka, dla mrówczej, ale bezcennej pracy Edytora.
Przyjaciele, koledzy, uczniowie Profesora uczcili Jego Rocznicę pracami, które złożyły się na pamiątkową księgę Z problemów literatury i kultury polskiej XX wieku, powstałą pod redakcją prof. Stefana Zabierowskiego.
Marek Piechota NA JUBILEUSZ 40-LECIA PRACY NAUKOWEJ PROFESORA TADEUSZA KŁAKA | Tadeusz Sławek | |
Po wierszu Magnificencji Nie wystarczy mi esencji, By wysłowić się w intencji Czci dla Profesora Kłaka.
Widząc tyle sław na sali,
Zanim siądę wiele dam, by
|
Pośród książek szaf i pak, Tekstów król - Tadeusz Kłak, Co prawdziwszy czarny frak, Zasiadł niczym wielki mag. Umysł lotny ma jak ptak, A wytrwały niczym jak. On wie wszystko, mądry ptak, Wie co ryba, a co rak, Awangardy każdy szlak Nam oznaczy wprzód i wspak. Niech no tylko da nam znak, A ruszymy tłumnie, wszka, On pokaże co i jak Przyjazny mąż - TADEUSZ KŁAK |
Szanowny Panie Rektorze, Szanowny Panie Dziekanie,
Szanowni Państwo!
W środowisku pisarskim, w czasach, kiedy obchodzenie jubileuszy było rzeczą dosyć powszednią, mawiano, iż na jubileusz nie musi się wcale zasłużyć, a wystarczy go po prostu doczekać, czego właśnie są Państwo świadkami. O takiej uroczystości, czy o podobnym spotkaniu nigdy zresztą nie myślałem, ani nie marzyłem, to też jest ono dla mnie wielką i zaszczytna niespodzianką. Spotkanie dzisiejsze uwydatnia przy tym nie tylko moment jubileuszu pracy naukowej, ale także zamyka 30 już rok mojej pracy w Uniwersytecie Śląskim. Jest to więc do pewnego stopnia jubileusz podwójny i oba jednakowo wysoko sobie cenię. Punktem wyjścia mojej drogi naukowej był Katolicki Uniwersytet Lubelski, punktem dojścia stała się zaś Uczelnia, w której murach się znajdujemy.
Taka uroczystość, jak dzisiejsza, skłania do obejrzenia się wstecz, zwrócenia wzroku ku punktowi wyjścia i uświadomienia sobie wielkiego bogactwa, jakim obdarowało mnie życie.
Nawiązując do słów Profesora Stefana Zabierowskiego, przypominających, iż wyszedłem z pięknej świętokrzyskiej ziemi, pragnę powiedzieć, że istotnie miałem szczęście do pięknych miejsc, które wyznaczały drogę mojego życia, a były to południowe zbocza Łysogór, stare i ciekawe miasta - Kielce, Lublin, Wrocław, a później - przed Katowicami - Nałęczów, z urodziwym krajobrazem i wielkim bogactwem literackiej legendy. Tak się zresztą na ogół składało, iż kolejne miejsca zamieszkania prowadziły mnie ku coraz nowym horyzontom literackich oraz naukowych zainteresowań i wtajemniczeń.
Moje rodzinne strony zostały opromienione blaskiem prozy Stefana Żeromskiego, również na Kielce - jako uczeń jednej z tamtejszych szkół - patrzyłem przez pryzmat Syzyfowych Prac. Studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim zbliżyły mnie natomiast nie tylko do jego naukowego środowiska, ale również wprowadziły mnie stopniowo w okolice Józefa Czechowicza i całej poezji awangardowej. Nałęczów zaś przez wiele lat - poprzez pracę w Muzeum Bolesława Prusa - włączył mnie w krąg spraw związanych z osobą i twórczością autora Placówki, a także pozwolił głębiej spojrzeć na biografię Żeromskiego oraz dokładniej bogate tradycje literackie tej miejscowości.
