"Media..." od kuchni

O nowej gazecie dla dziennikarzy, rzeczników prasowych, naukowców i studentów, wydawanej pod patronatem naukowym Zakładu Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Śląskiego, z redaktor naczelną Aleksandrą Krawczyk rozmawiała Lucyna Sadzikowska.

Lucyna Sadzikowska: "MEDIAskrypt", jak czytamy we wstępie do pierwszego numeru, to pismo, które "(...) powinno przybliżyć wszystkim zainteresowanym charakter pracy dziennikarzy oraz służb prasowych. Przedstawiając naukowe ujęcie procesu komunikowania społecznego pełnić ma również funkcję integracyjną dla osób zawodowo bądź emocjonalnie związanych z mediami." Wydaje się zatem uzasadnione postawienie tezy, że przyczyną powstania kwartalnika było przekonanie, że brakuje na rynku wydawniczym takiej właśnie pozycji. Czy się mylę?

Aleksandra Krawczyk: Ma Pani rację. Dotychczas - przynajmniej na śląskim rynku wydawniczym, nie ukazuje się periodyk podobny do "MEDIAskryptu".

Wspomniana funkcja integracyjna rzeczywiście jest bardzo istotna. Do niedawna byłam dziennikarzem "Dziennika Zachodniego", co kształtowało mój sposób postrzegania tego zagadnienia. Teraz zajmuję się działalnością z zakresu public relations, chociaż gdzieś tam ciągle dziennikarstwo we mnie tkwi. Dlatego nigdy nie przestałam myśleć o pracy dziennikarskiej. Następnie odbyły się rozmowy na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. W Zakładzie Komunikacji Społecznej pojawiły się opinie, że istotnie oba współpracujące ze sobą środowiska, czyli reporterzy i służby prasowe nazbyt często nie dysponują informacjami o specyfice swojej pracy. I tak powstał pomysł na "MEDIAskrypt". Potem stworzyliśmy jeszcze szerszą koncepcję, zakładającą ukazanie: z jednej strony dziennikarzy, z drugiej rzeczników prasowych, osoby wyznaczone do kontaktów z mediami, PR-owców, naukowców zajmujących się procesem komunikowania społecznego. Pomyśleliśmy, że byłoby świetnie, gdyby student, który sięgnie po gazetę, zdobył nie tylko wiadomości, ale również wiedzę. Zdecydowaliśmy, że w gazecie będzie część poświęcona publikacjom naukowców, którzy w dzisiejszych czasach niestety nie narzekają na nadmiar wydawnictw, które chciałyby przyjąć od nich artykuły do publikacji.

Kiedy podjęli Państwo działania, których efektem jest wydany 10 marca 2006 roku kwartalnik?

Projekt zaczął się krystalizować w grudniu 2005 roku. Barierą - czasochłonną, jak się okazało - były wszystkie formalności, jakie trzeba wykonać, aby zainicjować edycję i kolportaż periodyku. Pierwszy miesiąc minął nam właśnie na formalnych procedurach. Natomiast styczeń oraz luty to był czas pozyskiwania tekstów oraz materiałów fotograficznych.

Kwartalnik, który trzymam w rękach jest pękaty, imponujących rozmiarów. Czy mieli Państwo klucz, według którego dokonano wyboru materiałów, tematów i nazwisk?

Jak Pani zauważyła, pismo jest obszerne, a autorów jest około trzydziestu. Przede wszystkim chcieliśmy, żeby z każdego środowiska był jego reprezentant, czyli by pojawił się: rzecznik prasowy, typowy PR-owiec, dziennikarz radiowy, prasowy i telewizyjny.

MEDIAskrypt
To był główny wyznacznik. Rozmawialiśmy ze śląskimi dziennikarzami, pytaliśmy czy zgodziliby się coś napisać. Byli tacy, którzy chcieli, inni nie i byli też tacy, którzy chętnie przygotowaliby artykuł, ale akurat pracowali pod presją czasu, co powodowało, że termin realizacji zamówienia był dla nich nierealny. Warto zaznaczyć, iż ciężko jest także pozyskać zaufanie potencjalnego autora w sytuacji, kiedy nie ma gotowego produktu. Nie można więc powiedzieć: "proszę zobaczyć, tak wyglądał poprzedni numer tego kwartalnika". Do pierwszego wydania "MEDIAskryptu" napisali ludzie, z którymi ktoś z osób tworzących periodyk w swojej pracy zawodowej się zetknął. Przy wyborze autorów podejmujących poszczególne tematy nie kierowaliśmy się jednak osobistymi sympatiami, często decydował los i przypadek. Do niektórych dziennikarzy z początku nie miałam śmiałości zadzwonić, bo to są nazwiska ludzi, którzy zęby zjedli w tej pracy. Ale w redakcji "Dziennika Zachodniego" nauczyłam się, że dopóki nie wykona się telefonu dotąd człowiek nie wie, jaka będzie reakcja rozmówcy. Nie ukrywam, że obecnie czekam również na odzew ze strony środowiska studenckiego. Wierzę, że zainteresowani studenci będą dzwonić, choć wiem, że nie po każdym takim telefonie mogę się spodziewać dobrego materiału.

Czy może Pani Redaktor zdradzić Czytelnikom "Gazety Uniwersyteckiej UŚ", jakie tematy zostaną poruszone w kolejnym numerze? Jakie nazwiska się pojawią?

