Państwa nie stać na utrzymanie dużej grupy uniwersytetów badawczych, a zatem powinno się dążyć do skomasowania sił i środków w celu ich jak najefektywniejszego wykorzystania. Tylko w ten sposób możemy zapewnić konkurencyjność naszych uczelni na światowym rynku edukacyjnym i badawczym. Ten sposób myślenia zdaje się dominować w całej Europie.
(...) W toczącej się w naszym kraju debacie na temat szkolnictwa wyższego przewija się motyw konieczności utworzenia "pierwszej ligi" uczelni wyższych w tym uniwersytetów, które stanowiłyby o sile nauki polskiej i kształciły elitę intelektualną kraju. Uczelnie ekstraklasy mogłyby liczyć na szczególne wsparcie ze strony państwa, gdyż realizowałyby jego cele strategiczne w zakresie wspierania priorytetowych kierunków rozwoju kraju. Wychodzi się przy tym z założenia, że państwa nie stać na utrzymanie dużej grupy uniwersytetów badawczych, a zatem powinno się dążyć do skomasowania sił i środków w celu ich jak najefektywniejszego wykorzystania. Tylko w ten sposób możemy zapewnić konkurencyjność naszych uczelni na światowym rynku edukacyjnym i badawczym. Ten sposób myślenia zdaje się dominować w całej Europie.
(...) W Polsce od 1990 roku liczba studentów wzrosła aż o 450%. Obecnie 29% wszystkich studentów (ok. 563 tys.) kształci się w 18 uniwersytetach, podczas gdy w 95 uczelniach ekonomicznych 21%, a w 22 uczelniach technicznych 17%. (...)
Przy tak dużym wzroście liczby studentów w Polsce niekompensowanym odpowiednim wzrostem liczby najwyżej wykwalifikowanych nauczycieli akademickich, siłą rzeczy ciężar działalności uniwersytetów przesunął się w stronę dydaktyczną. (...)Nie oznacza to, że nie są w nich prowadzone badania naukowe na dobrym poziomie. Jednak to nie one decydują o profilu uniwersytetów. Jawi się zatem pytanie zasadnicze: czy w Polsce chcemy mieć uniwersytety badawcze czy tylko jak obecnie dydaktyczne? Z wielu względów istnienie uniwersytetów badawczych byłoby dla Polski korzystne. Jednakże musimy sobie zdawać sprawę z nakładów nie tylko zresztą finansowych koniecznych do utworzenia uniwersytetu badawczego zdolnego do współzawodnictwa z najlepszymi choćby tylko w Europie. (...) Jest oczywistym, że Polski nie będzie stać na utrzymanie dużej ilości uczelni badawczych. Jak zatem wyłonić kandydatów do pierwszej ligi krajowych uczelni, którzy staliby się kandydatami do przekształcenia w uniwersytety badawcze?
Próby uszeregowania uniwersytetów pod względem jakości badań naukowych i kształcenia czynione są od dawna. Najgłośniejszego i najbardziej kontrowersyjnego ze względu na przyjęte kryteria zestawienia dokonała w 2005 roku grupa naukowców z Uniwersytetu Jiao Tong w Szanghaju. W tym zestawieniu uniwersytet Jagielloński i Warszawski zajęły miejsca w czwartej setce. W Polsce rokrocznie pojawiają się rankingi prasowe szkół wyższych. Choć klasyfikowanie szkół wyższych różnego typu zgodnie z zasadami rywalizacji sportowej budzi wiele zastrzeżeń, to nie można ignorować rankingów prasowych w grupach uczelni jednorodnych. Niektóre z nich, pomijając całkowicie subiektywną i tendencyjną kategorię prestiżu uczelni opierają się na udatnie dobranych wskaźnikach. (...) Podział Uniwersytetów polskich na grupy (czy jak to woli ligi) wynika nie tylko z rankingów prasowych, ale także z innego typu analiz. Zwykle wskaźnikiem siły kadrowej uniwersytetu jest liczba profesorów tytularnych i doktorów habilitowanych. Pod tym względem dominacja uniwersytetów Warszawskiego i Jagiellońskiego jest przytłaczająca. Uniwersytet Warszawski i Jagielloński są również zdecydowanymi liderami w kształceniu doktorantów. Aktywność naukowa i jakość badań naukowych jakkolwiek mierzona (np. ilością wykonywanych projektów badawczych, zwłaszcza międzynarodowych, wskaźnikami bibliometrycznymi, itp.) wypada również zdecydowanie na korzyść UW i UJ. Wszystko to znajduje odzwierciedlenie w wielkości dotacji budżetowej na działalność dydaktyczną i badania naukowe.
Problem z tworzeniem list rankingowych uczelni polega między innymi na tym, że odnoszą się do danych uśrednionych w skali uczelni. Nie mówią czy uczelnia jest równomiernie silna pod względem jakości badań naukowych. Jednym ze sposobów oceny równomierności wysokiej jakości badań naukowych w uczelniach jest wykorzystanie procentowego udziału jednostek z najwyższą kategorią jakości badań naukowych w ogólnej liczbie ocenianych jednostek w danej uczelni. Abstrahując od słabych stron obecnie obowiązującego systemu parametrycznej oceny badań naukowych w naszym kraju, można wyniki tej oceny wykorzystać do naszych rozważań. Dla porównania, w Uniwersytecie Jagiellońskim 77% jednostek ocenianych ma kategorię pierwszą, a w Uniwersytecie Śląskim tylko 31%. Bez wątpienia Uniwersytet Jagielloński jest uczelnią znacznie bardziej jednorodną z punktu widzenia wysokiej jakości badań naukowych. Wszelako Uniwersytetowi Jagiellońskiemu przytrafiła się jednostka z najniższą, piątą kategorią badań naukowych, podczas gdy Uniwersytet Śląski tak słabych jednostek nie ma. Obraz staje się jeszcze bardziej złożony, kiedy przystępujemy do analizy miejsca ocenianych jednostek w grupie dyscyplin naukowych. Na przykład w dyscyplinie: fizyka - Uniwersytet Śląski lokuje się na drugim miejscu wśród uniwersytetów za Uniwersytetem Warszawskim, a tuż przed Uniwersytetem Jagiellońskim.
