Moja pasja została mi zaszczepiona przez rodziców. To oni pierwsi pokazali mi góry - mówi dr Wojciech Dzik wykładowca w Instytucie Matematyki UŚ.
Wojciech Dzik w młodości często jeździł z rodzicami w Beskidy, potem w Tatry i Bieszczady. Szczególnie zaczarowały go Tatry i ta fascynacja trwa do dzisiaj. Pasję tę kontynuują jego dzieci. Jednak swoją przygodę ze wspinaczką i wysokimi górami zaczął na studiach. Te początki wiąże z powstaniem w latach 70. przy Uniwersytecie Śląskim Akademickiego Klubu Alpinistycznego, którego był współzałożycielem. Miał wówczas okazję po raz pierwszy wyjechać w Alpy (francuskie i szwajcarskie). Udało się wtedy zdobyć pierwsze czterotysięczniki (w tym Mont Blanc), później były wejścia ścianowe (np. Matterhorn północną ścianą) i różne przejścia alpejskie w rejonie Chamonix. Po kilku latach Wojciech Dzik wstąpił do Klubu Wysokogórskiego w Katowicach, gdzie już działali znani ludzie polskiego alpinizmu, którzy wyjeżdżali w Andy Peruwiańskie, na Alaskę i w Himalaje. Z tego klubu na swoją pierwszą wyprawę w Himalaje, która miała miejsce w 1977 roku, wyjechał także pan Wojciech. Była to pierwsza Śląska Wyprawa Himalajska mającą status głównej wyprawy narodowej. Wziął w niej udział m.in. Jurek Kukuczka.
- Zdobywaliśmy "ostrogi" himalajskie. Pamiętam, że warunki były ciężkie, bardzo zła pogoda, ale na szczęście wszyscy wróciliśmy do domu, chociaż dwóch kolegów miało poważne odmrożenia - wspomina pan Wojciech.
Dr Dzik jeździł także w inne góry Azji: Himalaje Nepalu, Himalaje indyjskie, Karakorum oraz poza Azję: w Andy peruwiańskie i boliwijskie. Niemal każdy wyjazd w tak egzotyczne miejsca wiąże się z dużym przeżyciem o charakterze kulturowym. - Z Bombaju do Nepalu trzeba przewędrować niemal całe Indie. Podczas takiej drogi można obserwować, jak żyją inni ludzie i poznawać ich obyczaje. Gdy pociąg zatrzymuje się na stacji przez okno podają herbatę. Nikt się nie spieszy - można wypić, zapłacić, pociąg zaczeka... Człowiek nabiera dystansu do naszego "zabieganego" życia - podkreśla pan Wojciech.
Dr Dzik uważa Nepal za jeden z najpiękniejszych krajów świata. Urzekły go tam nie tylko krajobrazy i góry, ale właśnie ludzie. Wielki podziw wzbudzają w nim mieszkańcy tych górskich zboczy, którzy mimo ciężkiej pracy oraz trudnych warunków życia i biedy zawsze są przyjaźni, uśmiechnięci, zadowoleni i nigdy nie narzekają.
Na pytanie, jak połączyć pracę na uniwersytecie z tak czasochłonną pasją dr Dzik odpowiada, że przede wszystkim warto mieszkać w pobliżu gór. Z tego powodu nigdy nie przeniósł się np. do Białegostoku może często wyjeżdżać w Beskidy lub do Zakopanego. Ponadto trzeba mieć partnera do wspinaczki. Gorzej jest z wyjazdami dłuższymi, np. w Himalaje. Na tego typu wyprawy pozostaje jedynie czas wakacyjny. Wymaga to organizacji i dyscypliny, ale studenci matematyki są zdyscyplinowani. Innym problemem są monsuny wiejące w okresie naszych wakacji. Z powodu dużych opadów śniegu wiele obszarów jest dla wypraw zamkniętych. Są jednak takie miejsca, które mają w tym czasie dobrą pogodę, np. Karakorum i wówczas jest tam wielu przedstawicieli świata akademickiego.
Dr Dzik bardzo ceni sobie przyjaźnie zawarte w górach, często wyjeżdżał z największymi sławami polskiego alpinizmu (i himalaizmu). Niestety, wielu z nich dziś już nie żyje. W Dolomitach w latach 70. wspinał się z późniejszym zdobywcą korony Himalajów - Krzysztofem Wielickim. Był to ich pierwszy wyjazd we włoskie Alpy. Dr Dzik bardzo ceni jego osiągnięcia górskie. Uważa, że o wielkości człowieka wspinającego się w górach wysokich świadczy nie tylko zdobycie góry, ale również odpowiedzialność, która czasami nakazuje wycofać się spod samego szczytu. Tak właśnie uczynił kilka lat temu Krzysztof Wielicki, wycofując się sto metrów od szczytu K2.
- Bardzo mi tym zaimponował, bo to nie sztuka pójść w góry. Sztuką jest wrócić - powiedział Wojciech Dzik.
Za swoje największe sukcesy uważa pierwsze polskie przejście bardzo trudną drogą R.Messnera filarem Bergland na Les Droites (masyw Mont Blanc), wejście północną ścianą na Matterhorn oraz wytyczenie nowej drogi zimą na Pośrednią Turnie Małołącką (Tatry Zachodnie). Każda wyprawa wiąże się z ryzykiem, a góry uczą pokory. Im większa ściana i trudniejsza droga, tym większa radość i satysfakcja z jej przebycia.
AGNIESZKA SIKORA