Miałem więc szczęście do przebywania w pięknych i ciekawych miejscach, ale jeszcze więcej szczęścia miałem do ludzi i różnych środowisk, od rodzinnego poczynając. W mojej rodzinie wysoko ceniło się szkołę, nauczycieli, książkę oraz słowo mówione i pisane. Wiele zawdzięczam moim rodzicom oraz licznym siostrom i braciom, których podręczniki szkolne, czytane w latach okupacji niemieckiej w ukryciu, pozwoliły mi wcześnie poznawać prawdziwą przeszłość naszego narodu i literaturę polską. Musze też powiedzieć, iż bez pomocy moich nauczycieli nigdy bym do szkoły średniej się nie dostał, a w Gimnazjum i Liceum im. św. Stanisława Kostki w Kielcach trafiłem na wybitnych nauczycieli, z których kilku zostało później profesorami wyższych uczelni lub Polskiej Akademii Nauk, zaś mój polonista, Jan Łukowski, był wybitnym solistą Opery Bytomskiej. Biblioteka szkolna natomiast zawierała całe bogactwo książek - od starodruków po nowe publikacje, np. poezje Czesława Miłosza i powieści Stanisława Dygata, dzięki czemu sporą część mojej edukacji polonistycznej otrzymałem jeszcze przed maturą. Godzi się też na tej sali wyznać, iż pierwszą książką, jaką sobie w życiu kupiłem, były Strofy serdeczne Zbyszko Bednorza, poemat mówiący o powstaniach śląskich. Była to jakby zapowiedź moich późniejszych przeznaczeń.
Na studia na KUL "zapisał" mnie mój poprzedni prefekt, Ks. Prof. Andrzej Zuberbier, obecnie jeden z najwybitniejszych teologów polskich. Drodzy Państwo, muszę powiedzieć, że nie mogłem trafić lepiej. Lata moich studiów (1951-1955) przypadły na bardzo trudne czasy - dla społeczeństwa, dla ludzi inaczej myślących oraz dla takich instytucji, jak Katolicki Uniwersytet Lubelski. Ale czworobok murów jego budynku stanowił wówczas prawdziwą twierdzę wolności myśli i swobody pracy naukowej. Mogliśmy czytać wszystko to, co znajdowało się w bogatej bibliotece polonistycznej, a także w zakupionych wtedy księgozbiorach Ignacego Chrzanowskiego i Wacława Borowego, które stanowiły dla nas również praktyczną prezentację warsztatu badawczego wielkich uczonych. A w latach, kiedy nazwisko Czesława Miłosza znikało z ówczesnego życia literackiego i łamów czasopism, my na ćwiczeniach mogliśmy opracowywać analizy także jego wierszy.
Miałem wspaniałych profesorów i wykładowców. Pani Profesor Irena Sławińska i Profesor Czesław Zgorzelski przeniesli na KUL najlepsze tradycje polonistyki wileńskiej - Manfreda Krodla i Stanisława Pigonia, a także styl uniwersyteckiego życia. Nasza wiedzę uzupełniali młodzi wówczas uczeni - Pani Profesor Maria Jasińska - Wojtkowska, wnosząca zdobycze ze szkoły Stefanii Skwarczyńskiej oraz Pan Profesor Stefan Sawicki, przekazując nam umiejętności wyniesione z seminarium Juliusza Kleinera.
W czasie więc, gdy moich rówieśników w innych uczelniach skazywano na poznawanie tylko metodologii marksistowskiej, my na KUL mieliśmy dostęp do wszystkiego, co wówczas było żywe w nauce o literaturze i w filozofii - od rosyjskiego formalizmu i strukturalizmu, do tomizmu i fenomenologii. A filozofię wykładali wówczas m. in. Profesorowie Stefan Świeżawski i o. Mieczysław Albert Krąpiec OP. Na KUL kwitło wtedy rzeczywiście intensywne życie naukowe i literackie. Jakże ubogacały nas odczyty uczonych, odsuniętych wówczas od dydaktyki uniwersyteckiej - Konrada Górskiego, Stanisława Pigonia czy Romana Ingardena, a także spotkania autorskie pisarzy związanych z zamkniętymi wtedy przez władze pismami katolickimi - "Znakiem" i "Tygodnikiem Powszechnym" - Hanny Malewskiej, Antoniego Gołubiewa, Stefana Kisielewskiego, Jerzego Zawieyskiego i Jacka Woźniakowskiego. W różnych sekcjach Koła Polonistów wyrastali przyszli znani, a nawet wybitni pisarze i uczeni, niektórzy znajdują się także na tej sali.
Wyniosłem więc z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego wielkie bogactwo wiedzy oraz piękne wzory postawy wobec nauki i życia. Mógłbym przywołać tu słowa, które Pani profesor Irena Sławińska wypowiedziała w swojej książce Szlakami moich wód... w odniesieniu do swego wyposażenia, wyniesionego z jej macierzystego Uniwersytetu w Wilnie:
"Dziedzictwo. Czyż trzeba jeszcze powtarzać, jakie to dziedzictwo? Naukowe i etyczne? Niepotrzebne nawet to rozróżnienie: wszystkie zadania i zobowiązania Wszechnicy ogarnia przecież pojęcie etosu. Etosu tego trudnego powołania, jakim jest praca badawcza i pedagogiczna, obowiązek nieustannego pomnażania własnych zasobów wiedzy, pracy badawczej - -i hojnego, bezinteresownego daru: daru przekazywania własnych zdobyczy w tym zakresie".
