Maastricht to narodziny Unii Europejskiej – 7 lutego 1992 r.; Nicea to na pewnym etapie zamknięcie pewnego procesu - traktat w Nicei wynegocjowany i wyłożony do wglądu państwom członkowskim w dniach 7-8 grudnia 2000 r., a podpisanie układu nicejskiego to sprawa całkiem świeża – marzec 2001 r.
Wnikliwy historyk mógłby uznać za prekursora UE króla czeskiego Jerzego z Pobiebradu, który zaproponował (XV w.) utworzenie związku państw europejskich z własnym, usytuowanym w Bazylei sejmem oraz z obligatoryjnym sposobem rozstrzygania sporów. Na marginesie należałoby także wspomnieć pierwszą powszechną organizację międzynarodową Ligę Narodów, w której pod nieobecność Stanów Zjednoczonych wodziły prym przede wszystkim państwa europejskie. Po II wojnie światowej na uwagę zasługują: wystąpienie W. Churchila, który w 1946 r. w Zürichu zaproponował państwom europejskim utworzenie Stanów Zjednoczonych Europy, a przede wszystkim - nowatorskie inicjatywy R. Schumana i J.Monneta (1950) skutkujące w nieodległej przyszłości powołaniem Wspólnot Europejskich.
Nas jednak będzie interesowała geneza Unii Europejskiej, organizacji pomyślanej jako udoskonalona wersja współpracy gospodarczej państw zapoczątkowanej w Europie Zachodniej po II wojnie światowej. Zniszczona zrujnowana Europa zaczynała się odbudowywać, a do tego były potrzebne przede wszystkim takie surowce jak: węgiel i stal. Na bazie wspólnej gospodarki tymi surowcami, sześć państw Europy Zachodniej (trzy państwa duże: Francja, Włochy i Niemcy i trzy małe: Belgia, Holandia i Luksemburg) powołało w roku w 1951, w Paryżu - Europejską Wspólnotę Węgla i Stali (EWWS). Dlaczego, zapytamy, nie weszła do tej organizacji Wielka Brytania, ówczesna potęga w zakresie produkcji węgla, obrotu stalą itd.? Zadecydowały o tym przede wszystkim względy racjonalne, W. Brytania - jako ówczesne mocarstwo kolonialne - nie chciała się dzielić swymi rynkami zbytu ani sferami wpływów z partnerami, którzy weszli do EWWiS.
Organizacje międzynarodowe są na ogół tworzone bezterminowo. Jednakże Traktat o utworzeniu EWWiS, który wszedł w życie 1 stycznia 1952 r., ustalał żywot tej organizacji na lat 50. Prosta arytmetyka wskazuje zatem, że z dniem 1 stycznia 2002 r. EWWiS przestanie funkcjonować, chyba że państwa członkowskie postanowią inaczej. I oto, kolejne traktaty reformujące Unię Europejską (Amsterdam - 1997 oraz Nicea - 2000) postanowiły, że całe pole działania związane z dotychczasową działalnością EWWiS przejmie Wspólnota Europejska (dawna EWG) .funkcjonująca w ramach pierwszego filara Unii Europejskiej.
Znamy już zatem pierwszą Wspólnotę, znakomicie funkcjonującą od roku 1952 w dwóch silnie uprzemysłowionych płaszczyznach (przemysł wydobywczy i hutnictwo). Chociaż nie bez zgrzytów organizacja funkcjonuje bardzo sprawnie: ustala limity wydobycia surowców, organizuje rynki zbytu. Jej państwa członkowskie zastanawiają się, czy nie rozszerzyć tej samej formuły na organizację szeroko rozumianej współpracy gospodarczej także w innych dziedzinach. Ta myśl dojrzewała w gronie tych samych sześciu państw, które utworzyły EWWiS.
W roku 1957 doszło do ich spotkania w Rzymie i utworzenia dwu kolejnych Wspólnot: Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (EWG) oraz - Europejskiej Wspólnoty Energii Atomowej (Euroatom). Te dwie organizacje zaczynają działać od roku 1958, a z istniejąca już EWWiS są sprzężone z przez wspólne organy.
