Rozmowa z prof. zw. dr. hab. Wiesławem Banysiem, rektorem UŚ w latach 2008–2016, członkiem zarządu European University Association, honorowym przewodniczącym Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, członkiem Rady Narodowego Kongresu Nauki

Buława profesorska jest w akademickim plecaku!

Zadaniem Narodowego Kongresu Nauki, który odbędzie się 19–20 września w Krakowie, będzie przygotowanie projektu założeń do nowej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, która ma zmodernizować polską naukę i polskie uczelnie. Niezwykle pomocne we wrześniowym spotkaniu będą materiały zgromadzone podczas dziewięciu poprzedzających kongres konferencji programowych. W dyskusji o przyszłym kształcie tzw. Ustawy 2.0 uczestniczy niemal całe środowisko akademickie.

Prof. zw. dr hab. Wiesław Banyś podczas czwartej konferencji programowej Narodowego
Kongresu Nauki w Katowicach
Prof. zw. dr hab. Wiesław Banyś podczas czwartej konferencji programowej Narodowego Kongresu Nauki w Katowicach

– Narodowy Kongres Nauki jest inicjatywą Jarosława Gowina, wiceprezesa Rady Ministrów, ministra nauki i szkolnictwa wyższego, który już przed rokiem zasygnalizował pomysł przeprowadzenia ogólnopolskiej dyskusji na temat zasadniczych problemów nauki i szkolnictwa wyższego. W zamyśle pana premiera była nie kolejna nowelizacja ustawy, w której nadmiar przepisów z ostatnich lat spowodował w wielu dziedzinach zamęt legislacyjny, ale stworzenie nowej ustawy. Ideą generalną jest dokonanie znaczących zmian w systemie szkolnictwa wyższego i nauki. Dopracowaniu szczegółów służyć mają konferencje programowe. Z dziewięciu zaplanowanych odbyło się już pięć (w Rzeszowie, Toruniu, Wrocławiu, Katowicach i Poznaniu), podczas których debatowaliśmy m.in. na temat umiędzynarodowienia polskiego systemu szkolnictwa wyższego, rozwoju humanistyki i nauk społecznych w Polsce, uporządkowania współpracy nauki z gospodarką, ścieżek kariery naukowej, a także podniesienia poziomu badań stosowanych i wdrożeniowych. Czekają nas jeszcze spotkania w Lublinie, gdzie skupimy uwagę na problemie jakości kształcenia akademickiego i inflacji dyplomów, w Gdańsku konferencja poświęcona będzie zróżnicowaniu typów uczelni oraz wyłonieniu najlepszej metody wyodrębnienia grupy uczelni wiodących, w Łodzi zajmiemy się finansowaniem nauki i szkolnictwa wyższego, a w Warszawie tematem debaty będzie ustrój uczelni i zarządzanie w szkolnictwie wyższym.

Jest Pan Rektor członkiem Rady Narodowego Kongresu Nauki, w skład której weszli naukowcy cieszący się najwyższym autorytetem w kraju. Radzie powierzono zadanie wypracowania propozycji zmian do tzw. Ustawy 2.0. Głosy w tych dyskusjach są bardzo różnorodne i zadanie chyba nie jest łatwe?

– Nad merytoryczną propozycja założeń do ustawy pracują trzy niezależne zespoły, które zostały wyłonione w konkursie ogłoszonym przez ministra Jarosława Gowina. Zespoły pracują pod kierownictwem prof. zw. dr. hab. Marka Kwieka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, prof. dr. hab. Huberta Izdebskiego z Uniwersytetu SWPS w Warszawie i dr. hab. Arkadiusza Radwana z Instytutu Allerhanda w Krakowie. Jednocześnie Rada NKN zbiera i opiniuje propozycje wyłonione podczas konferencji programowych, ustalając kierunek, w jakim powinny podążać zmiany. Niezwykle pomocne i opiniotwórcze pozostają koncepcje przygotowane przez wiele instytucji, na przykład te opracowane przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich, mam tu na myśli pierwszy program rozwoju szkolnictwa wyższego w Polsce do roku 2020 opracowany w 2009 roku oraz drugi, aktualizacja i upgrade poprzedniego, opracowany w 2015 roku. Pracuje także zespół ministerialny powołany przez premiera Jarosława Gowina, który przygotowuje podłoże legislacyjne ustawy.