Wielu życzliwych ludzi napotkałem później również w środowisku literackim Lublina, Krakowa i Warszawy. Kontakty z takimi osobami jak Bronisława Przybosiowa, Bronisława Piwowar, Kazimierz Andrzej Jaworski, Antoni Madej czy Jalu Kurek pozwoliły mi uzyskać dostęp do cennych materiałów archiwalnych, którym moje późniejsze publikacje wiele zawdzięczały.
Serdeczne słowa pragnę poświęcić także osobie Profesora Kazimierza Wyki, który patronował mojemu doktoratowi w Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego rady, uwagi i opinie dawały mi bardzo wiele. Jemu też zawdzięczam udział w zorganizowanej przez Instytut Badań Literackich w 1963 roku konferencji poświęconej poezji polskiej XX w. Poprzedzające tę konferencję spotkania robocze stanowiły niezwykle ważne dla mnie, ciekawe i owocne seminarium naukowe, a uczestnikami jego i autorami referatów byli początkujący wtedy uczeni, stanowiący dzisiaj czołówkę polskiej nauki o literaturze. profesorowi Wyce zawdzieczam również i to, że w toku moich starań o zatrudnienie mnie w Uniwersytecie Śląskim, on własnie napisał mi życzliwą i pochlebną opinię.
W tej uczelni, w której pracuję już trzydziesty rok, znalazłem się w odmiennym, ale również ciekawym i o wysokim poziomie środowisku polonistycznym. Oprócz miejscowych uczonych, takich jak Profesorowie: Irena Bajerowa, Mieczysława Mitera-Dobrowolska, Jan Zaremba, Stanisław Zabierowski i Zbigniew Jerzy Nowak, znaleźli się tu badacze z Krakowa, Lublina, Łodzi i Wrocławia. I tutaj więc krzyżowały się, działając bardzo inspirująco, tradycje różnych szkół naukowych, a polonistyka śląska wchodziła w niezwykle dynamiczny okres swojego rozwoju. W toku licznych kontaktów, wspólnych konferencji i sympozjów korzystałem wiele, także od młodszych moich kolegów. Uczestniczyłem w różnych programach badawczych i miałem możność publikowania swoich prac zarówno w postaci książkowej, jak i w periodykach naukowych. Jestem przekonany, że nigdzie indziej nie udałoby mi się (mam tu na myśli wyłącznie ilościowy wymiar mojego dorobku) więcej dokonać.
Szanowny Panie Rektorze - za to wszystko, co mnie dobrego spotkało w tej Uczelni, za wypowiedziane pod moim adresem tak życzliwe i ciepłe słowa, pragnę z tego miejsca i w tym uroczystym dniu serdecznie Władzom Uniwersytetu za Pańskim pośrednictwem podziękować, dziękuję także za wszystko Panu Dziekanowi i Panu Dyrektorowi Instytutu Nauk o Kulturze.
Szczególnie gorąco dziękuję za obecność na dzisiejszej uroczystości mojej Drogiej Mistrzyni, Pani Profesor Irenie Sławińskiej i Pani Profesor Marii Jasińskiej-Wojtkowskiej oraz kolegom profesorom z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiwej oraz Uniwersytetów: Jagiellońskiego, Łódzkiego, Wrocławskiego i Szczecińskiego. Dziękuję również tak licznie zebranym przedstawicielom naszego środowiska kulturoznawczego i polonistycznego oraz wszystkim miłym gościom.
Osobne wyrazy wdzięczności pragnę wyrazić inicjatorom i współautorom wręczonej mi okolicznościowej publikacji, zawierającej wiele znakomitych prac. Będzie ona dla mnie drogą i wzruszającą pamiątką, a także utrwaleniem spotkania tak wielu bliskich mi osób. Za ogromny wkład pracy przy jej powstawaniu zechcą przyjąć słowa podziękowania Profesorowie - Tadeusz Miczka i Stefan Zabierowski.
Drodzy Państwo! Na koniec tych moich słów pragnę dodać, że chociaż ja sam zostałem już profesorem z w y c z j n y m, to przecież otaczało mnie i nadal otacza tylu ludzi prawdziwie n a d z w y c z a j n y c h. Wielu z nich już wymieniłem, ale z obowiązku wdzięczności muszę jeszcze powiedzieć, iż byłbym na pewno kim innym, gdyby nie moja nadzwyczajna rodzina - nadzwyczajna żona, nadzwyczajna córka i syn oraz takie same wnuczki. Serdecznie Państwu za wszystko dziękuję.