Moda na kulturę skandynawską, czy już może skandynawiomania, nie jest nowa, by przywołać czasy sprzed ponad wieku, kiedy wielka literatura tego regionu budziła głęboką fascynację, malarstwo inspirowało, filozofia wywoływała egzystencjalny lęk. Piękna Dagny Juel Przybyszewska, pisarka, poetka, a zarazem tragiczna i skandalizująca femme fatale, muza dekadenckich artystów, teraz miałaby miliony followersów.
Dziś zaczytujemy się skandynawskimi kryminałami, słuchamy muzyki pochodzącej ze Skandynawii, żyjemy we wnętrzach wyposażonych w meble, oświetlenie, tkaniny i drobiazgi zaprojektowane przez skandynawskich projektantów, nosimy skandynawskie ubrania – nie tylko piękne, ale jednocześnie funkcjonalne, bo mające na względzie nasze warunki klimatyczne (co w modzie nie jest przecież oczywiste). Chyba jeszcze tylko kuchnia potomków wikingów nie podbiła naszych podniebień, choć norweski łosoś skutecznie konkuruje z karpiem.
Skandynawowie zapanowali nad naszym życiem codziennym. Od niedawna naszą uwagę przyciąga egzotycznie brzmiące hygge i to, co ono nazywa.
Istnieją słowa charakterystyczne dla swoich kultur, nieprzetłumaczalne na inne języki, czasami wchodzące w światowy obieg. Słowem, które robiło karierę w 2016 roku – obok takich, jak brexit czy trumpizm – jest właśnie hygge / hyggeligt, czyli w skrócie duńska sztuka szczęścia: mniej więcej dobrostan, coś miłego i pięknego, niespiesznego, doświadczanego w pojedynkę lub w gronie przyjaciół.
Zewnętrznymi atrybutami są wszechobecne świece (nie zapachowe!), stylowe i przyjazne oświetlenie, książki, wygodne swetry i ciepłe skarpety, sezonowe przysmaki, fotografie. Świec przeciętny Duńczyk kupuje rocznie ponad 6 kilogramów (powoli zbliżam się do wzorca duńskiego). Przekonujemy się o tym, oglądając kolejny sezon serialu Dicte: bohaterka po powrocie do domu natychmiast zapala świece.
Ale hygge to nie gromadzenie rzeczy. Jest sposobem celebrowania rzeczywistości – bez specjalnej okazji. Pojawia się w chwilach doświadczania satysfakcji z bycia z bliskimi, daje poczucie równości i bezpieczeństwa. Praktykowane w domu, w knajpce, w muzeum i w miejscu pracy przynosi chwilę błogiego wytchnienia. Może to Duńczycy wynaleźli styl życia nazywany z włoska dolce far niente? Wysoce cenią przecież umiejętność nicnierobienia – i nie chodzi tu o marnowanie czasu.
„Moja ojczyzna, Dania, jest krajem prawdziwej poezji” – wyznał Hans Christian Andersen. Poezji dostrzeganej w pięknie i prostocie codzienności. W tym, by zadowolenie czerpać z pozornych drobiazgów. A przy okazji filozofia hygge promuje kulturę i gospodarkę w czasie mody na to, co skandynawskie.
Moda na dobrostan w trudnych czasach? Głębiej, humanistycznie praktykowane hygge powinno dać poczucie sensu bycia razem także w świecie, który nie jest przyjazny. W pamięci mam przejmującą końcową scenę z filmu Melancholia stworzonego przez Larsa von Triera: stawić czoła końcowi świata w „magicznej grocie” zbudowanej z gałęzi, ale trzymając się nawzajem za ręce.
Życzmy sobie czasem hyggedag (hygge+dag ‘dzień’) – dnia, który spędzimy na drobnych, prostych przyjemnościach.