Nasza wiedza o witrażach najczęściej koncentruje się wokół obiektów sakralnych. Jedno z najcenniejszych i najpiękniejszych dzieł – witraż Stanisława Wyspiańskiego Bóg Ojciec – Stań się zdobiący kościół pw. św. Franciszka z Asyżu w Krakowie można podziwiać, odwiedzając franciszkańską bazylikę, bądź zadowolić się albumową reprodukcją. Monumentalna sztuka witrażowa zgodnie ze swoim przeznaczeniem istnieje bowiem tylko w obiektach, do których została zaprojektowana. Zdobi nie tylko świątynie, opowiadając wiernym historię zapisaną w Biblii, na przełomie XIX i XX wieku zadomowiła się także w świeckich obiektach. Górny Śląsk może się poszczycić światowej klasy kolekcją.
Trudno sztukę witrażową zaprezentować w salach muzealnych. Do nielicznych wyjątków należy słynna wystawa „Mistrzowie światła – witraże i obrazy malowane pod szkłem” we wrocławskim Muzeum Narodowym, gdzie pokazano największą w Polsce kolekcję witraży, które powstały w okresie od średniowiecza aż do początku XX wieku.
Najlepsza jednak ekspozycja nie zastąpi wnętrza, w którym osadzony jest witraż, a przede wszystkim nic nie jest w stanie zastąpić naturalnego światła, ponieważ to dzięki niemu ujawnia się pełna krasa wyczarowanego w szkle obrazu.
Górny Śląsk jest w tej dziedzinie skarbnicą niezwykłą. Temat witrażowych pereł wielokrotnie sygnalizowały w swoich pracach m.in. prof. zw. dr hab. Ewa Chojecka i dr hab. Barbara Szczypka-Gwiazda, tutejsze witraże nie doczekały się jednak należytego skatalogowania i analitycznego opracowania. Tę potężną lukę zamierza wypełnić mgr Ryszard Szopa z Zakładu Historii Sztuki na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego, od marca 2015 roku realizuje bowiem 4-letni projekt badawczy pt. „Witraże z okresu dwudziestolecia międzywojennego na Górnym Śląsku – próba syntezy zjawisk”, który uzyskał dofinansowanie z Narodowego Centrum Nauki. Temat jest kontynuacją wcześniejszych dociekań naukowych magistra Szopy, które jednak dotychczas zawężały się do obszarów polskich Górnego Śląska, czyli z pominięciem m.in. Bytomia, Zabrza czy Gliwic.
– Moje badania obejmują obszary autonomicznego województwa śląskiego oraz Republikę Weimarską, od 1933 roku teren przynależny do III Rzeszy (wraz ze wszystkimi przejawami sztuki totalitarnej) – wyjaśnia historyk sztuki. Umożliwia to porównanie instalacji witrażowych na terenach państwa niemieckiego i państwa polskiego w rejonie Śląska, nie można bowiem pominąć ani polskich korzeni, ani inicjatyw zaczerpniętych za pośrednictwem Niemiec z całej niemal Europy.
Bogactwo witraży Górny Śląsk zawdzięcza niewielkim zniszczeniom podczas działań wojennych, nieporównywalnie mniejszym niż miało to miejsce w Małopolsce czy na Dolnym Śląsku, na szczęście takich przykładów, jak Żory, przez które przebiegała linia frontu, przez co zniknęło ponad 80 proc. tamtejszych zabudowań, było niewiele. Znaczna część obiektów sakralnych czy użyteczności publicznej, a to właśnie głównie tam umiejscowione są cenne witraże, nie uległa zniszczeniu. Dobrze zachowane witraże, a także ich różnorodność i częstotliwość występowania są w dużej mierze efektem bardzo dobrej sytuacji ekonomicznej regionu, co z kolei pozwalało na powoływanie licznych fundacji artystycznych. Rozwój budownictwa i sztuki, nie szczędząc środków budżetowych, wspierał silnie także wojewoda Michał Grażyński, zwolennik i miłośnik nowoczesnej architektury modernistycznej.
Tereny te – uzupełnia historyk sztuki – były silnie nasycone budowlami sakralnymi z przełomu XIX i XX wieku. Tak duże ich nagromadzenie na stosunkowo niewielkim terenie jest efektem olbrzymiego boomu budowlanego i pozwala zjawisko to postrzegać w kategoriach wręcz fenomenu.
