Wieczór argentyński w Uniwersytecie Śląskim

Nie masz większej mądrości nad mądrość powrotu...
Jarosław Iwaszkiewicz, Powrót

17 br. zebraliśmy się w gronie członków, przyjaciół i sympatyków Studenckiego Zespołu Pieśni i Tańca "Katowice" oraz koła naukowego Sekcji Antropologicznej Międzywydziałowego Stowarzyszenia Dziennikarzy "Mosty" w sali historii sztuki na Wydziale Nauk Społecznych UŚ. Nie tylko cieszyliśmy się pierwszym takim spotkaniem (organizatorzy wyrazili nadzieję, że to początek szerszej współpracy), ale próbowaliśmy także przekazać zebranym to, co udało się zachować w pamięci z naszego ostatniego tournee.

Wyjazd do Argentyny miał miejsce na przełomie września i października ubiegłego roku i został już skrupulatnie opisany na łamach "Gazety Uniwersyteckiej" przez Agnieszkę Sikorę - pomagającą nam w wielu sytuacjach współtowarzyszkę podróży. Nazwane tak przez nią "argentyńskie peregrynacje" w przeświadczeniu uczestników wyprawy stanowiły znakomity powód, by posmakować uroków Argentyny, zapachów i barw tej dalekiej krainy już w murach Uczelni, na miejscu - gdy temperatura spadała do kilkunastu stopni poniżej zera. Nas jednak ciągle rozgrzewała myśl o zmysłowej ikonie tego kraju - tangu i wielu innych przygodach na kontynencie południowoamerykańskim.

Foto: Agnieszka Sikora

Organizacji wieczoru, w czasie którego staraliśmy się poruszyć wszystkie zmysły słuchaczy, podjęli się Mariola Marek (była przewodnicząca samorządu zespołowego), Krzysztof Pająk (członek samorządu) oraz Maciej Chowaniok (były wiceprzewodniczący samorządu oraz założyciel Sekcji Antropologicznej). Do przekazania było bardzo wiele - w czasie strategicznej narady podzieliliśmy się tematami, które każdy z nas przygotował przy pomocy życzliwych członków zespołu. Scenariusz napisaliśmy dwa dni przed planowanym spotkaniem, zdając sobie sprawę, że bardzo wiele czynności podejmujemy "za pięć dwunasta" - ale żywioł improwizacji (jakże często fascynujący na scenie i w życiu) nie jest nam obcy i zdaliśmy się po części na jego urok. W czasie każdego z zespołowych wyjazdów trzeba improwizować, nie tylko na scenie, ale i w wielu niespodziewanych i zaskakujących sytuacjach, których również w czasie naszej wyprawy do Argentyny było wiele.

Boskie Buenos

Pierwszą odsłoną wieczoru było przedstawienie miejskich przestrzeni Buenos Aires - punktu od którego zaczęliśmy i w którym żegnaliśmy Argentynę. Specyfika miasta oraz kilku fascynujących miejsc była przedmiotem prelekcji Agnieszki Sikory, bywającej tam już kilka razy. I tak zobaczyliśmy jedną z najszerszych na świecie (dziewięciopasmową) aleję, monumentalny cmentarz La Recoleta z wszechobecnymi kotami, które wylegując się w słońcu nie zważają na bliskość (namacalną) ludzkich szczątków. Pogłoski mówią, że "zakwaterowanie" w tym "mieście umarłych" kosztuje nawet milion dolarów (w zależności od położenia rodzinnego mauzoleum). Jedna z ikon argentyńskiej historii Evita Peron spoczywa w dosyć skromnym grobowcu, w bocznej alejce. Słynna nekropolia ma charakter typowy dla kontynentu południowoamerykańskiego, stanowi gęsto zabudowany kompleks grobowców usytuowanych wzdłuż alejek wytyczonych na planie szachownicy (podobnie jak większość miast Ameryki Południowej). Mauzolea, z zależności od zasobności kieszeni rodziny zmarłego oraz fantazji projektanta, stylizowane są na zabudowania sakralne a nawet pałace, piramidy i prawdziwe domy. Recoleta została założona w 1822 roku jako pierwszy publiczny cmentarz Buenos Aires, a obecnie rozpościera się na ponad 54 tys. metrów kwadratowych. Miejsca wystarcza na blisko pięć tysięcy grobów tylko dzięki temu, że wszystkie mauzolea przylegają do siebie ścianami. O tym cmentarzu mówi się, że jest najciekawszym przejawem architektury funeralnej na świecie. Dlatego kryje szczątki elity argentyńskiej: najwybitniejszych polityków, wojskowych, księży, ludzi kultury.