Pod koniec stycznia Uniwersytet Śląski współorganizował konferencję poświęconą ścieżkom kariery akademickiej i rozwojowi młodej kadry naukowej. Dyskusja była burzliwa, a poszczególne wypowiedzi ujawniły bardzo różnorodne stanowiska.

– Temat jest niezwykle wieloaspektowy i złożony. Często można było usłyszeć, że polska ścieżka kariery akademickiej jest nadzwyczaj złożona, niejasna, hierarchiczna… Część dyskutantów mówiła także o blokowaniu awansu młodych naukowców, czego konsekwencją jest hamowanie, opóźnianie i wręcz uniemożliwianie szybkiego uzyskania samodzielności naukowej przez młodych. Remedium na tego typu sytuacje miałoby być zniesienie obowiązku habilitacji i np. tzw. duży doktorat, który zdaniem pomysłodawców powinien spowodować szybsze osiąganie samodzielności naukowej, odmłodzenie kadry badawczej i poprawę jakości doktoratów. Należałoby jednak postawić pytanie – czy rzeczywiście chodzi nam o to, abyśmy mieli jak najwięcej ludzi z „dodatkiem” dr, dr hab., prof. przed nazwiskiem, czy naszym celem jest podnoszenie poziomu nauki w Polsce?

Sporo emocji, szczególnie wśród młodych naukowców, wzbudziły propozycje „dużego doktoratu” i likwidacja habilitacji.

– Nie zauważyłem, żeby wielu młodych ludzi wspierało ideę „dużego doktoratu”, cokolwiek to zresztą znaczy, ponieważ do końca tego jeszcze nie wiemy. Doktorat jest doktoratem i lepiej, żebyśmy nie komplikowali rzeczy z natury prostej. Usłyszeliśmy natomiast artykułowane tu i ówdzie zarzuty, że habilitacja jest przeszkodą w karierze naukowej i dlatego trzeba ją zlikwidować. Uzyskanie w takiej sytuacji stopnia doktora byłoby równoznaczne (w niektórych propozycjach, bo przecież nie we wszystkich) z uzyskaniem statusu samodzielnego pracownika naukowego, co miałoby otwierać drogę do profesury. Nie jestem przekonany do tych argumentów. Ideą powstania agencji rządowych, które finansują projekty badawcze różnego typu, czyli np. NCN czy NCBiR, było finansowanie najlepszych badań, wspieranie najlepszych projektów. Autor pomysłu nie musi uzyskiwać zgody swojego przełożonego na to, aby złożyć wniosek, tak więc szef, o czym niektórzy z młodszych badaczy mówią, nie może hamować jego rozwoju naukowego. Projekt złożony – czy to do NCN, czy w konkursach grantowych European Research Council – broni się swoim pomysłem, swoją oryginalnością. W nauce nie ma demokracji, sukces osiągają najlepsi, a wszyscy mamy buławę profesorską w naszych akademickich plecakach!