Nowo powstające obiekty użyteczności publicznej: urzędy, szkoły, sądy, teatry, sale muzyczne, banki, siedziby towarzystw itp., a także bogate kamienice zdobione były potężnymi witrażami, to podnosiło nie tylko dekoracyjność wystroju budynku, ale także jego rangę, podkreślając społeczne funkcje gmachu.
Dodatkowym atutem prowadzenia tego typu badań jest możliwość skonfrontowania powstających wówczas obiektów z trendami europejskimi. Jak się okazuje, nie trzeba w tym celu wyjeżdżać do Berlina, Londynu, Wiednia czy Barcelony, bowiem w Bytomiu, Zabrzu, Gliwicach, czyli na wschodnich rubieżach Republiki Weimarskiej, odnaleźć można dzieła europejskich twórców wywodzących się z najsłynniejszych akademii. To także potężny, nierozeznany dotychczas obszar artystycznych dokonań.
Oczywiście o istnieniu niezwykłych witraży można przeczytać w niemal każdej monografii architektonicznej, są to jednak informacje szczątkowe. Tymczasem ta monumentalna sztuka stanowi obraz autonomiczny, wprawdzie witraż wpisuje się w styl obiektu, w którym został on wzniesiony, jest on jednak bytem odrębnym, którego rolą było nie tylko podniesienie ornamentyki, ale również doświetlenie obiektu i pokrycie go różnorodnymi barwami w zależności od pory dnia. Owa zmienna kolorystyka i feeria niezwykłych światłocieni tworzyły i nadal tworzą jedyny i niepowtarzalny klimat danego miejsca. Nic nie jest dziełem przypadku. Projekty są szczegółowo przemyślane. Artyści doskonale znali wszystkie niezbędne parametry. W oknach zwróconych na północ lub zachód górować musiały zimne i jasne szkła, najczęściej błękitne, natomiast w oknach południowych i wschodnich cieplejsze, mocniejsze, jak np. czerwień.
– Witraż jest sztuką, która ma dwóch ojców – kontynuuje badacz – autora projektu i tych, którzy go realizowali. Firmy witrażowe zatrudniały niezwykle utalentowanych artystów. Śląskie witraże powstawały m.in. w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie, Berlinie, Monachium, możemy także poszczycić się rodzimym warsztatem w Siemianowicach, który założył Fryderyk Romańczyk. W śląskich obiektach zachowały się dzieła mistrzowskie, m.in. z Krakowskiego Zakładu Witrażów S.G. Żeleńskiego, Wrocławskiego Instytutu Witrażowego Adolpha Seilera, Petera Ludwiga Kowalskiego, pracowni witraży artystycznych Białkowski i s-ka, Stanisława Powalisza, który doświadczenie zdobywał w warsztacie mistrza witraży Dezyderego Mocznaya w Zbąszyniu, współpracował także z pracownią architektoniczną Adama Ballenstaedta, wykonując witraże m.in. dla kościoła św. Antoniego w Chorzowie.
To właśnie Chorzów stał się głównym źródłem inspiracji mgr. Ryszarda Szopy, ponieważ od kilkunastu lat pełni tam funkcję miejskiego konserwatora zabytków. Witraż Jana Piaseckiego z Poznania wykonany w krakowskim zakładzie Żeleńskiego, który zdobi salę obrad w budynku Rady Miasta, zachwycił historyka sztuki i zmobilizował do dalszych penetracji.
– Witraże Jana Piaseckiego to był początek moich fascynacji – przyznaje badacz. – Zacząłem poszukiwania kolejnych dzieł, przy okazji udało mi się także zadbać o konserwację wielu z nich. Po Królewskiej Hucie przyszedł czas na Bytom. To było niczym kręgi powstające po wrzuceniu kamienia do wody, temat zaczął się rozrastać i uznałem, że wymaga dogłębnego uporządkowania, czyli przede wszystkim skatalogowania witraży, ich weryfikacji w oparciu o dostępne źródła i przeprowadzenia analizy porównawczej prowadzącej do ustalenia atrybucji projektowych i wykonawczych. Ważnym elementem jest także charakterystyka i interpretacja występujących konwencji stylistycznych w kontekście związków z jednej strony z tradycją, z drugiej z awangardą. Ważnym obszarem badawczym jest także wskazanie dominujących środowisk artystycznych, jak również ich wzajemnych relacji.
