W dniach 6-9 kwietnia 2000 odbyły się Międzynarodowe Targi Edukacyjne EXPO LINGUA w Madrycie. Tegoroczne madryckie Targi to targi wyjątkowe dla naszego kraju, gdyż właśnie Polska wraz z Australią była honorowym gościem zaproszonym do udziału w nich. I dlatego też w Komitecie Honorowym Targów obok hiszpańskich ministrów: Ministra Edukacji i Kultury - Mariano Raroya, Ministra Spraw Zagranicznych - Abela Matutesa, Burmistrza Madrytu - Joségo Maríi Álvareza del Manzano, znaleźli się: polski Minister Edukacji Narodowej - Mirosław Handke oraz Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Hiszpanii - Jerzy Maria Nowak. Targi otwarła oczywiście Honorowa Prezydent(ka) - nie mamy niestety w polszczyźnie nazw na zaszczyty i honory dla kobiet, po hiszpańsku brzmi to więc o wiele lepiej: "Presidenta de Honor" - hiszpańska Infantka Dona Elena de Borbón y Grecia, Duquesa de Lugo.
Dr Jolanta Tambor, wicedyrektor Szkoły Języka i Kultury Polskiej UŚ z referatem na Kongresie |
Stoisko polskie zajmowało przestrzeń kilku metrów kwadratowych. Daleko mu oczywiście było powierzchniowo do drugiego kraju zaproszonego, czyli Australii. Australijczycy natychmiast zagospodarowali całe piętro. Nasza polska ekspozycja znajdowała się jednakże przy samym głównym wejściu na Targi, gdzie musiał trafić każdy, kto chciał je odwiedzić, a potem jeszcze skorzystać z targowej restauracji - wtedy też trzeba było przejść obok stoiska polskiego. Targi cieszyły się wielkim zainteresowaniem publiczności hiszpańskiej. Muszę przyznać, że zdziwiliśmy się, iż tak wielkim, bo tereny targowe leżą trochę na uboczu w stosunku do centrum Madrytu, a poza tym odbywały się w dni weekendowe. Wynika z tego jednak, że - jak już niejednokrotnie przekonaliśmy się o tym podczas kursów Szkoły Języka i Kultury Polskiej - faktyczne zainteresowanie językiem i kulturą jakiegoś kraju powoduje, iż człowiek jest gotów wstawać rano, nie spać w nocy i znowu wstawać, by się uczyć, chłonąć, przeżywać.
Uroczysty obiad dla polskiej delegacji na zakończenie madryckich Targów. Od lewej: Minister Edukacji Narodowej Mirosław Handke, Ambasador RP w Hiszpanii Jerzy Maria Nowak, Beata Baczyńska z Uniwersytetu Wrocławskiego, Jolanta Tambor z UŚ |
Na stoisku polskim znalazło się sporo publikacji wydawanych lub współwydawanych przez Szkołę Języka i Kultury Polskiej. Wiele osób chętnie przeglądało "Dzień dobry" Magdaleny Pastuchowej i Aleksandry Janowskiej, zachwycając się barwnymi ilustracjami i piękną szatą graficzną książki, często sięgano po dwutomowe wydanie "Wybieram gramatykę" Małgorzaty Kity. Nie było prawie osoby, która by się nie zatrzymała przed wspaniale prezentującą się serią "Biblioteka Interpretacji", z książkami Dariusza Pawelca "Czytając Barańczaka", Józefa Olejniczaka "Czytając Miłosza" i Romualda Cudaka "Czytając Białoszewskiego". Obok serii ładnie prezentował się plakat Szkoły i barwny przyciągający oczy folder. Wszystkie prezentowane książki po Targach znajdą się w Instytucie Kultury Polskiej w Madrycie, gdzie skorzystać z nich będą mogli pracownicy naukowi polonistyk hiszpańskich (a są takie w Madrycie, Barcelonie, Sewilli), studenci, nauczyciele i uczniowie. Zapotrzebowanie na język i kulturę polską jest ogromne, jak na kraj tak daleki. Mówiła o tym kilkakrotnie pani Małgorzata Malasnicka de Martin, osoba odpowiedzialna za edukację w Towarzystwie Kulturalnym Hiszpańsko-Polskim "FORUM".
