Amatorska łączność krótkofalowa i dziś bywa niezastąpiona, jednak...

Zakazane fale słyszy się najlepiej

Na drzwiach większości gabinetów pracowników naukowych Uniwersytetu Śląskiego widnieją tabliczki z danymi personalnymi oraz terminami dyżurów. W Instytucie Fizyki Teoretycznej znajdują się jednak drzwi wyjątkowo opisane: prof. dr hab. Władysław Borgieł SP9WAE. Studenci się dziwią. Znawcy i pasjonaci krótkofalarstwa mrugają do siebie znacząco okiem...To znak rozpoznawczy.

- Początki mojej pasji sięgają lat 50. Dziwne to były lata. Wówczas nie można było swobodnie używać urządzeń nadawczych. Zaczęło się od prymitywnie zdalnie sterowanej łódki, gdy byłem jeszcze nastolatkiem. Potem możliwość połączenia się z ludźmi przy pomocy radia na całym świecie wciągnęła mnie na dobre - mówi profesor Borgieł.

Dziś CB Radio, czyli najprostszy sposób wejścia w eter, to powszechne urządzenie. Nie jest wymagana żadna jego rejestracja. Kiedyś jednak komunikacja tą drogą była zakazana, z czasem wymagano specjalnego zezwolenia. Profesor przyznaje, że atmosfera niedostępności w dużej mierze odpowiedzialna jest za rozwój jego specyficznych zainteresowań związanych z krótkofalarstwem i CB. - Piraciliśmy trochę, nadając z boku pasma CB i niedozwolonymi emisjami. Zakazany owoc smakuje lepiej. Dziś zdaję sobie sprawę, że krótkie fale bardzo wciągały moje pokolenie, być może w dużej mierze dlatego, że nadawanie tą drogą nie było powszechnie dozwolone.

Większość uniwersytetów zachodnich posiada dziś stowarzyszenia hobbystów i fanatyków krótkofalarstwa. Każda z tych osób ma swój znak rozpoznawczy. W Polsce również istnieją tego rodzaju organizacje. Jedną z najpopularniejszych jest Polski Związek Krótkofalowców, który zrzesza radioamatorów od ponad 77 lat. I choć jego działalność obejmuje między innymi obozy i zawody krótkofalarskie, szkolenia, wszelką pomoc amatorom, redakcję własnego pisma, to bardzo trudno zarazić tym hobby młodych ludzi.

Foto: Agnieszka Sikora

- Dla nich to inna epoka, inna rzeczywistość. Zainteresowania młodych raczej koncentrują się wokół mikrofal z uwagi na trudniejsze do spełnienia wymagania techniczne. No i jest Internet, który pokonał krótkie fale - tłumaczy profesor.

Ale i jego dopadła era Internetu. - Internet zabija tę pasję. Kiedyś, by porozmawiać czy usłyszeć kogoś na drugim końcu świata musieliśmy konstruować skomplikowane urządzenia. Często w tajemnicy. Dziś ta możliwość jest ogólnodostępna, szybsza i wygodniejsza. Jak jej nie ulec? - zastanawia się profesor Borgieł. Choć trzeba przyznać, że resztkami sił broni się przed tą wygodną niszczycielską siłą nowoczesności, gdyż jego domek na wsi zaopatrzony jest w kilka anten na fale krótkie.

W pewnych sytuacjach jednak amatorska łączność radiowa i dziś okazuje się niezastąpiona. Kiedy kilka lat temu przez polskie ziemie przeszła jedna z największych powodzi łączność awaryjną w dużej mierze przejęły nadajniki amatorskie. - Wówczas wysoka technologia zawiodła. Powszechne telefony komórkowe szybko się wyładowywały lub potopiły, stacje bazowe zamilkły. A amatorska łączność krótkofalowa ułatwiała ludziom kontakt. Wiele osób zapewne zostało dzięki temu odnalezionych, uratowanych - wspomina profesor.

- Pierwsze rozmowy przez krótkie fale rozpamiętuję dziś z sentymentem. Było trochę sztywno, obowiązywała specyficzna formuła i etykieta. Niektórzy po prostu się bali normalnie rozmawiać. Ale ten dreszcz emocji, który podsycany był przez odgórny zakaz rozmawiania o wszystkim (oprócz warunków słyszalności i pogody) sprawił, że właśnie te kontakty pamiętam do teraz - mówi profesor, który docenia swoją pasję również za inny cenny skarb, który po sobie pozostawiła. - To fakt, że zawaliłem trochę naukowych spraw przez to moje hobby. Ale międzynarodowe łączności radiowe pomogły mi w nauce języków obcych. W szumie radiowym trzeba bardziej wytężać słuch, dbać o akcent i poprawne mówienie. Zaczynało się od pojedynczych słówek, bardzo szybko jednak pojawił się poziom konwersacyjny. Dziś wiem, że dzięki mojej pasji o wiele lepiej posługuję się angielskim i niemieckim. Dzięki niej zawarłem też wiele niesamowitych przyjaźni - dodaje.

Znajomości te, pozostają na zawsze, o czym profesor miał okazję przekonać się niedawno. Podczas internetowych zakupów na popularnej wirtualnej aukcji profesor z pewnych przyczyn musiał skontaktować się telefonicznie ze sprzedawcą. Po kilku słowach w słuchawce usłyszał: czy my się przypadkiem nie znamy? Chwilę później obaj panowie przypomnieli sobie swoje imiona i z radością wspomnieli dawne czasy łączności na innych falach, kończąc rozmowę amatorskim 73. Szkoda, że dziś to jedynie wspomnienia...

AGNIESZKA TURSKA-KAWA