Wniosek, jaki nasuwa się z nawet tak pobieżnej analizy jest taki oto, że nawet w uniwersytetach o mniejszej sile znajdują się zespoły naukowców reprezentujące wysoki lub bardzo wysoki poziom badań naukowych. W związku z tym pojawia się dylemat. Jeśli uznamy, że jakiś uniwersytet zasługuje na miano pierwszoligowca, to czy automatycznie wszystkie jego jednostki również zasługują na to miano? I odwrotnie, jeśli w uniwersytecie uznanym za niegodnego pierwszej ligi znajduje się jednostka silna, znacząca na europejskiej mapie badań naukowych, to czy pogorszymy warunki jej rozwoju tylko dlatego, że znajduje się w uczelni niejednorodnej pod względem jakości badań naukowych? A może najlepsze polskie zespoły badawcze powinny zostać inkorporowane do uniwersytetów pierwszoligowych?
Mając powyższe na uwadze rozważmy problem granicy między uniwersytetami pierwszoligowymi, a pozostałymi. Gdzie ją postawić? Wszelkie zestawienia i wskaźniki pokazują zdecydowaną dominację Uniwersytetów Warszawskiego i Jagiellońskiego. Blisko tej dwójki jest Uniwersytet im. Adama Mickiewicza. Zatem możemy uznać, że te trzy uniwersytety tworzą ekstraklasę polskich uniwersytetów. Zostawmy na razie pytanie czy we wszystkich dziedzinach. Pytanie kolejne: czy granica między ekstraklasą winna być otwarta czy zamknięta? Jeśli otwarta, co leżałoby w interesie kraju, to, jakie szanse będą miały pozostałe uniwersytety, aby wejść do ekstraklasy jeśli system wspierania uczelni przez państwo będzie nastawiony wyłącznie na pierwszą ligę?
A może należałoby nieco inaczej spojrzeć na sprawę badań naukowych w polskich uniwersytetach? W miejsce badawczych uniwersytetów powinniśmy zacząć myśleć o badawczych jednostkach w różnych uniwersytetach. Być może należałoby poprzez identyfikację silnych zespołów naukowych zajmującymi się badaniami ważnymi z poznawczego i praktycznego punktu widzenia w różnych polskich uniwersytetach zaproponować wspieranie właśnie tych zespołów niezależnie od tego czy są związane z pierwszoligowymi uniwersytetami czy też nie. Alternatywnie, stwórzmy trzy, cztery uniwersytety badawcze, a w pozostałych wspierajmy jednostki silne na poziomie krajowym lub międzynarodowym. Tylko czy nas na to stać?
Wielkość nakładów na badania naukowe i szkolnictwo wyższe w Polsce nie pozwala na efektywną rywalizację najlepszych polskich uniwersytetów i najlepszych zespołów badawczych w innych uniwersytetach z czołówką europejską i światową. Jeśli nie zostanie zwiększona pula środków na edukację wyższą, to wzmocnienie uniwersytetów z pierwszej ligi nastąpi kosztem uniwersytetów rozwijających się, co będzie niekorzystne dla zrównoważonego rozwoju Polski, a zatem nie jest dobrym rozwiązaniem. Nastąpi petryfikacja obecnego podziału, pogłębiając tym samym różnice między regionami. Co więcej, brak perspektywy dołączenia do najlepszych mógłby spowodować odpływ wielu dobrych naukowców z rozwijających się uniwersytetów i w efekcie ich recesję. Za właściwe uznałbym wzmocnienie silnych uniwersytetów poprzez stosowanie nowego, preferującego je algorytmu jednakże przy jednoczesnym znaczącym wzroście nakładów na szkolnictwo wyższe po to, aby mogły rozwijać się także inne, nienależące do ekstraklasy uniwersytety.
Wprowadzony w tym roku algorytm podziału środków budżetowych dla uczelni wyższych jest krokiem we właściwym kierunku. Ma walor prorozwojowy, preferuje uczelnie aktywne naukowo i aktywnie dbające o rozwój kadry naukowej i po ostatecznym ukształtowaniu (przywróceniu składnikowi kadrowemu wymiaru awansu naukowego, a nie stanowiskowego) może stanowić ważny element polityki każdej uczelni. Brakuje wszelako jasno określonego systemu finansowania coraz bardziej rozbudowanego systemu szkolnictwa wyższego. Wspieranie silnych uczelni winno się stać domeną nie tylko państwa, ale także regionów (pod warunkiem, że będą na to miały środki) i podmiotów gospodarczych (do czego niezbędne byłyby zachęty w postaci ulg podatkowych dla przedsiębiorstw i firm wspierających uczelnie wyższe).
Wzmocnienie uniwersytetów "flagowych" nie może odbywać się kosztem uniwersytetów rozwijających się! Twórzmy superligę polskich uniwersytetów stwarzając jednocześnie szansę rozwoju pozostałym uniwersytetom. Tylko w ten sposób możemy doprowadzić do zrównoważonego rozwoju całego systemu szkolnictwa wyższego w Polsce.
Fragmenty tekstu, który ukazał się
drukiem w książce Autonomia Uniwersytetu
Fundacja "Instytut Artes Liberales"
Warszawa 2007.