Mocą Traktatów Rzymskich EWG i Euroatom otrzymały własne organy – mają własne rady i własne komisje. Rada jest organem reprezentacyjnym, przedstawicielskim, wyznaczającym politykę danej organizacji; komisja jest natomiast emanacją rządu, organem wykonawczym, odpowiedzialnym za jej bieżącą działalność. Natomiast nie powołano w EWG i Euroatomie organów dla rozstrzyganiem sporów, ani też organu związanego z reprezentacją ludności państw członkowskich Wspólnot. Zdecydowano się wykorzystać organy już funkcjonujące w ramach EWWiS i dlatego organ zwany obecnie Parlamentem Europejskim oraz Europejski Trybunał Sprawiedliwości stały się już w roku 1958 organami wspólnymi dla wszystkich trzech organizacji.
Poczynając od 1958 r. mamy w Europie Zachodniej trzy Wspólnoty zarządzane przez dwa wspólne dla nich organy (Parlament i Trybunał) oraz dwa organy (Rada i Komisja) działające niezależnie w każdej organizacji.
Ten stan znacznego wewnętrznego zbiurokratyzowania Wspólnot, przy terytorialnym rozrzuceniu organów (Parlament usytuowany w Strasburgu, Trybunał - w Luksemburgu, Rady i Komisje - dzielone pomiędzy Brukselę i Strasburg), trwał do roku 1965, kiedy to państwa członkowskie Wspólnot podpisały tzw. traktat o fuzji, czyli traktat o połączeniu organów.
Traktat zakładał, że wszystkie wspólnoty mają jeden wewnętrzny system organizacyjny, tzn. jedną radę, jedną komisję, jeden parlament i jeden trybunał. Ustalono także, że Rada i Komisja będą usytuowane w Brukseli (to już kreuje Brukselę na miasto odpowiedzialne za stronę administracyjną tej współpracy), Parlament Europejski i Trybunał Sprawiedliwości pozostaną, jak dotąd w Strasburgu i w Luksemburgu.
Ten układ funkcjonuje do dnia dzisiejszego, chociaż Traktat z Maastricht tworząc Unię Europejską (7 luty 1992) zmienił nazwy tych organów, nadaje im bardziej europejskie brzmienie - Rada UE zastąpi Radę Ministrów Wspólnot Europejskich a Komisja otrzyma nazwę Komisji Europejskiej. Nie zmieni się nazwa pozostałych organów (Parlament Europejski i Europejski Trybunał Sprawiedliwości), ponieważ znamię "europejskości" nosiły w nazwie od momentu ich powołania.
Wspólnoty funkcjonują poprzez swe organy wedle zasad przewidzianych w traktatach założycielskich. EWG jest najbardziej prężna, ma najwszechstronniejsze pole oddziaływania. Jej działalność jest skoncentrowana na czterech płaszczyznach, (swobodach), które mają stopniowo prowadzić do utworzenia wspólnego, jednolitego rynku. Należą tu: swoboda przepływu osób, swoboda przepływu dóbr, (inaczej towarów), swoboda przepływu usług oraz swoboda przepływu kapitału. Nie ulega wątpliwości, że wprowadzenie w życie ustaleń zapewniających pełne funkcjonowanie tych czterech swobód pozwoliłoby na pełną integrację gospodarek państw-członków Wspólnot Europejskich.
Gospodarki państw były integrowane nie tylko poprzez przewidziane w traktatach mechanizmy ekonomiczne. Te organizacje miały zupełnie nietypowy i - jak na owe czasy - nowatorski mechanizm prawny podejmowania decyzji, który powodował przesunięcie na ich szczebel niektórych uprawnień zagwarantowanych jeszcze do niedawna dla władzy państwowej (np. kompetencja w zakresie stanowienia prawa, kontroli jego wykonywania). To sprawiło, że były one wówczas określane mianem organizacji ponadnarodowych, co nie miało do końca pozytywnego zabarwienia. Ślady takiego rozumowania można także znaleźć w polskiej nauce prawa międzynarodowego, kiedy to np. w latach 70-tych, a nawet i 80-tych konfrontowano WE, jako organizacje ponadnarodowe narzucające państwom określone postępowanie, z organizacjami, które tylko koordynowały ich działalność: zalecając im , sugerując, wzywając i prosząc o określone zachowania. O ile państwo członkowskie WE musiało wykonać podjętą zgodnie z prawem uchwałę (rozporządzenie, dyrektywę lub decyzję) organu Wspólnoty, to np. państwo-członek ONZ było w tym samym czasie tylko wzywane do zaakceptowania rezolucji przyjętej np. przez Zgromadzenie Ogólne tej organizacji.
