Majowe

Tegoroczny maj zaczyna się świętami, jak co roku od ponad dwudziestu pięciu lat. Odzyskana wolność najmilej kojarzy się z serią dni wolnych na początku maja. Dzieje się tak głównie z powodu jakiejś takiej polskiej niekonsekwencji: przywrócono 3 Maja, które było symbolem wartości narodowych, uciemiężonych w Polsce Ludowej, ale nie zrezygnowano ze święta kojarzącego się z komunizmem – 1 Maja. Nawiasem mówiąc, naziści też obchodzili 1 Maja, a sztandar ich był czerwony jak robotnicza krew; w końcu jedyną partią w hitlerowskich Niemczech była NSDAP, czyli Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników. W środku sztandar miał jednak czarną swastykę i to psuło ogólne wrażenie. W każdym razie, nie pamiętając o nazistowskim rodowodzie, Europa jak długa i szeroka święci dziś 1 Maja. Choć francuscy nacjonaliści obchodzą tego dnia dzień Joanny d’Arc, niemieccy fani odpoczywają po nocy Walpurgii, pobożni katolicy celebrują św. Józefa Robotnika, święto całkiem nowe, a w ojczyźnie 1 Maja, czyli w USA, gdzie w 1886 roku odbył się krwawo stłumiony strajk robotników w Chicago, jak się zdaje, nie obchodzą święta zbyt uroczyście. U nas jest z tego powodu nieco przepychanek między lewicą a prawicą, ale większość oddaje się takim ważnym zajęciom, jak sprzątanie, remonty, porządki lub po prostu leżenie bykiem. Skoro pochody nie są już obowiązkowe, a nie trzeba iść do kościoła, to Polacy świętują, jak lubią. Nabierają sił do następnego święta, które przypada już za dwa dni. I to jest najlepsze w tej narodowej ,,majówce” – dzień międzyświąteczny, który i tak musi być wolny, no bo czyż może być inaczej? Co prawda przez jakiś czas odzywały się głosy, żeby to zmienić, bo jakże tak, w środku Europy, może być naród, który nie chce pracować? Liczono, ile to kosztuje. Porównywano Polaków z innymi, rzekomo bardziej robotnymi nacjami. Potem, gdy się okazało, że jednak nie ma w Polsce aż tylu dni wolnych, jak by się wydawało (w tym roku raptem 9 dni świątecznych w Polsce, wobec 10 w Niemczech i we Francji, a nawet 12 w Czechach). W końcu ogłoszono 2 maja Dniem Flagi, może na pamiątkę tego, że ,,za komuny” trzeba było 2 maja ściągać flagi wywieszone 1 maja, żeby – broń Boże! – nie zostały do 3. No i teraz jest już spokój, nikt chyba nie ma wyrzutów sumienia z powodu nadmiernego się obijania. Spokojnie przechodzimy do 3 Maja, który niestety w tym roku wypadł w niedzielę. Długi weekend bardzo jest krótki w roku bieżącym. Ale w przyszłym – 1 Maja wypadnie co prawda w niedzielę, ale 3. w środę, więc wystarczy jakiś pretekst, by wziąć wolne w czwartek i piątek: już mamy tydzień.

Tegoroczny maj będzie także miesiącem wyborów, a – jak wiadomo (bo wszyscy politycy i dziennikarze tak mówią) – wybory to święto demokracji. Jeśli naród nie okaże się zdyscyplinowany i nie zagłosuje jednoznacznie 10 maja, to będziemy jeszcze mieli jedno święto dwa tygodnie później. Ciekawe, co zwycięży: zamiłowanie do świętowania czy dyscyplina. Ponieważ piszę ten tekst dla „Gazety Uniwersyteckiej UŚ”, to nie od rzeczy będzie wspomnieć, że wśród 11 kandydatów jeden ma wykształcenie podstawowe, jeden – średnie, a dziewięcioro – wyższe. W tym jest dwoje doktorów. Nie ma doktorów habilitowanych ani profesorów. To dobrze wróży państwu, bo, jak mawiali niegdyś Niemcy: Dreimal 100 Advokaten – Vaterland du bist verraten, dreimal 100 Professoren – Vaterland du bist verloren!, co się odnosiło do tzw. Professorenparlamentu wybranego we Frankfurcie 1 maja roku 1848.