Przeleciał roczek (akademicki), oj, przeleciał! Nie będę zbyt oryginalny, stwierdzając, że w ostatnich latach coraz szybciej biegnie czas. W każdą sobotę odkrywam, że to znów sobota, w każde święta jestem pod wrażeniem, że dopiero minęły poprzednie, wakacje zdarzają się co chwilę, wybory gonią wybory, komercja wciska się drzwiami i oknami, nie pozwalając na przeżycie (w sensie ‘przeżywanie’) ważnych momentów, bo już trzeba gotować się do następnych. Pamiętam, gdy przed laty w USA we wrześniu zajrzałem do supermarketu, to na pierwszym planie były dynie i inne akcesoria Halloweenu, za nimi trwały przygotowania do Dnia Dziękczynienia, a spod ściany dobiegały dźwięki bożonarodzeniowych kolęd (oczywiście tych amerykańskich łajtkristmasów). Zmutowane krasnale podnosiły hardo głowy. Gdyby poszukać głębiej, pewnie dałoby się odnaleźć jakieś akcenty walentynkowe czy może nawet jajka czekoladowe i króliczki. Wtedy zdawało mi się, że w Polsce nie byłoby to możliwe. Ale szybko się uczymy i dziś już prześcignęliśmy amerykańskie wzorce. Kiedyś napisał wieszcz: Bo Paryż częstą mody odmianą się chlubi, a co Francuz wymyśli, to Polak polubi. Co by napisał dziś? Bo Niu Jork przez fejsa trendy nowe emituje, a co jankes zamieści, to Polak lajkuje. Tak, u nas już jest pod niektórymi względami jak w Ameryce, szkoda tylko, że bierzemy jedynie to, co naskórkowe, a wciąż nie mamy szacunku do samych siebie, czego akurat Amerykanom nie można odmówić.
Wrócę do szalonego tempa, w którym coraz trudniej się człowiekowi odnaleźć. Istnieje hipoteza naukowa, dlaczego się tak dzieje: oto Ziemia zaczęła przyśpieszać obroty wokół osi i wokół Słońca i stąd to całe zamieszanie, perturbacja na skalę kosmiczną, największe wydarzenie od czasu Wielkiego Wybuchu. To hipoteza pesymistyczna, bo to ciągłe przyśpieszanie nieuchronnie prowadzi ku katastrofie, ale nic na to nie poradzimy.
Druga hipoteza, rodem z nauk humanistycznych, wiąże zjawisko raczej z psychiką i naturalnymi przemianami związanymi z wiekiem osobniczym. To po prostu tak się wydaje, że dni upływają coraz szybciej, a na emeryturze nie ma na nic czasu. Wyczerpał się naturalny rezerwuar akomodowania do nowych doświadczeń i związanego z tym rozwoju. Czynności powielane przez lata stają się nużące, rozwój sytuacji już nie zaskakuje, stąd podświadome oczekiwanie na zmiany. Takie tłumaczenie implikuje jednak, że to, co nas tak zaskakuje i z czym nie możemy sobie poradzić, to po prostu… starość. A czy ktoś się przyzna, że jest stary w tym najmłodszym ze światów?
Tak więc poważni skądinąd ludzie fejsują, tłitują, esemesują (chociaż to już zdaje się być passé) i tylko na refleksję brak czasu albo może ona gdzieś jest, ale między wierszami. Coś się musi dziać, stale i wciąż, bo czas ucieka i może się nie powtórzyć okazja. Naprzeciw głównego kampusu (jeszcze jeden angloamerykanizm) mamy od niedawna tzw. Oś Kultury, lub Strefę Kultury, jak chcą media. Po kładce można przejść do siedziby NOSPR-u, więc nie od rzeczy będzie wspomnieć, że tamtejsi konserwatyści walczą (na razie przy pomocy ulotek) z obyczajem klaskania w przerwach utworów. Podobno tak się nie robi w kulturalnym świecie, tak samo jak powinno się wyłączać komórki przed koncertem. I rzeczywiście, ludzie przestali klaskać w przerwach; zamiast tego w przerwach rozlega się symfonia pokasływań, kichnięć i innych odgłosów, które nie są zbyt przyjemne. Coś się przecież musi dziać, nie może być cicho. Czas ucieka, a my nie zaznaczyliśmy naszej obecności.