Rozmowa z prof. zw. dr hab. Krystyną Heską-Kwaśniewicz z Wydziału Filologicznego UŚ

Gustawa Morcinka listy z piekła

W kwietniu minęła 70. rocznica wyzwolenia najstarszego niemieckiego obozu koncentracyjnego – KL Dachau, w którym więziono Niemców, Polaków, Żydów, Romów i wrogów hitleryzmu. Zamordowano w nim blisko sto pięćdziesiąt tysięcy więźniów. Niezwykłym dokumentem życia obozowego są listy Gustawa Morcinka, który w Dachau spędził 4 lata. Jak to się stało, że już w drugim miesiącu wojny Gustaw Morcinek trafił do obozu?

Profesor Krystyna Heska-Kwaśniewicz od wielu lat interesuje
się życiem i twórczością Gustawa Morcinka
Profesor Krystyna Heska-Kwaśniewicz od wielu lat interesuje się życiem i twórczością Gustawa Morcinka

– 1 września 1939 roku Morcinek wyjechał do Lwowa, przed wojną bywał tam często, miał tu grono swoich wiernych czytelników i zawsze czuł się w tym mieście znakomicie. Na wieść jednak o 17 września powrócił do Skoczowa. Z dwóch wrogów bardziej bał się Rosjan. Czytał Małą Dorrit Dickensa, kiedy 6 października przyszli po niego gestapowcy, o polskim nauczycielu i pisarzu doniósł jego uczeń o nazwisku Niemiec. Na sporządzonej później przez Niemców „liście książek zakazanych” (Liste des deutschfeindlichen, schadlichen und unerwunschten polnischen Schrifttums. Liste 2–4, wydanej przez Hauptabteilung Propaganda der Regierung des Generalgovernementes. Krakau 1940) znalazły się utwory Morcinka. Wszędzie jednak figurował jako Gustaw Morcinek, mimo że w 1891 roku na chrzcie świętym otrzymał imię Augustyn i to ono widniało w jego metryce i innych dokumentach. Ta podmiana imion i niemiecka dokładność go uratowały, Niemcy bowiem poszukiwali Gustawa. Najpierw trafił do obozu w Skrochowicach koło Opawy, następnie do Sachsenhausen, a od marca 1940 roku do Dachau, gdzie pozostał do wyzwolenia obozu, czyli do kwietnia 1945 roku. W wagonach bydlęcych, w których był transportowany do Sachsenhausen, znaleźli się także znani mu członkowie Związku Polaków w Niemczech. Morcinek wielokrotnie spotykał się z nimi przed wojną, co niezbicie świadczy o jego odwadze. Za kontakty z Polakami przebywającymi w hitlerowskich już wówczas Niemczech groziły poważne represje. Wówczas też poznał Edmunda Osmańczyka; zachowało się zdjęcie Morcinka z Janem Łangowskim, znanym działaczem ZPwN.

W Sachsenhausen znaleźli się także profesorowie z Uniwersytetu Jagiellońskiego, którym autor Wyrąbanego chodnika był już dobrze znany. Wśród więźniów był także mój bliski krewny Józef Mikulski, syn Antoniego Mikulskiego, który był dyrektorem Seminarium Nauczycielskiego w Białej, gdzie Morcinek zdawał maturę. Pisarz po wojnie utrzymywał z Mikulskimi bardzo serdeczne kontakty. Młodsi uczeni na początku 1940 roku zostali przetransportowani do Dachau. Mój wuj Józef Mikulski, który był później prorektorem uniwersytetu w Toruniu, hydrobiolog i ekolog światowej sławy, opowiadał mi o pobycie w Dachau i o zachowaniu Morcinka w lagrze, było ono bardzo godne, zgoła franciszkańskie.

Bezcennymi dokumentami są listy Gustawa Morcinka z obozów wysyłane do siostry Teresy.

– Zachowało się 119 listów, pisał je Morcinek co dwa tygodnie. Pierwszy dotarł do, przerażonej siostry Tereski w grudniu 1939 roku. To była bardzo lakoniczna informacja, przepełniona głównie troską o jej los. Jak każdy z następnych zawierał obowiązującą we wszystkich obozach koncentracyjnych formułę „jestem zdrów i czuję się dobrze”. To, o czym nie mógł nawet sygnalizować w korespondencji z obozu, zawarł w Listach spod morwy, które napisał w podalpejskim Biviers we Francji, gdzie próbował odzyskać równowagę psychiczną po opuszczeniu Dachau. To jest komplementarna lektura, w której pisarz wyrzucił z siebie dramat ponad pięcioletniego pobytu w piekle. W listach z obozu musiał udawać przed siostrą, że dobrze się czuje, w Listach spod morwy adresowanych do Władysławy Ostrowskiej, przyjaciółki z lat młodzieńczych, już nie musiał nikogo wspierać psychicznie, tam opisał cały ogrom potworności. To lektura wstrząsająca bardziej niż Medaliony Zofii Nałkowskiej, która pisała swoje reportaże w oparciu o relacje byłych więźniów. Morcinek doświadczył tego piekła osobiście...