Mechanizm stanowienia prawa w ramach Wspólnot Europejskich był najpierw ujęty w art. 189 Traktatu Rzymskiego, a po zmianach w Amsterdamie (1997) - art. 249 TR. Otóż przepis ten przewiduje, że organy WE mogą stanowić prawo kierowane do państw członkowskich. To prawo może być stanowione przez Parlament Europejski wraz z Radą (Parlament do samodzielnego stanowienia prawa kompetencji nie ma), przez Radę Unii Europejskiej działającą samodzielnie i przez Komisję Europejską. I te trzy organy maja prawo do wydawania: rozporządzeń, dyrektyw i decyzji, które mają charakter wiążący oraz opinii i zaleceń nie mających obowiązującego charakteru.
Powyższe akty nazywa się często, chociaż nieprecyzyjnie "prawem Unii Europejskiej". Należy jednak pamiętać, iż wydają je organy Wspólnot Europejskich, na podstawie traktatów powołujących te Wspólnoty do życia i dlatego powinny nosić prawidłową nazwę - "prawa Wspólnot Europejskich". I tylko fakt, że Wspólnoty Europejskie stanowią pierwszy, gospodarczy filar UE, a ich organy podejmują także pewne działania na rzecz Unii jako całości, może łagodzić ten błąd. Zdaję sobie jednak sprawę, iż trudno wymagać aby tę prawniczą precyzję powszechnie akceptowano i stosowano, zwłaszcza w publicystyce i w powszechnym obiegu. Można zatem obserwować zastosowanie pewnego skrótu myślowego, polegającego na coraz powszechniejszym określaniu prawa stanowionego w ramach WE mianem "prawa Unii Europejskiej". Ma to przede wszystkim podkreślać znaczenie oraz zasięg działania Unii jako całości, a nie tylko jej pierwszego, gospodarczego filara.
Oddziaływanie wymienionych wyżej aktów prawnych sprowadza się do tego, że rozporządzenia - jako akty porównywalne z ustawami w porządku wewnętrznym państw - są bezwzględnie wiążące, i jak mówi art. 249 TR – “obowiązują w całości i stosują się bezpośrednio we wszystkich państwach członkowskich”. Oznacza to, że najważniejsza materia dotycząca np. kreowania nowych polityk organizacji, tworzenie nowych organów wewnętrznych Unii jest zawarta właśnie rozporządzeniach. Oznacza to, że prawo tworzone w Brukseli jest stosowane w państwach członkowskich bezpośrednio, bez żadnego łącznika, tzn. tak, jak stosuje się tam krajowe. Tak więc pewne kompetencje legislacyjne w zakresie tworzenia prawa wykonują w imieniu państw członkowskich i z ich upoważnienia organy organizacji.
Dyrektywa, kolejny akt prawny, ma charakter roboczy. Charakter, który standaryzuje poziom gospodarek w bardzo różnych dziedzinach. Dyrektywa, według art. 249 TR jest wiążąca odnośnie zamierzonego skutku, tzn. definiuje skutek jaki Wspólnota chce poprzez nią osiągnąć, ale państwom członkowskim pozostawia swobodę wyboru narzędzi i mechanizmów niezbędnych do jej wykonania. Dyrektywa zakreśla także termin (najczęściej 2 lata) w którym państwo ma osiągnąć założony cel. Dyrektywa nie musi być kierowana do wszystkich państw, ale do tych adresatów, którzy odstają od pewnego, przyjętego jako unijny standard poziomu.
I wreszcie decyzje, które podobnie jak rozporządzenia – obowiązują w całości, ale nie wszystkich, lecz tylko tych, do których są kierowane. Są zatem decyzje indywidualnymi aktami prawnymi, które mogą być kierowane do państw, przedsiębiorstw, albo obejmować tylko określoną grupę ludności.
Efektywnie działające przy pomocy tak skutecznych mechanizmów prawnych Wspólnoty zaczęły wzbudzać coraz większe zainteresowanie wśród państw do nich nie należących.. Francja dość długo i skutecznie blokowała przyjęcie Wielkiej Brytanii do Wspólnot Europejskich. Bowiem dopiero w roku 1972 nastąpiło pierwsze rozszerzenie Wspólnot Europejskich, kiedy do pierwotnej szóstki doszły trzy kolejne państwa: Wielka Brytania, Irlandia i Dania. Kolejne rozszerzenie nastąpiło w roku 1980 i objęło Grecję, która dość długo, bo przez sześć lat zabiegała jako członek stowarzyszony o przyjęcie do Wspólnot.
