Na to pytanie, wyjęte jakby z ankiety jakiegoś "obopu" z pewnością padłyby różne odpowiedzi. W zależnosci od doświadczenia jedni odpowiedzieliby, że tak, inni zaprzeczyli, jeszcze inni nie mieli w tej sprawie zdania. Oczywiście, każdy rodzaj odpowiedzi w tej kwestii prowokuje do snucia interesujących interpretacji psychologicznych. Najbardziej jednak ciekawa wydaje się odpowiedź przecząca. Jak to, więc nie ma obecnie ludzi bezinteresownych? A przecież wiadomo, że im silniejsze jest przekonanie o interesowności innych tym silniejsza deprywacja potrzeby zaufania. Ufamy osobom działającym bezinteresownie, chętniej od nich przyjmujęmy pomoc i chętniej z nimi współpracujemy.Swiadomość, że mamy do czynienia z partnerem wyrachowanym, że jego gotowość do współpracy oparta jest na chłodnej kalkulacji nie tylko odbiera przyjemność obcowania, lecz obniża także skuteczność działań. Tracimy czas i energię na rozpamiętywanie, jak doszło do niesprawiedliwej wymiany, albo co zrobić, żeby nie pozostać dłużnym partnerowi.
Związek między spostrzeganiem bezinteresowności u innych, zwłaszcza osób okazujących nam pomoc i wsparcie w chwilach trudnych, a zaufaniem jest niewątpliwy. Potwierdzają to badania psychologiczne i potoczne doświadczenia, ale poglądy na to, czym jest bezinteresowność i na czym ona polega są bardzo zróżnicowane. Przez jednych jest ona utożsamiana niemal ze świętością, przez innych - z głupotą, a przynajmniej z naiwnością. Uważa się, że naiwni są bezinteresowni, ponieważ w swych działaniach nie potrafią przewidzieć korzyści, zaś osoby święte - bo ich nie pragną dla siebie.
Pomijając te krańcowe przekonania spróbujmy zastanowić się, w jakich okolicznościach bezinteresowność jest normą społeczną, respektowaną przez tzw. przeciętnych ludzi. Popatrzmy wokół siebie. Być może okaże się, że nie jest aż tak źle, że w naszym otoczeniu jest wiele osób gotowych okazać pomoc innym za przysłowiowe "dziękuję", albo nawet i bez tego. Są to na ogół krewni, przyjaciele, znajomi, ńierzadko sąsiedzi. Ale swoistą "nadwyżkę" bezinteresowności możemy dostrzec rownież w działaniach ludzi pełniących różnorodne funkcje, którzy oprócz swoich zawodowych powinności gotowi są świadczyć więcej niż przewiduje wyznaczony przepisami roli zakres usług. Są to, przykładowo, pracownicy służb socjalnych i pomocy społecznej, kuratorzy sądowi, doradcy i psychoterapeuci w licznych poradniach, lekarze i pielęgniarki, zwłaszcza siostry PCK, księża i zakonnice oraz członkowie wspólnot parafialnych, ale także, i to w nie mniejszym nieraz stopniu, a często bardziej skutecznie, członkowie wszelkich grup samopomocowych, jak kluby AAA, bezrobotnych, niepełnosprawnych lub chorych i ich rodzin. Można powiedzieć, że bezinteresowna pomoc rozlała się szeroką falą, jakby na przekór wszystkim przeciwnościom i ograniczeniom materialnym.
A co sprzyja powstrzymywaniu się od odruchów bezinteresownej pomocy? Dlaczego szybko opuszczamy miejsca gdzie doszło do wypadku, scysji, gdzie popełniono kradzież, pobito dziecko, czy potrącono staruszkę? Oczywiście, spieszymy się do swoich zajęć. To takie naturalne. Ale także boimy się. Lęk paraliżuje działania pomocne; lęk przed ciosem, zemstą, koniecznością świadkowania w sądzie. Tego lęku jest zbyt wiele. To on jest głównym wrogiem bezinteresowności. Nie jest wykluczone, że w jednych sytuacjach gotowi jesteśmy świadczyć innym swój czas, energię i pieniądze, w innych zaś doznajemy jakby zaniku wrażliwości.
Z kolei utrata wiary w bezinteresowność działań innych, zwłaszcza gdy pełnią oni funkcje publiczne, prowadzi najkrótszą drogą do przekupstwa. Wiadomo, że korupcja niczym przysłowiowy rak niszczy zdrową tkankę struktur państwa i podważa sens jego istnienia. Sygnały o zjawiskach korupcji i to na tak wielką skalę, jak np. ostatnio we Włoszech, niepokoją. Oczywiście, biedni nie dają łapówek ani nie kupują urzędnikom drogich prezentow, bo ich na to nie stać. Jednak informacja o tego rodzaju praktykach bulwersuje opinię publiczną umacniając ją w przekonaniu, że ci, od ktorych zależy los innych nie dobro wspólne mają na celu, lecz interes własny. Negatywne opinie i przekonania mają to do siebie, że trudniej się ich pozbyć, gdyż szybko się zakorzeniają. Bezinteresowny czyn zachwyca i rodzi krzepiące poczucie, że na świecie nie jest jeszcze tak źle, po czym szybko ulatnia się z głowy. Czyn oparty na zimnym wyrachowaniu, wymuszony przekupstwem pozostaje w pamięci obserwatora na długo, nieraz na cale lata, generalizuje się i utrwala w świadomości, by przy jakiejś okazji wybuchnąć irracjonalną nienawiścią.
Wiele jednak wskazuje na to, że i twierdząca odpowiedź na pytanie postawione w tytule miałaby nie mniej liczną grupę zwolenników. Są osoby, które wierzą, że mimo szybkich postępów urynkowienia gospodarki i merkantylizacji zachowań nie wszystko jest na sprzedaż i nie wszystko można załatwić za pieniądze. Uważają one słusznie, że bezinteresowność to nie relikt wspólnotowych zachowań, prześmiewanego przez niektórych okresu Solidarności i jej etosu. Wierzą one, że po okresie zawirowań ideowych, a zwłaszcza wobec narastających zagrożeń, bezinteresowność pojawi się na nowo, w pełni blasku, jako norma społeczna, a nie ekstrawagancja pojedyńczych fanatyków pomocy.