Ci, którzy mówią, że w USA czy w krajach UE nie ma habilitacji, mają rację o tyle, że rzeczywiście, nie ma tam czegoś, co nazywa się habilitacją, ale na przykład w USA, jeśli otwiera się możliwość, by zostać ustabilizowanym, samodzielnym pracownikiem naukowym, należy przejść przez wymagającą tenure track, trwającą generalnie 5–6 lat. W tym czasie należy udowodnić, że posiada się umiejętność prowadzenia wysokiej jakości badań naukowych. Oczywiście ocenie podlega zarówno jakość projektu, jak i jego efekty, w tym również finansowe. Nasza habilitacja jest rodzajem tenure track. W tych krajach UE, gdzie nie ma habilitacji, na doktoracie nie kończy się kariera. Kandydat do wyższych szczebli kariery akademickiej musi udowodnić, że zasługuje na kolejny awans. Wszyscy, którzy uważają, że u nas jest skomplikowana hierarchia, muszą mieć świadomość, że dochodzenie do coraz wyższych szczebli kariery naukowej w krajach Unii Europejskiej czy w Stanach Zjednoczonych obwarowane jest bardzo wysokimi kryteriami i tego nie da się w żaden sposób uniknąć.

Generalnie proponowałbym, byśmy odeszli od mówienia o habilitacji jako takiej, a zaczęli mówić o jakości i poziomie badań naukowych i o tych etapach kariery akademickiej, w czasie których kandydat musi się wykazać, tak jak jest to wszędzie na świecie, niezależnie od nazwy tej weryfikacji, wysoką jakością badań naukowych, umiejętnością zdobywania grantów i widzialnością w polskim i międzynarodowym świecie nauki. Wtedy habilitacja będzie się jawić jako jeden z możliwych elementów (nieobligatoryjny) weryfikacji poziomu naukowego kandydata. Z tego punktu widzenia, jeśli komuś z tych czy innych powodów habilitacja przeszkadza, możemy skorzystać z doświadczeń Niemców, którzy zerwali z obowiązkową habilitacją jako jedynym, wyłącznym warunkiem uzyskania samodzielności naukowej.

Habilitacja jednak istnieje tam nadal.

– Można ją uzyskać na przykład na podstawie monografii czy jednotematycznego cyklu artykułów. W Polsce również już od kilku lat istnieje takie rozwiązanie, a obecnie możliwe jest także uzyskanie uprawnień równoważnych z habilitacją na podstawie dorobku wdrożeniowego (istnieje również możliwość realizacji tzw. doktoratów wdrożeniowych). Oba wzorce zostały zaczerpnięte z systemu obowiązującego w Niemczech, gdzie habilitacja preferowana jest głównie w naukach humanistycznych i społecznych.

Ale – i to jest bardzo ważny punkt naszej dyskusji – do samodzielności naukowej można dojść w Niemczech także w inny sposób, np. poprzez liderowanie młodemu zespołowi badaczy po uzyskaniu prestiżowego grantu, który pozwala utrzymać taką grupę badawczą. W Polsce mamy wiele atrakcyjnych możliwości grantowych tego typu, jest nią chociażby Maestro czy Sonata w NCN, no i, oczywiście, najbardziej prestiżowe granty European Research Council czy granty innego typu w ramach Horyzontu 2020.

W niemieckim systemie istnieje także możliwość wzięcia udziału w konkursach na tzw. młodszego profesora, w których trzeba się oczywiście wykazać odpowiednimi pomysłami i osiągnięciami naukowymi.

To jest bardzo dobry model, ponieważ, kładąc nacisk na osiągnięcia, dzięki przejrzystym zasadom, pozwala wyłonić najlepszych. Ten, kto ma rzeczywiście znakomite pomysły, bez trudu poradzi sobie w roli lidera zespołu czy wygra konkurs na młodego profesora. Jeśli jednak dana osoba nie ma dobrych koncepcji, pomysłów czy predyspozycji naukowych, na każdej z tych ścieżek będzie miała problemy z uzyskaniem samodzielności naukowej, które albo pokona, albo będzie musiała zrezygnować z takiej ścieżki swojej kariery i – co warto podkreślić – nie mówimy tutaj o jakichś niezwykłych wymaganiach, ale o sprostaniu standardowym wymogom akademickim.

Czy podczas katowickiego spotkania pojawiły się jakieś recepty na uzdrowienie naszego systemu?

