W tym roku "Gazeta Uniwersytecka" miała szczęście. Po przerwie udało nam się zaznaczyć swą obecność na "Interpretacjach". Korzyść z tego obustronna. Zarówno dla naszej gazety, podglądającej różne ciekawe wydarzenia kulturalne regionu, jak i dla organizatorów festiwalu, którzy pozyskując coraz szersze grono sympatyków zadbali również o to, aby festiwalowe chwile utrwalone zostały w pamięci Uniwersytetu.
Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" odbył się w Katowicach już po raz czwarty. I, jak zwiastują tegoroczne wiosenne jaskółki, ta impreza teatralna prawdopodobnie na długo zagości na ziemi śląskiej. Przypomnijmy od 1998 roku, z inicjatywy senatora Kazimierza Kutza, Prezydenta Miasta Katowic Piotra Uszoka oraz Instytucji Kultury "Estrada Śląska", działającej pod kierownictwem Grażyny Szołtysik, odbywa się jedyny w Polsce festiwal sztuki reżyserskiej. Młodzi adepci stają w szranki konkursu, ubiegając się o nagrodę główną "Laur Konrada". W festiwalu uczestniczą przedstawienia teatru żywego planu i Teatru Telewizji. Każdy z jurorów wręcza swoją nagrodę (10 tysięcy złotych) wybranemu reżyserowi, uzasadniając przed publicznością swój werdykt.
Od czterech lat ciągle powraca pytanie: jak ocenić pracę reżysera teatralnego? Czy zachwycić się pomysłami, które przykuwają uwagę widza, czy podziwiać indywidualizm wypowiedzi w projektowanym tzw. teatrze autorskim, czy może docenić umiejętność świeżego spojrzenia na tekst literacki? Kryteria oceny bywają bardzo różne czasem tak nieuchwytne, jak sama sztuka reżyserii. Co roku boryka się z tym zadaniem jury "Interpretacji": słynni reżyserzy, aktorzy, scenografowie. Tym razem do udziału w obradach nad najlepszym przedstawieniem zaproszeni zostali: Anna Polony, Andrzej Barański, Maciej Englert, Michał Kwieciński, Kazimierz Wiśniak oraz zdobywca "Lauru Konrada" w 1999 roku Grzegorz Jarzyna. Tegoroczni jurorzy, otwarcie podkreślali subiektywizm wyboru. Jako kryterium wymieniali na przykład: uczciwość wobec własnego gustu (Anna Polony), ogólne wrażenie (Andrzej Barański), intuicję (Grzegorz Jarzyna), zaskoczenie (Michał Kwieciński), emocje wzbudzone podczas spektaklu (Kazimierz Wiśniak).
Sceny z "Kosmosu" W. Gombrowicza (reż. P. Miśkiewicz) |
Werdykt wskazał wyraźnie dwóch faworytów. Najwięcej głosów otrzymali: Maria Zmarz-Koczanowicz za reżyserię spektaklu Teatru Telewizji Sandra K. na podstawie prozy Manueli Gretkowskiej oraz Remigiusz Brzyk za realizację Czarownic z Salem Arthura Millera. Głos ostatniego jurora Grzegorza Jarzyny przechylił szalę zwycięstwa na korzyść teatru żywego planu. W tym roku zdobywcą "Lauru Konrada" został absolwent Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST, obecnie etatowy reżyser w Teatrze Nowym w Łodzi - Remigiusz Brzyk. Ten młody człowiek zyskał sobie już w środowisku teatralnym dość przychylne opinie. Zdobył "Złotą Maskę" za reżyserię "Króla Edypa", udało mu się zainteresować swą pracą wybrednych krytyków. W pochlebnej perspektywie zapowiadano również w informatorze festiwalowym Czarownice z Salem. W kuluarach pobrzmiewały opinie, że obok ubiegłorocznych laureatów - Anny Augustynowicz i Grzegorza Jarzyny publiczność może obserwować kolejne reżyserskie objawienie. Te wszystkie fakty nie oznaczały jednak, że Remigiusz Brzyk od początku był festiwalowym pewniakiem. Do końca zdarzeń nie wiadomo było, czy "Laur Konrada" znajdzie w tym roku swoje miejsce. Napięcie związane z ogłoszeniem werdyktu wynikało także z obawy obserwatorów, czy przypadkiem nie powtórzy się ubiegłoroczny precedens, tzn. czy nie nastąpi taki podział głosów jurorów, który nie wyłoni zdecydowanego zwycięzcy. Na szczęście po raz trzeci "Laur Konrada" powędrował w młode reżyserskie ręce jako wyróżnienie i talizman na szczęście. Dodać należy, że Czarownice z Lasem zyskały również najwięcej głosów w ramach przygotowanego przez organizatorów plebiscytu widzów. Nagrodę publiczności, sponsorowaną przez Marszałka Województwa Śląskiego, także otrzymał Remigiusz Bzyk.
