To, co nowe, zazwyczaj budzi kontrowersje. Na to, co nowe, zazwyczaj spoglądamy nieufnie. Nowe często krytykujemy, oceniamy pochopnie, przez pryzmat przyzwyczajenia. Niechętnie podejmujemy wysiłek oderwania się od tego, co znane, oswojone. Rzadko stać nas na odwagę i ryzyko w podejmowaniu niepopularnych decyzji. A przecież nowe nie jest synonimem złego.
Kiedy na przełomie XVIII i XIX wieku zaczęły się ścierać koncepcje starego świata – oświeceniowego i nowego – romantycznego, doszło do konfliktu, który przeszedł do historii jako spór starych z młodymi. Starzy – racjonalnie patrzący – badali świat za pomocą dostępnych narzędzi i metod. Młodzi postulowali zaufanie intuicji, otwarcie na to, co duchowe i niematerialne. Żadna z tych koncepcji ostatecznie nie wypełniła myślenia o człowieku i świecie. Dzisiaj wiemy, że w życiu potrzebne są i rozum, i serce. Nie należy lekceważyć żadnego głosu w dyskusji, żadnej ze stron.
Te proste i nieskomplikowane skojarzenia przywołuję w kontekście dyskusji, jaka pojawiła się wokół ustawowych zmian, które staną się rzeczywistością wraz z rozpoczęciem nowego roku akademickiego. Postulaty opracowane przez minister nauki i szkolnictwa wyższego dla jednych są rewolucją, a dla innych naturalnym i długo oczekiwanym krokiem. Nic w tym dziwnego. Bo przecież w wielości siła. Dlatego dobrze, kiedy potrafimy na ważne tematy rozmawiać, dyskutować, a nawet spierać się. Jestem przekonana, że tylko w szczerej rozmowie możemy w sposób pełny i prawdziwy przedstawić swoje racje, ale także możemy otworzyć się na argumenty drugiej strony. W spotkaniu i dialogu leży tajemnica sukcesu.
W tym numerze poświęcamy wiele miejsca nowej ustawie o szkolnictwie wyższym i przedstawiamy różne punkty widzenia, być może otwierając tym samym dalszą dyskusję.
Nowego nie trzeba się bać. Nowe warto poznawać: bez uprzedzeń, z pewną dozą życzliwości i otwartości.