Debata była jednym z wydarzeń towarzyszących odbywającej się w Katowicach konferencji programowej Narodowego Kongresu Nauki. Spotkanie zostało zorganizowane przez Fundację Rozwoju Systemu Edukacji – Narodową Agencję Programu Erasmus+ oraz Uniwersytet Śląski. Debata skierowana była do studentów, doktorantów oraz młodych naukowców.
O sensowność podjęcia studiów III stopnia spierały się dwie czteroosobowe drużyny losujące wcześniej, po której stronie barykady będą stać. I tak zespół propozycji broniącej tezy zawartej w tytule debaty tworzyli przedstawiciele Katowic i Poznania: Jan Piosik, Krzysztof Mączka, Cezary Czemplik oraz Anna Skiendziel. W skład ekipy opozycji negującej wyjściową tezę weszli reprezentanci Krakowa i Tarnowa: Natan Waśniowski, Marcin Lewandowski, Marcin Kumięga oraz Piotr Szefer.
Debata była rozgrywana według zasad obowiązujących w Akademickich Mistrzostwach Polski Debat Oksfordzkich, a zatem pierwszy mówca w drużynie wprowadzał w temat, drugi – przedstawiał argumenty na poparcie bronionej tezy, trzecia osoba miała za zadanie zbijanie argumentów przeciwnika, ostatniemu członkowi zespołu przypadało w udziale podsumowanie wywodów swojej grupy. Wskazanie zwycięzcy pozostawało w gestii trzyosobowego jury, które tworzyli: dr hab. Aleksandra Skrzypietz z Zakładu Historii Nowożytnej XVI–XVII wieku Uniwersytetu Śląskiego, Grzegorz Piątkowski – rzecznik praw absolwenta oraz dr Paweł Strojny z Zakładu Komunikacji Społecznej i Badań Podstawowych w Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego (karty oceny rozdano również publiczności, aby każdy uczestnik wiedział, jakie elementy debaty podlegają ewaluacji). Nad prawidłowym przebiegiem debaty czuwał marszałek Paweł Nowak – koordynator I AMP Debat Oksfordzkich i prezes Krakowskiego Stowarzyszenia Mówców.
Linia argumentacyjna propozycji zasadzała się na fakcie, że teza wyjściowa wcale nie brzmiała: „warto napisać doktorat”, ale czy „warto iść na studia doktoranckie”, potraktowała je więc jako wartość samą w sobie. Przedstawiciele propozycji zwracali uwagę, że studia III stopnia są realizacją pewnej misji – zajęcia się nauką „na poważnie”, umożliwiają nawiązanie kontaktów z ludźmi podzielającymi konkretne zainteresowania oraz zdobycie tzw. kompetencji miękkich, a nawet nieukończone doktoraty poszerzają pulę światowego dorobku naukowego. Poza tym najlepszym doktorantom trud może opłacić się także finansowo dzięki stypendiom. Najważniejsza w ostatecznym rozrachunku ma być jednak humanistyczna, antropocentryczna perspektywa, w której istotniejsze od osiągnięcia konkretnego celu jest podążanie drogą do niego prowadzącą.
– Studia doktoranckie umożliwiły mi udział w projekcie badawczym, który stał się przygodą życia – relacjonował Krzysztof Mączka, ale odwołanie się do własnych jednostkowych doświadczeń nie było zbyt przekonujące.
Opozycja swój wywód oparła w dużej mierze na analizie ekonomicznej, formuła „czy warto” w naturalny sposób nasuwa konieczność dokonaniu bilansu korzyści i kosztów związanych z pójściem na studia doktoranckie. Bilans ten jest zdaniem drużyny opozycji ewidentnie niekorzystny. Doktorat to kosztowna inwestycja, w dodatku z niską stopą zwrotu. Masowość studiów doktoranckich (nawet elitarne wydziały UJ przyjmują powyżej 90 proc. chętnych) wpływa na ich dewaluację, przekłada się to na spadek ich jakości, a młody doktor jako człowiek „przeedukowany”, jeśli nawet uda mu się odnaleźć na rynku pracy, popada we frustrację, ponieważ ktoś o niższym wykształceniu zarabia więcej dzięki doświadczeniu, które zdobywał zamiast doktorskiego stopnia naukowego. Natomiast jeśli już decydować się na doktorat, to tylko na uczelni zagranicznej, bo krajowe uniwersytety są słabe, co pokazują światowe rankingi.
– Czy nie o obronę doktoratu w studiach doktoranckich chodzi? Tymczasem aż 44 proc. studentów III stopnia nie broni doktoratu, czyli nie realizuje celu. Wobec tego sprowadzamy je do hobby finansowanego z pieniędzy podatników – stwierdził Marcin Kumięga, ale propozycja słusznie zauważyła, że stosunkowo niski procent osób kończących z sukcesem studia doktoranckie świadczy raczej przeciwko ich szkodliwej masowości i utraconej raz na zawsze elitarności.
W ocenie jury jednogłośnie w debacie zwyciężyła drużyna opozycji (pytania mogła zadawać także publiczność, ale odpowiedzi nie były już brane pod uwagę przez sędziów), chociaż cała trójka arbitrów podkreślała, że w ich osobistym przekonaniu bliżej im do tezy propozycji.
– Świetne przygotowanie obu stron odbiło się trochę rykoszetem i miałem wrażenie, że toczyły się dwie równoległe debaty. Propozycja miała w rękach broń w postaci niedoprecyzowanego tematu, ale nie została ona wykorzystana – podsumował dr Paweł Strojny, a dr hab. Aleksandra Skrzypietz stwierdziła: – Byłoby smutne, jeżeli pieniądze miałyby być argumentem za rozpoczęciem studiów doktoranckich. I zgadzam się z propozycją, że w życiu nie idzie tylko o to, żeby dokądś dojść: czasem idzie o to, żeby iść, czasami o to, jak się idzie.