Taki wynik konkursowych zmagań potwierdził wartość Czarownic z Lasem. Zaskakująca zgodność werdyktu jury i oceny publiczności pozostała też świadectwem znamiennego faktu - odzwierciedliła powrót do fascynacji teatrem dramatycznym. Precyzyjna kreacja świata skomponowanego według prawideł fabularnych okazała się drogą do powodzenia. Jeden z jurorów, Michał Kwiecński, podczas wręczania nagród, uzasadnił swój wybór faktem, że praca Remigiusza Bzyka nie miała znamion teatru autorskiego. Stwierdzenie tyleż ironiczne, co sugerujące współczesny przesyt wobec deklarowania indywidualności w teatrze. Nie ekscytuje już tak bardzo postawa eksperymentatora, nie fascynują sceniczne i estetyczne kolaże. Receptą na sukces okazały się upodobania mimetyczne w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kreacja świata opartego na dokładnym odtworzeniu relacji międzyludzkich, na perfekcyjnym dawkowaniu napięcia dramatycznego spowodowała, że fikcyjne zdarzenia opanowały wyobraźnię wszystkich widzów. Cisza, jaka panowała podczas spektaklu, odzwierciedlała pełne skupienie i zauroczenie widowni. Wszyscy z uwagą śledzili smutną opowieść o małżeństwie Proc torów i o mieszkańcach Salem, pomimo że dla większości widzów była to z pewnością historia dokładnie znana. Tym więcej oklasków należy się zatem reżyserowi spektaklu.
Świat dramatu skonkretyzowano bardzo sugestywnie. Od początku uwagę widzów pochłaniały emocje, determinujące zachowanie bohaterów. Konfrontacja postaci ujawniała stopniowo coraz bardziej sprzeczne pragnienia i coraz większą bezwzględność. Aktorzy stworzyli znakomity portret zbiorowości. Na uwagę zasługuje dobra gra zespołowa. Od pierwszych scen towarzyszyło wrażenie harmonijnie zbudowanych ról. Dzięki temu nawet niektóre słabiej wykreowane postaci nie burzyły kompozycji świata przedstawionego. Powstał obraz ludzi, skazanych na klęskę, bo uczestniczących w samonapędzającej się machinie oskarżeń i złorzeczeń.
Ważną rolę odgrywała muzyka, przygotowana przez Jacka Grudnia. Delikatna, momentami ilustracyjna, momentami przejmująca podstawową funkcję pogłębiania dramatyczności, stała się niezbędnym składnikiem atmosfery świata opanowanego przez czarownice. Dźwięk okazał się znakomitym środkiem jednoczącym. Patronując emocjom wykreowanym, poruszał jednocześnie ukryte gdzieś głęboko emocje widzów.
Sceny z "Kosmosu" W. Gombrowicza (reż. P. Miśkiewicz) |
Czarownice z Salem, grane w teatrze łódzkim od ubiegłego roku, doczekały się już pozytywnych recenzji. Podkreślano przede wszystkim tempo inscenizacji, precyzję interpretacyjną, dobre aktorstwo. Bardzo ważna w tym przedstawieniu była umiejętność stworzenia świata, którego motorem pozostała ludzka bezwzględność i słabość. Te dwie paradoksalne cechy, zaprojektowane w tekście dramatycznym, uzyskały w przedstawieniu pełnię konkretyzacji. Ponadto, z uporem powtarzam, spektakl w reżyserii Remigiusza Brzyka podkreślił wartość opowieści, wartość fabuły, która sama w sobie, bez wprowadzania dodatkowych kontekstów prowokuje pytania o istotę relacji międzyludzkich. Reżyser dokonał tego w sposób nie natrętny, pełen szacunku wobec tekstu literackiego. Podoba, skromna postawa, dała znać o sobie podczas rozmów po spektaklu i podczas wręczania nagród. Remigiusz Brzyk mówił przede wszystkim o swoich współpracownikach, podkreślał również znaczenie całego festiwalu jedynego w Polsce, którego formuła tak wyraźnie promuje sztukę reżyserską. Dlatego, biorąc pod uwagę całokształt i interpretację sceniczną, i poza sceniczną prezentację Remigiusza Brzyka, przypominam sobie słowa, podkreślane niegdyś przez wizjonera Jerzego Grotowskiego "w momencie, kiedy reżyser zapomina o sobie, zaczyna istnieć rzeczywiście".