Listy pozwoliły mu przetrwać.

– Dla Morcinka pisanie było sposobem na życie, tak więc korespondencja z Dachau zapewne pozwalała mu wyrwać się choć na te kilkanaście chwil zza kolczastych drutów lagru. Niezwykła jest specyfika tej epistolografii, trzeba było nie lada umiejętności, aby nie narażając się obozowej cenzurze, wręcz idealizować warunki tam panujące, nie przysparzać dodatkowych zmartwień najbliższej sobie osobie, a przede wszystkim stale podtrzymywać ją na duchu, przekazując jednocześnie pewną prawdę o lagrze.

Czego dowiadujemy się z tej korespondencji?

– To świadectwo wzruszających relacji pomiędzy rodzeństwem, pisarz stara się w nich wspierać swoją siostrę Teresę, martwi się o jej zdrowie, o sytuację materialną, o losy przyjaciół i znajomych. To są listy krzepiące, a trzeba pamiętać, że pisze je człowiek zamknięty w obozie, niepewny jutra, co dzień patrzący na śmierć współtowarzyszy niewoli; pisze je człowiek, który nie chce stracić więzi ze światem istniejącym poza drutami kolczastymi, człowiek wierzący w opiekę Boskiej Opatrzności i żyjący nadzieją powrotu do normalnego świata.

Morcinek przeżył wojnę w obozie, o realiach w wyzwolonej Polsce wiedział niewiele, mógł bez problemu pozostać na stałe na Zachodzie, a jednak w listopadzie 1946 roku wrócił do Polski.

- Powodów było kilka, na pewno decydująca była tęsknota za ukochaną siostrą, która bez wsparcia brata nie mogła żyć, do kraju wiodła go także ogromna nostalgia za skoczowskim „Domem w Słońcu”, ponadto Morcinek był autentycznie zakochany w swojej ziemi. Śląsk Cieszyński był dla niego najpiękniejszym miejscem na świecie, pisał o tym wielokrotnie w listach z Dachau. Był globtroterem, poznał wiele urokliwych pejzaży w Europie, ale ani Francja, ani Włochy nie przyćmiły jego miłości do ukochanych Beskidów. Brakowało mu także polskiego czytelnika, pamiętajmy, że w dwudziestoleciu międzywojennym Morcinek należał do najbardziej poczytnych pisarzy. Tych relacji i więzi nie był w stanie wypracować za granicą. Wrócił, ponieważ czuł się rzetelnym Polakiem, chciał żyć, mieszkać i pisać w Polsce.

W liście z Biviers Morcinek pisał: „Zaczniemy więc życie od nowa i dobrze będzie”. Czy ten optymizm przetrwał?

– Nie udało mu się. W jednym z listów do Władysławy Ostrowskiej napisał: „Największą dla mnie klęską w życiu jest zakłamanie, które mnie osacza jak kolczasty drut w Dachau”. To był rok 1952. Rzeczywistość okresu stalinowskiego przyrównał do sytuacji w Dachau. W lagrze miał siłę i wsparcie księdza Leopolda Biłki oraz ks.ks. Franciszka Cegiełki, Kazimierza Michalskiego, Stefana Zielonki, gdyż obóz był katownią duchowieństwa z całej Europy. Przebywało tam też wielu innych ludzi silnych duchem, by wspomnieć chociażby braci Kuderów, którzy spowodowali u Morcinka wstrząs religijny. Byli to harcerze z Mysłowic, którzy zostali powieszeni w obozie. W świecie, w którym przyszło mu żyć po wyzwoleniu, widział już tylko tchórzowskie postawy i lęk. W jednym z listów do Jana Kuglina napisał, że „Zbyszko Bednorz siedzi w kryminale, bo nie chciał spalić zuchelka kadzidła na ołtarzu cezara”. Morcinka także straszono kryminałem, nieobecnością na rynku wydawniczym. A przecież on żył tylko z książek, musiał także zapewnić byt siostrze. Nie miał takiej siły, jaką posiadali pisarze młodszego pokolenia, którzy zamilkli, aby przetrwać.

W niemal każdej publikacji pani profesor dotyczącej twórczości autora Wyrąbanego chodnika, a było ich bardzo wiele, pojawiała się obszerna informacja na temat obozowych listów. Wkrótce ukażą się one w odrębnej książce.

