„Moja pani! Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział”. Cytat z Moralności pani Dulskiej Gabrieli Zapolskiej, wystawionej w 1906 roku, a wydanej rok później, stał się jednym z polskich „skrzydlatych słów”, znanych i powtarzanych w różnych kontekstach prywatnych i publicznych, współtworzących Polaka portret własny.
Eponim dulszczyzna, nazywający postawę hipokrytycznego filistra – bynajmniej niejednoznacznie wartościowany – też jest w powszechnym użyciu. A w polszczyźnie niewiele mamy słów utworzonych od nazwisk bohaterów literatury polskiej, by wymienić jeszcze np. wallenrodyzm.
Z czym, poza należącą do kanonu literackiego tragifarsą kołtuńską, kojarzy nam się Zapolska, postać złożona, wielowymiarowa, nonkonformistyczna, intrygująca, ale nieczytana? Czy przywróci ją do czytelniczego obiegu kryminał, który w ubiegłym roku został po raz pierwszy wydany w formie książki? W oryginale była to bowiem powieść w 48 odcinkach publikowana w 1903 roku w krakowskich „Nowinach dla Wszystkich” pod tytułem Kwiat śmierci, sygnowana przez Walerego Tomickiego. A to jeden z pseudonimów Marii z Korwin-Piotrowskich, 1. voto Śnieżko, 2. voto Janowskiej, znanej (pod również pseudonimem scenicznym) jako Gabriela Zapolska. Dodam: typowa produkcja „pisana dla pieniędzy”. Ale tworzona przez pisarkę, która osiągnęła niekwestionowaną pozycję w historii literatury polskiej.
Zaczyna się malarsko: wezbrany powodziowy nurt dopływu Wisły niesie zjawiskowo wyglądające zwłoki młodej kobiety. Nie sposób nie pomyśleć natychmiast o Szekspirowskiej Ofelii i jej sugestywnej prerafaelickiej wizji w obrazie Johna Everetta Millais’a (1852), na którym uduchowiona postać kobieca unosi się na wodzie wśród hiperrealistycznej natury. Zapolska, dzięki swoim zainteresowaniom malarskim i kontaktom ze środowiskami artystycznymi, mogła znać twórczość Millais’a.
Niezwykłe zwłoki wyławia krakowski urwis i przekazuje je nieporadnemu policjantowi, którego sprawa tajemniczej topielicy pochłania całkowicie. Oczywiście, nie zdradzę zakończenia! Ale powiem, że z ciekawością czytałam tę jeszcze nieopierzoną powieść gatunkową, przemierzając z bohaterami ulice Krakowa z początku ubiegłego wieku, pogrążając się w posępnym i przyciemnionym klimacie miasta, zastanawiając się nad obrazem gwary miejskiej środowiska marginesu społecznego.
Kryminalna intryga nie jest zbyt skomplikowana – powieść stanowi jeden z pierwszych polskich kryminałów. A ten przejdzie długą drogę, by 100 lat później stać się modnym, przyciągającym gatunkiem literackim.
Czy Zapolska stanie się konkurentką dla Katarzyny Bondy, nazywanej królową polskiego kryminału? Nie! Ale dzięki temu utworowi ukazuje się jako prekursorka powieści kryminalnej w Polsce, odsłaniając tym samym nowe oblicze, co w przypadku pisarki o utrwalonej literackiej „gębie” staje się atutem skłaniającym do sięgnięcia po dzieło, o którym niewiele dotąd wiedzieli nawet znawcy literatury. I na dodatek wcale niełatwo je znaleźć, bo nawet największa wyszukiwarka internetowa jest powściągliwa w podawaniu informacji o Kwiecie śmierci: powieści kryminalnej ze stosunków krakowskich w dwóch tomach. Dotarcie do niej wymaga pewnych (niewielkich – to prawda) zdolności detektywistycznych.