Duże zainteresowanie jurorów wzbudził również spektakl Teatru Telewizji Sandra K.. Maria Zmarz Koczanowicz otrzymała nagrodę z rąk Anny Polony i Andrzeja Barańskiego. Krakowska aktorka podkreśliła, że reżyserka stworzyła na podstawie dość przeciętnej literatury wstrząsający obraz anorektyczki. Wiele w tym było zasługi Magdaleny Cieleckiej. Rola poprowadzona została bardzo profesjonalnie, obserwowaliśmy prawdziwe studium samotności młodej kobiety. Fabuła, zaczerpnięta z tekstu Manueli Gretkowskiej, polegała na pomyśle opisania losów współczesnej Kasandry. Samotna bohaterka, sceptycznie uczestnicząca w przypadkowych romansach, popada stopniowo w obsesyjny jadłowstręt, ale jednocześnie zyskuje coraz większe zdolności prorocze. Jak na obecną rzeczywistość przystało, Sandra K. od razu staje się przedmiotem manipulacji kierownictwa firmy, w której pracuje. Zdobywa status etatowej wieszczki specjalistki od spraw giełdowych. W zimnym, wysterylizowanym wnętrzu budynku firmy, samotna i coraz bardziej chora decyduje się w końcu na ostateczne "wyleczenie z człowieczeństwa" - skacze przez okno. Ponura wizja Marii Zmarz Koczanowicz wiele zawdzięcza możliwościom przekazu telewizyjnego. Przewaga szczegółu, akcentowanie rekwizytu, zbliżenia stanowiły dominującą strategię wizualną. W ten sposób wyznaczone zostały granice świata, będącego przede wszystkim światem uczuć i refleksji głównej bohaterki. Głos Sandry, zespolony z obrazem w formie autoironicznego komentarza, pogłębiał subiektywność wizji. Tekst Manueli Gretkowskiej to monolog. Udał się Marii Zmarz-Koczanowicz zabieg adaptacji tego typu prozy - wykreowała świat przedstawiony jako rzeczywistość nasyconą emocjami głównej bohaterki. I nawet jeśli odbiorca mógł zżymać się na widok motywów działania Sandry K., nie można było zarzucić spektaklowi, że kreuje papierowe problemy. Dzięki współpracy reżyserki i aktorki, które postawiły w tej grze na skrupulatną analizę postaci, powstał wyjątkowo przerażający, okrutny portret współczesnej dziewczyny fatalnej.
W tegorocznych "Interpretacjach" brali udział także: Paweł Miśkiewicz (Kosmos Witolda Gombrowicza, Teatr Współczesny we Wrocławiu), Grzegorz Wiśniewski (Płatonow Antoniego Czechowa, Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie), Piotr Kruszczyński (Kartoteka Tadeusza Różewicza, Teatr im. A. Fredry w Gnieźnie), Marek Fiedor (Niewinni według Hermanna Brocha, Teatr im. J. Kochanowskiego w Opolu). Teatr Telewizji reprezentowali: Agnieszka Lipiec Wróblewska (Numery Olgi Tokarczuk), Anna Augustynowicz (Naczelny Stiga Larssona), Agnieszka Glińska (Niektóre gatunki dziewic Domana Nowakowskiego), Piotr Mikucki (Podróż Geralda Auberta).
