Poprosiliśmy dwoje członków komisji rekrutacyjnych na studia stacjonarne o ocenę poziomu tegorocznych kandydatów na studentów. Oto ich opinie.
Popularność, studiów historycznych na Uniwersytecie Śląskim od kilku lat utrzymuje się na podobnym poziomie i wyraża proporcją około dwóch kandydatów na jedno miejsce. Plasuje to ten kierunek w środkowych rejonach tabeli zainteresowania maturzystów - daleko za tak modnymi kierunkami jak psychologia, filologia angielska czy prawo, ale i znacznie powyżej kierunków ścisłych. Jest to sytuacja korzystna zarówno dla kandydatów, jak i egzaminatorów Kandydatom daje pewność, że uzyskanie na egzaminie ocen co najmniej dobrych gwarantuje przyjęcie, egzaminatorom zaś umożliwia dokonanie wyboru najlepszych kandydatów, w większości rokujących nadzieje na poważne podejście do studiów i o ugruntowanych zainteresowaniach. Kandydaci przypadkowi, którzy przystępują do egzaminu z różnych pozamerytorycznych przyczyn, szanse na sukces mają minimalne.
Podobnie było i w bieżącym roku. Na 90 miejsc zgłosiło się 201 chętnych do studiowania historii, z czego ostatecznie do egzaminu przystąpiło 186.
W bieżącym roku, wraz z rosnącą samodzielnością szkół wyższych, decyzje o formach kwalifikowania na poszczególne kierunki studiów złożone zostały w ręce poszczególnych Rad Wydziałów i Rad Naukowych Instytutów. Rada Naukowa Instytutu Historii po wnikliwej analizie różnych wariantów i doświadczeń, zdecydowała się utrzymać system rekrutacji sprawdzony w latach poprzednich. Utrzymano więc pisemny egzamin z historii w postaci opracowania jednego z trzech podanych tematów, języka obcego w formie testowej oraz ustny z historii i geografii lub, co było tegoroczną nowością, literatury polskiej. Modyfikacja ta polegająca na możliwości wyboru między geografią a literaturą polską, była trafna ponad 2/3 kandydatów wybrało jako drugi z przedmiotów egzaminu ustnego właśnie literaturę polską.
Przebieg tegorocznych egzaminów potwierdził pewne prawidłowości, zaobserwowane w latach ubiegłych. Egzaminu pisemnego nie zdołało przebrnąć około 20 procent zdających (w tym roku na tym etapie zostały wyeliminowane 43 osoby), a cały egzamin z wynikiem pozytywnym zaliczyło około połowy kandydatów - w bieżącym roku 107 osób. Wypada jednak podkreślić, że 15 z nich z wszystkich przedmiotów egzaminacyjnych uzyskało oceny zaledwie dostateczne, zdobywając minimalną liczbę 42 punktów i mimo pomyślnego przebiegu egzaminów zabraknie dla nich miejsc na studiach. Komisja Wydziałowa zakwalifikowała ostatecznie 75 osób do przyjęcia na specjalizację nauczycielską i 17 osób na specjalizację archiwalną.
Uczestnicząc od kilku lat w pracach komisji rekrutacyjnych, pozwalam sobie na poczynienie kilku uwag:
Po pierwsze. Poziom przygotowania kandydatów należy ocenić generalnie jako przeciętny - przeważały oceny dostateczne i dostateczne z plusem, nieliczni prezentowali wiedzę na wyższym poziomie, a zaledwie jeden kandydat uzyskując wszystkie oceny bardzo dobre, zgromadził maksymalną ilość 70 punktów.
