WRESTLING

W "Newsweeku" (29.04.07) Piotr Bratkowski kreśli naszym politykom czarny, ponury scenariusz na najbliższe lata. Organizowane w kraju mistrzostwa Euro 2012 spowodują: "trzęsienie ziemi w polskiej klasie politycznej: miejsce nawiedzonych ideologów zajmą skuteczni pragmatycy". Oczywiście taka wizja jest nie do przyjęcia przez gadatliwą mniejszość wpychającą się codziennie przed obiektywy kamer i mikrofony. Muszą wybrańcy narodu coś wymyślić, by nadal brylować i nie dać się stłamsić jakimś niepoważnym smarkaczom w krótkich majtkach. Na szybkie opanowanie statystyk, składów drużyn i problematyki "fałszywego skrzydłowego" nie ma raczej co liczyć, wypada więc pomyśleć o organizacji konkurencyjnej imprezy, która politykom pozwoli zachować dotychczasową pozycję w rodzimym grajdole. Niestety, sprawność fizyczna (czy aby tylko fizyczna?), nie jest najmocniejszą stroną drużyny z ulicy Wiejskiej. Pozostaje więc jedynie wrestling jako dyscyplina (?), z której regułami politycy są już jako tako obyci. Telewidzom wiernym jedynie kanałowi "Kultura" muszę jednak pewne zasady tej prymitywnej rozrywki przybliżyć.

Podstawowa wartość wrestlingu jest oparta na nieposkromionych ambicjach walczących ze sobą dwóch (bądź więcej) zawodników, których jedynym marzeniem jest wyrwanie przeciwnikowi nogi ze stawu biodrowego, zmiażdżenie celnym ciosem grdyki, wbicie nosa w głąb czaszki, oberwanie uszu..., jednym słowem zdewastowanie tego wszystkiego, na co Stwórca poświęcił 6 dzień swej pracy. Uczciwie jednak przyznajmy, że mimo trzasku łamanych kości, jęków towarzyszących zgniataniu żeber i innych efektów specjalnych, "sport" ten jest o wiele bezpieczniejszy od np. gry na fortepianie czy rozwiązywania krzyżówek. Wszystko bowiem (co zadowoli z pewności polityków stroniących od niespodzianek), jest doskonale wyreżyserowane i przećwiczone. Sama prezentacja zapaśników też powinna się spodobać. Któż z nich nie lubi w blasku pulsujących reflektorów, sypiących się spod sufitu confetti, prężyć muskułów i straszyć konkurentów, a przy okazji ogo się tylko da?

Przypatrzmy się członkom naszego rządu. Nie ma wywiadu czy choćby tylko szkicu sylwetki jakiegoś ministra, by ten nie straszył czytelników waleniem pięściami po swej wątłej klatce piersiowej i wydobywaniem z czeluści organizmu krwiożerczych ryków, że o straszliwych minach i grymasach nie wspomnę. Przykład pierwszy z brzegu: Wicepremier Gosiewski. - " Niewysoki człowiek, z którego kpią i oponenci i partyjni koledzy. Ale kiedy nadchodzi, już się mniej śmieją, a bardziej się go boją". (Rzeczp. 7.05.07). O Ziobrze, Dornie czy Macierewiczu strach nawet wspominać, bo to są przekomarzania z grzechotnikami. Kiedy wystraszeni czytelnicy opanują jako tako działanie zwieraczy, to nadchodzi następna grupa killerów - polityczne zaplecze. "Budzą podziw i strach. (...) Pomysłowi, inteligentni, sympatyczni. Sprytni, brutalni, cyniczni. A przede wszystkim- skuteczni. To najczęściej wypowiadane opinie o Adamie Bielanie i Michale Kamińskim". (Rzeczp. 5.05.07). Ci ostatni mają duże szanse na to by stać się gwiazdami ringu. Lubią działać jako duet. A publiczność ogromnie sobie ceni widok takiej pary skaczącej skutecznie po leżącym na deskach pechowcu. O ile wcześniej nie wyrzucą go (w trosce o zachowanie jedności sceny politycznej) za liny. Wrestling podobnie jak polityka nie babra się jakimiś subtelnościami. Można więc rąbnąć znienacka przeciwnika: krzesłem, stołem, monitorem, drabiną, a nawet autentycznym karłem. Można również - korzystając z zamieszania - dowalić sędziemu. O sędziach Trybunału Konstytucyjnego regulamin wrestlingu nic jeszcze nie wspomina. Ale spokojnie, spokojnie, poseł Mularczyk już pracuje nad poprawką.

JERZY PARZNIEWSKI