Katowicka filmówka podbija świat. W Kalifornii, Mekce światowego kina, dokonania młodych twórców zachwyciły nawet światowe gwiazdy.
Na 8. Festiwalu Filmów Polskich w Los Angeles za najlepszą etiudę studencką został uznany film "Sezon na kaczki" w reżyserii Julii Ruszkiewicz, absolwentki WRiTV. Nasz student, Paweł Dyllus, otrzymał nagrodę Kodaka za najlepsze zdjęcia do tego, obsypanego wieloma innymi nagrodami, filmu. A oglądający wraz z innymi sławami operatorskiej high society przegląd studenckich etiud Laslo Kovacsa, powiedział: nie nazwałbym ich studentami, oni są już artystami. Z estymą o ich dokonaniach wyrażał się także inny legendarny operator, znany m.in. ze zdjęć do filmu Romana Polańskiego "Dziecko Rosemary", William A. Fraker.
- To cieszy, bo świadczy o tym, że mamy coraz zdolniejszą młodzież - mówiła podczas konferencji prasowej dziekan WRiTV, dr hab. Krystyna Doktorowicz. - Jednak sam talent nie wystarczy. Potrzebna jest ciężka praca i przysłowiowy łut szczęścia, spotkanie na swojej drodze ludzi, którzy docenią młodych artystów. Dlatego zawsze zachęcam naszych studentów do bywania w świecie, konfrontowania własnych osiągnięć z innymi twórcami. Takie spotkania zawsze przynoszą coś dobrego i uczą niezbędnego obycia.
Na pewno ten wyjazd potwierdził słowa pani dziekan. Trójka młodych operatorów: Paweł Dyllus, Kacper Fertacz i Adam Palenta, reprezentujących nasz Wydział pod wodzą prodziekana dr. Michała Rosy, znanego reżysera, wróciła pełna wrażeń.
- Nie spodziewaliśmy się, że na "nasz" pokaz przyjdą takie gwiazdy - mówił Paweł Dyllus. - To było niesamowite, z początku czuliśmy się dziwnie. W czasie warsztatów było już normalnie, rozmawialiśmy jak profesjonalista z profesjonalistą. Adam trochę zamieszał na planie filmu reklamowego, kiedy pytał Rodriga Pieto (autora zdjęć do filmu "Babel"), dlaczego w dziennym świetle stosuje inne przesłony, niżby należało.
- Najśmieszniejsze było, kiedy reżyser tej reklamówki nie był w stanie zrozumieć, dlaczego robimy sobie pamiątkowe zdjęcia z operatorem, a nie z nim, najważniejszą osobą na planie - wspominał ze śmiechem Jan Matuszyński, reżyser jednej z prezentowanych w Los Angeles etiud.
- Poznanie tych wszystkich doświadczonych i znanych twórców kina było możliwe tylko tam, dlatego ten wyjazd był dla nas tak wartościowy - stwierdził Adam Palenta.
Konferencja prasowa po powrocie z Los Angeles |
Ciepło na festiwalu został też przyjęty film Michała Rosy "Co słonko widziało". Obraz ten znany był już z wcześniejszych pokazów w Museum of Modern Art w Nowym Jorku, gdzie zresztą odbywa się najbardziej ceniony przez tego reżysera, inny polonijny festiwal filmowy.
- "Wysyp" tej zdolnej młodzieży z naszego Wydziału to nie przypadek - mówił prodziekan Rosa. - To efekt pracy świetnych wykładowców, których udało się tu przyciągnąć, nie tylko reżyserów, ale i operatorów, by wymienić nazwiska Bogdana Dziworskiego, Andrzeja Ramlaua czy Jerzego Łukaszewicza. Oczywiście wszyscy ciężko pracujemy na tę markę i cieszy, że z roku na rok nasza szkoła filmowa coraz bardziej istnieje w świadomości widzów i ludzi z branży, także spoza Polski.
- Na pewno ma w tym swój udział mit naszego patrona Krzysztofa Kieślowskiego, który, poza Romanem Polańskim, Andrzejem Wajdą czy Wojciechem Hasem jest jednym z najbardziej znanych polskich reżyserów - mówiła Krystyna Doktorowicz.
Możliwość uczestnictwa studentów w tym trzecim - po chicagowskim i nowojorskim - festiwalu filmowym w USA zaistniała po raz pierwszy. Oprócz katowiczan swoje etiudy w hollywoodzkiej siedzibie Eastmana-Kodaka pokazali studenci z legendarnej łódzkiej szkoły filmowej i prywatnej szkoły Macieja Ślesickiego. Warto dodać, że pierwszą nagrodę w kategorii filmów dokumentalnych zdobył w Los Angeles film innej absolwentki katowickiej filmówki, Doroty Garus-Hockuby pt. "Siostry Lilpop i ich miłości". A Wydział? Cóż, pracuje. Właśnie przygotowuje benefis kolejnej, związanej z nim znakomitości, 60-lecie prof. Jerzego Stuhra.
KAROLINA DRWAL