– Zasadniczo wiemy, co zrobić, żeby nauka i szkolnictwo wyższe w Polsce lepiej się rozwijały. Warunki te możemy nawet w miarę precyzyjnie określić. Ponieważ podczas konferencji w Katowicach często się do nich odwoływano, warto je przypomnieć. Przede wszystkim musimy zdecydowanie zwiększyć finansowanie polskich uczelni, zarówno w dziedzinie kształcenia, jak i badań naukowych (ze źródeł budżetowych krajowych, miejskich i regionalnych samorządowych, a także pozabudżetowych, jak biznes i gospodarka). Powinniśmy być atrakcyjnym miejscem pracy dla najlepszych uczonych z kraju i zagranicy. Ponieważ uniwersytet jest tak dobry, jak najlepsi uczeni, których może zatrudniać, należy więc tworzyć im odpowiednie warunki pracy i życia oraz zasadniczo podwyższać płace najlepszym. Przyciągajmy najbardziej utalentowaną młodzież! Wspomagajmy na wszystkie możliwe sposoby rozwój naukowy i karierę akademicką młodych talentów, umożliwiając im jak najszybsze uzyskiwanie samodzielności naukowej, budowanie własnych zespołów badawczych i kierowanie nimi. Uczyńmy bardziej międzynarodowymi nasze badania naukowe oraz kształcenie i zwiększmy mobilność naszej kadry. Rozwijajmy zasady konkurencyjności w zatrudnianiu i pozyskiwaniu środków na naukę (stosujmy zasady etatyzacji poprzez określanie, najlepiej proporcją, liczby uczonych zatrudnionych w danych kategoriach pracowniczych, np. stanowisk profesora nadzwyczajnego bez tytułu, stanowisk dydaktycznych do naukowo-dydaktycznych, zatrudnianie tylko na podstawie otwartych, międzynarodowych konkursów, poszukiwanie najlepszego balansu w przemieszczaniu środków na działalność statutową do agencji przyznających środki na naukę w trybie grantowym). W tym kontekście trzeba rozpatrywać wszelkie propozycje zmierzające do wzorowania się na rozwiązaniach, które istnieją w Niemczech.

Zasadnicze elementy to zróżnicowanie i uelastycznienie ścieżek (tenure track) prowadzących do uzyskania samodzielności naukowej, zachowanie habilitacji, wprawdzie nie jako obligatoryjnego, ale jako jednego ze środków dochodzenia do samodzielności naukowej. Bardzo istotna jest przejrzystość dalszej kariery: po zrealizowaniu tej czy innej ścieżki tenure track uzyskanie stanowiska profesora nadzwyczajnego danej uczelni (+/- associate profesor) jest ostatnim szczeblem przed uzyskaniem tytułu profesora (+/- full professor).

Niezwykle ważny jest także nacisk na fakt, że to osiągnięcia naukowe są naszym głównym celem realizowanym w takiej czy innej postaci i to one są drogą do uzyskania samodzielności naukowej, która nie powinna być celem samym w sobie, w oderwaniu od osiągnięć naukowych.

Jeśli nie habilitacja, to co jest przeszkodą w karierze naukowej?

– Myślę, że przyczyna spowolnienia awansu naukowego w Polsce leży gdzie indziej, choć mówi się o niej stosunkowo rzadko albo wcale. Odnotowywane przez wielu w trakcie dyskusji, nie tylko w Katowicach, ale także w dokumentach ministerialnych, późne uzyskiwanie samodzielności naukowej w Polsce, czyli uzyskiwanie stopnia doktora habilitowanego, które miałoby być argumentem na rzecz zlikwidowania habilitacji i w konsekwencji zapewne także jakiejkolwiek innej formy tenure track, jest związane w przeważającej większości przypadków ze zbyt niskim wynagrodzeniem generalnie kadry naukowej, a młodej w szczególności. Efektem jest zniechęcenie zarówno do podejmowania pracy naukowej, jak i jej kontynuacji. Wielu zwłaszcza młodszych pracowników nauki zmuszonych jest do dorabiania na różne sposoby, co w sposób widoczny zmniejsza czas przeznaczany na prace badawcze. Przeszkodami są także zbyt wysokie pensum dydaktyczne i stanowczo za duże obciążenia administracyjno-organizacyjne spoczywające na nauczycielach akademickich, są oni bowiem zobligowani licznymi przepisami (i w tym względzie niezbędna jest deregulacja) do różnego typu sprawozdawczości, nie do wykonania przez pracowników administracyjnych.

