Kiedy sięgam pamięcią wstecz i otwieram album moich wspomnień, „Gazeta Uniwersytecka UŚ” kojarzy mi się przede wszystkim z wieloma sympatycznymi osobami, dzięki którym parę lat temu związałam się z redakcją – choć na krótko. Należeli do niej wówczas: Darek Rott, mój ówczesny nauczyciel literatury staropolskiej i redaktor naczelny „GU”, i jego najbliższe współpracownice: Ola Kielak, Katarzyna Bytomska, Agnieszka Sikora. Później do tego grona dołączył mój kolega ze studiów – śp. Maciek Chowaniok.
Nie pamiętam, jak to się dokładnie stało, że również trafiłam do redakcji, ale wydaje mi się, że z ówczesną redaktor – Agnieszką Sikorą, zapoznała mnie jakieś 10 lat temu Lucyna Sadzikowska, koleżanka ze studiów. I proszę, jak to wszystko się poukładało, Aga Sikora obecnie prowadzi „Gazetę”, Lucyna kieruje Działem Informacji i Promocji, a ja zostałam na Uczelni, zrobiłam doktorat i pracuję na Wydziale Filologicznym oraz w Gabinecie Rektora. Kiedy wspominam ten czas, przychodzi mi na myśl kilka zrobionych przeze mnie zdjęć oraz popełnionych artykułów, w tym głównie na temat twórczości księdza Jana Twardowskiego (za które teraz troszkę się wstydzę) oraz tekstów poświęconych sytuacji prawnej doktorantów. Dużą przygodą było współredagowanie dodatku specjalnego poświęconego twórczości księdza Jana Twardowskiego. Dzięki „Gazecie” miałam okazję spotkać się z moim Mistrzem – Poetą od Biedronek. Po Jego śmierci wyruszyłam w sentymentalną podróż po ulubionych miejscach księdza-poety, domu, a przede wszystkim spotkałam się z trwającymi w żalu najbliższymi współpracownikami. Tamte emocje nie tylko znalazły odzwierciedlenie we wspomnianym dodatku specjalnym, ale przede wszystkim były ogromnym przeżyciem dla mnie. Dziś wciąż bardzo dobrze pamiętam to spotkanie z autorem słynnych słów: „Śpieszmy się kochać ludzi – tak szybko odchodzą”. Przyjechałam do Warszawy, na Krakowskie Przedmieście. Szłam niepewnie wzdłuż kościoła wizytek, wreszcie zobaczyłam – zielone drzwi, czarnego kota, obok modrzew z ławeczką i dużo złoto-pomarańczowych liści. Już wiedziałam, że tu mieszka ksiądz Jan Twardowski. Widok był bajkowy, a w pokoju stał pomalowany przez dzieci piec kaflowy – żeby było wesoło, a nie tylko poważnie, jak przystoi, oczywiście, w domu księdza. Wspominam sympatyczną rozmowę na temat literatury, Katowic, studiów, był zdziwiony tym, że na temat Jego poezji powstała praca magisterska, zdumiał się, że czytam Jego poezję, a jeszcze bardziej zdziwił się, że można kupić wszystkie Jego tomiki… to było fascynujące spotkanie.
Kolejne artykuły i kolejne wydarzenie związane z „Gazetą”, które poniekąd trwa do dziś, to tekst napisany z szefem Towarzystwa Doktorantów UJ mgr. Michałem Ochwatem na temat sytuacji doktorantów w świetle nowej ustawy o szkolnictwie wyższym. Można powiedzieć, że w jakiś sposób ten artykuł połączył nas na zawsze, zostaliśmy małżeństwem.
„Gazeta Uniwersytecka UŚ” łączy ludzi, pokolenia, jest co wspominać. Dodam tylko, że z Agnieszką Sikorą i Darkiem Rottem często rozmawiamy o podróżach – odwiedzamy te same kraje, lubimy robić i oglądać zdjęcia z naszych wojaży. Z Lucyną stale pracuję, prywatnie się przyjaźnimy. Nasza znajomość trwa i… rzeczywiście „Gazeta Uniwersytecka UŚ” łączy!
Od redakcji:
Jako redaktor naczelna „Gazety Uniwersyteckiej UŚ”, korzystam z przywileju wtrącenia kilku słów, gdyż doskonale pamiętam ten dzień, gdy, jeszcze wówczas Magda Jaworska, wkroczyła do ówczesnej redakcji, mieszczącej się w przyziemiu rektoratu. Użycie słowa „wkroczyła” jest zbyt delikatne, bo Magda raczej wpadła jak bomba. Jako rzeczniczka Wydziału Filologicznego, zaczęła opowiadać o mnóstwie problemów, które koniecznie trzeba omówić w „Gazecie”, o konferencjach, które należy opisać i o tylu pomysłach, których nie sposób teraz wymienić. Od tego dnia wiedziałam, że Magda to gejzer. Muszę przyznać, że nie było spraw, których nie dało się załatwić na Wydziale. Gdy potrzebowałam jednej osoby do napisania jakiegoś artykułu, Magda podrzucała mi co najmniej kilka nazwisk. Gdy nie mogła znaleźć ochotnika, to temat brała na siebie. Pamiętam akcje związane z corocznym wydarzeniem – Ogólnopolskim Dyktandem, podczas którego pomagała śp. Krystynie Bochenek. Wspominam też czas, gdy dostała propozycję zostania rzecznikiem prasowym Uniwersytetu Śląskiego. Zastanawiała się wówczas, czy da radę.
Rzeczywiście, kochamy podróże i wzajemnie się inspirujemy, wymieniamy przewodnikami i albumami ze zdjęciami. Ale do wspomnień obecnej dyrektor Gabinetu Rektora chciałabym dodać jeszcze jedną pasję, która nas łączy – koty. Obie mamy ich po kilka i obie mamy wielką słabość do tych zwierząt.