Muzyka jest językiem. Miejscem spotkania. I ze wszystkich sztuk najbardziej – o czym z przekonaniem mówili już preromantycy – pobudza emocje, tym samym ożywia wyobraźnię, zbliża do siebie ludzi, ale sprzyja też refleksji o uniwersalnym wymiarze kultury. Wyraża wątpliwości i pozwala wybrzmiewać pytaniom. Sięga tam, gdzie brakuje słów. O muzyce można myśleć w kategoriach wytchnienia, poznania…, ale przecież także edukacji. Wychowałem się na muzyce rockowej i jazzowej, na najrozmaitszych ich odmianach, a potem też klasycznej, odwiedzając wiele obszarów pogranicznych, sprzyjających zaistnieniu nowych estetyk. Owo przenikanie się jej nurtów, zacieranie granic stylistycznych, a także konieczność zbliżania się do niej bez uprzedzeń – to dzisiaj treść „Nocy nie bez końca”, radiowych audycji, które prowadzę. Jestem przekonany o potrzebie interdyscyplinarnego namysłu nad znaczeniem muzyki i jej miejsca w kulturze. Zwłaszcza traktowany nadal z pogardą rock zasługuje na poważną refleksję kulturową i uwolnienie od postrzegania go w sposób uproszczony i krzywdzący, podobnie jak historia (jestem historykiem), która potrzebuje (domaga się!) wyzwolenia ze skostniałego przepisywania źródeł i mierzenia wartości opracowań liczbą cytowanych sygnatur.
Nauczyłem się, że wyobraźnia jest najważniejszym źródłem historycznym i niebagatelnym orężem w ręku każdego, kto docieka. Cóż może być bardziej niebezpiecznego dla podróżującego człowieka niż pozbawiony wyobraźni, jadący tą samą drogą, drugi człowiek?
Szkoda, że na wykładach poświęconych XIX-wiecznej Europie najczęściej nieobecna jest muzyka Chopina, Czajkowskiego, Wagnera. Studenci nie dowiadują się, że bez impresjonistów pewnie nie byłoby odkryć Einsteina i że malarstwo belle epoque to obraz kondycji epoki, w której – jak ujął to Mikołaj Bierdiajew – człowiek zagubił zdolność całościowego patrzenia na siebie i świat. Nie zdają sobie sprawy ze znaczenia Preludium do Popołudnia Fauna Claude’a Debussy’ego czy Święta wiosny Igora Strawińskiego – nie tylko dla muzycznej estetyki XX wieku. Rzadko słyszą, bądź nie słyszą w ogóle, o tym, jak bardzo istotnym źródłem jest literatura, tyle mówiąca o kulturze, i że w istocie – jak ujął to Hyden White – „żywioł poezji zawiera się w każdym historycznym opisie świata [...]”. Pisał w Pochwale historii Marc Bloch: „Strzeżmy się ogołocenia naszej nauki z zawartej w niej poezji. Przede wszystkim zaś nie wstydźmy się jej […]”.
Pomyślałem o tym wszystkim – nie po raz pierwszy przecież1 – słuchając niedawno wydanej płyty Jakszyk, Fripp and Collins: A Scarcity Of Miracles. A King Crimson ProjeKct. Ów „cudny niedobór cudów” – wbrew straconym już niemal nadziejom wielu oddanych miłośników King Crimson – Robert Fripp i Mel Collins nagrali razem z innymi muzykami karmazynowego dworu (m.in. T. Levinem). Duch tej muzyki przywołuje dawne, piękne wspomnienia, ale jest to duch, który nie przychodzi z dalekiej przeszłości. To duch dnia dzisiejszego. Duch, który na progu jutra ożywia dobre myśli i budzi nadzieję...