To właśnie te elementy bezspornie opóźniają rozwój młodej kadry naukowej, a nie habilitacja czy jakakolwiek inna forma tenure track, bo przecież kapitał ludzki i intelektualny mamy w Polsce znakomity.

O oczywistych zależnościach między poziomem finansowania a rozwojem szkolnictwa wyższego oraz nauki w swoich propozycjach ustawowych wspominają profesor Marek Kwiek z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, a także prezes zarządu Instytutu Allerhanda dr hab. Arkadiusz Radwan. Problemem bowiem zasadniczym jest dalece niedostateczny – by nie powiedzieć: fatalnie niski poziom – finansowania szkolnictwa wyższego i nauki w Polsce. Prześledźmy podstawowe dane porównawcze: w pierwszej kolejności dotyczące szkolnictwa wyższego, a później nauki. Rozdzielam te dwa pojęcia, ponieważ wynagrodzenia dla pracowników akademickich w Polsce płacone są z budżetu szkolnictwa wyższego, a nie nauki…

Podstawową zmianą, która powinna nastąpić, i to jak najszybciej, jest zwiększenie budżetu szkolnictwa wyższego przynajmniej do poziomu średniej krajów OECD, czyli do 1,5 proc. PKB. Obecnie w Polsce przeznaczamy na niego zaledwie 0,85 proc. PKB. Równie słabe wskaźniki odnotowujemy w wysokości dotacji na jednego studenta – w Polsce wynosi ona około 3 tys. euro, gdy tymczasem średnia unijna to 6 tys. euro., nie wspominając już o takich krajach, jak Dania, Niemcy, Austria, gdzie kwota ta wynosi około 20 tys. euro. Tak więc pierwszą i nieodzowną zmianą powinno być wyraźne zwiększenie finansowania szkolnictwa wyższego zapewniające także wszystkim pracownikom naukowym i naukowo-dydaktycznym podwyższenie wynagrodzenia, szczególnie młodym. Po obronie doktoratu młodzi ludzie otrzymują bardzo niskie wynagrodzenia, niewystarczające na zaspokojenie oczywistych potrzeb życia prywatnego, szczególnie w tym okresie życia młodych ludzi. Niemal dla wszystkich ogromnym problemem jest brak odpowiednich środków na utrzymanie rodziny. Podwyższenie wynagrodzenia dochodzące do średniej unijnej jest zabiegiem niezbędnym. Zakładam, że wówczas około 75 proc. pracowników, o których zwykło się mówić, że nie pracują wystarczająco dobrze, pracowałoby znacznie lepiej. Mogłoby się to wiązać także ze zmniejszeniem pensum godzinowego i eliminacją wielu obciążeń organizacyjnych, które w chwili obecnej spoczywają głównie na młodej kadrze. Znaczne odciążenie od problemów finansowych zapewne przyczyniłoby się do zintensyfikowania badań naukowych, a owe 75 proc. młodych nie musiałoby uskarżać się na przeszkodę w uzyskaniu samodzielności naukowej, jak nazywa wielu młodych habilitację, która rozkłada się obecnie na 12–14 lat. Jej uzyskanie trwałoby przynajmniej o połowę krócej i w tej sytuacji aktualny ustawowy okres 8 lat byłby niewątpliwie wystarczający. Nie można przecież wymagać od polskich uczonych osiągania takich samych wyników naukowych, jakie mają nasi partnerzy na Zachodzie, przy tak ogromnej dysproporcji wynagrodzeń.

