Po wakacjach, zwłaszcza szkolnych, pierwszym wydarzeniem – zaraz po klasówce z matematyki – było napisanie wypracowania pt. ,,Wspomnienia z wakacji”. A po wakacjach akademickich? Zaraz po kolokwium z matematyki trzeba by napisać esej ,,Analiza realizacji projektu ‘wakacje’ w kontekście…”, albo może nawet bez kontekstu.
A wakacje w tym roku były szczególnie długie, bo jeśli ktoś (a mam nadzieję, że wszyscy) przejął się zarządzeniem Jego Magnificencji bodaj z marca br., to w sierpniu murem leżał na plaży, łaził po górach albo pracował na działce – byle nie pokazywać się na uczelni. Na uczelni, na wszelki wypadek, po 17:00 gaszono światło, wyłączano wodę, wznoszono zasieki i zniechęcano wszelkimi sposobami do zakłócania spokoju i powiększania dziury budżetowej przez generowanie kosztów.
Więc wyruszyłem z początkiem sierpnia na wakacje, licząc środki płatnicze i tak planując moje podróże, by wystarczyło do końca miesiąca. Może gdzieś się spotkaliśmy po drodze? Czy widzieli Państwo podstarzałego autostopowicza? To mogłem być ja. Albo rowerzystę niepanującego nad torem jazdy? To też mogłem być ja. A może na polu namiotowym spotkali Państwo człowieka nieporadnie rozbijającego pałatkę? To też ja.
Grywałem też w warszawskim metrze (oczywiście w tej jego części, która pozostała sucha, czyli przedpotopowej1*) w trzy karty, żeby zarobić na przedłużenie urlopu. Tłumaczyłem też (za pieniądze) niezwykłe zjawiska, które można zaobserwować w Centrum Nauki im. Kopernika w Warszawie (przyszło mi przy okazji na myśl, że przecież u nas też miało powstać analogiczne centrum im. Marii Skłodowskiej-Curie. Czy może coś słychać w tej sprawie? Zwłaszcza, że byłego marszałka województwa usunięto niedawno z PO). Byłem też w Praniu, gdzie jednak nie prałem, a zwłaszcza nie prałem brudów, tylko się napawałem atmosferą poezji Konstantego Ildefonsa. Przy okazji napawania się wysłuchałem żalów pewnego innego gościa leśniczówki, który spytał, dlaczego nie eksponuje się pamiątek po Jerzym Putramencie, który też przyjeżdżał do Prania i też był zasłużony dla polskiej literatury, a ponadto – w przeciwieństwie do K. I. G. – uwielbiał łowić ryby. Pani w recepcji odpowiedziała w mojej przytomności, że pamiątki po Putramencie są przechowywane na strychu leśniczówki. Sic transit gloria putramenti!
À propos ryb. Łowiłem ryby w powiecie tatrzańskim, w karczmie, których tam zatrzęsienie. Można to dowolnie interpretować, ale ja nalegam na interpretację ekonomiczną. Kto to widział, żeby łowić ryby w restauracji, w której należałoby raczej rozsiąść się wygodnie i kontemplować dania, degustując je z wolna. Najwyraźniej nie miałem wystarczającej ilości środków płatniczych…
A wszystko przez zarządzenie rektora, na taki nas skazał los, biednych wygnańców z pracowni i laboratoriów, gdzie tak tanio, a przy tym pożytecznie, można spędzić wakacje.
* Ostatnio słyszałem, przy okazji wspominania Sławomira Mrożka, doktora honoris causa naszego uniwersytetu, o jego rysunku. Mały chłopiec pyta ojca: Tato, co było przed Potopem? Odpowiedź ojca: Sucho.