Organizatorzy spotkania. Od lewej: Maciek Chowaniok, Mariola Marek, Krzysiek Pająk
Organizatorzy spotkania. Od lewej: Maciek
Chowaniok, Mariola Marek, Krzysiek Pająk

Buenos Aires to także miasto największych klubów piłkarskich, wśród których jednym z najsłynniejszych jest Boca Juniors (położony w dzielnicy La Boca). Ogrom piłkarskiego przemysłu można było podziwiać nie tylko w postaci wspaniałego stadionu, zwanego przez kibiców Bombonera, ale w oficjalnym sklepie firmowym klubu, gdzie pamiątki, emblematy i koszulki klubowe piętrzyły się po sufit. W sklepie tym można było nie tylko ubrać się od stóp do głowy, ale także całkowicie wyposażyć sobie mieszkanie w stylu kibica Boca Juniors. W czasie pokazu dowiedzieliśmy się także o pochodzeniu barw klubowych - niebiesko-żółtych - przejętych z bandery statku, który jako pierwszy zawinął do starego portu w Buenos Aires. I tak od tego momentu piłkarze i kibice Boca Juniors z dumą prezentują barwy klubu: niebieskie tło z żółtym krzyżem, pochodzące z flagi Szwecji!

Wołowiną i yerba-mate człowiek w Argentynie żyje

By słuchaczy nie częstować tylko obrazem i słowem, postanowiliśmy poszczególne części przedzielać atrakcjami kulinarnymi. Na samym początku spore zainteresowanie wzbudziły empanadas, czyli tradycyjne argentyńskie pierożki.

Degustacja empanadas
Degustacja empanadas
Są one dosyć podobne do polskich, podawane z nadzieniem mięsnym bądź warzywnym (kukurydza, kapusta pekińska, pory, oliwki...), jednak podstawową różnicą jest to, że są smażone, nie gotowane. Serwowany przysmak był dziełem zaprzyjaźnionej studenckiej stołówki i nawet najwięksi znawcy argentyńskiej kuchni przyznawali, że były dziełem wiernym i równie smacznym jak pierwowzór.

W czasie naszego pobytu w Argentynie empanadas bywały często jedynym ratunkiem przed wszechobecną słynną wołowiną oraz argentyńską kiełbasą, która zresztą w niczym nie przypominała polskich wędlin. Niektórzy chronili się przed monotonią mięsnej kuchni przyjmując wegetariańską pozę, z czego korzystali często liczni członkowie zespołu, ogałacając talerze tych pierwszych z kawałków pizzy czy innych bliżej nieokreślonych wegetariańskich dań.

By nie mówić tylko o wrażeniach, postanowiliśmy przekazać również i wiedzę na temat jednej z największych fascynacji Argentyńczyków: yerba-mate. Określana przez wielu jako "specjalny napar" jest ona obecnie jednym z najbardziej modnych napojów - zwłaszcza w USA i Wielkiej Brytanii. Mówi się o tym, że nie tylko jest rodzajem herbaty przyspieszającym odchudzanie, ale i wskazuje się na jej liczne walory zdrowotne (duże nasycenie antyutleniaczy niszczących potencjalne komórki rakowe). Dodatkowo - zawartość znacznych ilości kofeiny powoduje wyraźną poprawę nastroju i dodaje energii. Zatem nie dziwi fakt, że coraz więcej ludzi na świecie odkłada ulubioną poranną kawę na półkę, uznając, że świetnie ją zastępuje yerba-mate.

