Stół to nie jest miejsce do miłości – tak zaczynała się popularna przed laty piosenka. Nie jestem pewna… Bo mam w pamięci sugestywną scenę z Magnata w reżyserii Filipa Bajona z kuchennym stołem w pszczyńskim pałacu zastawionym świątecznymi wypiekami, który jednak stał się miejscem do miłości, choć może niezbyt wygodnym. A antyczne uczty – pełne przepychu i wyuzdania, dekadenckie, lukullusowe? To w starożytnym Rzymie pod sufitem sali jadalnej zawieszano różę, którą Kupidyn miał przekupić boga milczenia Harpokratesa, aby ten dotrzymał tajemnicy o licznych romansach Wenus.
Słowniki językowe przypisują meblowi funkcję służebną: siedzący przy stole ludzie głównie spożywają znajdujące się na nim posiłki. Ale nie wyłącznie. To miejsce przeznaczone prymarnie do jedzenia, ale też do bycia z sobą, zabawy, biesiadowania: Chcemy sobie być radzi? / Rozkaż, panie, czeladzi, / niechaj na stół dobrego wina przynaszają, / A przy tym w złote gęśli albo w lutnią grają. A więc i konwersowania; wytrawny renesansowy znawca obyczajów dworskich drwi z milczka pochłoniętego jedzeniem i zapominającego o stosownym zachowaniu się przy stole: Milczycie w obiad, mój Panie Konracie, / Czy tylko na chleb gębę swą chowacie?
Jeszcze raz cofnijmy się w odległy czas, tym razem przenosimy się do późnego średniowiecza. Jeden z pierwszych polskich tekstów literackich, który powstał ok. 1400 roku, nosi tytuł O zachowaniu się przy stole lub O chlebowym stole. Jego treścią jest ówczesna kultura biesiadna i cześć oddawana kobiecie. Kodeks średniowieczny stanowił, że na uczcie nie należało objadać się, wyszukiwać dla siebie jak najlepszych kąsków, brać zbyt dużych kawałków, wypluwać resztek jedzenia do misy czy brać do ust tego, co z nich wypadło. Ówczesna etykieta nakazywała siedzieć na wyznaczonym miejscu, umyć palce, nim sięgnie się po jedzenie, wycierać usta, nie mówić z pełnymi ustami, podsuwać damom półmiski z przysmakami, zabawiać je rozmową.
Co zobaczymy przy współczesnym stole: w domu (powraca do łask jadalnia, zapomniana przez lata), w restauracji, w kawiarni? Siedzący przy nim jedzą – to oczywiste: połykają potrawy w pośpiechu albo delektują się nimi, także bawią się, żartują, rozmawiają. Tyle tylko, że nie zawsze ze sobą. Partnerem rozmowy nie jest osoba, która siedzi naprzeciw, lecz ktoś, z kim kontakt jest zapośredniczony przez trzymany w ręce smartfon, tablet… Ktoś, z kim dzieli się wspólne teraz, ale już nie tu. Bezpośrednia komunikacja między osobami wokół stołu wygasa. Pokolenie długich kciuków woli rozmowę interface to interface. Technologia kształtuje relacje międzyludzkie, komunikacja jest jej poddana. Logosfera pozwala się zdominować przez technosferę.
Współcześni restauratorzy zaczynają zapraszać gości do dużego, wspólnego stołu, przy którym mają się oni oddawać nie tylko przyjemnościom podniebienia, ale i komunikowania się: ze znajomymi i nieznajomymi, o ile ci zechcą zaryzykować udział w eksperymencie polegającym na połączeniu jedzenia z rozmową. Nowy trend, zwany wspólnym stołem (common table), zyskuje wielu zwolenników, choć budzi też pewne obawy: Jak to? Współdzielić stół z obcym? Rozmawiać z nim przy stole? Być offline choćby tylko na czas posiłku? Dziwny pomysł! I jaki ekstrawagancki! Nowatorski!