Rozmowa z prof. zw. dr hab. Teresą Kowalską, kierownik Zakładu Chemii Ogólnej i Chromatografii w Instytucie Chemii Uniwersytetu Śląskiego, autorką przekładów poezji i prozy

Z poezją jestem od zawsze

Chemia i poezja? Profesor, specjalistka technik chromatograficznych, autorka ponad 200 artykułów w znaczących czasopismach naukowych, członkini rad redakcyjnych kilku czasopism naukowych, stała recenzentka około dwudziestu czasopism z zakresu chemii – a jednocześnie tłumaczka literatury pięknej, autorka kilkunastu artykułów na temat poezji haiku… Czy sięganie do literatury, szczególnie do poezji, jest relaksem, przyzwyczajeniem…?

Prof. zw. dr hab. Teresa Kowalska
Prof. zw. dr hab. Teresa Kowalska

– Myślę, że koniecznością. Z poezją jestem od zawsze. O ile chemia niewiele ma wspólnego z poezją, to już odwrotnie można mówić o wielu wspólnych płaszczyznach. Jest nią na przykład wyobraźnia, niezbędna zarówno podczas badań w laboratorium, jak i w trakcie czytania poezji. Proza łatwiej znosi banał, poezja natychmiast go wyklucza, w niej nie ma miejsca na frazesy. Najmniejsze potknięcie techniczne czy intelektualne natychmiast powoduje wyczuwalny zgrzyt. Przy minimalnym użyciu słów rodzi się automatycznie konieczność niemal perfekcyjnej umiejętności pointowania, wyrażania tego, co chce się powiedzieć w sposób lakoniczny, magiczny, ale zarazem celny i niepowtarzalny. Poezja porusza się w sferze tematów uniwersalnych, zdawać by się mogło, że wszystko już zostało napisane, wszystko wyrażone i nic nowego nie da się wymyślić, bo czyż można coś dopowiedzieć po tych wszystkich gigantach, którzy tworzyli na przestrzeni blisko trzech tysięcy lat od narodzin autora Iliady. Poprzeczka trudności i wymagań wzniosła się niebywale wysoko.

Pani tłumaczenia poezji zaczęły się od wierszy Christiana Morgensterna, niemieckiego poety i prozaika, żyjącego na przełomie XIX i XX wieku. Niedawno do redakcji „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” trafiły nowe tłumaczenia kolejnych wierszy „Maturzysty z Żar”.

– Moje spotkanie z twórczością Christiana Morgensterna przypadło w momencie chyba najbardziej sprzyjającym rozumieniu poezji – w młodości. Wtedy wrażliwość jest szczególnie wyostrzona. Miałam zaledwie dwadzieścia trzy lata, byłam na pierwszym roku studiów doktoranckich, kiedy, przebywając u rodziny w Anglii, przypadkowo natknęłam się na leżący na stoliku tomik wierszy Galgenlieder und andere Gedichte – Gallows Songs and Other Poems w oryginale i tłumaczeniu na angielski Maxa Knighta. Przeczytałam i odtąd Christian Morgenstern chodzi ze mną przez całe życie.

Czyta pani profesor oryginały, co więc spowodowało chęć tłumaczenia na język polski utworów, które panią zafascynowały?

– Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, chciałam się podzielić tym pięknem płynącym z poezji z kilkoma przyjaciółmi, a jednocześnie sprawdzić, choć to raczej sprawdzian pod własnym adresem, czy jest możliwe, czy da się oddać tę niezwykłą atmosferę zawartą w jego wierszach w moim ojczystym języku.

Co tak zachwyciło panią w twórczości monachijczyka?