– Niestety kilka listów zaginęło, wspominał o nich Jan Kuglin. Wspólnie z dr Lucyną Sadzikowską opracowałyśmy 119 listów, czyli wszystkie, które znajdują się w Muzeum Gustawa Morcinka w Skoczowie, autorem tłumaczenia z języka niemieckiego jest Michał Szalonek. Poszukując wydawnictwa, które podjęłoby się publikacji, napisałam list do Władysława Bartoszewskiego z prośbą o sugestię, w marcu otrzymałam piękną odpowiedź z zapewnieniem wszelkiej rekomendacji, ponieważ ze względu na znaczenie Gustawa Morcinka dla kultury polskiej te listy, zdaniem profesora, należy niezwłocznie wydać. Zdecydowałam się zainteresować nimi Instytut Pamięci Narodowej, pomysł okazał się trafiony, realizować go będzie Oddział IPN w Katowicach. Winna jestem specjalne podziękowanie Władysławowi Bartoszewskiemu, niestety już nie wyślę mu tej książki ze specjalną dedykacją, ale pamięć tego listu poniosę w sobie do końca życia.

Czy listy są ważne wyłącznie jako świadectwo?

- Nie tylko, są kluczem do zrozumienia niemal wszystkich utworów, które wyszły spod pióra Morcinka po wojnie, szczególnie zaś spowiedzi pisarza dokonanej w Listach spod morwy, Listach z mojego Rzymu czy Zagubionych kluczach. Zderzenie wspomnień obozowych pisarza z pięknem wiecznego miasta nie wyzwala oczekiwanych skojarzeń estetycznych, ale przeciwnie: jest także źródłem antyestetycznych doznań. Bez znajomości obozowej korespondencji byłoby trudno to zrozumieć. Listy te są także obrazem miłości rodzeństwa, przywiązania do domu, którego patronką była matka Marianna. Każdy, kto znalazł się w „Domu w Słońcu”, pozostawał pod urokiem niezwykłej aury, którą był przesiąknięty. Wspomnienia o matce przewijają się niemal w każdym liście.

Co sprawiło, że góralka rodem z Krościenka stała się kustoszem pisarstwa Morcinka i badaczem, który skutecznie przywraca „Panu ze Skoczowa” należne mu miejsce w literaturze nie tylko śląskiej?

Raczej – kto. To był Zbigniew Jerzy Nowak. Pod wpływem większych lub mniejszych uczonych katowickich uważałam, że w dobrym tonie jest mówić o Morcinku z pogardą, lekceważeniem: pisarz popularny! W 1974 roku profesor Zbigniew Nowak, mój mentor, człowiek, któremu na swojej drodze naukowej zawdzięczam najwięcej, podczas zebrania Śląskiej Komisji Historycznoliterackiej przy Krakowskim Oddziale Polskiej Akademii Nauk wygłosił referat poświęcony twórczości Gustawa Morcinka. Udowadniał w nim, jak imponujący jest dorobek literacki karwińskiego pisarza, jak spójna jest jego wizja świata, ile jest tam wątków, jakie bogactwo i jak to wszystko razem tworzy przemyślaną całość artystyczną. To było odkrycie, zrozumiałam wówczas, że ignorując dzieła autora Czarnej Julki, powtarzałam wyłącznie cudze opinie. Profesor Nowak nauczył mnie, aby nigdy nie wypowiadać się na tematy, o których ma się powierzchowną wiedzę. To była niezwykła lekcja pokory. Przy zgłębianiu spuścizny autora Judasza z Monte Sicuro okazało się, że wiele nas łączy. Wojny nie pamiętam, byłam wówczas malutkim dzieckiem, aczkolwiek dzieckiem dwojako doświadczonym, mój ojciec przeżył obozy w Auschwitz, Gross-Rosen i Oranienburg-Sachsenchausen, a w 1953 roku więzienie, tym razem za sprawą UB. Mimo że nigdy nam o tym nie opowiadał, dzieciństwo moje i mojego brata Jacka było naznaczone tą traumą. Nie da się wymazać z pamięci ojca prowadzonego pod bronią przez strażników więziennych, kiedy zabierali go spod kopalni Prezydent w Chorzowie, gdzie jako więzień przymusowo pracował. Kolejna bardzo mocna więź, która nas połączyła, to miłość do harcerstwa: Morcinek był zauroczony harcerstwem, przyjaźnił się z Aleksandrem Kamińskim, Józefem Kretem, Zofią Kossak… Mnie harcerstwo poprowadziło w głąb Śląska i jego przeszłości, również do wielu mądrych i bohaterskich ludzi. No i góry, mój ukochany pejzaż.

Listy z Dachau Gustawa Morcinka rzucają nowe światło na twórczość tego autora…

– …mam nadzieję, że przyczynią się także do zdjęcia przyklejonej pisarzowi przez peerelowskich (pseudo)krytyków krzywdzącej i nieprawdziwej gęby konformisty.

Autorzy: Maria Sztuka
Fotografie: Agnieszka Sikora