Hiszpańska i polska publiczność w czasie inauguracji Kongresu |
W związku z tak dużym zainteresowaniem nauką naszego języka, zdobywaniem wiedzy o naszym kraju i studiowaniem w naszym kraju należy tylko żałować, że na stoisku nie znalazły się odpowiednie materiały o Uniwersytecie Śląskim. Na półce wraz z folderami Szkoły stał wprawdzie jeden egzemplarz poradnika "Guidebook for foreign students", jednakże to zbyt mało i dlatego ginął wśród innych materiałów, a na stoliku, z którego targowi goście zabierali informatory o interesujących ich zagadnieniach, na temat Uniwersytetu Śląskiego nie znalazło się nic. Udało mi się tam umieścić foldery Szkoły oraz reklamówki naszych podręczników - które przywiozłam w podręcznym bagażu "na wszelki wypadek" - ale wzorem innych uczelni, które są bardziej doświadczonymi "targowiczami", powinniśmy na przyszłość zadbać, by Uniwersytet pokazać okazalej, świetniej i szerzej. W Madrycie wszystkie uczelnie biorące udział w targach chwaliły się związkami polsko-hiszpańskimi i swoimi iberystykami. Z naszego Uniwersytetu materiałów na ten temat niestety nie było. Mówiłam więc o prowadzonym na moim wydziale - Wydziale Filologicznym w Instytucie Filologii Romańskiej kierunku "język hiszpański", jednak niestety słowo mówione jest ulotne, a w pamięci zostaje tylko to, do czego dołączony jest odpowiedni papier. Na kolejne więc Targi należałoby wysłać do Ministerstwa Edukacji Narodowej, które zleca wykonanie ekspozycji, paczkę z materiałami o Uniwersytecie Śląskim i jego jednostce eksportowej, jaką jest Szkoła Języka i Kultury Polskiej w kilkudziesięciu egzemplarzach, by młodzież z różnych krajów właśnie Katowice wybierała na swój pierwszy studencki przystanek w Polsce.
Literacka oferta targowa - dwie znane serie książkowe: wrocławska >BR>"A to Polska właśnie" oraz wydawana przez Szkołę Języka i Kultury Polskiej UŚ "Biblioteka Interpretacji" |
Mówić można było o swojej uczelni nie tylko na stoisku targowym, ale także podczas Międzynarodowego Kongresu Naukowych Prezentacji towarzyszącej Targom. Kongres otwierał Profesor Florencio Arnan, Prezydent Targów EXPO LINGUA. Profesor Arnan z wyglądu prawdziwy Hiszpan, zachowywał się też jak na Hiszpana przystało - w pierwszym dniu naszego pobytu w Madrycie, w pięć minut po zakwaterowaniu w hotelu "Florida Norte", chłopiec hotelowy pukał do drzwi wszystkich kobiet, które miały uczestniczyć w kongresie i wręczał im ogromny bukiet bardzo kolorowych kwiatów z wizytówką pana prezydenta. Kwiaty ofiarowane były z iście hiszpańską szczerością i atencją wobec kobiet - przetrwały bowiem cztery dni w pokoju hotelowym w maleńkiej szklaneczce (żadnego innego pojemnika na wodę nie znalazłam), potem owinięte mokrym papierem i workiem nylonowym przyleciały samolotem do Warszawy, z Warszawy do Katowic podróżowały pociągiem, od mojego powrotu minęło kilka dni, a one nadal są piękne i świeże jakby wczoraj zerwane.
Folder Szkoły Języka i Kultury Polskiej UŚ wśród innych wyróżnia się słonecznymi barwami |
Po panu prezydencie głos podczas inauguracji Kongresu zabierali nasz Minister Mirosław Handke i polski ambasador Jerzy Maria Nowak. Konferencja toczyła się w dwóch językach: po angielsku i po hiszpańsku. Ten drugi język wybrali przede wszystkim iberyści prezentujący związki polsko hiszpańskie: kulturalne, literackie, naukowe. Natomiast teksty dotyczące różnorakich aspektów nauczania języka polskiego jako obcego wygłaszane były po angielsku. Serię referatów rozpoczął profesor Władysław Miodunka, dyrektor Instytutu Polonijnego Uniwersytetu Jagiellońskiego i prezes Stowarzyszenia "Bristol" Polskich i Zagranicznych Nauczycieli Kultury Polskiej i Języka Polskiego jako Obcego. Mówił o specyfice nauczania języka polskiego na Półwyspie Iberyjskim i w krajach Ameryki Łacińskiej. Po nim wystąpiła prof. Anna Dąbrowska, dyrektor Szkoły Kultury i Języka Polskiego dla Cudzoziemców Uniwersytetu Wrocławskiego, przedstawiając nauczanie języka polskiego w różnych jednostkach w Polsce. Wielkie zaciekawienie wzbudziła ubarwiona pokazem wideo opowieść o polskich noblistach prof. Ewy Kraskowskiej z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wystąpienie było specjalnie intrygujące, gdyż podczas niego przekonaliśmy się jak można zamienić pilota do telewizora (którego obsługa hiszpańska nie mogła znaleźć w żaden sposób) na "osobistą pilotkę sterowaną mową". Jedna z hostess bowiem stanęła obok telewizora i reagowała naciskaniem paluszka na odpowiednie klawisze na wdzięczne przerywniki pani profesor: "play", "stop", "with voice, PLEASE".
