Tyranozaur, który stanął przed Wydziałem Nauk o Ziemi przyciąga tłumy zwiedzających

Rekonstruktorzy minionych światów

Dr Andrzej Boczarowski doglądał montażu tyranozaura przed Wydziałem Nauk o Ziemi w Sosnowcu

Ogromny tyranozaur wygląda jakby zatrzymał się tylko na moment. Wydaje się, że lada chwila długi ogon ze świstem przetnie powietrze, a pod milionami łusek zadrgają kłęby mięśni.

Wielki, uzbrojony w imponujące zęby łeb zwrócony jest nieznacznie w kierunku Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego w Sosnowcu. Prehistoryczne oko śledzi wchodzących tam wykładowców i studentów oraz sosnowiczan, którzy przychodzą zobaczyć, dotknąć i sfotografować się z wysokim na 6 metrów dinozaurem.

Dr Andrzej Boczarowski
Dr Andrzej Boczarowski

- Ten tyranozaur ma szansę stać się symbolem nie tylko wydziału, ale i Sosnowca - mówił podczas otwarcia wystawy "Oko w oko z tyranozaurem" dziekan prof. dr hab. Adam Idziak.

Jako pierwsi rekonstrukcję wielkiego drapieżnego dinozaura, który zamieszkiwał Amerykę Płn. 65 mln lat temu, zobaczyli odwiedzający XLII Międzynarodową Wystawę i Giełdę Minerałów, Skał i Skamieniałości, która odbyła się 8-9 listopada. Podczas sesji naukowej, towarzyszącej wystawie, mogli się też dowiedzieć, jak powstają rekonstrukcje paleontologiczne. Tajniki tej fascynującej pracy zdradzali dr Andrzej Boczarowski, paleontolog z Wydziału Nauk o Ziemi UŚ oraz zaproszony przez niego dr Gerard Gierliński (Państwowy Instytut Geologiczny, Stowarzyszenie Delta - Ostrowiec Świętokrzyski), który zdobył światową sławę, odkrywając pióra u dinozaurów. To właśnie on konsultował i opracował naukowo wygląd tyranozaura.

Kulminacyjną częścią sesji naukowej w sobotni, giełdowy wieczór była prezentacja multimedialna (wykonana w technologii HD) pod tytułem "Świat bez ludzi". Jej autor dr Andrzej Boczarowski zachęcał słuchaczy do refleksji: - Dinozaury, w tym tyranozaur, były kiedyś panami tej planety, jednak ich czas przeminął. Były najpotężniejsze, a pozostały po nich tylko kości. Obecnie człowiek rości sobie jedyne prawa do Ziemi. Gdyby ludzie zniknęli z jej powierzchni, należałoby zapytać, co pozostałoby z naszej cywilizacji po jednym dniu, miesiącu, roku, wieku, millenium i milionach lat? Czy na podstawie glinianych skorup, kości, kawałków plastiku i szkła można byłoby wywnioskować, że mieliśmy internet i lataliśmy "metalowymi ptakami" w kosmos? Dinozaury i światy, które minęły, powinny nauczyć nas pokory względem natury.

Tyranozaur, który stanął w Sosnowcu, to najnowsza na świecie rekonstrukcja tego dinozaura, oparta na szkielecie znalezionym w Południowej Dakocie. Gadzi szkielet nosi imię "Sue", od amatorki paleontologii Sue Hendrickson, która odkryła go w 1991 r. "Sue", nazywana przez dr. Gierlińskiego pieszczotliwie Zuzią, jest najbardziej kompletnym szkieletem dinozaura. Zachował się on w prawie 90 proc., co pozwoliło stworzyć nową, bardzo wierną rekonstrukcję, która różni się od tych, które przyszło nam dotąd oglądać na kartach książek czy w filmach.

 

Homo erectus Homo erectus

 

- Wcześniejsze są częściowe, gdyż paleontolodzy mogli się opierać tylko na niewielkich fragmentach szkieletu - tłumaczył dr Gierliński.

Nowoczesność wizualizacji, która stanęła w Sosnowcu polega też m.in. na tym, że dinozaur jest częściowo pokryty piórami. Graficzne opracowanie tyranozaura to autorska praca dr. Andrzeja Boczarowskiego, paleontologa, ale również grafika, portercisty i programisty, który rekonstruuje kopalne organizmy i ich środowiska naturalne na potrzeby mediów, wykładów, do książek i na wystawy. Zaczynał od rysunków ołówkiem, który uznaje za doskonały w swojej prostocie.