Okładka promowanej książki pt.: "Krytycy o Świnarskim" |
Spośród powyższych, nie wyróżnionych spektakli, najciekawsze to realizacje Pawła Miśkiewicza i Piotra Mikuckiego. Kosmos według prozy Gombrowicza pozostał spektaklem niedocenionym. A szkoda, bo propozycja Pawła Miśkiewicza zdecydowanie górowała nad wyróżnionym przez Kazimierza Wiśniaka Płatonowem z Teatru im. J.Słowackiego. Miśkiewicz subtelnie odtworzył fabułę Kosmosu, dookreślając zdarzenia przedstawione aluzjami do innych Gombrowiczowskich tekstów. Klamrą zdarzeń uczynił postaci z wizji sennej Witolda G., tzn. ciało pedagogiczne i wszędobylską rodzinkę. Reżyser nie podążył jednak utartym szlakiem interpretacyjnym. Jego przedstawienie - sprawna adaptacja prozy Gombrowicza ujęło widza delikatną stylizacją, opartą na oscylacji pomiędzy sennym majaczeniem a ekspresją konkretu. Manifestacja Formy zastąpiona została refleksją o Formie, groteskowość świata przedstawionego przybrała łagodniejszy wymiar - ironii wobec świata. Główny bohater nie wyjaśnił co prawda tajemniczych cech postrzeganego mikrokosmosu, ale rozpoznał przynajmniej permanentny stan napięcia między sobą a światem. W taki sposób Paweł Miśkiewicz połączył myśli z Kosmosu i z Historii.
Spektakl zwracał uwagę plastycznością opisu. Półmrok, czasem punktowe światło, wielofunkcyjne dekoracje, imitujące różne części zakopiańskiego pensjonatu, zabawa rekwizytem oto główne malarskie cechy spektaklu. Wyobraźnia pisarza i reżysera połączyły się w tym przedstawieniu w niebanalny, delikatny splot.
Podróż z kolei stanowiła przykład niezwykle kameralnego widowiska Teatru Telewizji. Wbrew pozorom nie chodzi w tym wypadku o skojarzenia przestrzenne. Bohaterowie sztuki podróżują do Niemiec, a przystankami w tej wędrówce pozostają bardzo różne miejsca. Jednak istotniejsze było to, co działo się między ojcem i synem, relacja rodzinna, która dopiero na końcu zdarzeń zmieniła się w prawdziwy kontakt. Reżyser skrócił tekst dramatu, wyeksponował napięcie, wynikające z oczekiwania na ujawnienie tajemnicy ojca. Oparł swoje przedstawienie na wyrafinowanej, skupionej grze aktorskiego duetu (Gustaw Holoubek i Piotr Fronczewski). Piotr Mikucki zręcznie podkreślił różne etapy rodzinnego porozumienia. Posłużyły temu po pierwsze zbliżenia, po wtóre światło. Zwracała uwagę funkcja nadmiernego kontrastu. Natrętne, białe światło stanowiło ramę dla dwóch ukazanych w zbliżeniu twarzy. Dzięki temu wyeksponowano najdrobniejsze przejawy wzruszenia i wzajemnego rozpoznania, jakie następowało między ojcem i synem. Finałowy uścisk pozostał wyjątkowo optymistycznym znakiem miłości. Okazała się ona silniejsza od brutalnej prawdy o matce bohatera zgwałconej przez gestapowca i o ojcu, który nie był ojcem.
Klamrę festiwalu stanowiły pokazy mistrzowskie. Obejrzeliśmy uciesznego Mieszczanina szlachcicem Moliera w reżyserii Macieja Englerta, w wykonaniu Teatru Współczesnego z Warszawy oraz wodewilową Operetkę Witolda Gombrowicza, przygotowaną przez Jerzego Grzegorzewskiego w Teatrze Narodowym. Wśród przedstawień mistrzowskich znalazły się również spektakle Teatru Telewizji Moja córeczka Tadeusza Różewicza w reżyserii Andrzeja Barańskiego i Grzechy starości Macieja Wojtyszki.