Autorów nie chciałabym ujawniać, ponieważ jestem jeszcze na etapie zamawiania tekstów. W tej chwili jest to około kolejnych 30 nazwisk. Zostanie zachowana ciągłość formuły gazety, czyli podział na teorię i praktykę. Najprawdopodobniej będą cztery artykuły naukowców z Uniwersytetu Śląskiego, co nie znaczy, ze jesteśmy nastawieni tylko na współpracę z Uniwersytetem Śląskim. Nie będzie też tych samych autorów. Jeśli chodzi o dział "Praktyka" planujemy m.in. materiały dotyczące poszczególnych aspektów specyfiki dziennikarstwa telewizyjnego przygotowane przez reportera, redaktora wydania serwisu informacyjnego, publicystę. Powinien być ponadto temat: dziennikarstwo w portalu internetowym; praca w nowym projekcie wydawniczym; odpowiedzialność karna grożąca dziennikarzom, którzy popełnili błąd w tekście; radio sprofilowane - rozgłośnia chrześcijańska i wiele innych.

Mam nadzieję, że teksty w drugim numerze będą krótsze i przez to uda się ich więcej umieścić. Przybędzie nowych rubryk. Ktoś już zapowiedział polemikę z jednym z artykułów. I chcemy poszerzyć krąg autorów o osoby spoza Katowic, czyli zaprosić dziennikarzy oraz rzeczników prasowych pracujących na terenie Częstochowy, Bielska i okolic tych miast.

Czy jest temat, z którym chciałaby się Pani zmierzyć?

Mimo dziennikarskich sentymentów ograniczam się obecnie do wypełniania zadań redakcyjnych. Przymierzałam się nawet do dwóch tekstów, ale z wielką chęcią scedowałam je na innych autorów.

Wspomniała Pani, że wydanie "MEDIAskryptu" wiąże się z dużym nakładem pracy. Jak dużym? Warto było z perspektywy czasu?

Mimo wszystko jest to kwartalnik. Aczkolwiek jest robiony bardzo szczupłymi siłami kadrowymi, w wąskim gronie współpracowników. Kiedy ukazał się pierwszy numer, wszyscy wzięliśmy sobie tydzień głębokiego oddechu i... ruszyliśmy do kolejnego numeru. W tym momencie jesteśmy na etapie zamawiania tekstów, planowania, szukania autorów. Na szczęście część z nich sama się objawia. Do części nadal my dzwonimy. Pracy istotnie jest dużo, ale daje ona satysfakcję.

Proszę o podsumowanie pierwszego numeru kwartalnika - teraz, kiedy emocje już trochę opadły i łatwiej o dystans. Jakie wnioski? Czy pierwszy numer "MEDIAskryptu" spełnił Pani oczekiwania?

W tym miejscu składam wielki ukłon w stronę fotoreporterów, którzy udostępnili nam swoje najlepsze zdjęcia z 2005 roku do rubryki "Galeria Fotoreporterów" oraz w stronę redakcji, które zechciały z nami współpracować. Istotne jest bowiem to, że podpisujemy teksty nazwiskami czynnych dziennikarzy, którzy musieli uzyskać na to zgodę pracodawców.

Dodam, że przez kilka dni, po ukazaniu się "MEDIAskryptu", nie chciałam go... oglądać. Ustalanie formuły graficznej, zawartości numeru, układu tekstów i ilustracji spowodowały bowiem, że wersję ekranową znałam na pamięć. Po wydrukowaniu magazynu pozostało więc już tylko podliczyć różnego rodzaju wpadki. Jest kilka potknięć czysto technicznych, literówki się pokazały, gdzieś wystąpił błąd przy obróbce fotografii, komuś zmieniliśmy nazwisko. Cóż, teraz na tej podstawie trzeba wysnuć wnioski, czego należy uniknąć przy kolejnych numerach. Mogę się tylko bić w piersi, że nasz produkt nie jest tak dobry, jakbyśmy chcieli.

Czego zatem można Państwu życzyć?

Żebyśmy się dobrze sprzedali, żebyśmy się rozwijali, by nie zabrakło nam pomysłów i chętnych osób, które będą chciały dla nas pisać. Proszę zauważyć, że znajdujemy się w dość specyficznej sytuacji. Większość redakcji ma własnych dziennikarzy. My ich nie mamy. Wszystko, co trafia na łamy "MEDIAskryptu" to materiały zewnętrzne. I tego nam należy życzyć: by nigdy nie zabrakło ludzi, którzy zechcą na naszą rzecz materiały te przygotować. Początki były trudne, bo ludzie ze środowisk dziennikarzy oraz specjalistów public relations nie wiedzieli, że taki kwartalnik powstaje. Teraz może będzie nieco łatwiej. Informacje dotyczące "MEDIAskrypu" podawała już "Gazeta Wyborcza", donosił o nim "Dziennik Zachodni" oraz tytuły prasy lokalnej. Mam też nadzieję, że uda się utrzymać źródła finansowania, bo w pierwszym numerze nie mieliśmy ani jednej płatnej reklamy. "MEDIAskrypt", którego nakład wynosi 1,5 tys. egzemplarzy można obecnie kupić w salonikach prasowych firmy Ruch i Kolporter oraz we wszystkich Empikach na terenie województwa śląskiego. Kosztuje 10 zł. Zapraszam do lektury.

Dziękując za rozmowę, życzę dalszych równie udanych lub nawet bardziej - jeśli to możliwe - sukcesów w postaci kolejnych numerów "MEDIAskryptu".