Jeszcze gorzej jest w nauce, na którą z budżetu krajowego przeznaczane jest około 0,3 proc. PKB, dodając do tego środki unijne (ok. 0,15 proc. PKB, a warto przy tym pamiętać, że znikną one prawdopodobnie po roku 2020) i niestabilne przychody ze współpracy z gospodarką (ok. 0,45 proc. PKB), poziom ten podnosi się tylko do 0,9 proc. PKB – to zaledwie połowa średniej unijnej. W założeniach Strategii Europa 2020 przewidywano nakłady na naukę na poziomie 3 proc. PKB. W Polsce kolejne rządy proponowały osiągniecie poziomu 1,75 proc. PKB w 2020 roku, a plan pana premiera Morawieckiego mówi o 2 proc. PKB. To oczywiste, że odpowiedniej wysokości finansowania nie da się wprowadzić z roku na rok, ale środowisko akademickie oczekuje przedstawienia ścieżki finansowania i dochodzenia do zapowiadanego wzrostu funduszy na badania naukowe i szkolnictwo wyższe. Zarówno w rozmowach z panem premierem J. Gowinem na zebraniach Rady NKN, jak i w wystąpieniach podczas konferencji, nieustannie o tym mówimy: nie skupiajmy się wyłącznie na legislacji, reforma jest bardzo ważna, ale zacznijmy od fundamentu. Jeśli chcemy, aby był mocny, muszą być zapewnione odpowiednie środki finansowe i tylko wtedy będziemy mieć realne możliwości przeprowadzenia reformy.

Pojawiły się wypowiedzi, które podważają zasadność zwiększenia dofinansowywania, tłumacząc to spadkiem polskich uczelni na międzynarodowych listach rankingowych…

– Nie przywiązywałbym tak dużej wagi do rankingów, w żaden sposób także ich nie lekceważąc, ale jeżeli one mają być źródłem informacji, to należy też mieć wiedzę o tym, jak są konstruowane i czego w istocie dotyczą. Generalnie na szczycie list rankingowych znajdują się uczelnie z największymi budżetami, nieważne, czy dotowane tak wysoko przez budżety krajowe, czy przez właścicieli i partnerów prywatnych. Nawet Oxford University, który według rankingu Times Higher Education został w ubiegłym roku uznany za najlepszą uczelnię na świecie, obawia się o swoją pozycję, czując ogromne zagrożenie ze strony dużych uniwersytetów amerykańskich i krajów azjatyckich, gdzie nie szczędzi się nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe. Oxford University nie jest w stanie zapewnić sobie tak wysokiego poziomu finansowania działalności. Ten fakt jest niezwykle wymowny. Dobre wyniki wymagają dobrego finansowania nauki – to jest oczywiste. Jeśli nakłady na polskie szkolnictwo wyższe i naukę się nie zmienią, za rok uczelnie polskie mogą znaleźć się jeszcze niżej na listach rankingowych.

Zdaniem wielu mówców tę lukę finansową może przejąć na siebie gospodarka i biznes.