Następny dzień rozpoczynało moje wystąpienie. Działo się to w sobotę o 10. 00 rano. Poprzedniego dnia na coctailu w Ambasadzie RP, w uroczej willi na przedmieściach Madrytu przy ulicy Miraflores 50, wszyscy Polacy stale mieszkający w Hiszpanii przekonywali mnie, że w zasadzie muszę się nastawić na pustą salę, bo żaden Hiszpan nie wstanie w sobotę rano, by pojawić się na konferencji o dziesiątej. No i okazało się, że ci państwo nie zdają sobie sprawy z potęgi zainteresowania polskością. O 10. 00 nasi hiszpańscy fani byli w komplecie. Tekst, który przedstawiałam, napisany wspólnie z dr. Romualdem Cudakiem, dyrektorem Szkoły, dotyczył wykorzystania multimediów w nauczaniu języka polskiego jako obcego. Temat ten wybraliśmy m. in. dlatego, że nasza Szkoła jest w tej chwili w Polsce najbardziej wyspecjalizowaną jednostką w komputerowym nauczaniu języka polskiego. I zgodnie z naszymi przewidywaniami temat wzbudził żywe zainteresowanie. Po referacie musiałam rozdać mnóstwo karteczek z adresem stron internetowych naszej Szkoły i nazwą programu komputerowego, który w Szkole został stworzony. W tejże samej przedpołudniowej sesji bardzo podobało się wystąpienie dyrektora Instytutu Języka Polskiego dla Cudzoziemców "Polonicum" Uniwersytetu Warszawskiego Mirosława Jelonkiewicza, który na kasetach wideo przedstawił Polskę tak piękną i bogatą w oferty kulturalne, że wszyscy natychmiast zapragnęliśmy przeprowadzić się do Polski.
Potem był jeszcze wspaniały obiad wydany specjalnie dla polskiej delegacji przez Prezydenta Targów. Na stole gościły przysmaki galicyjskie w ogromnych ilościach. Nie zdecydowałam się wprawdzie na kosztowanie krewetek, raków i mątew (chyba nie lubię, kiedy coś na mnie patrzy z talerza), ale przy ośmiornicy się złamałam - choć nie będzie ona moim przysmakiem. Na drugie danie poprosiłam o podanie mi takiej ryby, której nazwa nie ma odpowiednika w języku polskim (oczywiście o pomoc w zamówieniu poprosiłam tłumaczkę z Ambasady). Ryba była wyśmienita, delikatna i soczysta. Obiad zwieńczył napitek spirytusowy (o strasznym zapachu bimbru) z ziarnami kawy i skórkami pomarańczowymi i cytrynowymi, który płonął przez cały czas posiłku. Na szczęście ogień złagodził trochę początkowy zapach, bo odmówienie tradycyjnego końcowego toastu nie wchodziło wszak w grę. A potem jeszcze dwa referaty, ostatni spacer po nocnym Madrycie i czas do domu. Żal było wyjeżdżać. Mieszkaliśmy w cudnym miejscu, 5 minut piechotą od Pałacu Królewskiego, jedną stację metra od Opery, trzy stacje od Prado, w którym zdążyliśmy na szczęście zobaczyć i Goyę, i Dürera, i Rubensa. Na dodatek wtedy w Madrycie było 230C (a podczas rozmów telefonicznych z Polską słyszeliśmy, że tam zimno, leje, a w Krakowie nawet śnieg). Madryt oglądaliśmy w pełnym słońcu, wśród kwitnących bzów, tulipanów i irysów. Do Polski jednak wzywały serce i obowiązki.