- Nie znam drugiego narzędzia z takim potencjałem, ale teraz tworząc rekonstrukcje posługuję się najczęściej techniką cyfrową i 3D. Wizualizuję osiągnięcia naukowe. Pokazując światy minione chcę jak najwierniej oddać tamte realia, proporcje, kolor, światło - wyjaśnia dr Boczarowski.

Dlatego też zrekonstruowany przez niego Sahelanthropus tchadensis, którego można zobaczyć w wydziałowym muzeum, stoi na tle wielkiej dioramy o wymiarach 6x2 metry, przedstawiającej naturalne środowisko tego najstarszego przodka człowieka, sprzed 7 milionów lat. Sahelanropusa, który został nazwany Toumai, co w języku Goran, ludów centralnego Czadu, oznacza "jutrzenkę", widzimy na tle dnia budzącego się do życia.

- Nad sawanną niedawno przeszedł deszcz, ale niebo powoli znowu zapełnia się chmurami zwiastującymi burzę, stado słoni mastodontów zmierza do wodopoju w poszukiwaniu jedzenia, jeden z nich padł, co wzbudziło ciekawość "kolegów" naszego sahelanropusa - opisuje dioramę dr Boczarowski.

Światło, które pada na bohaterów tej sceny zostało odtworzone na podstawie prawdziwych warunków, jakie panują w Afryce w miejscu, gdzie znaleziono czaszkę Sahelanthhropusa tchadensis. Cały krajobraz przypomina nieco dzisiejszą deltę Okawango w Botswanie. Z pradawnych światów pochodzi też roślinność, która została odtworzona przez naukowca z niezwykłą pieczołowitością.

- Wizualizacja składa się z kilkudziesięciu milionów elementów graficznych. Sama trawa na dioramie, towarzyszącej rekonstrukcji neandertalczyka, wypełniająca pierwszy plan, powstawała źdźbło po źdźble przez trzy tygodnie - zdradza dr Boczarowski.

Jak jednak powstała postać Sahelanthropus tchadensis, skoro odnaleziono tylko jego czaszkę? - Tworzenie rekonstrukcji to prawdziwie detektywistyczna praca. U jej podstawy stoi teoria aktualizmu sir Charlesa Lyella (Principles of Geology 1830), według której kluczem do poznania przeszłości jest teraźniejszość oraz anatomia porównawcza - mówi dr Boczarowski. - Obserwując współcześnie żyjące zwierzęta, ich zachowanie, sposób poruszania się, postawę, ubarwienie możemy domniemywać, jak wyglądali ich przodkowie. Łączymy to z wiedzą o warunkach klimatycznych i geograficznych, w których egzystowały. Przede wszystkim jednak korzystamy z odkryć naukowych. Odnalezionych czaszek i innych części szkieletu, wiedzy o anatomii. Rekonstruując minione światy tworzymy skomplikowaną układankę. Do tego potrzebny jest dialog ludzi z różnych branż: naukowców, projektantów i plastyków. To sztuka łączenia dokumentu ze środkami artystycznymi - dodaje paleontolog. Przygotowanie rekonstrukcji sahelantropa - tworzenie wizualizacji, rysunków czaszki, postaci, umięśnienia, pokrycia skóry i mimiki twarzy - trwało około roku. Bezpośrednia praca nad tworzeniem modelu - od listopada 2007 do marca br. To zadanie należało głównie do rzeźbiarki Marty Szubert.

 

Pan troglodytes Pan troglodytes

 

- Ona ma niezwykłą intuicję i wyczucie. Jest jedną z najlepszych w Europie w tej niezwykłej specjalizacji - przyznaje dr Boczarowski.

Opierając się na rysunkach naukowca rzeźbiarka tworzy szkielet praczłowieka, uzupełnia go o mięśnie i skórę, oczy, zęby i paznokcie. Żadnego modelu nie ominie też specyficzny tuning. - Łamiemy paznokcie, kruszymy zęby - śmieje się dr Andrzej Boczarowski. - Robimy wszystko, by nasze modele wyglądały na naznaczone życiem. Sahelanropa, a także Homo neanderthalensis (neandertalczyka) oraz drobiazgowo skopiowane czaszki przodków człowieka z rozmaitych epok i miejsc - rekonstrukcje graficzne głów tych istot autorstwa dr. Andrzeja Boczarowskiego, rzeźby wykonane przez Martę Szubert - można zobaczyć na stałej ekspozycji "Pomiędzy Ewą... a nami. Najmłodsze dzieci ewolucji" w Muzeum Wydziału Nauk o Ziemi.