– Współpraca z otoczeniem gospodarczym jest bardzo potrzebnym, wręcz nieodzownym i ze wszech miar słusznym postulatem. To jest także realizacja idei profesora J.G. Wissemy – głównego ideologa koncepcji uniwersytetu trzeciej generacji, czyli uniwersytetu przedsiębiorczego, opartego na współpracy nauki z biznesem. W XXI wieku jest to konieczność. Najlepsze uczelnie, które prowadzą dobrze prosperujące kierunki techniczne czy matematyczno-przyrodnicze, nie wykluczając oczywiście uniwersytetów, mogą swoje badania świetnie komercjalizować i czyni się to na całym świecie. Dzięki temu nauka poprzez swoje osiągnięcia i ich aplikacje może finansować część własnych badań, ponieważ jednak nie są to dotacje stabilne i możliwe do uzyskania głównie przez przedstawicieli części dyscyplin naukowych, ten dodatkowy zastrzyk finansowy nie może w żaden sposób zwalniać państwa z obowiązku finansowania szkolnictwa publicznego. Poziom edukacji decyduje o poziomie rozwoju kraju, a inwestowanie w szkolnictwo, szczególnie wyższe, jest jedną z niewielu – gdyby używać języka ekonomii – lokat kapitału, które zwracają się wielokrotnie.

Przypomnijmy, iż w koncepcji rozwoju szkolnictwa wyższego w Polsce do roku 2020 przedstawionej przez KRASP kładziemy zdecydowanie nacisk na trzeci filar współczesnego, nowoczesnego uniwersytetu, który możemy nazwać uniwersytetem III generacji: obok oczywistej misji naukowej i edukacyjnej mamy do wypełnienia także tę trzecią – misję nowej, społecznej odpowiedzialności uniwersytetu. Jest ona zresztą szeroko rozumiana i w konsekwencji nasza koncepcja uniwersytetu III generacji jest wyraźnie szerzej pomyślana niż w propozycjach J.G. Wissemy. W naszym Uniwersytecie, rozwijamy te myśli i rozumienie tej szeroko pojętej misji bardzo intensywnie, a wraz z dr Magdaleną Ochwat, dyrektor Gabinetu Rektora w poprzednich dwóch kadencjach, zarysowaliśmy koncepcję realizacji tej misji w dokumencie Univercity – kreatywne i inteligentne miasto i region.

Uczestnicy konferencji podkreślali niedostateczną liczbę naukowców w Polsce, w tej kategorii także bardzo źle wypadamy na tle krajów UE.

– To prawda. Chociaż liczbą przejmowałbym się mniej. Nam brakuje nie tyle doktorów, habilitacji, nie brakuje nam nawet profesorów, chociaż jest ich oczywiście, co do tego nie ma wątpliwości, za mało w stosunku do innych krajów UE, bardziej dotkliwy jest natomiast niedosyt osiągnięć naukowych rangi światowej. Najważniejszym i zarazem podstawowym kryterium badań, które finalizują się w postaci doktoratów, habilitacji czy profesury, powinna być – i to silnie akcentowali dyskutanci – ocena jakości prac badawczych pod kątem kwalifikacji: czy są one rzeczywistymi osiągnięciami, czy też nie. Przepisy zawarte w Ustawie o stopniach naukowych i tytule naukowym wyraźnie definiują zasady awansu, stawiając jako kluczowe kryterium awansu ocenę osiągnięcia, które ma być jego podstawą i które z istoty rzeczy ma być czymś wyjątkowym. To prawda, że należy zdecydowanie podnieść poprzeczkę wymagań wobec kandydatów do awansu, ale aby tę zasadę wcielić w życie, o stanowisko na przykład doktora habilitowanego powinien ubiegać się nie jeden, lecz kilku kandydatów, a tak niestety nie jest, przynajmniej na razie. Jesteśmy w trudnej sytuacji, stajemy bowiem wobec dwóch sprzecznych tendencji. Z jednej strony powinniśmy znacznie więcej wymagać od kandydatów na wszystkie stopnie kariery akademickiej, a z drugiej strony mamy bardzo mało w naszym kraju ludzi uczestniczących w badaniach naukowych i w procesach wdrożeniowych. W tym rankingu plasujemy się na końcu stawki, tylko przed Cyprem i Bułgarią, reszta krajów UE jest daleko przed nami. Według danych z 2013 roku liczba osób zatrudnionych w badaniach i rozwoju (R&D) wyniosła 0,84 proc., średnia unijna w tym czasie przekroczyła 1,7 proc. Oznacza to, że na milion mieszkańców przypadało w Polsce ok. 1850 naukowców, kiedy już u naszych sąsiadów w Czechach ta liczba przekraczała 3200, w Portugalii ponad 4100… Zwiększenie więc wymagań, lecz bez podniesienia finansowania szkolnictwa wyższego i nauki w Polsce, w tym oczywiście wynagrodzeń, bardzo prawdopodobnie spowodowałoby spadek liczby osób zatrudnionych w R&D.