Ostatnie rozszerzenie WE nastąpiło w roku 1986, wraz z przyjęciem Hiszpanii i Portugalii. Od tego momentu Wspólnota Europejska liczy dwunastu coraz szerzej i ściślej z sobą współpracujących państw, które po pewnym czasie zaczynają się jednak dusić się w zbyt ciasnym gorsecie współpracy wyłącznie gospodarczej. Okazuje się, że nie sposób dobrze i skutecznie organizować gospodarkę, jeżeli nie ma równoległej koordynacji działań politycznych. Pewne decyzje. mimo iż dotyczą wspólnotowej gospodarki, muszą zapadać lub być uzgadniane na najwyższym szczeblu, najczęściej na poziomie głów państw lub szefów rządów. I właśnie już w połowie lat siedemdziesiątych pojawiło się takie nieformalne ciało, złożone z szefów państw lub szefów rządów, towarzyszących im ministrów spraw zagranicznych oraz przewodniczącego Komisji WE - nazwane Radą Europejską.
Rada Europejska to organ typowo polityczny, który miał ułatwiać Wspólnotom Europejskim podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej poprzez podsunięcie im uzgodnionych stanowisk politycznych. Dopiero w roku 1986 skład i kompetencje Rady Europejskiej zostały skodyfikowane w tzw. Jednolitym Akcie Europejskim, w tym samym zresztą dokumencie, w którym państwa dwunastki postanowiły o utworzeniu Unii Europejskiej. W Radzie Europejskiej z jednej strony mamy reprezentację głów państw lub szefów rządów państw członkowskich (w praktyce tylko Francja jest reprezentowana przez głowę państwa-prezydenta, pozostałe państwa Wspólnot wysyłały zawsze szefów rządów) i z drugiej strony reprezentantów Wspólnot – tj. przewodniczącego Komisji i jednego z jej członków.
Rady Europejskiej nie należy mylić z Radą Europy, organizacją odpowiedzialną za przestrzeganie praw człowieka i demokratyzację życia utworzoną w roku 1949 w Londynie, a więc strukturalnie zupełnie niezależną od UE. Rada Europy stworzyła tzw. system strasburski, z Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, który muszą przyjąć i respektować państwa-kandydaci do Unii Europejskiej. System Rady Europy łączy się z systemem Unii Europejskiej, tylko w takim stopniu, w jakim panstwa-członkowie UE mają wynikający z Traktatu z Maastricht obowiązek przestrzegania praw człowieka.
Wracając jednak do roku 1986 – rozpoczynają się długotrwałe prace nad utworzeniem UE, które wieńczy Traktat o utworzeniu Unii Europejskiej (zwany także Traktatem z Maastricht) podpisany 7 lutego 1992 r., w mieście na południu Holandii.
Powstaje pytanie dlaczego ten Traktat jest tak ważny? Co zmienia w dotychczasowej formule europejskiej współpracy? Traktat z Maastricht wszedł w życie 1 listopada 1993 roku. Ta sama data rozpoczyna funkcjonowanie Unii Europejskiej, organizacji o niepowtarzalnej, opartej na trzech filarach, konstrukcji wewnętrznej. Funkcjonujące do tej pory niezależnie Wspólnoty Europejskie stały się one jej pierwszym, gospodarczym filarem. Traktat z Maastricht wprowadził jednak formalną zmianę w nazewnictwie, zastępując dotychczasową nazwę "Europejska Wspólnota Gospodarcza-EWG", nazwą – Wspólnota Europejska. Zatem od 1 listopada 1993 r. nie istnieje już EWG, a jej miejsce zajęła Wspólnota Europejska, występująca obok Europejskiej Wspólnotę Węgla i Stali oraz Euroatom-u. Te trzy, zajmujące się gospodarką Wspólnoty stanowią pierwszy gospodarczy filar UE, a ich organy – Parlament Europejski, Rada UE, Komisja Europejska, Trybunał Sprawiedliwości oraz Trybunał Rewidentów Księgowych (zwany też Trybunałem Obrachunkowym) są organami wspólnymi, działającymi z jednej strony na rzecz Wspólnot (czyli pierwszego filara), a z drugiej strony na rzecz Unii Europejskiej jako całości. Zatem w momencie utworzenia UE, nie wyposażono jej w nowe organy, ale wykorzystano stare, funkcjonujące już w ramach Wspólnot Europejskich. Jedynym własnym organem UE jest wspomniany wyżej organ polityczny - Rada Europejska.
