Od 13 do 15 kwietnia gościem Uniwersytetu Śląskiego był prof. Sverrir Jakobsson z Uniwersytetu Islandzkiego w Reykjaviku. Była to już jego druga wizyta w Katowicach. Tego znakomitego badacza po raz kolejny uczelnia mogła gościć dzięki wymianie naukowo-dydaktycznej między obiema uczelniami w ramach programu Mobilność Studentów i Pracowników Uczelni, finansowanego przez Fundusz Stypendialny i Szkoleniowy. Podczas tegorocznej wizyty można było wysłuchać interesujących wykładów na temat politycznych dziejów średniowiecznej Islandii.
Jest Pan Profesor w Polsce już po raz drugi. Od czego zaczęły się Pana kontakty z Polską?
– Wszystko zaczęło się od przyjazdów dr. Jakuba Morawca z Zakładu Historii Średniowiecznej UŚ na Islandię. Następnie uruchomiony został program wymian, dzięki któremu do Polski przyjechała prof. Ásdís Egilsdóttir. Potrzebny był jeszcze jeden historyk, który w szerszym spektrum ukazałby różne aspekty badań nad średniowieczną Islandią. Myślę, że to dlatego Jakub zwrócił się do mnie – chciał zapewnić studentom kontakt z jak największą liczbą specjalistów w tej dziedzinie, którzy zapoznaliby ich z różnorodnym materiałem i poruszanymi na jego podstawie zagadnieniami. Nasze rozmowy na ten temat zaczęły się na rok przed moim pierwszym przyjazdem. Byłem bardzo zadowolony z pierwszej wizyty i tego, ile osób przyszło na moje wykłady, oraz z poziomu dyskusji. Od razu zgodziłem się przyjechać ponownie, tym bardziej, że w międzyczasie rozpoczynałem kolejny projekt i wiedziałem, że nie będę poruszał tych samych tematów przez dwa lata z rzędu. To było dla mnie ważne, ponieważ wiedziałem, że i tym razem będę miał do zaoferowania coś nowego.
Tym razem wygłosił Pan Profesor trzy wykłady w ciągu trzech kolejnych dni, a tematyka była związana z historią polityczną średniowiecznej Islandii. Czy jest to powiązane z Pana obecnymi badaniami?
– Jak najbardziej. W zeszłym roku przedstawiałem ukończony już projekt na temat światopoglądu Islandczyków. Dziesięć lat temu napisałem na ten temat rozprawę doktorską, a przez kolejne trzy lata zgłębiałem jego aspekty w ramach projektu wspieranego przez Islandzki Fundusz Badawczy. To był właśnie temat zeszłorocznego cyklu wykładów. Miałem mnóstwo materiałów do zaprezentowania – własnych książek i szkiców. Tym razem chciałem podjąć temat, który zgłębiam obecnie, tj. badania przekrojowe historii politycznej Islandii w latach 1096–1288. Za datę początkową badanego okresu przyjmuję rok 1096. Wtedy to wprowadzono na Islandii obowiązek płacenia dziesięciny, pierwszego podatku w średniowiecznych dziejach wyspy, co rozpoczęło proces instytucjonalizacji tutejszego życia społecznego i politycznego oraz dało podwaliny zupełnie nowego układu politycznego. W roku 1288 król Norwegii wprowadził natomiast na Islandii nowe podatki i nowe prawo. Nowy system prawny wówczas wprowadzony znany jest nam dzięki spisaniu go w kodeksie zwanym dziś Jónsbok. Te dwa wydarzenia – wprowadzenie dziesięciny i nowe prawo z roku 1288 – to dwa kamienie milowe w rozwoju średniowiecznej Islandii.
Moim zamiarem było ukazać dzieje polityczne Islandii z perspektywy kluczowych uczestników tamtych zdarzeń. Zależało mi przede wszystkim na pokazaniu, jak ludzie działali w społeczeństwie tak bardzo różnym od naszego. Chciałem także zwrócić uwagę na zapomnianych aktorów ówczesnej sceny politycznej. Dla przykładu, w islandzkich podręcznikach do historii tamtego okresu kobiety są niemal całkowicie pomijane, ponieważ jest on postrzegany jako faktyczna rywalizacja między pięcioma czy sześcioma przedstawicielami miejscowych elit. To na nich skupiają się historycy i tylko ich imiona pamiętają Islandczycy. Moją intencją było sięgnąć głębiej, zbadać ten konflikt przez pryzmat motywacji i celów rożnych przywódców politycznych, przyjrzeć się roli, jaką odegrała zapomniana część elit, głównie właśnie kobiet, które postrzega się zwykle jako pionki w grze. Oczywiście źródła pisane przedstawiają nam zupełnie inny obraz – liczne są przykłady kobiet silnych, zawsze kontrolujących przebieg wydarzeń. Ludzie stojący w cieniu wodzów także są ważnymi figurami – nie są jedynie pionkami w rękach włodarzy, ale sami podejmują decyzje. Obecnie stawiam sobie za cel przedstawić pełniejszy obraz tej społeczności.
Mamy mnóstwo wspaniałych źródeł. Ja opieram się głównie na źródłach literackich, np. Sadze o Sturlungach i sagach biskupich. Rzecz jasna, nie ograniczam się do streszczania tych dzieł, a często wręcz je neguję, próbując wskazać, co autorzy (anonimowi lub znani) próbowali przekazać, a także czego nam nie przekazali i dlaczego. Uważam, że Snorri Sturluson, autor Sagi o Islandczykach, jest bardzo ciekawym narratorem pod tym względem. Przykładowo, osoby mu najbliższe – ojciec Þórður Sturluson czy babka Guðný Böðvarsdóttir, która go wychowała – są bardzo rzadko wymieniane w jego dziele, działają za kulisami. Ja jednak uważam, że choć w tekście nie jest to wyraźnie widoczne, postaci te pociągały za sznurki, lecz żeby to zobaczyć, trzeba bardziej zagłębić się w treść sagi.
