20 listopada 2016 roku w wieku 23 lat niespodziewanie odszedł od nas absolwent i doktorant Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska UŚ śp. Albert Janota

Młode dzieło – niedokończone…

 

Śp. Albert Janota (1993–2016)
Śp. Albert Janota (1993–2016)

Albert Janota urodził się 15 marca 1993 roku w Mysłowicach. Ukończył II Liceum Ogólnokształcące im. E. Plater w Sosnowcu. W roku 2010 rozpoczął studia na WBiOŚ UŚ w Katowicach na kierunku biotechnologia, specjalność biotechnologia roślin. Ukończył je z wyróżnieniem, otrzymując stypendium JM Rektora dla najlepszego studenta w roku akademickim 2014/2015, a rok później dyplom dla najlepszego absolwenta. 1 października 2015 roku rozpoczął studia doktoranckie na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego. Jego zainteresowania naukowe, jak sam napisał w życiorysie, skupiały się wokół fizjologii roślin. Był członkiem kapituły „Lauru Studenckiego” UŚ, wieloletnim przewodniczącym Rady Samorządu Studenckiego WBIOŚ i Interdyscyplinarnego Koła Naukowego „Planeta”, inicjatorem współpracy z Palmiarnią w Gliwicach w zakresie mikropropagacji roślin egzotycznych. Ponadto ukończył Szkołę Muzyczną I stopnia im. Jana Kiepury w Sosnowcu. Posiadał kwalifikacje florysty, był hodowcą roślin, menadżerem firmy CarniSana i wrażliwym przyrodnikiem. Alberta poznałam jako licealistę, który z błyskiem w oczach opowiadał o planach studiowania biotechnologii i realizacji swoich rozlicznych pasji. Jak się przekonaliśmy, kiedy został studentem, te plany skrupulatnie wprowadzał w życie, włączając w to innych ludzi – młodych i tych nieco bardziej doświadczonych. Na wszystko znajdował czas, który z radością poświęcał drugiemu człowiekowi w rozmowie, przy pracy w laboratorium, organizując liczne wystawy i prelekcje o roślinach mięsożernych, przyczyniając się do rozwoju pasji wielu osób.

Edyta Sierka
prodziekan ds. promocji WBiOŚ

Cieszył się niezwykłym uznaniem i szacunkiem studentów i pracowników UŚ. Jako przewodniczący Rady Samorządu Studenckiego WBIOŚ wykazywał ogromne zaangażowanie we wszystkie działania, jakie podejmował. Młody Człowiek o wysokiej kulturze osobistej i niespotykanym poczuciu odpowiedzialności.

Zofia Piotrowska-Seget
dziekan WBiOŚ

Albert miał szczególny dar: każdego, kogo spotykał na swojej drodze, potrafił zarazić chęcią do działania. Angażując się w różnorakie studencie aktywności, zawsze mogłem liczyć na Jego wsparcie. Gdy odchodził z funkcji przewodniczącego WRSS, zdarzało mu się dzwonić do mnie w środku nocy i pytać, czy nie mam czegoś do zrobienia, czegoś, w czym mógłby pomóc. Zawsze był w centrum akcji. Nieustanie dzielił się swoją pasją i zainteresowaniami z innymi. Wielokrotnie uczestniczył w wydarzeniach mających na celu popularyzację nauki, m.in. podczas Nocy Biologów, Międzynarodowego Dnia Roślin czy Śląskiego Studenckiego Festiwalu Nauki. Podczas prezentacji roślin mięsożernych, które były jego pasją, z niezwykłą łatwością potrafił wzbudzić zainteresowanie słuchaczy. Miał swoich stałych „fanów”, którzy każdego roku przychodzili na prelekcje prowadzone właśnie przez Alberta.

Mimo że jego działalność naukowa skupiała się głównie na pracy w laboratorium, potrafił dostrzec bogactwo otaczającej go przyrody. To właśnie ta cecha zawsze sprawiała, że łatwiej mi, biologowi środowiskowemu, przychodziło z Nim rozmawiać. Od dzieciństwa interesował się mykologią (nauką o grzybach), to była jego mała pasja. Wspominał, że gdy z powodów zdrowotnych spędzał dużo czasu w szpitalu, jedyną książką, jaką wziął ze sobą, był właśnie atlas grzybów. To był niezwykły człowiek, dla którego doba była zdecydowanie zbyt krótka.

Nie lubił przeciętności, zawsze starał się mierzyć wysoko. Ciągle wybiegał myślami w przyszłość, planując wspólne projekty i inicjatywy. Odszedł zdecydowanie zbyt wcześnie. Pozostawił wiele rozpoczętych spraw i studenckich projektów, którym patronował. Do dziś Jego młodsze koleżanki i koledzy pracują nad projektami zainicjowanymi przez Alberta i rozmnażają gatunki roślin pochodzące z kolekcji Palmiarni w Gliwicach – projekt Jungle fever.