Owocom współpracy paleontologów i artystów plastyków można się też przyjrzeć w dwóch wspaniałych JuraParkach w Bałtowie i Solcu Kujawskim. Rekonstrukcje wszystkich dinozaurów, a jest ich w Bałtowie 11 gatunków i 24 modele, zaś w Solcu Kujawskim 29 gatunków i 94 modele, konsultowane były z naukowcami, a powstały w Ostrowcu Świętokrzyskim w pracowniach rzeźbiarskich Stowarzyszenia Delta - JuraPark. Instytucja ta jest też wykonawcą i fundatorem tyranozaura, który stanął przed Wydziałem Nauk o Ziemi. Zakład Wdrażania Nowych Technologii i Przeróbki Mas Plastycznych i Tworzyw Sztucznych, w którym tworzone są dinozaury, to trzy połączone ze sobą hale o wielkości 340 mkw. Pracuje tam 12 osób. Są wśród nich plastycy i pracownicy techniczni - prawdziwe "złote rączki". Ten niewielki zespół świetnych fachowców i pasjonatów wykonuje w ciągu roku ponad 100 modeli ponad 20 gatunków dinozaurów. Podstawą rekonstrukcji są szkielety, tropy i skamieniałości wykopane na całym świecie. Zarówno metrowej długości modele Lesothosaurus'a, jak prawie 125-metrowej długości Diplodocus, który ma kilka milionów ręcznie naklejonych łusek, robione są z tą samą starannością. Modele w całości powstają w Ostrowcu Świętokrzyskim. Na podstawie wizualizacji naukowców tworzona jest metalowa konstrukcja, rodzaj szkieletu, który okładany jest styropianem, wstępnie rzeźbi się w nim sylwetkę dinozaura. Następnie oklejany jest on papierem i plasteliną, w której rzeźbi się detale.

Na każdym z etapów rekonstrukcje są konsultowane z naukowcami, a oni porozumiewają się również między sobą, bo liczy się każdy nawet najdrobniejszy szczegół.

- Ważny jest kształt głowy, ale i ilość fałdek, odpowiednio dobrane łuski, zęby i pazury. Wiemy też już, gdzie były usytuowane pióra u dinozaurów, dlatego staramy się opierzyć wszystkie gatunki, tak by rekonstrukcje, które robimy, odpowiadały najnowszym odkryciom i badaniom - mówi dr Gerard Gierliński. Wyposażony w szczegóły dinozaur zalewany jest silikonem, potem silikonowa forma trafia do odlewni. Model wykonany jest z żywic epoksydowych, które zapewnią mu odporność na warunki atmosferyczne. Następny etap to malowanie (pistoletem i ręcznie), montaż oczu i zębów. One też powstają w zakładzie w Ostrowcu.

Andrzej Mirski, "złota rączka", odlewa i szlifuje wielkie zęby, ale potrafi też zrobić oko o kilkunastocentymetrowej źrenicy.

- Proces produkcji dinozaurów jest powtarzalny. Wyzwaniem są rozwiązania logistyczne i ograniczenia czasowe - mówi Tomasz Cielebąk, dyrektor produkcji w Ostrowcu Świętokrzyskim. Takim logistycznym wyzwaniem był właśnie sosnowiecki tyranozaur, którego długość sięga 14,5 metra. Pod Wydział Nauk o Ziemi przyjechał na TIR-e w kilku częściach, które połączono już na miejscu. Zespawano go na ziemi, potem dźwig pomógł mu stanąć na dwóch potężnych nogach. Miejsca łączeń zniknęły pod łuskami i farbą, którą na grzbiecie tyranozaura wyczarowano piaskowozielone paski.

Patrząc na jego dynamiczną sylwetkę ma się wrażenie, że za chwilę zrobi następny krok i zatrzyma samochodowy ruch na ul. Będzińskiej. Póki co, to samochody zwalniają i zjeżdżają z trasy, by pasażerowie mogli zobaczyć wielkiego prehistorycznego gada. By stanąć oko w oko z tyranozaurem przyjeżdżają mieszkańcy Sosnowca i okolic. Błyskają flesze aparatów, każdy chce dotknąć pokrytego łuską kolosa. Dlaczego nas tak fascynuje?

- Dinozaury odpowiadają na nasze zainteresowanie innością świata, czymś co minęło i nie jest podobne do współczesnej fauny - mówi dr Gerard Gierliński. - Wiele zwierząt wymarło, ale trzeba przyznać, że żadne nie są tak odjazdowe jak dinozaury.

Autorzy: Katarzyna Rożko
Fotografie: Katarzyna Rożko, Andrzej Boczarowski