– Poezja Morgensterna jest pod wieloma względami niezwykła, posiada bardzo wiele filozoficznych podtekstów. Przeczytałam gdzieś w pamiętnikach Zbigniewa Herberta, który był lwowiakiem, a wiadomo – każdy Galicjanin znakomicie znał język niemiecki, otóż w ich rodzinnym domu, podczas okupacji, czytano właśnie Morgensterna – po to, żeby nie stracić wiary w człowieczeństwo Niemców. Nie jestem literaturoznawcą, ale w postaci Pana Cogito czuję wiele odniesień do Morgensterna… Dla mnie poezja tego młodego monachijczyka jest zarówno ponadczasowa, jak i ponadpokoleniowa, wpisująca się nie w narodową, ale ponadnarodową literaturę.

Przywołanie Herberta chyba nie jest przypadkowe, pani, a raczej rodzina pani, pochodzi ze Lwowa?

– Rodzice pochodzili ze Lwowa, ja urodziłam się w miesiąc po ich przesiedleniu do Gliwic, ale te moje galicyjskie korzenie wciąż dają o sobie znać. Z ogromnym sentymentem wspominam powojenne Gliwice, bo odbieram je jako kolejną kolebkę polskiej poezji. To właśnie tu osiedliło się wielu Kresowiaków, w tym znani profesorowie z Politechniki Lwowskiej, studenci. To nie przypadek, że właśnie w Gliwicach powstały Studencki Teatr Gliwice STG i Studencki Teatr Poezji STEP, którym opiekował się Tadeusz Różewicz. STEP zrobił wiele dobrego. Nie tylko rozbudził, tkwiącą głęboko, potrzebę obcowania z poezją, ale także skupił wokół siebie przyszłych gigantów polskiej poezji, wystarczy wymienić Adama Zagajewskiego – syna rektora Politechniki – czy Juliana Kornhausera. Myślę, że może najbliżsi poezji są matematycy. Nie bez powodu mówi się, że jeśli jakieś rozwiązania w matematyce są piękne, to intuicyjnie można powiedzieć, że są także i poprawne. Coś w tym jest.

Nie skończyło się na tłumaczeniach dla przyjaciół. W Bibliotece Fundacji „Pallas Silesia” przy Uniwersytecie Śląskim wydała pani profesor tłumaczenia Christiana Morgensterna Unter Zeiten/Jak to między czasami, Joachima Ringelnatza Sehnsucht nach Berlin/Tęsknota za Berlinem, Franka Wedekinda Trost/Pocieszenie…

– Muszę przyznać, że zachęcił mnie do tego Mariusz Kubik, absolwent naszego Wydziału Nauk Społecznych, młody dziennikarz, który pracował kiedyś w „Gazecie Uniwersyteckiej UŚ”. Spotkaliśmy się przy okazji wydania moich tłumaczeń (z języka angielskiego) dwóch powieści Kalekie drzewo i Żniwo feniksa chińskiej pisarki Han Suyin, określanej niekiedy mianem „Sołżenicyna Chin”. Tworzyła na emigracji, pisząc w języku angielskim. Jej proza była celnie wymierzona przeciwko rasizmowi. Nie wiem, czy ktokolwiek inny umiałby swoim życiem, doświadczeniem dać takie świadectwo przeciwko kolonializmowi. Rektorem wówczas był profesor Tadeusz Sławek, anglista, a ja starałam się o zaproszenie tej niezwykłej pisarki do Polski, na naszą uczelnię. Mieszkała wtedy w Lozannie w Szwajcarii, gdzie wielokrotnie ją odwiedzałam. Aby przygotować grunt pod przyjazd pisarki, wspólnie z „Gazetą Uniwersytecką UŚ” wydaliśmy dodatek specjalny przybliżający autorkę i jej twórczość, znalazł się tam m.in. mój wywiad z Han Suyin. Przy tej okazji poznałam pana Mariusza, który później współpracował z Lucjanem Wolanowskim, Janem Nowakiem-Jeziorańskim, Władysławem Bartoszewskim. Przyznałam mu się, że w mojej szufladzie leżą tłumaczenia poezji Christiana Morgensterna, Joachima Ringelnatza, Franka Wedekinda… i tak się to zaczęło. Do wizyty Han Suyin nie doszło – kiedy dotarłam do niej z zaproszeniem, była już zbyt chora, aby przyjechać. Zmarła 2 listopada ubiegłego roku w Lozannie, miała 95 lat.