Mariusz Wierzgoń
kolega, student WBiOŚ

Albert, smartfon i gruby notes – razem tworzyli profesjonalnego menagera, który potrafił załatwić wszystkie sprawy. Menager ten miał swoje priorytety. Na pierwszym miejscu był organistą w kościele pw. św. Rafała Kalinowskiego w Sosnowcu. Na drugim miejscu były rośliny mięsożerne uprawiane w specjalistycznym gospodarstwie ogrodniczym, w którym pracował i które współtworzył.

Na trzecim stopniu podium znajdowały się pozostałe pasje i części składowe życia Alberta, w tym nauka, życie towarzyskie i turystyka. Albert zawsze tryskał dobrym humorem, a jeśli nawet miał gorszy dzień, solidny średnio wysmażony burger w towarzystwie znajomych potrafił go bardzo szybko naprawić. Miał wiele pomysłów, nie tolerował nudy i schematów, ciągle podejmował nowe wyzwania i choć doba ma tylko 24 godziny, starał się uszczknąć po trochu na wszystkie aktywności. Zapamiętam go z kilku wyjazdów w góry, a najbardziej z naszego ostatniego, badawczego na Babią Górę, kiedy pił herbatę o wschodzie słońca na szczycie, siedział przy wiatrochronie i napawał się widokiem gór. W pamięci zostanie mi również to, że w połowie pomiarów zostawił mnie na szlaku, by zdążyć zagrać na organach – do końca (jak zawsze) wierny swoim priorytetom.

Krzysztof Sitko
opiekun pracy magisterskiej, pracownik WBiOŚ

Michał Szopiński
kolega, doktorant WBiOŚ

Brał na siebie zbyt dużo obowiązków i często nie wyrabiał się ze wszystkim, ale zawsze podkreślał, że ludzie nie mają wpływu na czas i niepotrzebnie ciągle o nim mówią.

Albert był mistrzem robienia wszystkiego na ostatnią chwilę – wiedział, że presja czasu ma niesamowitą moc. Podczas studiów potrafiliśmy w kilka osób pisać na czacie i rozwiązywać testy do egzaminów albo robić sprawozdanie, kiedy nagle on stwierdzał, że jest 2.00 w nocy, więc za chwilę jedzie na giełdę kwiatową do Tychów. O swoich uczuciach często mówił półsłówkami, nawet zagadkami, rzadko mówił coś wprost. Chociaż talent do mówienia miał duży – potrafił nawet dobrze przedstawić nie do końca przygotowaną prezentację. A gadułą był przeogromną. Gdy tylko spotkałam go na korytarzu, to mogliśmy rozmawiać i rozmawiać. Rozmowa kończyła się zazwyczaj, gdy ktoś przychodził i mówił: „Albert, musimy iść”.

Uwielbiał muzykę, fortepian i śpiew, nieodłącznie i zawsze. W muzyce klasycznej najbardziej cenił Chopina, w środku nocy i podczas rozwiązywania zadań z genetyki potrafił wysłać mi jego świetne wykonanie. Był na tym punkcie bardzo zakręcony. Nie podzielał mojego zafascynowania Mozartem, choć w kwestii muzyki klasycznej często mieliśmy podobne zdanie.

Joanna Jaśkowiak
koleżanka z roku

Niewątpliwie Albert najbardziej zaskoczył mnie nominacją do tytułu Przyjaciela Studenta. Mnie – starszą panią, po prostu bufetową. Już sama propozycja była gwiazdką z nieba, a wygrana najcudowniejszą nagrodą po 25 latach karmienia braci studenckiej. Alberta znałam od pierwszego roku jego studiów, kiedy przychodził jeszcze do mojego bufetu w rektoracie. Często miał czas i ochotę zamienić ze mną kilka sympatycznych słów, poza dokonaniem rutynowego zamówienia. Czasami wpadał ubrany w ludowy strój, gdyż przez jakiś czas śpiewał w chórze zespołu „Katowice”. Prezentował się wspaniale, a śpiewał jeszcze wspanialej. Kiedy przejęłam bufet na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska, nasza znajomość przerodziła się wręcz w zażyłość i okazji do rozmowy było o wiele więcej, ku mojej niewątpliwej radości. Kiedy okazało się, że mamy odmienne poglądy polityczne i światopoglądowe, stwierdził krótko, że po prostu pięknie się różnimy. Albert był mądrym, dobrym i wyjątkowym człowiekiem. Fakt, że muszę to napisać w czasie przeszłym, jest dla mnie niewyobrażalnie bolesny.

Anna Pękalska
właścicielka bufetu na WBiOŚ

Mając w pamięci dobre chwile i piękne wspomnienia, żegnamy Przyjaciela, Kolegę, Dobrego Studenta, Wyjątkowego Człowieka. Będzie nam Ciebie brakować, Albercie. Dlatego jakże cenna jest ta cząstka Twojej fascynacji światem, którą pozostawiłeś w każdym z nas. My będziemy ją nieść dalej...

Albert Janota (w środku) w gronie kolegów ze swoimi ulubionymi roślinami mięsożernymi
Albert Janota (w środku) w gronie kolegów ze swoimi ulubionymi roślinami mięsożernymi