A jednak wielu uczestników katowickiej konferencji wręcz gromko domagało się podniesienia kryteriów.

– Ten postulat został rzeczywiście bardzo mocno zaakcentowany, ale pojawił się on w kontekście znacznego wzrostu dofinansowania. Tylko wtedy ma sens. Nie może być mowy o podniesieniu jakości bez zapewnienia wzrostu nakładów na badania i szkolnictwo wyższe. Polska ma ogromny potencjał intelektualny i kapitał ludzki, czego najlepszym dowodem są nasi naukowcy wyjeżdżający na Zachód, którzy robią świetne kariery naukowe. Infrastrukturę badawczą mamy na bardzo dobrym poziomie, to efekt ponad 28 miliardów złotych, które w poprzedniej perspektywie finansowej UE zostały wydane na doposażenie zaplecza badawczego. Teraz należy zainwestować w ludzi, podwyższając im przede wszystkim wynagrodzenia tak, aby były one zachętą do dalszej pracy badawczej na wszystkich szczeblach ścieżki kariery naukowej.

Wielokrotnie powoływano się na przykłady dobrze funkcjonujących systemów szkolnictwa wyższego w innych krajach Europy, uznając je za wzorcowe i godne zastosowania w polskiej rzeczywistości.

– We wszystkich dyskusjach, w których pojawia się chęć przeszczepiania jakiegoś systemu do Polski, musimy pamiętać, że w danym kraju jest on częścią określonej struktury: finansowej, ekonomicznej czy politycznej, całego – by użyć modnego ostatnio słowa – ekosystemu nauki. Ale przecież nie można zaadaptować systemu obowiązującego na przykład w Szwajcarii, mimo że znakomicie on tam funkcjonuje, ponieważ nasze i szwajcarskie realia są nieporównywalne, chociażby pod względem poziomu finansowania nauki i szkolnictwa wyższego w obu krajach. To samo dotyczy Niemiec, Wielkiej Brytanii czy USA. Ale odpowiednio zmodyfikowany i zaadaptowany do polskich warunków model funkcjonujący dobrze w jakimś wysoko rozwiniętym kraju jest do zastosowania także w Polsce. Przykładowo model niemiecki byłby dla nas najlepszym punktem odniesienia ze względu chociażby na dotychczasową wspólnotę systemową, podobieństwo ścieżek kariery oraz jego zróżnicowanie i elastyczność.

Jaki jest dalszy harmonogram prac nad nową ustawą?

– Gdyby udało się uzyskać konsensus w najważniejszych kwestiach, poszczególne zespoły tematyczne i legislacyjne mogłyby zakończyć prace do końca czerwca. Kongres we wrześniu zapewne określi już nowe regulacje ustawowe i dalsze działania. Następnie dyskusja przeniesie się do Sejmu i Senatu, jeśli więc nic nie stanie na przeszkodzie, nowy rok akademicki 2018/2019 mógłby się rozpocząć z nową ustawą Prawo o szkolnictwie wyższym. Najważniejsze jest jednak, aby rozsądne głosy środowiska akademickiego były na tyle głośne i przekonujące, a nasza aktywność na tyle dobra i skuteczna, żeby znalazły one oddźwięk w przepisach, które się pojawią.

Dziękuję za rozmowę. 

Autorzy: Maria Sztuka
Fotografie: Tomasz Kawka