Tytułem felietonu jest pierwsze zdanie dzieła, prowokująco wprowadzające w opowieść o ślicznotce z Południa, której przyszło żyć beztrosko na plantacji bawełny, bawiąc się i flirtując z pełnymi galanterii mężczyznami, przetrwać dramatyczne czasy wojny secesyjnej i powojenne zmiany społeczne, wreszcie wieść dostatnie życie u boku trzeciego męża, cały czas będąc zakochaną bez wzajemności w nieosiągalnym mężczyźnie. Aż ta miłość okaże się iluzją.
Co urzeka mnie w Scarlett? Dlaczego bohaterka melodramatu stała się „mieszkanką zbiorowej wyobraźni”, nie przeminęła z wiatrem jak świat jej dzieciństwa i młodości – sielski, anielski?
Szesnastoletnia, infantylna, szmaragdowooka kokietka dojrzewa, żyjąc w czasie przełomowym, staje się kobietą niezależną, niezważającą na opinię otoczenia, zachowując wszelako wybuchowy temperament córki Irlandczyka. Zmuszona przez historię do stawienia czoła wrogowi i przyjęcia odpowiedzialności za rodzinę, staje się efektywną bizneswoman. Jest prawdziwa w zbytkownej kreacji balowej i jako przerażona, głodna, brudna i spocona ofiara wojny. Nieprzystająca do świata ginącego Południa, doświadcza ostracyzmu towarzyskiego; odmienna – podlega wykluczeniu. Nie mieści się – bo tego nie chce – w stereotypowych kobiecych rolach. Dobrze realizuje się za to w typowych rolach męskich: głowy rodziny i jej żywiciela.
Postać melodramatu nie jest idealną heroiną: popełnia błędy i za nie płaci, ale też czerpie z nich siłę. Zdolna do czynów wielkich i podłych, jest pragmatyczką. Jej filozofię życiową wyrażają powtarzane słowa: „Nie chcę o tym teraz myśleć. Pomyślę o tym jutro”. I nie jest to tchórzliwa ucieczka przed problemami, lecz chęć zyskania czasu potrzebnego do zmierzenia się z problemem na chłodno.
Postać stworzona 80 lat temu jest nadal żywa i inspirująca, także w sferze literackiej.