Chcę również napisać o ludziach, którzy później staną się ikonami islandzkiej kultury, takich jak poeta Kolbeinn Tumason czy pisarz Snorri Sturluson, i zbadać ich sylwetki jako działaczy politycznych, często nie tak szlachetnych i heroicznych, jak się powszechnie uważa w dzisiejszych czasach.
Zatem tematy, które Pan Profesor prezentuje, są aktualnie przez Pana rozwijane?
– Tak. W pierwszej kolejności mam zamiar napisać książkę w języku islandzkim, która przybliżyłaby tę historię Islandczykom. Chcę także zgłębić temat w cyklu artykułów skierowanych także do odbiorcy międzynarodowego.
Czy ten temat znajduje się w centrum zainteresowań badawczych współczesnych skandynawistów w Islandii lub też całej Skandynawii?
– Wydaje mi się, że tzw. sagi współczesne, czyli przede wszystkim Saga o Sturlungach, są zaniedbywane. Przez ostatnie dekady studia skandynawistyczne zanadto koncentrowały się na manuskryptach i odkryciach archeologicznych. Badacze skupili się na podstawowej analizie manuskryptów, co oczywiście jest bardzo ważne i powinno być stale pogłębiane, jednocześnie jednak zaniedbano tradycyjne badania literaturoznawcze i historyczne. Należy przywrócić im świetność i dlatego ja w pewnym sensie działam na przekór aktualnym tendencjom w studiach nad średniowieczną Islandią; nie jestem zresztą jedyny. Chociaż my, badacze, wciąż szukamy nowych przedmiotów badań, nowych artefaktów czy tekstów, którym nikt wcześniej się nie przyjrzał, to uważam, że nie należy odkładać na bok tego materiału, który wydaje się już dobrze rozpoznany. Zawsze da się odkryć w nim jakiś niuans; o dobrze znanym tekście można powiedzieć wiele nowego, jeśli tylko przyjmie się odmienną perspektywę.
Czy ma Pan Profesor jakieś konkretne założenia wobec słuchaczy z różnych krajów, gdy prezentuje Pan swoją pracę na forum międzynarodowym?
– Ponieważ to moja druga wizyta w Katowicach, wiedziałem, że czeka mnie ciepłe przyjęcie ze strony audytorium, a wykład będzie przyjemnością. Jeśli chodzi o pytania słuchaczy, to nigdy nie wiem, czego się spodziewać, a czasem zdarza się, że wręcz pomagają mi sformułować to, co chcę przekazać. Te pytania i wynikające z nich debaty są dla mnie niezwykle cenne. Pozwalają mi też ocenić zainteresowanie publiczności tematem, ponieważ jako badacze nigdy nie pracujemy w izolacji.
Jakie nadzieje wiąże Pan Profesor z uczestnictwem w programie wymian Uniwersytetu Islandzkiego i Uniwersytetu Śląskiego?
– Siłą napędową tego przedsięwzięcia jest strona śląska. Reykjavik jedynie wspomaga projekt. Nawiązaliśmy dzięki temu wiele cennych kontaktów. Myślę, że Islandczycy muszą zacząć przywiązywać większą wagę do współpracy międzynarodowej. To wciąż dla nas nowość, ale jako instytucja musimy stać się bardziej otwarci na takie możliwości. Tego właśnie uczy mnie obecny projekt i dlatego chciałbym dalej w nim uczestniczyć, jak również poznać inne możliwości, jakie daje współpraca międzynarodowa. Mam szczęście, ponieważ w naszej dziedzinie można spotkać entuzjastów z całego świata i powinniśmy nauczyć się z tego czerpać.
Czy Pana zdaniem zainteresowanie studiami skandynawistycznymi na zagranicznych uniwersytetach wzrasta?
- Myślę, że bardzo wiele zmieniło się na tym polu przez ostatnie 20–30 lat. Najbardziej niepokoi mnie brak zainteresowania Islandczyków ich własnym dziedzictwem kulturowym. Cieszy mnie jednak rosnące zainteresowanie za granicą, które ogarnęło już nawet te części świata, które nigdy wcześniej nie zajmowały się badaniem sag, jak Ameryka Łacińska czy Japonia. Takie zainteresowanie to prawdziwy zaszczyt dla naszego społeczeństwa i dziedzictwa kulturowego. Powinniśmy wykorzystać tę szansę.
Czy Pan Profesor ma jakieś rady dla studentów pragnących zagłębić się w temat pańskich badań?
– Rzecz najtrudniejsza, ale też konieczna, to nauka języka. Mimo dużego zainteresowania tematem na forum zagranicznym wiele kwestii zostało poruszonych jedynie w tekstach naukowych napisanych po islandzku. W związku z tym moja pierwsza rada brzmi: nauczyć się języka, najlepiej właśnie na Islandii. Oprócz tego wydaje mi się, że studenci powinni być gotowi wnieść coś od siebie. Patrząc z innej perspektywy, mogą dostrzec coś, czego Islandczycy nie zauważają, ponieważ są zbyt zamknięci we własnym kręgu kulturowym. Właśnie dlatego tak cenne są dla nas wpływy z całego świata, nie tylko z Wielkiej Brytanii, Skandynawii czy innych krajów Europy. Tak szeroki wachlarz różnorodnych perspektyw jest niezwykle przydatny w naszej dziedzinie i to dzięki niemu w ostatnich latach przeżywamy prawdziwy rozkwit studiów skandynawistycznych mimo malejącego zainteresowania nimi w samej Islandii.