W pierwszym, gospodarczym filarze UE znalazł się więc cały dorobek instytucjonalny i cały system prawny (wydane rozporządzenia, dyrektywy, decyzje i inne akty) wypracowany we Wspólnotach od roku 1952. Dorobek prawny przeniesiony do pierwszego filara UE określa się terminem francuskim aquis communitaire. Każde państwo kandydujące do UE musi przyjąć aquis w tempie i zakresie wynegocjowanym z Komisją Europejską, po to aby stopniowo dostosować swoją gospodarkę do standardów unijnych, nakreślonych właśnie w aquis..
Drugi filar UE dotyczy regulacji w zakresie spraw zewnętrznych państw członkowskich. Nosi bowiem nazwę wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Ten filar jest oparty na współpracy i współdziałaniu dyplomatycznym państw. W zakresie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa państwa UE kooperują tak jak czynią to w tradycyjnych stosunkach międzynarodowych, przy czym czuwa nad tym procesem Rada UE, a pomaga jej w tym Komisja. Celem tego filara jest przede wszystkim wypracowanie jednej, wspólnej i czytelnej polityki zagranicznej akceptowanej przez wszystkich członków Unii oraz stworzenie skutecznego systemu bezpieczeństwa zewnętrznego, rozumianego jako wolność od wojny i stabilność w przypadku konfliktów zbrojnych. Miało to prowadzić do wypracowania wspólnej polityki obronnej, prowadzącej z czasem do wspólnej obronności. Przez wspólną obronność Traktat z Maastricht rozumie budowę przyszłej, wspólnej armii. Nic w tym dziwnego, zważywszy że na czele drugiego filara UE stoi osoba, która była sekretarzem generalnym NATO, Javier Solana. Budowę systemu bezpieczeństwa europejskiego w drugim filarze oparto także na współpracy z UZE (Unia Zachodnioeuropejska). Traktat z Maastricht nałożył na nią obowiązek określenia jakie skutki dla obronności i wspólnej polityki obronnej mają lub mogą mieć decyzje i działania Unii Europejskiej.
Trzeci filar obejmował współpracę w zakresie spraw wewnętrznych oraz kwestii związanych z wymiarem sprawiedliwości. W ramach trzeciego filara państwa miały prowadzić wspólną politykę dotyczącą wymiaru sprawiedliwości i niektórych spraw wewnętrznych, takich jak np. zwalczanie zorganizowanej przestępczości międzynarodowej, walka z terroryzmem, z handlem żywym towarem, nielegalną imigracją i handlem narkotykami, działania w zakresie uszczelnienia granic i zapewnienie bezpieczeństwa przy ich przekraczaniu, a także - walka z praniem "brudnych" pieniędzy.
A propos - określenie "pranie brudnych pieniędzy" zawarte w międzynarodowej konwencji brzmi - przyznacie Państwo - dość egzotycznie. Ciekawy jest rodowód tego pojęcia. Otóż narodziło się ono w USA w czasach prohibicji, gdy zorganizowane grupy przestępcze dopiero walczyły o swe miejsce, a masowy hazard zaczynał powoli raczkować. Instalowane w biednych dzielnicach automaty do gry (tzw. jednoręki bandyta) dawały ich właścicielom codzienny zysk w postaci kilku kilogramów drobnych monet,
Powstał problem, w jaki sposób wprowadzić te pieniądze do legalnego obrotu? I właśnie mafia włoska wymyśliła system pralni, maleńkich kantorów usytuowanych w biednych dzielnicach, gdzie wisiał taki cennik: pranie skarpetek – 10 centów, koszuli – 20 centów...itp. Operowano w nich drobnymi kwotami, zawsze monetami, a wieczorem legalnie odnoszono do banku pieniądze, uzyskane jakoby ze świadczenia usług w tej pralni, mówiąc że taki był utarg w dniu dzisiejszym. Nikt tego oczywiście nie mógł sprawdzić i od tego właśnie, sprytnie wymyślonego procederu wzięła się nazwa – pranie brudnych pieniędzy. Nazwa funkcjonuje do dnia dzisiejszego, przybierając jednak rozmiary znacznie poważniejsze i groźniejsze niż za czasów Ala Capone.