Sławek Korbela, czyli gaucho po polsku
Sławek Korbela, czyli gaucho
po polsku
Zwłaszcza w sezonie zimowym jej właściwości - porównywalne z herbatą zieloną - mogą być znakomitym uzupełnieniem rozmaitych kuracji oczyszczających organizm z nadmiaru toksyn, złogów oraz innych szkodliwych substancji. Wystarczy spojrzeć na zawartość mikroelementów yerba-mate (witaminy i minerały: A, C, E, B-1, B-2 - ryboflawina i B-complex; karoten, kwas pantotenowy, biotyna - witamina H, magnez, wapń, żelazo, sod, potas, mangan, krzem, fosforyty, siarkę, cynk, kwas chlorowodorowy, chlorofil, cholina oraz inozyt) by zdać sobie sprawę z efektów jej działania. Badacze tylko w liściach ostrokrzewu znaleźli tajemniczy związek, nazwany mateiną, który zwiększa odporność, poprawia trawienie i koncentrację, przywraca młodzieńczy kolor włosów, pobudza i oczyszcza organizm.

Południowoamerykański napar zdobywa więc obecnie bardzo wielu zwolenników. Warto jednak przestrzec tych, którzy chcieliby spróbować owego "boskiego naparu", że ma on bardzo charakterystyczny - cierpki smak (porównywany przez niektórych do rozmoczonego tytoniu), który początkowo nie zachęca do sięgnięcia po kolejny łyk. Niemniej jednak szybko można przyzwyczaić się do niego.

W historii zwyczaju parzania yerba-mate dostrzec można, jak w kalejdoskopie żywioł dziejów tego kontynentu. Przez botaników określana jako ilex paraguariensis, ta wiecznie zielona roślina z rodziny ostrokrzewów rośnie w Ameryce Południowej między równoleżnikami 10° i 30°, czyli w Argentynie, Chile, Peru, Brazylii i Paragwaju i właśnie tam jej plantacje są największe. O historii upraw yerba-mate, polskim i ukraińskim wkładzie w rozwój tej gałęzi argentyńskiego przemysłu oraz pobycie zespołu "Katowice" na plantacji "Amanda" w La Cachuera koło Apostoles "Gazeta Uniwersytecka" pisała już w numerze listopadowym.

Maciek Chowaniok mówił o Misiones
Maciek Chowaniok mówił o Misiones

By jednak nie tylko smakować yerba-mate, ale i korzystać w pełni z jej właściwości, tradycja wymaga, by odpowiednio napar przygotować i można powiedzieć, że jest to pewnego rodzaju rytuał. Do picia służy specjalny kubeczek wykonany najczęściej z tykwy lub drzewa zwanego palo santo (są także ceramiczne i metalowe) oraz bombilla, czyli metalowa rurka zakończona sitkiem odcedzającym pocięte i wysuszone liście. Wypełnioną tykwę zalewamy gorącą wodą, ale nie wrzątkiem. Pierwsza porcja jest para Santo Tomas (dla Świętego Tomasza), gdyż jest najgorszą, pod względem smakowym, porcją, a ponadto woda jest bardzo szybko wchłonięta przez suche liście. Następnie do kubeczka wielokrotnie dolewa się gorącej wody z termosu. Dlatego miłośnicy yerba-mate wraz z charakterystyczną tykwą noszą ze sobą termos z gorącą wodą. Zapas gorącej wody można łatwo uzupełnić, w wielu punktach w mieście oraz na stacjach benzynowych ustawione są bezpłatne dystrybutory gorącej wody. Zwyczaj picia tej herbaty zaleca spożywanie jej w większym gronie - oczywiście z jednej tykwy, która krąży wówczas pomiędzy pijącymi i każdy kolejno wypija całą zawartość tykwy, następnie oddaje ją "mistrzowi ceremonii" (a najczęściej właścicielowi tykwy), który dolewa gorącej wody i podaje kolejnej osobie.

Wspólnie więc piliśmy "boski napar" nie tylko w La Cachuera, ale także podczas podróży przez wielkie przestrzenie tego ogromnego kraju (w autokarze raczyli nas nim nasi kierowcy). Dlatego smakowanie naparu w trakcie naszego wieczoru znowu odbywało się zgodnie z argentyńską tradycją - wspólnie.