Czy Kalekie drzewo albo Żniwo feniksa można jeszcze gdzieś zakupić?

– Nie sadzę. Nakłady były niewielkie, a i tak był to niemal cud, że książki się ukazały. Po długich poszukiwaniach, dzięki kontaktom internetowym, znalazłam wydawcę w Hong Kongu, było to Branch of the Royal Asiatic Society. Aby sprostać pewnym prawnym wymogom, dołączył do niego Instytut Wydawniczy „Świadectwo” z Bydgoszczy, którego rola ograniczyła się zaledwie do przypisania kodów ISBN obu książkom i dystrybucji poprzez sieć Matras.

Zyski zapewne okazały się znikome…

– W ogóle ich nie było.

A może warto w okresie rozkwitu zainteresowania Chinami i pojawiania się różnorodnych, czasem bardzo „niskich lotów”, przekładów chińskich twórców, powrócić do wznowienia pani tłumaczenia?

– To nie takie proste, ale kto wie….

Czy z takim samym zainteresowaniem sięga pani profesor po współczesną poezję?

– Czytam, i to dużo, oczywiście polskich poetów także…

Wiersze Christiana Morgensterna w tłumaczeniu prof. Teresy Kowalskiej

Dwie równoległe

Szły sobie dwie równoległe
pośród wszechświata ogromu,
dwie proste jak struna duszyczki,
w dodatku z dobrych domów.

Złożyły sobie przysięgę,
że się do śmierci nie przetną:
To stało się dla nich obu
podporą i dumą sekretną.

Poprzez dziesiątki lat świetlnych
w niezmiennej szły odległości,
wreszcie samotna para
straciła sens doczesności.

Czy nadal są równoległe?
Znikła gdzieś rzeczywistość,
płynęły jak dwie duszyczki
przez wiekuistą Świetlistość.

Świetlistość je przeniknęła
i stały się w niej jednością;
jak para serafinów
zjednoczonych wiecznością.

Na północ

Palmström nerwy ma zszargane,
spać na północ ma wskazane.

Gdyż na zachód, wschód, południe
pracę serca się utrudnia.

(Rada dla Europejczyków,
ale nie dla tych z tropików).

Dwaj uczeni to odkryli
i Dickensa nawrócili.

Wyjaśnienie, chociaż marne,
w magnetyzmie planetarnym.

Palmström wie, że to uzdrawia,
więc na północ łóżko stawia.

Później nieraz w sennej ciszy
głos polarnych lisów słyszy.

Curriculum vitae

Gość pewien zawziął się Szwaba,
a sam był z Belgii, jasna sprawa.

Aby uniknąć przykrej draki,
Szwab wykupuje się drapakiem.

Belgowi z miejsca rośnie dusza
i zgarnia okup do kapelusza.

Zgarnia go w nocy, zgarnia z rana,
suma się robi niesłychana.

Szwab dalej zmyka pełen skruchy,
Belg wciąż okupu łowi okruchy.

I tak przebiegli Europę całą,
wreszcie nad rzeczką stanęli małą.

Już brzeg Algierii z dala wyziera,
mają wśród siebie milionera.

Jaki milioner? Allach miłościw!
Przed ich oczami bezkresne wioski.

Teraz już nie jest się finansistą!
Teraz zostaje się legionistą.

Majątkiem dzielą się jak brat,
Kupują za to cały świat.

------------------------------------

W głębi Maroka, w jednym grobie
Flamand i Niemiec leżą sobie,

Obaj zamorscy legioniści,
którym się skarb chimerą ziścił.

Autorzy: Maria Sztuka
Fotografie: Agnieszka Sikora