W Maastricht (1992) wprowadzono jeszcze jedną ważną instytucję, tzn. obywatelstwo europejski. Traktat postanawia, że wszyscy obywatele państw członkowskich uzyskują automatycznie i niezależne od obywatelstwa narodowego - także obywatelstwo UE. Wynikają z niego pewne prawa i ułatwienia, które mają pomóc m.in. w swobodnym poruszaniu się i przebywaniu na obszarze państw członkowskich. Jest to realizacja swobody przepływu osób pomiędzy członkami UE, obejmującej także swobodę osiedlania się i podejmowania pracy.
Obywatele UE mają także szeroko zakreślone prawa wyborcze. Bez względu na to, w którym państwie członkowskim obywatel UE mieszka i przebywa, ma on prawo głosowania (wybiera) i kandydowania (może być wybierany) do Parlamentu Europejskiego oraz do jego organów samorządowych. Tzn. jeśli Niemiec mieszka we Francji będzie wybierał posłów francuskich, a jeśli przez nich, przez Francuzów będzie zgłoszony na kandydata będzie mógł być wybrany. Nie ma tu blokady narodowej.
Obywatel UE ma zapewnione prawo opieki i ochrony dyplomatycznej i konsularnej, jeśli znajdzie się za granicą w takim miejscu, gdzie nie ma ambasady jego państwa. Jeśli potrzebuje takiej opieki wówczas może zwrócić się do placówki dyplomatycznej jakiegokolwiek państwa członkowskiego UE, które - zgodnie z Traktatem z Maastricht - musi go taką opieką otoczyć.
Należy tu jeszcze wymienić przysługujące obywatelom UE prawo wnoszenia petycji do Parlamentu Europejskiego oraz prawo skargi do Rzecznika Praw Obywatelskich. Tak dzieje się w sytuacji, gdy jednostka albo grupa dozna uszczerbku i w swoich prawach jest poszkodowana lub poddana szkodzie albo wtedy, gdy wnosi skargę na złe zarządzanie w ramach UE.
Od wejścia w życie Traktatu z Maastricht (1 listopad 1993) nie jest już możliwe wejście do Wspólnot Europejskich, bo Wspólnoty stały się częścią UE. Włączenie się do integracji europejskiej jest możliwe tylko poprzez członkostwo państwa w Unii Europejskiej. Kandydat na członka UE musi być przede wszystkim państwem europejskim, musi spełniać warunki przewidziane w Traktacie UE, czyli respektować prawa człowieka i odpowiadać unijnym standardom gospodarczym. Następnie każde państwo negocjuje warunki swego przystąpienia do UE z Komisją Europejską. O przyjęciu nowego członka decyduje jednomyślnie Rada UE, po porozumieniu z Komisją Europejską i po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego wyrażonej bezwzględną większością głosów.
Pod rządami Traktatu z Maastricht do UE przystąpiły do tej pory trzy państwa: Austria, Finlandia i Szwecja (1 styczeń 1995). Swoje przystąpienie do Unii rozważały także Norwegia i Szwajcaria. Jednakże społeczeństwa tych państw wypowiedziały się o wejściu do UE negatywnie, preferując (Norwegowie już po raz drugi) funkcjonowanie poza ta strukturą.
Obecnie Komisja Europejska rozmawia aż z dwunastoma państwami-kandydatami o ich przyszłym ew. członkostwie. Przed tak poważnym rozszerzeniem, Unia zaczęła reformować przede wszystkim swoje struktury wewnętrzne oraz dotychczasowe mechanizmy decyzyjne. Pierwszą próbę reform zapoczątkował podpisany 2 października 1997 roku Traktat Amsterdamski, który wszedł w życie 1 maja 1999 roku. Był on połowicznym zwycięstwem państw członkowskich jeśli chodzi o organizacje wewnętrzną Unii, ale jednocześnie zacieśniał pewne procedury, które można stosować w ramach drugiego i trzeciego filara oraz wprowadzał możliwość tzw. ściślejszej współpracy, dającej szansę podejmowania działań, na warunkach określonych w Traktacie, niektórym członkom UE. Nadto zmienił zakres działania trzeciego filara UE ograniczając ją do "współpracy policyjnej i sądowej w sprawach karnych".