Przy okazji prezentacji przedstawień Teatru Telewizji znów ożywiła się przestrzeń uniwersytecka. Aula na Bankowej 11, od 26 do 29 marca w godzinach przedpołudniowych, wypełniona była po brzegi. Po czwartej edycji festiwalu z pełną odpowiedzialnością stwierdzić już można, że sprawdził się pomysł takiej właśnie promocji Teatru Telewizji. Studenci, niekiedy także licealiści, z zainteresowaniem oglądali propozycje młodych reżyserów. Właściwie należałoby dodać propozycje młodych reżyserek, bo w grupie konkursowych spektakli Teatru Telewizji znalazły się dzieła czterech pań, w dodatku dwie z nich podjęły się interpretacji tekstów Olgi Tokarczuk i Manueli Gretkowskiej. Senator Kazimierz Kutz, z właściwym sobie humorem i odrobiną ironii, kilka razy podkreślał znamienny fakt: ostatnie obserwacje środowiska artystycznego wskazują, że kobiety coraz częściej i skuteczniej parają się reżyserią. Pokazy telewizyjne udowodniły, że czynią to w sposób atrakcyjny, bo ukazując współczesną rzeczywistość prowokują dyskusje. Spory o Sandrę K., toczące się podczas rozmowy z reżyserką po projekcji, pozostają znakomitym przykładem polemiki, jaką wzbudzić może wybór i interpretacja tekstu Manueli Gretkowskiej
Oprócz głównego punktu programu konkursu młodych reżyserów podczas tegorocznych "Interpretacji" działo się naprawdę wiele. Szczególnie uroczysty moment nastąpił na przykład 27 marca, w Międzynarodowym Dniu Teatru. Po pierwsze, zgodnie z ustaloną już tradycją, tuż przed wieczornym spektaklem, dyrektor Teatru Śląskiego Bogdan Tosza, odczytał orędzie Międzynarodowego Instytutu Teatralnego, w tym roku napisane przez greckiego artystę Jakowosa Kambanellisa. Po drugie, przedstawiciele Klubu Krytyki Teatralnej (polskiej sekcji Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Teatralnych) wręczyli Kazimierzowi Kutzowi nagrodę im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Wyróżnienie przyznane zostało za ostatnie realizacje teatralne dramatów Tadeusza Różewicza, w tym m. in. za świetny spektakl Spaghetti i miecz, który określony został mianem najlepszego przedstawienia Teatru Starego w Krakowie w 2000 roku.
Wśród imprez towarzyszących IV Ogólnopolskiemu Festiwalowi Sztuki Reżyserskiej odbyła się w Muzeum Historii Katowic promocja książki Krytycy o Swinarskim. Jest to zbiór recenzji z polskich przedstawień Konrada Swinarskiego, wybranych i opracowanych przez Marię Gliwę. Stanowi on dobre źródło dla wszystkich zainteresowanych pracą i recepcją dzieł reżysera z Krakowa. Autorka zajmuje się tą problematyką w ramach powstałej przy muzeum Pracowni Konrada Swinarskiego. Promocja książki, zgodnie z festiwalową atmosferą, została steatralizowana. Spotkanie połączono z prezentacją urywków recenzji ze spektakli Swinarskiego. Przestrzeń zainscenizowanego pokoju redakcyjnego wypełniła się postaciami dramatycznymi, między innymi pojawiły się pokojówki z pamiętnego przedstawienia sztuki Jeana Geneta z 1966 roku. Spotkanie przygotowali pracownicy muzeum oraz Teatr "Gry i Ludzie", z którym współpracuje Maria Gliwa.
Remigiusz Brzyk, zdobywca tegorocznego "Lauru Konrada" pięknie dziękował wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji i popularyzacji festiwalu. Podkreślił wyjątkowy charakter "Interpretacji". Dziś już wiadomo, że stanowią one nie tylko ważne wydarzenie kulturalne naszego regionu. Przede wszystkim co bardzo istotne festiwal pozyskał dobrą opinię w ogólnopolskim środowisku teatralnym. Kojarzony jest jako forum młodych indywidualności. Zbliża reżyserów i widzów, choćby tylko dzięki dyskusjom, tradycyjnie już kończącym każdy pokaz konkursowy. Festiwal, dzięki różnorodności przedstawień konkursowych, stanowi odbicie współczesnych upodobań estetycznych. Czasem bywa też przepustką dla młodych twórców - inicjuje przynależność do grona reżyserów, których pomysły nadają kształt współczesnej polskiej kulturze teatralnej.
A zatem - i jako teatrolog, i jako przedstawicielka "Gazety Uniwersyteckiej", z satysfakcją odnotowuję fakt współpracy Instytucji Kultury "Estrada Śląska" i Uniwersytetu Śląskiego. Dzięki temu społeczność naszej uczelni od czterech lat na początku wiosny ma szansę zmienić się w festiwalową publiczność.