Wieloaspektowość zagadnienia zmusza do zastosowania dyscyplinujących kryteriów. Katalogowanie może uwzględniać na przykład odrębność stylistyki, poczynając od nawiązań do sztuki średniowiecznej, barkowej, neoklasycznej, neogotyckiej itp., poprzez kontynuację dorobku mistrzów: Stanisława Wyspiańskiego czy Józefa Mehoffera, przedłużenie stylistyki secesyjnej (np. pracownia Fryderyka Romańczyka), echa oddziaływania ekspresjonistycznego (np. witraż zaprojektowany przez Stanisława Powalisza z Poznania przy udziale D. Mocznaya w kościele św. Antoniego w Chorzowie), do całkowitej czystości stylowej w postaci witraży modernistycznych (np. gmach Syndykatu Polskich Hut Żelaznych przy ul. Jozefa Lompy w Katowicach) czy art déco (np. kamienica przy ul. Zwycięstwa w Gliwicach). Jedną z pereł jest witraż z alegorią dobrobytu miasta Bielska wykonany w krakowskiej pracowni Stanisława Żeleńskiego autorstwa Wolko Gartenberga.
Przykładem niebywałego wręcz sukcesu sztuki witrażowej naszych rodzimych twórców była Wystawa Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu w 1925 roku. Dzieła artystów polskiego pawilonu uzyskały wówczas ponad dwieście nagród. Grand prix wystawy zdobył Józef Mehoffer, którego witraże już wcześniej na światowych wystawach, m.in. w Saint Louis, Chicago czy Monachium, okazywały się bezkonkurencyjne.
Wielkim wydarzeniem w dziejach polskiej kultury była Powszechna Wystawa Krajowa w Poznaniu (1929), która uświetniała 10-lecie odzyskania niepodległości. Wśród ekspozycji obrazujących dorobek odrodzonego państwa polskiego nie zabrakło artystów. Ogromnym zainteresowaniem cieszył się szklany pawilon pracowni Gabriela Żeleńskiego. To właśnie tam, pośród kilkudziesięciu prezentowanych witraży, biskup Arkadiusz Lisiecki (następca biskupa Augusta Hlonda w diecezji katowickiej) zachwycił się witrażem Stanisława Wyspiańskiego, dzięki czemu arcydzieło przedstawiające Ukrzyżowanego Chrystusa unoszonego na skrzydłach serafina (pierwotnie witraż przeznaczony był prawdopodobnie do kościoła w Bieczu, istnieje także przypuszczenie, że karton ten mógł być inną wersją do kościoła franciszkanów w Krakowie) zagościło na stałe w kaplicy Kurii Metropolitalnej w Katowicach. Dlaczego właśnie tam? Miało być swoistym wzorem dla odwiedzających kurię księży, wzorem sztuki najdoskonalszej, do której winni dążyć wszyscy, których celem było dobrze rozumiane duszpasterstwo. To jedyny witraż mistrza Wyspiańskiego na Śląsku.
Projekt mgr. Ryszarda Szopy dobiega do półmetka. Została już opracowana część polska i niemiecka. W przyszłym roku historyk sztuki planuje zakończenie etapu inwentaryzacji, równocześnie sporządza biogramy, pisze teksty monograficzne dotyczące poszczególnych witraży, dzieli się zdobytymi wiadomościami na konferencjach, sympozjach, spotkaniach. Pokłosiem pracy mają być cykl artykułów i obrona pracy doktorskiej. Niestety projekt nie przewiduje przygotowania albumu dokumentującego witraże. Trudno jednak uwierzyć, żeby tak ogromny potencjał plastyczny spoczął na dnie jakiejś szuflady.
– To znakomity materiał eksportowy, taki album byłby bardzo atrakcyjną pamiątką z Górnego Śląska – kończy z uśmiechem mgr Ryszard Szopa. Może więc jest nadzieja, że witraże znajdą się na księgarskich półkach i będą nieodzownym przewodnikiem po szlaku najpiękniejszych szklanych zabytków naszego regionu.