Traktat Amsterdamski wprowadzał także jedną, wydawało się stabilną zmianę, jak chodzi o Parlament Europejski. Postanawiał mianowicie, że bez względu na to, ile państw w przyszłości przystąpi do tej organizacji, liczba jego członków nie powinna przekroczyć siedmiuset. Wkrótce to postanowienie okazało się nieaktualne, albowiem w czasie kolejnej reformy instytucji unijnych w Nicei (grudzień 2000) ustalono ostateczną liczbę deputowanych na 732. Kiedy w Nicei rozdzielono mandaty uwzględniając nowo przyjmowane państwa członkowskie, Polska otrzymała w Parlamencie Europejskim dobrą reprezentację - uzyskując wstępnie 50 miejsc.
Drugi organ – Rada Unii Europejskiej – jest skonstruowana na zasadzie reprezentacji państwowej i składa się z piętnastu ministrów państw członkowskich. Przy podejmowaniu decyzji działają dwa systemy głosowania: jednomyślność, wyrażana tu zasadą: jedno państwo – jeden głos oraz system większościowy, w którym liczba przysługujących państwu głosów zależy do jego siły politycznej i gospodarczej. Dotychczas, w tych sprawach, gdzie jest wymagane głosowanie większością głosów państwa duże mają więcej głosów, np. Francja, Włochy, Niemcy, Wielka Brytania po 10, Hiszpania – 8, a np. Luksemburg ma tylko 2 glosy. Dla podjęcia decyzji potrzeba 62 spośród wszystkich 87 głosów.
W Nicei debatowano (wręcz kłócono się), ile głosów w Radzie powinna otrzymać 12-tka państw-kandydatów, które do roku 2009 mogą stać się pełnoprawnymi członkami UE. Przyjęto następujący układ: wszystkich głosów w Radzie będzie aż 342; w tej liczbie Polska (podobnie jak Hiszpania) otrzymała 27 głosów, zaraz po Niemcach, Francji, Wielkiej Brytanii i Włochach, z których każde dysponowałyby 29 głosami. Do podjęcia decyzji trzeba będzie uzyskać 255 głosów. Liczba głosów, która przypadła Polsce jest w pełni satysfakcjonująca; zważywszy, że inne, będące od dawna członkami UE państwa, znacznie straciły na sile swego głosu. Holandia, np. uzyskała 8 głosów, Austria i Szwecja - po 10 głosów, Dania, Irlandia – 7, Luksemburg – 4. Widać więc, że część "starych" państw traci głosy, na rzecz nowych, silniejszych pod względem ludnościowym. Trudno się więc dziwić, że nasze wejście do UE jest postrzegane przez niektóre państwa jako konieczność rezygnacji ze swoich dotychczasowych uprawnień.
Podobną sytuacją można obserwować w Komisji Europejskiej, złożonej obecnie z 20 komisarzy. Podział miejsc jest prosty: duże silne państwa mają po dwóch komisarzy (Niemcy, Francja, Włochy, Wielka Brytania, Hiszpania); pozostałe, małe państwa mają po jednym komisarzu. Wszystko na to wskazuje, że - po przyjęciu do UE nowych 12 członków - skład Komisji nie zostanie powiększony. Najprawdopodobniej nie będzie także "podwójnych" komisarzy, ale o tym członkowie UE zadecydują dopiero wówczas, gdy zajmą się reformą Komisji.
Poruszone tu kwestie formalne należą do tzw. prawa instytucjonalnego Unii Europejskiej. Jest rzeczą oczywistą, że dla pełnego obrazu tej organizacji niezbędna jest także charakterystyka poszczególnych sfer jej działalności, oraz - omówienie skutków w kilku najważniejszych płaszczyznach (ekonomicznej, społecznej, socjologicznej). Jedno jest jednak pewne, w sprawie wejścia do Unii Europejskiej Polska nie ma alternatywy, nie ma wyboru. Dylemat zamyka się w pytaniu: czy chcemy zostać w miejscu, czy też wolimy iść z silniejszymi? Jeżeli rzeczywiście chcemy się rozwijać, iść do przodu, to musimy respektować to, co w UE się dzieje. Jednocześnie należy pamiętać, że warunki naszego wejścia do Unii zostaną określone w drodze trudnych i długich rozmów prowadzonych z Komisją Europejską. To od mądrości naszych negocjatorów będzie w znacznym stopniu zależało nasze przyszłe miejsce w Unii Europejskiej.