Degustacja yerba-mate
Degustacja yerba-mate

Wodospady Iguazu i dulce de leche

Podczas wieczoru Mariola Marek zaprezentowała krótki film, będący relacją z naszego pobytu w Parku Narodowym Iguazu (położonym na granicy z Brazylią). Uskok w biegu rzeki Parany tworzy tam piękny spektakl: powstałe wodospady uznawane są za jedne z najbardziej widowiskowych na świecie. Oczywiście projekcja była tylko namiastką prawdziwego kontaktu z tym fascynującym żywiołem natury, postanowiliśmy więc osłodzić słuchaczom jej niedostatki serwując kolejną specjalność Argentyny: dulce de leche - bardzo słodki i niezwykle popularny kolejny wynalazek Argentyńczyków, podawany często na śniadanie, jako dodatek do ciast, lodów i deserów, a smakuje podobnie jak polska "krówka" w płynie. Dulce de leche zrobiło w zespole dużą karierę - wystarczyło, że przybywaliśmy na nowe miejsce i każdy tylko czekał: "czy i tym razem podadzą "krówkę"? Tak charakterystyczne jak dla Polski "krówki", dla Argentyny są ciastka alfajores - przypominające ciasto piernikowe przełożone dulce de lece i oblane czekoladą. Szybko jednak odkryliśmy sekret przygotowania na sposób domowy dulce de leche: wystarczyło bowiem puszkę skondensowanego mleka (zamkniętą) gotować przez ok. 2-3 godziny. Mariola ostrzegła jednak przez zbyt pochopnym otwieraniem naczynia, trzeba odczekać, aż całkowicie ostygnie i dopiero wtedy otworzyć. W przeciwnym wypadku grozi nam wybuch puszki. Tak skarmelizowane mleko zostało przygotowane przez autorkę pokazu z tortowym ciastem na wzór alfajores.

Zwieńczeniem naszych relacji była żartobliwa prezentacja Krzysztofa Pająka, stanowiąca przegląd naszych przygód z opisem kilku zasad. I tak "nie pal" odnosiło się do zdjęcia szefa zespołowej kapeli z papierosem w samolocie, "polska gościnność" zaskoczyła nas w udostępnionym nam prywatnym domu Pedra Sniechowskiego w miejscowości Obera (Misiones). Oczywiście fraza "tańcz, nie żałuj podłogi" to naczelne hasło zespołu "Katowice". Kilka zasad zachowania w podróży Krzysztof opatrzył dobitnymi przykładami: "bierz tylko to, co niezbędne" i zdjęcie uginającego się pod ciężarem góry naszych bagaży jeepa; "nie narzekaj" i zdjęcie kwaśnej miny młodej Argentynki, "korzystaj ze swojego uroku" i twarzowe zdjęcie szefa kapeli z kwiatem za uchem oraz "zespół Katowice potrafi cię zaskoczyć" z efektowną figurą z układu śląskiego zaprezentowanego na Festiwalu Imigrantów w Obera.

Pokaz tanga w wykonaniu Basi Tomczyk i Jarka Królikowskiego
Pokaz tanga w wykonaniu Basi Tomczyk
i Jarka Królikowskiego

Mądrość powrotu

Ostatnim argentyńskim akcentem wieczoru było tango wykonane przez dwie reprezentacyjne pary zespołu. Okazało się, iż niektórym ze słuchaczy nieobce są południowoamerykańskie rytmy i mogliby nawet nas czegoś nauczyć. Efektowne figury na korytarzu Wydziału Nauk Społecznych były najlepszym dowodem na to, że zespół "Katowice" nie tylko intensywnie pracował i świetnie bawił się w czasie swojej ostatniej wyprawy. Potrafiliśmy również przekazać choć część z naszych wspomnień, wrażeń i odczuć. Opisane spotkanie dowodzi, że "mądrość powrotu" wymaga pielęgnacji i troski: pamięć o odwiedzonych, gościnnych miejscach nie wystarcza. By został ślad z dalekich peregrynacji zawsze warto się swoim doświadczeniem podzielić - zespół "Katowice" wraz z Sekcją Antropologiczną zapraszają więc na relacje z kolejnych dalekich wyjazdów i podróży.

MACIEK CHOWANIOK

Autorzy: Maciej Chowaniok, Foto: Agnieszka Sikora
Ten artykuł pochodzi z wydania:
Spis treści wydania
Bez przypisówKronika UŚNiesklasyfikowaneStopnie i tytuły naukoweW sosie własnymWydawnictwo Uniwersytetu ŚląskiegoZaproszenia
Zobacz stronę wydania...