Po drugie. Zdecydowana większość kandydatów najlepiej orientowała się we wcześniejszych okresach historii, im bliżej współczesności, tym wiedza była słabsza, a znajomość historii najnowszej trzeba uznać za wręcz katastrofalną - sensowne i wyczerpujące odpowiedzi na pytania dotyczące tego okresu należały do zupełnie wyjątkowych. Zjawisko to zostało już zasygnalizowane podczas egzaminu pisemnego, kiedy ponad 130 kandydatów opracowywało stosunki Polski wczesnopiastowskiej z jej słowiańskimi sąsiadami, 21 zdecydowało się opisać polskie Oświecenie, a trzydziestu kilku zdobyło się na odwagę przedstawienia konfliktów politycznych w II Rzeczpospolitej. Podczas egzaminu ustnego stosunkowo często kandydaci stawiali egzaminatorowi trudne zadanie wystawienia ogólnej oceny za dobre lub bardzo dobre wiadomości z okresu średniowiecza i czasów nowożytnych i mizerny poziom wiedzy o czasach najnowszych, lub brak elementarnych wiadomości o okresie po II wojnie światowej.
Po trzecie. Z roku na rok wzrasta systematycznie ilość kandydatów zdających egzamin pisemny z języków zachodnioeuropejskich i prezentujących ich poprawną znajomość. W tym roku 40 osób wybrało język angielski, 18 francuski i 9 niemiecki. Język rosyjski nadal cieszy się zdecydowaną preferencją zdających (w roku bieżącym 115), lecz jego znajomość pozostawia wiele do życzenia. Największa procentowo ilość niepowodzeń na egzaminie z tego języka wynika, jak się wydaje z faktu słabej znajomości języków obcych w ogóle i wówczas rosyjski, którego nauka w szkole podstawowej i średniej trwa 8 lat, jest w ocenie zdających najmniej ryzykownym wyborem. Niestety wybór ten w wielu wypadkach nie pokrywa się z realną znajomością tego języka.
Reasumując można stwierdzić, że aby pomyślnie przebrnąć batalię o indeks studenta historii należy nie tylko posiadać równomiernie ugruntowaną wiedzę historyczną w zakresie c a ł e g o programu szkoły średniej, a nawet mieć wiadomości nieco poza ten program wykraczające, dobrze znać przynajmniej jeden język obcy, orientować się w podstawowych zagadnieniach z geografii lub literatury polskiej, ale także, a może przede wszystkim umieć samodzielnie myśleć, interpretować zjawiska i fakty, wyciągać z nich logiczne wnioski. Mechaniczne "wykucie" z podręcznika problemów egzaminacyjnych opublikowanych w informatorze dla kandydatów może okazać się niewystarczające.
MAREK PAŹDZIORA
Polonistyka od lat należy do kierunków o dość stabilnej liczbie kandydatów, wynoszącej mniej więcej dwie osoby na jedno miejsce. Od lat także nie zmienia się formuła egzaminu, który składa się z części pisemnej i ustnej. Egzamin pisemny stawia przed kandydatami zadanie rozwiązania trzech testów: interpretacyjnego, stylistycznego i gramatycznego. Pierwszy z nich sprawdza umiejętność odbioru tekstu literackiego i sprawność funkcjonalnej analizy tekstu. Chodzi o to, by kandydaci dostrzegli ciekawe elementy kompozycji utworu, określili specyfikę stylu i dostrzegli funkcję wszystkich odkrytych zabiegów poetyckich. Ich wywody interpretacyjne powinny być konsekwencją logicznego myślenia, oczytania i sprawności językowej.
Test stylistyczny polega na odnalezieniu w podanym tekście jak największej liczby różnorakich środków stylistycznych: słowotwórczych, semantycznych, składniowych. Jest to część egzaminu, sprawdzająca wiedzę z zakresu poetyki i sprawność w odkrywaniu tych środków. Nie o definicje tu bowiem chodzi, a o dostrzeżenie i nazwanie zjawiska.
Część gramatyczna sprawdza natomiast wiadomości z gramatyki opisowej i historycznej. W tym roku także sprawność ortograficzną, wprowadzono bowiem jako element egzaminu - dyktando.