Na tle przyszłego członkostwa Polski w UE pojawia się wiele niejasności, obaw oraz uprzedzeń, wynikających albo z braku informacji, albo - co gorsza - z pobudek politycznych. Eksponowane są np. obawy, że wchodząc do UE stracimy naszą, narodową tożsamość. Nic bardziej mylnego. Działania zmierzające do zachowania tożsamości narodowej należą do kompetencji własnej każdego państwa i Unia żadnego państwa w tym nie wyręcza, bo prawo jej na to nie pozwala. Co więcej, organizacja "przyczynia się do rozkwitu kultur państw członkowskich, respektując ich narodową i regionalną różnorodność..." (art. 151 Traktatu Rzymskiego).
O tym, jak silne są w Polsce obawy, że Unia może nam narzucić niemal wszystko, najlepiej świadczy sytuacja sprzed kilku lat. Otóż pierwszego kwietnia pojawił się w radio poważny komunikat, informujący że w Unii Europejskiej wydano dyrektywę o ujednoliceniu pisowni w państwach członkowskich. W rezultacie takiego ujednolicenia Francuzi mieli utracić akcenty, Niemcy - duże litery przy rzeczownikach, a Polska - oczywiście - swoje nietypowe samogłoski (ą, ę, ó. ś, ć, ź ... itp.) Jednak ta historia o interwencji UE w pisownie narodowe została "kupiona" przez polskie społeczeństwo. W redakcji rozdzwoniły się telefony z poważnymi pretensjami: dlaczego UE chce nam zabrać nasze “ogonki”? Dopiero po dobrej chwili okazało się, że był to tylko dziennikarski dowcip primaaprilisowy, badający przy okazji reakcje społeczeństwa na wejście do UE! Oburzenie jednak było bardzo duże; a jedna z moich studentek prawie całkiem serio oświadczyła: Jeśli ja zamiast pączek mam mówić – paczek, to ja do Unii nie chcę! Ja odnoszę wrażenie, iż Państwa nie trzeba przekonywać, że o świadomości narodowej decyduje naród, decyduje obywatel-mieszkaniec kraju, słowem - każdy z nas.
Na koniec chcę Państwu jeszcze przytoczyć nieco lżejszą informację, zamieszczoną w “Rzeczpospolitej” na temat wzoru idealnego Europejczyka. Każdy naród wnosi do Unii Europejskiej nie tylko swoje cechy pozytywne i wspaniałe osiągnięcia, ale także swoje słabości, a czasem - swoje przywary. Brytyjczyk J. N. Hughes-Wilson spojrzał na idealnego Europejczyka okiem karykaturzysty, ukazując - jak w krzywym zwierciadle - słabe strony obywateli państw członkowskich Unii. Zatem idealny Europejczyk powinien według niego być:
- kucharzem jak Brytyjczyk;
- osiągalny jak Belg;
- rozmowny jak Fin;
- elastyczny jak Szwed;
- trzeźwy jak Irlandczyk;
- sławny jak Luksemburczyk;
- skromny jak Hiszpan;
- rozrzutny jak Holender;
- dowcipny jak Niemiec;
- cierpliwy jak Austriak;
- zorganizowany jak Grek;
- dobrym kierowcą jak Francuz;
- uzdolniony technicznie jak Portugalczyk;
- opanowany jak Włoch;
- dyskretny jak Duńczyk.
Wyobraźmy sobie kontynuację tej zabawy. Jaką cechę narodową, utrzymując się w tej konwencji, można powiązać z wejściem Polski do Unii Europejskiej? Jaką cechę przypisuje się najczęściej Polakom? Odpowiadacie państwo "pijany...", to określenie jest już na szczęście zarezerwowane dla obywateli Irlandii. “Uczciwy...”? Nie, aż tak złośliwi dziennikarze nie byli. Powiem wam: z naszą skłonnością do nieustających debat i kłótni; Idealny Europejczyk powinien być ... zgodny jak Polak!
To był oczywiście żart, chociaż może nie do końca. Bo przecież każdy z nas powinien odpowiedzieć sobie nie tylko na pytanie: czego oczekuje po wejściu Polski do Unii Europejskiej, ale także zastanowić się przez chwilę - co my, jako Polacy do niej wniesiemy.
I na tym zakończę. Dziękuję.
Autorka jest Kierownikiem Katedry Prawa Międzynarodowego Publicznego i Prawa Europejskiego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego.
Opracowanie tekstu: Joanna Pauly
Wykład prof. Genowefy Grabowskiej zainaugurował cykl wystąpień poświęconych tematyce europejskiej. Spotkania organizuje Naukowe Koło Integracji Europejskiej, istniejące przy Wydziale Nauk Społecznych UŚ.
(Redakcja)