Majowe spotkanie dotyczyło zagadnień związanych ze współczesną genetyką. Terapia genowa, klonowanie czy żywność modyfikowana genetycznie to tylko niektóre z kwestii poruszonych podczas rozmowy dr. Tomasza Rożka z profesor Ewą Bartnik z Uniwersytetu Warszawskiego i Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN w Warszawie.
Z rozwojem genetyki ludzie wiążą nadzieje na pokonanie wielu chorób, a tym samym na przedłużenie życia. Jedną z możliwości jest podejmowanie prób w zakresie terapii genowej. Profesor Bartnik wyjaśniła, że u podstaw terapii genowej leży fakt, iż w poszczególnych fragmentach DNA są zapisane różne informacje, np. o zapadalności na choroby nowotworowe. Terapia genowa dopiero się rozwija, podejmuje się wiele prób, lecz w gruncie rzeczy może ona dotyczyć niewielkiej grupy ludzi, bo choroby zależne od jednego czy dwóch genów są raczej mało powszechne. Przykładem zastosowania terapii genowej był lek dopuszczony na rynek w Holandii w listopadzie 2013 roku stosowany w chorobie polegającej na zaburzeniach metabolizmu lipidów. Jeden zastrzyk domięśniowy kosztował milion euro, ale podaje się go raz na całe życie.
Najwięcej emocji wzbudza jednak możliwość klonowania. Profesor Bartnik zwróciła uwagę na fakt, że zainteresowanie mediów genetyką rozpoczęło się od owcy Dolly, która była sklonowana w 1996 roku. Komórki będące źródłem materiału genetycznego do klonowania zostały pobrane z gruczołu mlekowego dorosłej, sześcioletniej owcy rasy Finn-Dorset. Wyodrębniono z nich jądra komórkowe, które z kolei przeniesiono metodą transferu jądrowego do wcześniej pozbawionych jąder komórek jajowych owcy rasy Scottish Blackface. Istotne jest to, że Dolly urodziła się za 277. próbą, jej poprzedniczki w większości obciążone były mutacjami i błędami genetycznymi lub zniekształcone.
Obecnie wprowadza się rozróżnienie między klonowaniem terapeutycznym a klonowaniem reprodukcyjnym. To pierwsze ma na celu poznanie rozwoju człowieka. Zapytana o klonowanie reprodukcyjne profesor Bartnik odpowiedziała:
– Nie wiem, czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach by się na to odważył. Nie tylko z powodów etycznych, ale także z przyczyn zdrowotnych. W jakimś sensie robimy gwałt na naturze – bierzemy jądro komórki. Ta komórka już pracowała i może „iść na emeryturę”, my natomiast każemy jej sterować rozwojem zarodka. Każde dziecko wie, że mamy geny od ojca i od matki. Nie wie jednak, że mamy kilkadziesiąt genów – może 20, może 30, na pewno mniej niż 100, które zachowują się bardzo dziwnie. DNA wygląda tak samo – to od ojca i to od matki – ale aktywna jest tylko kopia od jednego z rodziców, dla danego genu tylko od ojca albo tylko matczyna. To się nazywa piętno genomowe. U myszy, które są klonowane, ten proces jest zaburzony. Z tego powodu bardzo bym się obawiała klonowania ludzi, bo taka osoba mogłaby mieć różne problemy nie do przewidzenia.
Uzasadniony jest zatem niepokój, jaki wzbudza fakt, że w niektórych krajach brak jest wciąż przepisów regulujących prace nad klonowaniem, które uwzględniałyby zarówno jego medyczne, jak i etyczne aspekty.
Czy genetyka daje inne niż klonowanie możliwości przedłużenia życia człowieka? Odpowiadając na to pytanie, profesor Bartnik wyjaśniła, że podejmowane były próby sekwencjonowania DNA 18 osób, które miały ponad 100 lat. Celem badań było znalezienie odpowiedzi na pytanie, co ich różni od ludzi, którzy nie żyją tak długo. Nie znaleziono niczego, co by mogło być punktem zaczepienia. Taki wynik sugeruje, że długowieczność jest związana z bardzo różnymi genami.
– Możemy sobie przetaczać krew i robić różne rzeczy w celu przedłużenia życia, ale nie bardzo widzę, co można zrobić ze starzeniem się mózgu. Według mnie starzenie się to przede wszystkim starzenie się komórek nerwowych – kontynuowała profesor Bartnik. Faktem jest, że żyjemy dłużej i mamy różnego rodzaju choroby, które wymagają przeszczepu narządów. Dlatego kolejne pytanie publiczności dotyczyło podobieństwa wielkości narządów człowieka i świni oraz związanych z tym możliwości dokonywania przeszczepów. Profesor Bartnik przyznała, że rozważa się tę kwestię, ale jest kilka problemów. Po pierwsze, każdy organizm ma swoje własne wirusy wbudowane do DNA. Gdyby te komórki przeszczepić ze świni do człowieka, to one się na pewno uruchomią. Po drugie, nawet jeśli otrzymamy przeszczep od innego człowieka, kogoś, kto nie jest naszym bliźniakiem jednojajowym, trzeba podawać biorcy silne leki immunosupresyjne. W związku z tym przeszczepy od świń stają się zbyt kosztowne, a problemy wydają się nie do uniknięcia.
Podczas spotkania nie zabrakło też pytań o żywność modyfikowaną genetycznie.
– Musimy sobie zdać sprawę z tego, że nic, co nas otacza, nie jest już naturalne, może z wyjątkiem grzybów w lesie – odpowiedziała prof. Ewa Bartnik. – Dla mnie wprowadzenie jednego genu jest dużo bardziej racjonalne niż np. bombardowanie promieniami rentgenowskimi. Obawy związane z roślinami transgenicznymi są dla mnie niezrozumiałe, tym bardziej, że można zapanować nad rozprzestrzenianiem się tych roślin.