Wiersze, z którymi przyszło się zmierzyć młodym ludziom w czasie tegorocznego egzaminu były ciekawie dobrane, dawały możliwość wyboru między tradycyjną i nowatorską formą wiersza. Kto zatem czuł się lepiej jako odbiorca wiersza tradycyjnego mógł wybrać do interpretacji "Mszę" Kazimierza Wierzyńskiego. Kogo zaś pociąga poetyka wierszy współczesnych, mógł zmierzyć się z wierszem Wisławy Szymborskiej: "Urodziny".
0 ile jednak interpretatorzy "Urodzin" dostrzegali jakiś klucz do wiersza i docierali do ogólnoegzystencjalnej wymowy utworu, o tyle "Msza" była dla wielu pułapką. Utwór potraktowano jako rodzaj hołdu złożonego Bogu. Zadziałał stary schemat szkolnego myślenia już na poziomie formy wiersza. Dostrzegając sonet, natychmiast pisano o dwóch pierwszych zwrotkach opisowych i dwu ostatnich refleksyjnych. Ten schemat w utworze Wierzyńskiego nie funkcjonuje. Pojawiło się ponadto przekonanie, że utwór operujący słownictwem ze sfery sacrum musi być wyrazem oddania najwyższej chwały Bogu. Wiersz, który wyraża fascynację światem i naturą, fascynację tak wielką, że naturę tę sakralizuje - interpretowano w sposób uproszczony, często naiwny, konkretyzując elementy świata przedstawionego w sposób niezwykle infantylny. Bo jak inaczej określić rozbrajające wyznanie: "Ministranci niebiescy, pobożne skowronki, to mogą być ministranci służący do mszy w niebieskich ubrankach".
Naiwność, uproszczenia interpretacyjne i brak umiejętności funkcjonalnej analizy tekstu to grzechy powtarzające się corocznie.
Każda więc praca odbiegająca od sztampy, logiczna i samodzielnie podejmująca próbę zmierzenia się z materią wiersza była zauważana i oceniana wysoko. Niestety prac tych było tylko kilka, nawet nie kilkanaście. Była natomiast schematyczność myślenia, pustosłowie i egzaltacja wypowiedzi. Ta ostatnia cecha prac wskazuje na złą tradycję traktowania języka polskiego jako przedmiotu nauczania w szkole. Te egzaltowane wypracowania były zwykle bardzo długie, był to potok słów, popis elokwencji, z której nic nie wynikało. Ocena tych prac była oczywiście niedostateczna. Okazywało się zwykle, że autorzy tych prac na świadectwie maturalnym mieli oceny dobre i bardzo dobre, a bywało - celujące. Rozgoryczenie młodzieży i rodziców, może i uzasadnione, powinno jednak być skierowane raczej pod adresem szkoły, która nauczyła, że język polski to taki przedmiot, na którym trzeba tylko dużo mówić. 0 czym, to jest już sprawa drugorzędna. A egzaminatorzy żądali logiki, umiejętności kojarzenia i konkretności wypowiedzi.
A moja "przygoda" na egzaminie ustnym świadczy o tym, że kryteria ocen szkolnych odbiegają od kryteriów nauczycieli akademickich i wcale nie muszą świadczyć o wygórowanych wymaganiach tych ostatnich. Zdarzyło się oto, że usiadła przede mną młoda, miła dziewczyna i w sposób bardzo precyzyjny, logiczny, świadczący o dojrzałym i samodzielnym myśleniu - rozwijała problem. Zainteresowana osobą, zajrzałam do świadectwa maturalnego wydanego przez jedną z renomowanych szkół w Katowicach. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam tam z języka polskiego ocenę dostateczną. Takie doświadczenia muszą budzić refleksje i prowadzić do wniosku, że wstępna weryfikacja kandydatów na studia nie jest tak zupełnie bezzasadna. I jak wynika z mojej "przygody" - nie jest to tylko weryfikacja negatywna.
EWA JASKÓŁOWA