Alleluja i do przodu!

Jeśli dobrze pamiętam, to w tytule zacytowałem hasło polskiej prezydencji, proponowane przez premiera Donalda Tuska. Było to przy okazji prezentacji logo polskiej prezydencji. Logo jak logo, myślę że tutejsi plastycy z Cieszyna zaproponowaliby nie gorsze. Ale jakoś przywykniemy, zwłaszcza, że to tylko pół roku. Na następną prezydencję trzeba będzie poczekać tak na oko trzynaście lat, chyba że w tzw. międzyczasie Unia zechce się powiększyć. A już mamy takie sygnały: do drzwi Unii puka Chorwacja, w czasie naszej prezydencji mamy ambicję rozpocząć rozmowy akcesyjne z Serbią. Nie wspominam już o tendencjach separatystycznych, które mogą doprowadzić do powstania takich krajów, jak Szkocja, Lombardia czy Katalonia. Dodajmy, że ambicje tej ostatniej zostały ostatnio poważnie wzmocnione poprzez zwycięstwo FC Barcelona w Lidze Mistrzów. Tak, wiem, że wspominanie sportowych osiągnięć w kontekście poważnych rozstrzygnięć politycznych jest nieadekwatne, ale dzisiaj nie wiadomo, co jest adekwatne. Wydaje się, że sport nie jest mniej ważny od gazu z łupków, tarczy strategicznej, sytuacji na Bliskim Wschodzie, likwidacji Osamy bin Ladena i innych paru rzeczy, które nam się wydają ważne, a w każdym razie o ich wadze przekonują nas usilnie media. Natomiast sport rządzi sercami kibiców, a kibice rosną w siłę i politycy muszą się nieźle zastanowić, zanim z nimi zadrą. Jakkolwiek by było, trzeba się liczyć ze skutkami sportowej działalności, nawet jeśli pozornie wydaje się to nie mieć nic wspólnego z bieżącą sytuacją. No, ale czy motyl machający skrzydłami w Pekinie ma cokolwiek wspólnego z huraganem w Nowym Jorku? Według niektórych uczonych ma – i aby to udowodnić, rozwinęli oni teorię katastrof. Nie żebym wieszczył jakąś katastrofę, ale jednak trzeba być bardzo ostrożnym.

A jak się ma zachować nasz Uniwersytet odnośnie prezydencji polskiej? Ponieważ to będzie może jedyna prezydencja, której przyjdzie wielu spośród nas kibicować i w której w pewnym sensie uczestniczymy, należy z rozwagą podejść do sprawy. Zwłaszcza, że u nas też ostatnio piłka nożna odgrywa coraz większą rolę. Gdy piszę ten felieton, nie znam jeszcze wyniku meczu Senat kontra Senat, ale wiem już, że odbyła się konferencja prasowa na deptaku przed Rektoratem (a może by tak nazwać ów deptak czyimś imieniem? Np. Krystyny Bochenek? Podobno teraz powinno się nazywać ulice wewnątrz kampusu przywołując postacie związane z Uniwersytetem – dlatego tata Kazika przepadł w senackim głosowaniu – ale czy Krystyna Bochenek nie była związana z naszą uczelnią? Chyba, że szykuje się ten reprezentacyjny deptak dla kogoś innego, być może jeszcze żyjącego). Konferencja przebiegała pod hasłem „Choćbyś młodym był juniorem, to nie wygrasz dziś z Toborem”. Czyż to nie ładne hasło? Może niezbyt logiczne (bo czy istnieją starzy juniorzy?), ale za to przywołujące dziekana WPiA Zygmunta Tobora, z którym nie tylko dziś, ale w ogóle nigdy nikt nie wygra. Chciałbym jedynie przestrzec, że „kiboli” zamykają za hasła, które obrażają premiera. Mam nadzieję, że pan dziekan nie uzna tego hasła za obraźliwe, a nawet jeśli uzna, to w łaskawości swojej puści je w niepamięć. Bo jeśli nie puści, to będzie kłopot, wstyd i możliwe zagrożenie dla polskiej prezydencji. A szkoda by było! Bo trudno jednak liczyć na to, że obok Katalonii powstanie państwo śląskie, które mogłoby przejąć prezydencję za czas jakiś (o ile oczywiście państwo to chciałoby pozostać w UE).